Historia będzie z tych samochodowych.
O tym, że buractwo na drogach jest powszechne wiedzą wszyscy, ale ja mam szczęście do zjawisk kumulacyjnych.
Miejsce akcji: Wrocław
Czas akcji: godziny popołudniowe, powrót z pracy. Wszystko zdarzyło się jednego dnia, w ciągu 40 minut jazdy.
Jestem z tych, którzy starają się trzymać przepisów, choć jest jeden, który po prostu łamię. Nie trzymam się ustawowych prędkości. Często jadę o 10-15 km więcej, jeśli warunki pozwalają. Reszty przepisów trzymam się bezwzględnie. Do tego stopnia, że jeśli trafię na zły pas i zorientuję się za późno, nie zajeżdżam drogi nikomu i nie wpycham się, tylko jadę dalej i albo dojadę inną trasą, albo zawrócę tam, gdzie jest taka możliwość. Tyle tytułem wstępu i o moim stylu jazdy.
Sytuacja właściwa.
Skrzyżowanie Legnickiej i Zachodniej w stronę centrum. 5 pasów ruchu: 3 prosto, 2 do skrętu w lewo, w Zachodnią, z czego skrajnie lewy pozwala na zawracanie. Miałem pecha i zatrzymały mnie światła. Stoję więc na prawym pasie z tych do skrętu w lewo, pierwszy przed światłami. Prosto samochody mają zielone. Coś mnie tchnęło i pomyślałem, że może mi zaraz ktoś zajechać drogę. Nie pomyliłem się. Zapaliło mi się zielone, więc ruszam, a tu przed maskę w odległości 3 m wjeżdża mi facet w mini vanie.
Pal licho, że zajechał mi drogę. Zrobił coś, czego chyba nikt ze stojących się nie spodziewał: zawrócił z pasa do skrętu tylko w lewo, zajeżdżając drogę tym, co skręcali w lewo z lewego pasa. Normalnie mistrz kierownicy...
Kilkanaście minut później i kilka kilometrów dalej staję na światłach za starszym mercedesem na skrzyżowaniu Jedności Narodowej ze Słowiańską.
Światło zielone, ruszamy. Ale stary merc coś się strasznie ciągnie. Przed nim miejsce na 3 auta, a on robi wycieczkę krajoznawczą. Około 300 m dalej jest drugie skrzyżowanie z Nowowiejską. Tak się facet ślimaczył, że zastało nas pomarańczowe. W tym momencie facet palnik i rura przez skrzyżowanie, a ja zostałem na światłach. Mówi się trudno.
Kolejne zielone, ruszam.
Przejechałem do skrzyżowana z Żeromskiego i z daleka widzę inny mini van, który ładuje się bez patrzenia na główną. A więc kierunek i wjeżdżam na lewy pas. A mini van niespiesznie, bez kierunkowskazu, zajeżdża mi drogę. Bywa.
Nie miałem jak go wyprzedzić aż do wjazdu na Mosty Warszawskie. Oczywiście przykleił się do lewego pasa i nie zostawił mi wyboru. Łykam go z prawej. Gościowi włączyła się ambicja. Niestety nie ta moc. Wyprzedziłem go i z daleka widzę, że na lewym pasie za mostem stoi mniej aut, a więc zmieniam pas i ustawiam się za moim znajomym, starym mercedesem. I znowu powtórka z rozrywki. Przyklejony do lewego pasa jedzie 40 km/h. Przejechałem za nim skrzyżowanie Kromera/Toruńska i za nim znowu prawy pas i wyprzedzam.
Zaraz za placem są światła dla pieszych. Znów pech i zapala się pomarańczowe. Nici z wyprzedzania, hamuję. Stanąłem na czerwonym, a pan mercedes znowu rura i tym razem na czerwonym pognał prawie po ludziach...
Zdarza mi się wyjeżdżać czasem w weekend. Określenie "niedzielni kierowcy" nabiera w świetle tego, co obserwuję nowego znaczenia... Aż boję się wyjeżdżać z domu w weekendy.
Zastanawiam się czasem, czemu nie korzystam z okazji na wyciągniecie kasy z OC sprawców kolizji. Chyba mam za miękkie serce.
Historii z dróg raczej więcej nie będzie, bo pojedyncze przypadki kierowców debili zna każdy, kto prowadzi auto. A takie kumulacje nie zdarzają się raczej zbyt często.
Czasem aż chciałoby się mieć pod ręką RPG 7, albo jakąś wyrzutnie PPK w aucie zamontować. Może i lepiej że nie można. Ale pomarzyć wolno...
OdpowiedzNiestety to codzienność. Tylko raz zwracasz uwagę a raz nie, bo to codzienność. ;)
OdpowiedzOch, witaj w klubie! Takie przypadki pojedynczo zdarzają się codziennie, ale kumulacja potrafi świętego wyprowadzić z równowagi. Tez mi się ostatnio przytrafił taki konglomeracik: BMW zajeżdżające drogę, potem Opel ruszający na światłach do skrętu w lewo w żółwim tempie, następnie Skoda ta leniwie skręcająca w prawo, że utknęłam na tym skręcie, bo strzałka zgasła. Uwieńczeniem był pan, którego przepuściłam, bo włączał się do ruchu a on po przejechaniu kilku metrów zatrzymał się, włączył światła awaryjne i wylazł z auta (na dwupasmówce). Gdyby przytrafił mi się tego dnia jeszcze kolejny ktoś, już bym chyba naprawiła swój zderzak na koszt jego polisy...
Odpowiedz@KatzenKratzen: Właśnie dlatego nie rozumiem lamentu, że egzamin za trudny. Egzamin powinien być o wiele łatwiejszy, ale za to o wiele prościej powinna być możliwość dożywotniego pozbawienia uprawnień do prowadzenia pojazdów. Jeżeli nie dożywotniego, to na co najmniej 15 lat. Zajechanie drogi - prawko do kosza. Wymuszenie pierwszeństwa - prawko do kosza. Brak używania kierunkowskazów - jw. Skąd to debilne przekonanie, że każdy powinien mieć możliwość jazdy samochodem? Nie potrafisz, to przesiądź się do autobusu.
OdpowiedzNiestety to, o czym piszesz, to sprawa dość powszechna we Wro, szczególnie, jeśli chodzi o przyklejanie się do lewego pasa mając 30 na blacie, jak również zajeżdżanie drogi i niesygnalizowanie skrętów. Wprawdzie we Wrocławiu zrobiłem prawo jazdy i to dopiero rok temu, ale lubię to miasto za dynamikę jazdy, nie mówię, sam czasem jeszcze na drodze odstawiam różne kwiatki (często ze względu na brak poprawnego oznakowania pionowego i poziomego), ale niektórzy faktycznie często zasługują co najmniej na zmruganie/strąbienie...
Odpowiedza myslalem ze tylko ja jak pomyle pasy przed swiatlami to jade poki nie uda mi sie zawrocic i podjechac jeszcze raz. wspomne ze jezdze skuterem najwyzej znowu frajerzy z bmw beda minusowac tak jak historie gdzie ludzie maja cie w dupie bo jedziesz na skuterze a nie samochodem ;]
Odpowiedz"Do tego stopnia, że jeśli trafię na zły pas i zorientuję się za późno, nie zajeżdżam drogi nikomu i nie wpycham się, tylko jadę dalej i albo dojadę inną trasą, albo zawrócę tam, gdzie jest taka możliwość." Też tak mam. :)
Odpowiedz