Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dojrzałam do wrzucenia bomby w pole dmuchawców tudzież walnięcia piorunem w szczypiorek.…

Dojrzałam do wrzucenia bomby w pole dmuchawców tudzież walnięcia piorunem w szczypiorek. :)

Zatem: dziś będzie o UBEZPIECZENIACH.

Kontrowersyjny temat rzeka.

Od razu zaznaczam: zajmuję się kwestią ubezpieczeń sprzętów AGD/RTV/IT i szeroko pojętej elektroniki, zatem swoją historię ograniczę do tych kwestii. Zajmowałam się również gwarancjami samochodowymi, zatem ten temat jest mi też znany. Nie wiem nic o ubezpieczeniach komunikacyjnych, mieszkaniowych, życiowych, zdrowotnych, bankowych, kredytowych - zatem na ich temat wypowiadać się nie będę.

Do rzeczy zatem:

Z jednej strony Piekielni Ubezpieczyciele – złodzieje, bandyci, łachudry, łachmyty, kryminaliści, zbrodniarze, degeneraci, zboczeńcy, masoni, onaniści i cykliści (osobiście usłyszałam 90% tych określeń personalnie).

Z drugiej Piekielni Ubezpieczeni – leniwi, bezmyślni, roszczeniowi, bezrefleksyjni, często bardzo chamscy i równie często – zwykli naciągacze.

I każda strona ma swoje racje.

Chciałabym Wam rzucić trochę światła na skomplikowane meandry procesu zawarcia umowy ubezpieczenia i skorzystania z tej umowy – w razie potrzeby.

Poniżej przedstawiam piekielności, które mogą (ale nie muszą! – w tym cel mojej historii) stać się Waszym potencjalnym udziałem.

Zasada pierwsza - naczelna i podstawowa, która powinna być wyssana z mlekiem matki – przeczytaj Ogólne Warunki Ubezpieczenia.

Nie wierz sprzedawcy na słowo. PRZECZYTAJ. To Twoje pieniądze, Ty musisz wiedzieć, za co płacisz i co Ci za Twoje pieniądze przysługuje. Przeczytaj zatem.

Potem przeczytaj znów i zrozum.

Jeśli masz tak głęboką awersję do słowa pisanego, że wstrząsa Cię na sam widok – przeczytaj chociaż dwie sekcje – „Definicje” oraz „Listę wyłączeń odpowiedzialności”.

W pierwszej najczęściej znajdziesz informację, że „definicje używanych pojęć mogą różnić się od typowego, powszechnego ich znaczenia”. Należy zatem dokładnie ją przestudiować, bo z niej właśnie dowiesz się, co przysługuje Ci w ramach zawartej umowy oraz jak Ubezpieczyciel zinterpretuje opisane przez Ciebie zdarzenie.

Analogicznie z listy wyłączeń dowiesz się, w jakim przypadku odszkodowanie nie będzie Ci przysługiwać.

Piekielne sytuacje i jak się ich ustrzec:

1. „Bo ja tu mam taką polisę od wszystkiego”.

Oznacza to, że masz w ręku święty Graal, miecz Króla Artura lub inny, legendarny artefakt. Ubezpieczenie „od wszystkiego” NIE istnieje. Nawet umowy oferujące bardzo szeroki zakres odpowiedzialności Ubezpieczyciela (np. przedłużona gwarancja + nieszczęśliwy wypadek + uszkodzenie mechaniczne – te dwa ostatnie zakresy wcale nie są tożsame!) mają listę wyłączeń.

2. „Bo sprzedawca mi powiedział, że jak mi upadnie to zapłacicie”.

Bardzo możliwe, że tak właśnie powiedział. Nie neguję tego. Tylko Ty – przeczytawszy listę definicji – wiesz, że nie jest to prawda. Niestety, jest to praktyka powszechna. W naszym języku nazywa się to „misselling” – celowe wprowadzania klienta w błąd co do charakteru i właściwości danego produktu, aby nakłonić do jego kupna. Przeczytaj definicję zdarzenia ubezpieczeniowego.

3. „Naprawa? Jaka naprawa? Sprzedawca powiedział, że od razu dacie nowy!”.

Nie, nie damy. Priorytetem zawsze będzie naprawa. Ubezpieczyciel ma obowiązek przywrócić sprzęt do stanu funkcjonalności. Tę informację masz zawartą w OWU.

4. „Bo mi tu sprzedawca wcisnął jakąś polisę, ja nawet nie wiedziałem”.

To może się zdarzyć, gdy kupujesz sprzęt na raty. Piętrzą się przed Tobą papiery, z drukarki wychodzi ich coraz więcej i więcej, jesteś zmęczony/głodny/chcesz do łazienki/chcesz już wyjść, a tu sprzedawca wskazuje palcem – tu, tu i tu podpisać.
Podpisujesz, przeglądasz w domu i widzisz – umowę kredytową, ubezpieczenie kredytu i jeszcze jakieś ubezpieczenie sprzętu, którego wcale nie chciałeś. Spokojnie. Masz 30 dni na rezygnację z niego (7, jeśli brałeś na firmę). Ubezpieczyciel zwróci Ci składkę.
Tylko zadzwoń. Pamiętaj o terminie!

5. „Bo sprzedawca powiedział, że jak nie wezmę tego ubezpieczenia, to nie dostanę kredytu”.

Bzdura do kwadratu. Ubezpieczenie kredytu nie ma absolutnie nic wspólnego z ubezpieczeniem sprzętu. Żadne z nich nie jest obowiązkowe.
Ubezpieczenie kredytu może ewentualnie pozwolić na obniżenie oprocentowania lub prowizji kredytu, ale nie warunkuje samego faktu jego przyznania.
Ubezpieczenie sprzętu nic ma zupełnie nic do tego. Masz 30 (7) dni na rezygnację.
Wyjątek stanowią wyraźne promocje – np. drugi sprzęt za pół ceny, pod warunkiem, ze ubezpieczysz oba. Wtedy musisz ubezpieczyć, aby skorzystać z promocji.

6. „Sprzedawca powiedział, że ja nie muszę nic czytać, on mi wszystko powie”.

Tu niech Ci się zapali czerwona lampka. Z dużym prawdopodobieństwem możesz założyć, że sprzedawca próbuje Ci sprzedać coś, co nie będzie Ci nigdy potrzebne. Zastanów się - Ile razy dziecko wyrwało Ci drzwiczki pralki? Ile razy stawiając garnek w lodówce upuściłeś go na szklaną półkę i stłukłeś ją? Ile razy stłuczony talerzyk zablokował pompę odpływową zmywarki? Pomyśl i zdecyduj świadomie.

7. „Co? To ja mam to czytać? Pani chyba żartuje!”.

Nie żartuję. Naprawdę i całkiem serio powinieneś przeczytać warunki, na jakich zawarłeś polisę, ponieważ z tych warunków wynika wprost to, co i w jakiej sytuacji Ci się należy, a co nie. To Twoje pieniądze.

Generalnie: produkty ubezpieczeniowe są dobre i pomocne. Ale tylko te wybierane świadomie. Jeśli wiesz, co Ci się należy, a co nie – nie będziesz miał nigdy powodu do narzekania na Piekielnych Ubezpieczycieli.

Jeśli wydam Wam się pomocna i spodoba się Wam to, co piszę – mam tego mnóstwo w zanadrzu.

Ubezpieczenia

by KatzenKratzen
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Habiel
7 7

"W naszym języku nazywa się to „misselling” – celowe wprowadzania klienta w błąd co do charakteru i właściwości danego produktu, aby nakłonić do jego kupna." Czy to nie podpada już pod wadę prawną całej umowy- tj. celowe wprowadzenie w błąd w przypadku, gdy sprzedawca posługuje się definicjami ogólnie przyjętymi (czyli jak upadł to zrobił bum o podłogę, a w umowie upadek to przeniesienie z miejsca A na miejsce B bez lotu) ?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 czerwca 2017 o 23:22

avatar Rollem
7 9

@Habiel: Jasne, że jest to celowe wprowadzanie w błąd aka oszustwo z art. 286kk Problem jednak leży w tym - jak udowodnić, że ktoś coś powiedział? No niezbyt jest jak, można się jedynie zabezpieczać chodząc wszędzie z dyktafonem i/lub kamerą. Pytanie tylko - czy nie lepiej niż walczyć z wiatrakami jest uważać na samego siebie? Świata nie naprawimy, niestety, więc chociaż dbajmy o własny tyłek.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
0 6

@Rollem: "Pytanie tylko - czy nie lepiej niż walczyć z wiatrakami jest uważać na samego siebie? Świata nie naprawimy, niestety, więc chociaż dbajmy o własny tyłek. " Po to ten tekst napisałam

Odpowiedz
avatar Jorn
-2 6

@Rollem: Jeśli przedmiotem transakcji nie jest nieruchomość, samochód, czy inna rzecz wymagająca szczególnej formy zawarcia umowy, umowa ustna obowiązuje. Więc, jeśli sprzedawca powiedział, że "jak mi upadnie to zapłacicie”, to trzeba klientowi zapłacić. Oczywiście płacić ma nie ubezpieczyciel, lecz sklep zatrudniający sprzedawcę. I jeszcze dochodzi kwestia udowodnienie, ze sprzedawca tak powiedział, ale to się też da załatwić, jeśli klient pomyślał o tym wcześniej i się przygotował.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
3 9

@krzycz: Totalna bzdura. Nawet nie przechodziłeś obok siedziby TU i nie masz bladego pojęcia, jak działa umowa ubezpieczenia. Oczywiście, że Ubezpieczyciel musi zarobić, ale ryzyko wystąpienia szkody jest wkalkulowane w wysokość składki. Na odszkodowania zawiązywana jest specjalna rezerwa, zupełnie niezależna od zarobku Ubezpieczyciela. Ubezpieczony dostaje tyle, ile mu się należy, przy ścisłym przestrzeganiu OWU (bardzo ścisłym). Jeśli Ubezpieczony OWU nie przeczytał - jego strata. Tacy potem właśnie najgłośniej psioczą o złodziejach-Ubezpieczycielach.

Odpowiedz
avatar krzycz
1 1

@KatzenKratzen: tak, tak, oczywiście... Szczególnie biorąc pod uwagę "przy ścisłym przestrzeganiu OWU (bardzo ścisłym)". A OWU jest skonstruowane tak, ze ubezpieczenie w pełnej wysokości Ci wypłacą wtedy gdy szkoda miała miejsce w trzecią pełnię księżyca w roku, pod warunkiem, że miesiąc nie zawierał w nazwie literki R i że w Suwałkach wtedy było 15 stopni na plusie ORAZ na trasie A4 na odcinku Katowice - Wrocław średnia prędkość wszystkich niebieskich samochodów z silnikiem benzynowym mniejszym niż 0,9 litra wynosiła 170 kmph. No ale OWU to OWU, c'nie? :P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 12

W większości punktów problem jest ten sam, który przedstawiłaś w pkcie 4 "jesteś zmęczony/głodny/chcesz do łazienki, chcesz już wyjść", więc nie słuchasz tego, co sprzedawca do Ciebie mówi, zgadzasz się na wszystko, żeby się odczepił, nie zadajesz pytań, kiedy czegoś nie rozumiesz itd. Nie neguję istnienia oszustów(celowe wprowadzenie w błąd to oszustwo, niezależnie od tego, jak się to nazwie), ale zdzwiłabyś się, ilu klientów wykazuje zerowe zainteresowanie ofertą, na którą się decyduje(i nie chodzi tylko o samo czytanie umów, ale nawet słuchanie, kiedy sprzedawca coś tłumaczy). Pracuję w sprzedaży i wiele razy mi się zdarzyło, że klient przychodzi, bo on czegoś nie wiedział, ta pani mu coś innego powiedziała... I wyciąga dokumenty a tam rozpisane i rozrysowane to wszystko, o czym "nikt mu nie powiedział". Czasem wszystkie problemy to skutek ogólnego olewczego podejścia.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
4 8

@tysenna: Oczywiście, ze masz rację. Dlatego w moim tekście jest dużymi literami PRZECZYTAJ. Po to ustawodawca przewidział 30-dniowy termin na odstąpienie od umowy ubezpieczenia. W sklepie często klient jest zmęczony, nie ma czasu, nie chce mu się czytać albo - tak jak piszesz - zwyczajnie nie słucha, co się do niego mówi. Ale nie zwalnia to z obowiązku zapoznania się potem z umową. Nawet nie wiesz, ile razy usłyszałam "Ale jak to? Czemu nikt mi o tym nie powiedział"???

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@KatzenKratzen: w ubezpieczeniach jest taki termin, ale w wielu innych umowach nie, dlatego taka beztroska jest problemem. Ja w ogóle uważam, że jak ktoś jest zmęczony i nie potrafi się skupić, to powinien to przełożyć na inny dzień. Inna rzecz to stopień komplikacji i język tych umów. Chociaż wydaje mi się, że gdyby klienci je czytali przed podpisaniem, usługodawcy szybko by je uprościli ;-)

Odpowiedz
avatar Golondrina
6 6

Chętnie bym coś więcej poczytała :)

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
-3 5

@Golondrina: To przeczytaj to co podpisujesz i tyle. To wystarczy. Fabuły tu nie ma, wielkich odkryć też nie.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
0 4

@piesekpreriowy: Czytając Twoje komentarze pod wieloma innymi historiami, nie mam najmniejszych wątpliwości, że znasz się najlepiej na wszystkim i jesteś ekspertem w każdej dziedzinie. Przyjmij zatem do wiadomości, ze są ludzie, którzy na czymś konkretnym mogą się nie znać. Do nich kierowany jest ten tekst. Nie do znawców tematu, jak Ty, bo znawcy mają te wszystkie informacje w małym palcu (u nogi)

Odpowiedz
avatar pawelaugust
2 8

Przecież tych kartek jest za dużo, aby je czytać. Stosowana przez sprzedawców taktyka przykrywania tysiącem słów zbędnych czterdziestki potrzebnych jest skuteczna.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@pawelaugust: i najlepiej podpisać w ciemno? I decydować się na coś bez słuchania? Wiesz, że możesz poprosić o regulaminy i wzór umowy, przeczytać na spokojnie w domu, a potem tylko przeczytać najważniejsze punkty, sprawdzić czy się zgadza? Ale najlepiej zwalić na kogoś...

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
1 5

@pawelaugust: Dlatego właśnie ustawodawca przewidział 30-dniowy termin na odstąpienie. Logicznym jest, ze nikt nie czyta tego w sklepie. Możesz czytać nawet jedną kartkę dziennie, bylebyś zmieścił się w tych 30 dniach. Oczywiście, że czytać nie musisz. To jest Twój wybór. Tylko nie płacz potem, że ubezpieczyciel-złodziej Cię oszukał

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
0 6

@piesekpreriowy: Zakończ temat, piesku i zniknij z komentarzy pod moimi historiami. O co Cię usilnie proszę. Nawet nie silę się wytłumaczyć Ci, że dla wielu osób poruszone tu kwestie wcale nie są oczywiste, bo w swoim zadufaniu we własną skończona doskonałość i tak być tego nie pojął. Wiem, że nie zmieści się to w Twoim móżdżku, wypełnionym podziwem dla własnego "ja", ze kogoś jednak interesuje moje doświadczenie w tej dziedzinie :)

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
-4 6

@KatzenKratzen: no nie... To strona z fabularnymi historiami z życia wziętymi gdzie dochodzi do piekielnosci. Swoje doskonale poradniki dla inwalidów intelektualnych publikuj na stosownym forum. Kto dorosły nie jest świadomy, że winny jest przeczytać to, co podpisuje? Tacy ludzie na pewno gromadzą się na specjalnym forum wsparcia - idź tam brylowac doświadczeniem. A komentarze są różne - na to się godzisz publikując. Portal chyba nie jest twoją własnością?

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
-2 4

@piesekpreriowy: Nie jest. Gdyby był, istoty nad-doskonałe, takie jak Ty, nie miałyby prawa wstępu. I przyjmij do wiadomości (jeśli Ci się zmieści obok rozdętego ego) że mogę i będę pisać to, co chcę i uważam za stosowne i nic CI do tego. Na przyszłość proponuję Ci zatem omijać moje historie szerokim łukiem. Zresztą nie tylko moje. Czepiałeś się tu chyba już praktycznie wszystkich, którzy mają więcej, niż 5 historii na głównej.

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
-1 3

@KatzenKratzen: Ale odpowiesz mi do kogo ty to właściwie kierujesz wszystko? Przeczytaj na spokojnie profil strony i to jakie administracja historie chciałaby widzieć na głównej. Potem przeczytaj jeszcze raz swój poradnik. Zadajmy sobie pytanie; co tak właściwie tłumaczysz? Bo czy to nie jest po prostu banalna zasada "czytaj zanim podpiszesz"? Czy to wszystkiego nie załatwia? Czy to nie jest tak idiotycznie proste, że absolutnie nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien mieć wątpliwości co do takiego postępowania? Odpowiedz na te pytania. Sama sobie w główce albo tu w komentarzu...

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
-1 3

@piesekpreriowy: Zostawmy odpowiedzi na Twoje pytanie administratorom serwisu.Ich wola: uznają za interesujące = pojawi się na głównej, uznają za nieciekawe = pójdzie do archiwum. Ergo - ludzie chcą to czytać / ludzie nie chcą tego czytać. Li i jedynie.

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
1 3

@KatzenKratzen: A czemu autorka nie odpowie? Nie umie? Nie chcę?

Odpowiedz
avatar Doombringerpl
1 1

Ja z takich ubezpieczeń nie korzystam. Dlaczego? Bo sprzętu chronię jak oka w głowie, więc nie spadnie. A duży sprzęt sam się nie przewróci. Jeśli strzeli mi piorun, to moja głupota, że nie odłączyłem urządzenia. Tym bardziej że zazwyczaj pioruny i inne katastrofy naturalne są wyłączone z ubezpieczenia. A jak się zepsuje to część jest mniej warta niż roczne ubezpieczenie, które będę musiał zapłacić. A wymienić potrafię.

Odpowiedz
avatar kitusiek
1 1

@Doombringerpl: Pioruny i inne katastrofy naturalne często są wliczone w ubezpieczenie mieszkania lub można na nie rozszerzyć ubezpieczenie za niewielką dopłatą. Wtedy rzeczywiście, jak sprzęt spali się od pioruna, ubezpieczyciel wypłaci pieniądze - ale tylko do pewnej kwoty, zależnie od umowy - u mnie to jest 5000 złotych - tak akurat na lodówkę i dwa tanie telewizory, czyli to, co jest podłączone do prądu cały czas.

Odpowiedz
avatar kruker
1 1

Kupowałem części do komputera na raty 0% i większość części z mojego koszyka można było wziąć tylko na 10 rat. Na 30 rat, tak jak chciałem wniosek kredytowy nie przechodził. Dopiero jak wziąłem dodatkowe ubezpieczenie płyty głównej to wniosek przeszedł, ale to doradził mi sprzedawca. Oczywiście warunki ubezpieczenia są śmieszne, ale nie zmienia to faktu, że dzięki niemu mogłem wydłużyć okres kredytowania na taki, na jakim mi zależało.

Odpowiedz
avatar vezdohan
0 2

Jednak główna zasada jest taka: Ja mam pieniądze, a ubezpieczyciel chce mi sprzedać spokojną głowę. Jak się raz naciąłem, to teraz na propozycję ubezpieczenia reaguję radością ALE NIE KUPUJĘ. Ja mogę pieniądze przeznaczyć na coś innego skoro nie dostaję to czego chciałem. Teraz piłeczka jest w ogródku ubezpieczyciela, żeby mnie przekonać. To jest trudne, bo mam doświadczenia.

Odpowiedz
avatar Jager1976
0 0

Co powinniśmy zrobić jeśli odkryjemy że ktoś wobec nas stosuje ten cały „misselling” ?

Odpowiedz
Udostępnij