Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mieszkam w Londynie. Pracuję w sklepie budowlanym "Selco" jako kasjerka. Z tyloma…

Mieszkam w Londynie.

Pracuję w sklepie budowlanym "Selco" jako kasjerka. Z tyloma piekielnościami oraz idiotami w postaci klientów nie spotkałam się jeszcze w żadnym innym miejscu. W skrócie opiszę, jak działa ten sklep.

Aby cokolwiek u nas kupić, klient musi mieć konto. Musi mieć zarejestrowaną u nas swoją działalność (niekoniecznie budowlaną). Wszystkie ceny na półkach, stronie internetowej, w katalogu są bez vatu, vat 20% doliczany jest dopiero przy kasie. Później na rachunku wszystko jest wyodrębnione, cena bez vatu i końcowa razem z nim. Zostało to stworzone, aby firmy pod koniec roku miały łatwiej z rozliczeniem podatkowym.

Klientom przysługuje zniżka w zależności od kwoty wydanej w ciągu całego roku, np. jeżeli klient wydał ponad 5 tys. funtów, dostaje 5% zniżki, 10 tys. - 10%, 15 tys. - 15%, 20 tys. - 20%. Więcej niż 20% nie można dostać, gdyż jest to po prostu nieopłacalne dla sklepu.

Warto dodać, że dosłownie budynek obok znajduje się konkurencyjny sklep B&Q.

Zaczynamy:

1. Czemu tak drogo?

Słyszę to pytanie przynajmniej raz dziennie.

Przychodzi klient, kasuję produkty, wychodzi £60, mówię, ile ma zapłacić:
K: Ale za co tyle?
J: (myślę, jak to kurde za co?) Za to (wskazuję na produkty na kasie).
K: Ale czemu aż tyle?
J: Bo tyle to kosztuje.
K: Ale jak to? Jakim cudem, to nie może aż tyle kosztować, nie możesz nic z tym zrobić? Dać mi jakiejś zniżki?
Na odpowiedź, że jednak nic nie mogę z tym zrobić tylko dlatego, że on chce, reaguje oburzeniem, ale i tak płaci i wychodzi.

Podobna sytuacja.
Przychodzi klient z plywoodem (w Polsce chyba mówi się na to „sklejka”) kasuję go, pokazuję cenę, klient zonk:
K: Aż tyle? Ile to kosztuje?
J: £21.49 plus vat.
K: To za dużo, zdecydowanie za dużo, to chyba jakiś żart, w B&Q jest o wiele taniej (w tym momencie klient wyciąga portfel i zaczyna płacić, a monolog trwa). Jakaś tragedia, nie wiem, po co w ogóle tutaj przyszedłem, nie lubię Selco. Gdybym wiedział, że tak będzie, to nie przychodziłbym tutaj (cały czas płacąc), nie wiem, po co w ogóle to kupowałem...
Ehhh, chyba liczył, że tym narzekaniem zmusi mnie do zniżenia ceny czy coś, bo czemu nie poszedł do sklepu obok, w którym podobno jest taniej?

Dosłownie kilka dni temu znowu to samo.
Obsługiwałam tych klientów około 10 minut, mieli dosyć sporo produktów w tym wózku. Skończyłam, pokazuję, że wyszło £238. Oni oczy jak 5 zł, patrzą na wózek, potem na mnie i zaczyna się
K: Cooo? Aż 300 funtów? Ale za co niby?
J: … Za to wszystko (wskazując na ich wózek).
K: Nieeeeeee???
J: Taaaaaaak???
K: Ok, wydrukuj mi rachunek, ja sobie zobaczę, czy się nie pomyliłaś.
J: Nie mogę tego zrobić, mogę wydrukować rachunek, gdy już zapłacisz.
K: Dobra, pokaż mi rachunek (widzę, że nie garnie się do płacenia).
J: (odwracam monitor w jego stronę, żeby wszystko sobie dokładnie sprawdził).
K: Daj mi rachunek, muszę sobie sprawdzić.
J: Najpierw musisz zapłacić.
K: (chyba w końcu zrozumiał) Ok (wsadził kartę, zapłacił, postał jeszcze 5 minut, sprawdził wszystko i wyszedł).

2. Jestem klientem, więc możesz sobie czekać.

To już zaczęło być dla mnie śmieszne. Często tak się zdarza, że klient przychodzi do kasy, wita się (czasem nawet nie), zostawia wózek i idzie dalej robić zakupy, zostawiając mnie z tymi wszystkimi rzeczami, z którymi i tak nic nie mogę zrobić, bo potrzebuję jego numeru klienta. A inni czekają w kolejce. Czasami w trakcie kasowania nagle im się przypomina, że jeszcze coś muszą kupić i wybiegają. Wracają po 10 minutach, zaskoczeni, że na nich nie czekałam i zaczęłam obsługiwać następną osobę.

Na przykład taka sytuacja:

Przychodzi kilku ziomków (sklep zamknięty od 5 minut, ale nadal obsługujemy tych, którzy jeszcze nie wyszli), kasuję ich, podaję sumę, na co oni, że musimy poczekać na szefa, bo szefu będzie płacił, na pytanie kiedy szefu przyjdzie, odpowiadają, że nie wiedzą, bo jeszcze czegoś szuka... Next, please!

Przychodzą jeszcze tacy, którzy staną przy kasie z zakupami, cały czas rozmawiając przez telefon, nie przywitają się, nie podadzą numeru klienta, tylko spacerują i gadają, i gadają, i gadają, mając w dupie mój czas oraz pozostałych, czekających w kolejce za nimi.

3. Rumuni.

Nic nie mam do Rumunów, dużo ich u nas pracuje, wszyscy są raczej w porządku, ale klienci Rumuni to straszne buraki. Niestety przychodzi ich do nas najwięcej. Uważają, że każda białoskóra kobieta jest Rumunką. Od razu zaczynają mówić do takiej w ich języku, bez pytania, czy pochodzi z tego kraju. Gdy tępym wzrokiem patrzę i proszę, żeby powtórzyli, zaczynają jeszcze głośniej krzyczeć w ich języku. Doszło do tego, że tacy podchodzą tylko do kasjerki, która jest z Rumunii, bo inaczej się nie dogadają.

4. Ciota, nie facet.

Przepraszam, ale inaczej tego nie nazwę. Wstępem: gdy klienci kupują drewno, możemy im pożyczyć piłę ręczną, żeby je pocięli. My nie możemy tego robić, bo może to być niebezpieczne (health and safety).

Przychodzi taki facet, normalnej budowy, nawet trochę misiowaty bym ujęła, i mówi mojej 50-kilogramowej koleżance, żeby mu pocięła to drewno... Szczęka opada…

Do mnie też kiedyś przyszło dwóch delikwentów z kawałkiem drewna o grubości dosłownie 2 cm, szerokości 40 cm, z pytaniem, czy im tego nie potnę. Na odpowiedź, że nie mogę i muszą to zrobić sami, zrobili minę, jakby nawet nie wiedzieli, co to piłka ręczna. Zapłacili. Wychodząc: „ale jesteś pewna, że nikt nam tego nie może pociąć?…”.

Zdarzyło mi się (oraz moim koleżankom), że facet poprosił nas o zaniesienie 25-kilogramowych worków z piaskiem do jego samochodu. I nie był to starszy pan ani żadne chucherko. Rozumiem, ktoś może mieć problemy z kręgosłupem czy ogólnie zdrowiem, ale żeby prosić o coś takiego kobietę?

PS. W angielskim do wszystkich mówi się „you”, dlatego w tłumaczeniu nie zwracam się do nich Pan/Pani.

sklepy

by ~petunia
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar este1
14 22

Tym 'ps' to zostałam rozbrojona :p Mądry się domyśli, zdanie głupiego się nie liczy.

Odpowiedz
avatar bazienka
-1 11

@este1: o prosze ktos mowi jak ja- madry zrozumie, glupimi nie warto sie przejmowac milo ;)

Odpowiedz
avatar PaniPatrzalska
31 47

Idę do sklepu, kupuję drewno, proszę o jego pocięcie. Sklep nie oferuje takiej możliwości, OK. Ale gdyby oferował, to pracownik dowolnej płci i postury byłby zobowiązany do pomocy. Sama mam sobie pociąć, serio? Nawet jeśli jestem siłaczem, przecież to nie moja praca, mogę tego nie umieć. To samo z zanoszeniem ciężkich rzeczy do samochodu – w wielu marketach tak robią, więc nie rozumiem, dlaczego się dziwisz. Tym bardziej, że być może dysponujecie wózkiem, którym nawet słaba kobieta umiałaby manewrować. Pracujesz w takim miejscu, to chyba jesteś w stanie wykonywać swoją pracę jak pozostali pracownicy? Dlaczego ciężka robota ma przypadać tylko niektórym – za karę, że są silniejsi? Oczywiście bez przesady, trzeba mierzyć siły na zamiary, ale takie podejście z góry "jestem kobietą, więc nie będę brać się za męską robotę" jest kiepskie, szczególnie w takim miejscu pracy. No sorry.

Odpowiedz
avatar zapomnijomnieszybko
12 20

@PaniPatrzalska: aż się zalogowałam specjalnie żeby skomentować. Myślę że to zależy od rodzaju stanowiska na które została przyjęta autorka. Jeśli została przyjęta na kasę to do jej obowiązków należy kasowanie klienta a nie taszczenie jego zakupów do samochodu. Oczywiście może to zrobić, ale to zależy tylko i wyłącznie od jej dobrej woli. I jeśli wtedy coś by się jej stało np. ciężki worek spadnie jej na palec i go złamie to pracodawca nie ponosi za to odpowiedzialności, ponieważ zrobiła coś czego nie ma w swoim wykazie zadań (przynajmniej tak jest u mnie w pracy).

Odpowiedz
avatar no_serious
14 18

@zapomnijomnieszybko: Tak, tylko ja jako klient nie muszę wiedzieć co obejmuje obowiązki autorki jako pracownika i dlatego mam prawo zapytać czy ona może np. pociąc drewno, ewentualnie czy nie ma osoby, w której zakres obowiązków to się wlicza.Nie ma co z tego powodu robić afery. Nie wiem, pytam i tyle.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 9

@no_serious: w sumie mogą pytać, bo dość logicznym wydaje się, że w sklepie będą mieli do tego lepszy sprzęt, niż ekhem piłkę ręczną. Wystarczy wyjaśnić, że niczym poważniejszym nie dysponują.

Odpowiedz
avatar zapomnijomnieszybko
-5 13

@no_serious: Swoim powyższym komentarzem odniosłam się do komentarza PaniPatrzalskiej, który według mnie nasycony jest jadem i wszyskto-mi-się-należyzmem. Co do Twojego komentarza. Oczywiście zawsze można zapytać. Też czasem proszę o pomoc.

Odpowiedz
avatar yakhub
10 10

@zapomnijomnieszybko: Oczywiście, że cięcie drewna, czy noszenie zakupów nie należy do obowiązków kasjera. Ale to zupełnie nie zależy od tego, jakiej płci jest ten kasjer! I chyba o to chodziło @PaniPatrzalskiej.

Odpowiedz
avatar zapomnijomnieszybko
1 11

@yakhub: Cytat: "ale takie podejście z góry "jestem kobietą, więc nie będę brać się za męską robotę"". Nie wiem, wydaje mi się że ten pretensjonalny ton odnosi się właśnie do tego że autorka jest kobietą. A nie do tego że to nie jest jej obowiązkiem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 czerwca 2017 o 17:10

avatar PaniPatrzalska
9 11

@zapomnijomnieszybko: Pretensjonalny? Zastanawiam się, czy rzeczywiście o to słowo Ci chodziło. W chwili pisania mojego komentarza właściwie miałam ochotę poruszyć kilka spraw, więc może chaotycznie wyszło. A odnosił się do tego, że jako klient mogę przecież POPROSIĆ pracownika o pomoc bez względu na to, jakiej jest płci i jak wygląda, bez narażania się na wyśmiewanie. Skąd mam wiedzieć, kto jakie ma zadania? Zawsze można powiedzieć „kolega zaraz podejdzie” albo „niestety nie oferujemy takiej możliwości”, to tak ciężko? Klient może mieć problemy zdrowotne, nie umieć czegoś zrobić, albo po prostu może mu się nie chcieć, a jeśli firma oferuje pomoc w takich sprawach, to po to, żeby z niej korzystać. I każdy pracownik jest zobowiązany do pomocy, nawet jeśli będzie to polegało na zawołaniu zajmującego się tym pracownika. Nie będę latać po sklepie i go szukać, to bez sensu. Nie mówiąc o tym, że wiele kobiet jest w stanie poradzić sobie z takimi zadaniami. Zakładanie, że pracuje się w markecie budowlanym, ale wykonuje tylko część obowiązków (przez co inni muszą pracować więcej), jest karygodne, i piszę tak mimo tego, że jestem kobietą. I jednocześnie nie mówię, że drobne dziewczynki mają same dźwigać lodówki na plecach, ale wymigiwanie się od wszelkiej pracy fizycznej (jeśli wchodzi ona w zakres obowiązków, oczywiście) jest słabe. Z przecięciem deseczki czy popchnięciem palety każdy sobie poradzi. Tu autorka nie ma tego w swoich obowiązkach, ale i tak uderzyło mnie jej oburzenie, że ktoś podchodzi z pytaniem do niej, kobiety, jakby to miało takie wielkie znaczenie. A gdybym w sklepie z bielizną poprosiła pracownika o pokazanie mi rozmiarów staników, to on potem śmiałby mi się za plecami, że on, facet, musiał mi w tym pomagać, chociaż przecież jestem kobietą?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 czerwca 2017 o 14:05

avatar no_serious
22 30

Ad 4. Proszą o wykonanie usługi pracownika sklepu( płeć nieistotna). Komentarz, że to ciota a nie faceci jest po prostu płytka i niestosowowna. Po co proponować pocięcie jeśli mam sobie zrobić to sama? Nie każdy musi wszystko umieć zrobić i nie jest to ujmą na honorze. Pozatym macie sprzęty, które ulatwiają przenoszenie ciężarów, więc tu też bulwers jest niepotrzebny.

Odpowiedz
avatar Jorn
17 19

@no_serious: Jest też wiele czynności, które potrafię wykonać, ale wolę za to zapłacić komuś innemu.

Odpowiedz
avatar piotrek18tw
-5 7

@no_serious: jeżeli facet potrzebuje pomocy kobiety w przecięciu 2-centymetrowej listewki/płyty/whatever, to JEST ciotą. Tak po prostu. :P

Odpowiedz
avatar paski
1 13

Pracownik sklepu również nie ma obowiązku znać się na cięciu drewna, zwlaszcza, ze sklep takiej uslugi nie oferuje = pracownicy nie byli nigdy przeszkoleni do tego typu roboty. A nawet gdyby pracownik z wlasnej woli komus pomógł z cięciem drewna i zrobił sobie przy okazji krzywdę, pewnie nie dostalby nawet odszkodowania bo przeciez w czasie pracy zajmowal sie czyms spoza zakresu obowiazkow. A od klienta zapewne nawet glupiego dzieki by nie uslyszal, bo przeciez "on od tego tu jest jak dupa od srania i on mial obowiazek, a ja mam prawo, ja nic nie muszę i bla bla ...", patrząc po podejsciu niektorych ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 13 czerwca 2017 o 8:40

avatar zapomnijomnieszybko
-3 9

@paski: Właśnie to samo napisałam wyżej zanim przeczytałam Twój komentarz. Niektórzy po prosu nie potrafią zrozumieć tak prostej rzeczy.

Odpowiedz
avatar no_serious
12 12

@paski: Tak jak pisałam wyżej: jako klient nie wiem co wchodzi w zakres obowiązków auroki jako pracownika. Pytam czy np. może pociąć mi drewno, jeśli ona nie, to czy jest ktoś kto ma to w zakresie obowiązków. Nie wiem- pytam. Nie rozumiem dlaczego autorka uważa to za piekielne.

Odpowiedz
avatar hamsterod
7 7

Ostatni przykład z punktu 1 nie aż tak piekielny - sam kilkukrotnie zostałem nacięty inną ceną na sklepie, a inną przy kasie. Nie zawsze sprawdzałem na miejscu rachunku i po czasie się dowiedziałem, że mnie przekręcono na jakąś kwotę. Dlatego gdy cena mi się mocno nie zgadza to patrzę na ceny. Jedyna różnica to taka, że wiem, że nie dostanę paragonu przed zapłaceniem :)

Odpowiedz
avatar zapomnijomnieszybko
4 4

@hamsterod: Pytanie, czy przy cenie na półce jest zawarta informacja że to cena bez VAT-u.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 8

Kiedyś, do naszego hotelu przyjechał jakiś profesor z tytułem szlacheckim. Zrobił awanturę na całą restaurację za mówieniu mu YOU zamiast SIR :) Nikt nie wiedział, że mają doczynienia z wyższymi sferami...

Odpowiedz
avatar Supervillain
3 3

przypomniała mi się sytuacja na szczęście nie moja, a koleżanki z pracy: supermarket również w anglii, mieliśmy akurat ofertę na różnorakie zupki i nie zupki w puszkach po 50p. baba nabrała tego cały wózek, przy kasie wyszło ok. 50 funtów, a ta zaczęła się awanturować i rzucać w koleżankę zakupami...

Odpowiedz
avatar unaragazza
1 5

To, że mówi się "You" w angielskim, nie oznacza, że do wszystkich zwraca się przez "Ty".....

Odpowiedz
avatar bookie83
7 9

Doczytałam do "w Polsce chyba mówi się na to „sklejka" . Tak, tak się mówi- kolejna co zapomniała języka polskiego, lub ciężko sprawdzić w słowniku jak naprawdę taki problem z językiem ojczystym....porażka

Odpowiedz
Udostępnij