Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

To, że plecaki uczniów są ciężkie chyba wie każdy. Jeden nauczyciel, wyciągnął…

To, że plecaki uczniów są ciężkie chyba wie każdy.
Jeden nauczyciel, wyciągnął do nas pomocną dłoń i pozwolił trzymać podręczniki u siebie na zapleczu. Super rozwiązanie, plecak czy torebka będą choć trochę lżejsze.
Zaznaczył jednak, że będzie pożyczać książki tym, którzy zapomnieli z domu lub w ogóle książki nie mieli.

Generalnie bardzo duża liczba uczniów z naszej szkoły pochodziła z biednych lub bardzo biednych rodzin. Brak podręczników na ławce był powszechnym problemem.
Myślałam, że ludzie w tym wieku potrafią szanować czyjąś własność.

Pisałam chyba, że w młodości byłam nieporadna i naiwna?
Otóż jakiś debil wyleczył mnie z wiary w ludzi, rysując wielkiego penisa na jednej stronie mojego podręcznika.
Wkurzyłam się niemiłosiernie, sprawę zgłosiłam, a od tamtej pory książki targałam już ze sobą.
Oczywiście winny się nie znalazł...

Szkoła

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kitusiek
8 8

Mój matematyk (z którym miałem zajęcia w gimnazjum i liceum, zespół szkół) swego czasu nie nosił podręcznika, zawsze miał tylko zbiór zadań - w razie potrzeby pożyczał od kogoś z klasy. Któregoś razu, bodajże w drugiej klasie gimnazjum, pożyczył podręcznik od kolegi, który miał niezbyt wygórowane poczucie humoru. Na jednej ze stron znalazł "karny" rysunek, ale nie penisa. Tym razem były dwa kopulujące "patyczaki" z podpisem "Michał lubi anal". Przeczytał na głos, zrobił się cały czerwony i od tamtej pory zawsze miał swój komplet książek. Aż do drugiej klasy liceum, ale wtedy klasa zmęczona ciągłym pożyczaniem mu swoich zbiorów zadań, kupiła mu komplet podręczników i znowu miał swoje ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@kitusiek: u nas z zabawniejszych rzeczy była nauczycielka, która wyżej oceniała tych podlizujących się. Do czasu. Mieliśmy zajęcia na zasadzie dwie klasy na 1 nauczyciela przez dziwnie zrobione podziały godzin (biolchem więcej polskiego miał niż humanistyczna w 1. klasie). Szanowała klasę, która odpuszczała wycieczki karząc tych, którzy na nią pojechali (klasa nieprzyjemna, na pytanie co było odpowiadali: trzeba było nie jechać! solidarnie) i wstawiła jedynkę każdemu, kto nie wiedział co było na poprzedniej lekcji. Na tłumaczenia czyjeś - dwie jedynki, z tego co pamiętam. Z datą, coby wiedzieć kto taki odważny. Dzień Nauczyciela. Od nas kwiatek, od tej drugiej klasy - kwiaty w jej ulubionym kolorze, cały bukiet. Dwa dni wcześniej sie chwalili, że znają jej ulubiony kolor. I kupili. Najpierw - zachwycona. Później - zła, poirytowana tym, że może i jej kupili cały bukiet, ale swojej wychowawczyni - tulipana.

Odpowiedz
avatar Kecaw
1 1

Hah, to aż mi się przypomniała historia z podstawówki. Sprawdzian, wiadomo, jak ktoś umie to napisze jak nie to zostawi pusty i będzie się wpatrywał w kartkę. Otóż jeden z klasowych typków poczuł zew artystyczny, kartka wróciła do nauczycielki w takim stanie (pobazgrana i wymemlana) że jakby ktoś ją używał w ubikacji to wyglądała by lepiej. Afera która się rozpętała po tym to była czysta makabra.

Odpowiedz
avatar Robocik
0 0

Ale może chociaż ładnego? Anatomicznie poprawnego? Z cieniowaniem, że widać że artysta rośnie? (Zawsze trzeba szukać pozytywnych elementów w życiu) :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Wychowawczyni w klasie 1-3 spytała się, czy mogłaby użyczyć naszych plastelin i materiałów, które trzymaliśmy u niej, coby nie zapomnieć i w razie braku u biednych dzieci których na nie nie stać, czy mogłaby pożyczyć, jeśli nas nie bedzie. Oberwałam dwa razy, psychicznie. Nawet trzy, jeśli pomyśleć. Raz, kiedy powiedziałam nie i byłam tak maglowana, aż się zgodziłam - przez nauczycielkę, a potem na przerwie przez dzieciaki. Dwa, kiedy nie było mnie w szkole, nie wiedziałam o ,,pożyczce", a w następnym tygodniu zamiast ślicznych plastelin miałam porozciągane, brudne gluty i częściowo ze sobą wymieszane, nawet poprzebijane wykałaczkami i związane włosami. Bo pani ,,Tomkowi" pożyczyłam, a na pytanie czemu nic nie mówiłam. Trzy, kiedy w drugiej klasie, gdzieś pod koniec oberwałam za nie dbanie o przybory jakie mi kupili... A przecież to nie ja byłam! Ale nic to, i tak oberwałam, bo bachor nie szanuje. Wtedy było tak bardzo widać, że jestem dzieckiem z przypadku. >.<

Odpowiedz
avatar burninfire
0 2

Ogólnie to nie rozumiem po co w ogóle do szkoły nosi się książki. Obecnie są elektroniczne dzienniki, więc w klasie musi być komputer. Skoro tak to dlaczego nie można też kupić rzutnika i wyświetlać podręcznika na ścianie? Są nawet takie malutkie, wręcz kieszonkowe rzutniki, a i cena nie jest jakaś szczególnie duża. Książki dzieci i tak kupią, bo jak mają się uczyć czy robić zadania domowe? Pamiętam, że jak byłam w gimnazjum kilka ładnych lat temu (jeszcze era dzienników papierowych) to już doposażali klasy w tablice multimedialne (a jestem z zad*pia, więc w większych miastach mieli to jeszcze wcześniej). Tak więc nikt mi nie powie, że nie było ich stać na rzutnik zamiast genialnej tablicy, użytej może 3x w ciągu roku.

Odpowiedz
avatar cija
1 1

@burninfire: podejrzewam mamtow*upizm rodziców i samych dzieci. Większość szkół ma przecież szafki. Nauczyciele też zazwyczaj wiedzą, co będą na następnych zajęciach robić (ćwiczenia, kserówki, praca w grupach itp.) i mówią, co wziąć. Mam brata w gimnazjum - ciągle marudzi, ile to musi do tej ohydnej szkoły targać. A że nosi w plecaku WSZYSTKIE! swoje książki, zeszyty i strój na wf (żeby jeszcze czysty)... "bo mi się nie chce kluczyka od szafki nosić, a do szatni jest po schodach", "bo mi się nie chciało zapisać, co mamy jutro", "wypakowałem tamte ćwiczenia i tydzień później dostałem jedynkę, chcecie, żebym miał złe oceny?", "a jak pojadę do kolegi i wrócę późno, to nie zdążę się spakować" i tak się kręci :D

Odpowiedz
avatar kitusiek
0 0

@burninfire: W szkole mojej mamy wciąż są papierowe, elektronicznego nie chce ani grono nauczycieli, ani rada rodziców. Z jednego prostego powodu - szkoła musi wtedy zapewnić nauczycielom komputery, a zwyczajnie nie ma na to pieniędzy. A to, że w szkole z elektronicznymi dziennikami są komputery w każdej sali to kolejna legenda. Kiedy wprowadzali to w mojej szkole (byłem w drugiej klasie gimnazjum, w tym samym budynku jest jeszcze liceum, do którego później chodziłem), komputery były tylko w bibliotece i czytelni, trzech pracowniach komputerowych i w sekretariacie. Nauczyciele dostali jakieś śmieszne tablety z dostępem do dziennika - grube na dobre 5 cm, z wiecznym problemem z połączeniem się z wifi i ledwo działającym dotykiem - na dodatek tylko patyczkiem, palca to to nie obsługiwało. Komputery i normalne tablety pojawiły się mniej więcej 2 lata później, a kiedy kończyłem szkołę, na 900 uczniów w 30 klasach przypadały 2 rzutniki. A tylko 3 sale miały jakiekolwiek miejsce do 'odbierania obrazu' z rzutnika - reszta miała caluteńkie ściany w tablicach, których nikt nie miał zamiaru zdejmować. @cija: Nauczyciele zazwyczaj wiedzą co będą robić, ale nie powiedzą, że tego nie trzeba przynosić czy coś. Tylko w trzech przypadkach przez całą moją edukację ktoś nam powiedział, żeby nie przynosić podręcznika czy jakiegoś grubego zbioru zadań, z którego nawet nie korzystaliśmy - podręcznik na polskim w liceum przy omawianiu lektur, podręcznik na matematyce w liceum, bo definicje i twierdzenia zapisywał nam nauczyciel, a zadania ze zbioru. Raz jeszcze nauczyciel powiedział nam na fizyce, że ten zbiór co ma 300 stron to w domu zostawić. Szkoda tylko, że to było miesiąc przed maturą, po dwóch latach noszenia go w plecaku - bo przecież jeden zbiór na dwa lata rozszerzonego przedmiotu. A brata możesz pocieszyć, że od liceum z roku na rok jest coraz lżej - bo tego się nie weźmie, tu się z kolegą z ławki dogada itp. :)

Odpowiedz
Udostępnij