Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Nie wiem, czy to piekielne, ale na pewno cholernie smutne. Synek mojej…

Nie wiem, czy to piekielne, ale na pewno cholernie smutne.

Synek mojej koleżanki zapragnął zrobić coś dobrego dla zwierzaków ze schroniska i postanowił, że kupi za swoje kieszonkowe duży worek karmy dla kotów schroniskowych. Koleżanka i jej mąż, ujęci postawą dziecka, zaproponowali, że dorzucą mu trochę pieniędzy, aby tej karmy mógł kupić więcej. Potem koleżanka wpadła na pomysł, że poprosi współpracowników o niewielkie datki na ten cel. Każdy dał ile mógł, karma zakupiona, a mnie się okienko ze wspomnieniami otworzyło. Niedobrymi wspomnieniami.

Sytuacja 1.

Kilka lat temu, w poprzedniej firmie (międzynarodowa korporacja z oddziałami w kilkunastu krajach) centrala w USA wykoncypowała, że każdy oddział ma wymyślić i przeprowadzić jakąś dowolna akcję charytatywną w ramach integracji zespołu (pomijam sens takich działań, bo nie o to chodzi). Akcja miała być koniecznie udokumentowana fotograficznie. My - w Polsce - postanowiliśmy się złożyć, kupić dużą ilość karmy dla zwierząt i zawieźć ją do schroniska. Karmę kupiliśmy, zrobiliśmy zdjęcie karmy w otoczeniu nas w biurze (wiem, idiotyzm, ale to było wymagane), potem koledzy mieli zawieźć ją do schroniska, zrobić zdjęcie karmy w otoczeniu zwierząt (jw).

Pojechali, wytaszczyli, dzwonią do bramy. Na pytanie kto zacz odpowiedzieli, że chcieli podarować karmę. Odpowiedź przez domofon "a rzućcie gdziekolwiek tam przed bramę". Rzucili i zrobili zdjęcie karmy przed bramą. Dla wyjaśnienia: nikt się nie spodziewał pokłonów i peanaów dziękczynnych, ale żeby ktoś chociaż to od nich wziął i powiedział takie jedno zapomniane słowo „dziękuję”.

Sytuacja 2.

Moi rodzice na emeryturze postanowili przygarnąć kundelka ze schroniska. Najlepiej w średnim wieku i takiego, którego nikt nie chce, aby stworzyć mu najlepszy dom. Pojechali. Wybór był ciężki, bo każdy piesek chciał być przygarnięty. Wybrali jamnikopodobne biedactwo o błagalnym spojrzeniu i skierowali się do biura celem uiszczenia formalności adopcyjnych. Mojego tatę odciągnął na bok pracownik i spytał konspiracyjnym szeptem: „nie chce pan kupić tanio trochę dobrej karmy dla psa?”.

Tak mi się przypomniało na fali zaangażowania dziecka koleżanki w pomoc zwierzakom w schronisku.

Bardzo chcę wierzyć, że jednak warto, dlatego dorzuciłam swoje skromne parę złotych do inicjatywy Filipka.

by KatzenKratzen
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
7 11

To nie do końca tak. Kiedyś też chciałem wspomóc schronisko, ale mają swoje procedury i karmy z niewiadomego źródła nie przyjmują. Mało to oszołomów, którzy do worka takiej karmy wstrzykują truciznę? Druga rzecz to udokumentowanie pochodzenia (przez schronisko) i podatek od darowizny. Nie jest łatwo być filantropem w tym kraju.

Odpowiedz
avatar I_m_not_a_robot
-1 9

@thebill: U mnie w mieście od zawsze funkcjonowało takie coś o wdzięcznej nazwie "ogródek alpejski" - czyli coś w rodzaju fermy z kurami, gęsiami (gęśmi? Nie wiem jak jest poprawnie po polsku ;) ), indykami, świnkami itp w centrum miasta. Za dzieciaka wielką frajdą było zbieranie niedojedzonego pieczywa i wrzucanie tego do specjalnego kosza w tymże ogródku alpejskim. Jest to do dzisiaj praktykowane, byłam tam z porcją czerstwego chleba całkiem niedawno, coby tradycji stało się za dość :D i spotkałam kilka rodzin z dziećmi na spacerze, również z jedzeniem dla zwierzątek. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś miał się specjalnie wysilać i wstrzykiwać truciznę do starego chleba, albo dodawać do niego żyletek, czy innego niebezpiecznego g••••. Również nie wyobrażam sobie, żeby ktoś miał to stare, czerstwe pieczywo opodatkować...

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 6

@thebill: Wszystko się zgadza, ale podatku od darowizny (i pieniężnej i rzeczowej) na rzecz schronisk nie płacisz. Wręcz przeciwnie. Możesz sobie jej kwotę odjąć od podstawy opodatkowania.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
1 3

@thebill: Szczerze mówiąc to mi do głowy nie przyszło. Ale czy w takim przypadku w pierwszej sytuacji nie powinni nam odmówić przyjęcia tej karmy?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@KatzenKratzen: Mnie odmówili, od was przyjęli, co się z nią stało ? - Patrz druga twoja historia. :)

Odpowiedz
avatar celulozarogata6
0 0

@I_m_not_a_robot: ludzie potrafia podrzucać zatruta kiełbasę na wybiegi dla psów na osiedlu- ( muszą kupić kiełbasę, pociąc zyletki czy wstrzyknąć truciznę, zabrać, podrzucić cichcem itd. i tym zwyrodnialcom się chce. Więc tak, niektórym psycholom by się chcialo... niestety

Odpowiedz
avatar Iras
7 9

Karma jest przyjmowana, jeśli też jest to żarcie lepszej jakości to wręcz z pocalowaniem ręki - raczej wygląda na to, że po prostu pracownik złodziej. No i zależy od schroniska, bo niejedno jest takie, które zasługuje bardziej na określenie umieralnia, a nie schronisko.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

Słyszałam o sprzedawaniu karmy przez schroniska i zastanawiam się, czy to nie jest na przykład tak, że mają jej wręcz za dużo (bo darowizny od pojedynczych ludzi, ale też i sklepów), a potrzebują pieniędzy na inne rzeczy? Np. koce czy leki.

Odpowiedz
avatar Jorn
3 5

@Drago: Jako student dorabiałem sobie kiedyś w schronisku, które produkowało własną karmę dla swoich zwierzaków, a także na sprzedaż.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
0 4

@Drago: Możliwe. Ale czy w takiej sytuacji nie powinno odbywać się to jakoś "oficjalnej"? Nie bardzo wierzę, że pracownik, odciągający na bok człowieka chcącego adoptować zwierzę i szeptem oferujący karmę do kupienia "taniej" zbiera na koce lub leki dla zwierząt...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@KatzenKratzen: Nie wiem. Tzn. wydaje mi się, że gdyby robili to oficjalnie, to musieliby od tego płacić podatek? Może dlatego robią to na boku, ale nie mam pewności.

Odpowiedz
avatar obserwator
0 0

Teraz rozumiecie, dlaczego członkowie (byli i obecni) takiej jednej kapeli zostawiają w schroniskach opakowania karmy z autografami?

Odpowiedz
Udostępnij