Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Prowadzę sklep z kosmetykami. Cztery typy klientów, którzy skumulowani doprowadzają do białej…

Prowadzę sklep z kosmetykami.

Cztery typy klientów, którzy skumulowani doprowadzają do białej gorączki (jestem nerwusem, niestety).

1. Mamusie i babcie wysłane na zakupy.

Nie mam nic w sumie do samych tych osób, ale ustalają listę zakupów dopiero na miejscu. Według mnie to jest niegrzeczne, jak wisi się na telefonie i półgębkiem rzuca do sprzedawcy "pani da jeszcze to i tamto". Sama robiąc zakupy staram się nie rozmawiać przez telefon, a przede wszystkim nie robię tego przy kasie. Tacy klienci blokują kolejkę. Dodatkowo najczęściej są to rozmowy albo w formie krzyku (starsi ludzie mają tendencję do krzyczenia przez telefon, zauważyliście?), albo na włączonym głośniku (żeby cały sklep usłyszał, co chce kupić córcia/wnusia), ewentualnie pojawia się trzecia opcja, której najbardziej nie lubię - podawanie mi telefonu.

Rozumiem, że czasem ktoś może zwyczajnie nie mieć czasu, żeby przyjść do sklepu, bo godziny otwarcia mogą kolidować z godzinami pracy. Ale mamy sklep internetowy - można zamówić artykuły w domu, na spokojnie się zastanowić, a babcię czy mamę wysłać po odbiór gotowego zamówienia. Szybko, sprawnie, bez stresu dla obu stron, bez krzyku, bez prób wymówienia niektórych nazw (rozumiem też, że jak ktoś nie miał styczności z niektórymi produktami to nie ma o nich zielonego pojęcia i może coś wymawiać źle), bez przerzucania do siebie telefonu i blokowania kolejki innym klientom, którzy zapewne też nie chcą słuchać takich rozmów.

Szczerze? Ja dalej robię sobie zwyczajne, papierowe listy zakupów. Zazwyczaj to działa.
Jeszcze do tych klientów zaliczają się osoby: "Pani czeka, ja zadzwonię do żony/koleżanki/córki/psa/papugi mojej ciotki i zapytam się, co chce". I nie może się dodzwonić. Nie zwolni miejsca w kolejce, bo ma jeszcze swoje zakupy, ale będzie molestować ten telefon, żeby się gdziekolwiek dodzwonić.

2. Matki, które nie panują nad swoimi dziećmi.

Czasem mam ochotę wyprosić takie osoby, ale dobrze wiem, jak to się skończy. Pisałam tu kiedyś o tym, jak jedna taka matka wyrwała mi kran w łazience. Od tamtej pory takie sytuacje już się nie zdarzają. Teraz niszczone są po prostu produkty na półkach.

Normą jest to, że w momencie wejścia do sklepu matka (nie każda) przestaje zwracać uwagę na dziecko, zajmuje się lakierami do paznokci i kremami do twarzy. W tym czasie ja co raz upominam dzieciaka, że ma mi nie wchodzić za ladę, że ma czegoś nie ruszać, a przede wszystkim, że ma się nie bawić nóżką od drzwi, bo przytnie sobie palce.
Matki? Czasem się odwrócą przy tym ostatnim przypadku, ale rzadko.

Największy teatr jednak zrobiła matka z córką w zeszłym tygodniu. Córka chciała dotknąć WSZYSTKIEGO. Widać było, że matka nie panuje nad swoim dzieckiem. "Pałka się przegła" jak matka chciała wziąć sobie blok polerski, a dzieciak ruszył z impetem w tamtą stronę z rykiem "JA CHCĘ DOTKNĄĆ!" i zaczyna się szarpanina z matką. Stałam jak wryta, bo takiej sytuacji jeszcze w sklepie nie było.
Zazwyczaj dzieciaki nie ogarniają, że nie wolno im odkręcać słoiczków z efektami do paznokci (gratuluję jednej pięciolatce za wysypanie na siebie granatowego pigmentu. Ciekawe, czy ubranka się doprały, bo kolor na skórze utrzymuje się baaardzo długo), że nie wolno brać ot tak pilniczka i sobie nim zacząć piłować paznokci (nagle wielkie zdziwienie, że każę płacić za użyty towar), że nie wolno wyginać wzorników... W tym tygodniu po raz kolejny musiałam zamawiać nowe wzorniki do lakierów. Dla mnie to są dodatkowe koszta, dla dzieci i ich rodziców - tylko kawałek złamanego plastiku. Ale jestem ciekawa, czy byłoby miło takiej klientce oglądać kolory lakierów na połamanym i wybrakowanym wzorniku. Chyba nie.
Nie bronię klientom oglądać produktów, ale macanie dla macania i rzucanie rzeczy gdziekolwiek - nie godzę się na to, bo to ja potem muszę to sprzątać i sprawdzać, czy nie ma uszkodzeń. To ja ponoszę straty.

3. Niezdecydowane.

I nie chodzi mi o osoby, które wchodzą do sklepu i się rozglądają, są niezdecydowane, potrzebują porady. Chodzi mi o inny poziom.

Wchodzi klientka. Bierze parę produktów, kasuję, podaję cenę, klientka chce płacić kartą. W momencie, kiedy proszę o wpisanie PIN-u, klientka nagle zmienia zdanie albo przypomina sobie o czymś jeszcze. Rozumiem, że fajnie by było zapłacić za wszystko jeden raz, ale jak mi ktoś tak robi trzy razy pod rząd i jedyne, co z tego mam, to zwitek paragonów o treści "TRANSAKCJA ANULOWANA" to dla mnie zaczyna być to kłopotliwe. W nowych kasach takie informacje są przechowywane i wychodzą na raporcie. Nie mogę mieć tego typu informacji, bo są one traktowane przez urzędy jako "sprzedaż na czarno". Do klientów nie dociera - robią to notorycznie. Zwracam im na to uwagę, proszę, tłumaczę - jak grochem o ścianę. "Jeszcze to i tamto, a to to nie wiem, może jednak inny kolor... Jak pani myśli?". Ja nie myślę, mam kołowrotek w głowie, już nie wiem, co pani chce.

4. To pani jest głupia!

Czyli część klientek, która jest samoukami, a szkolenia i kursy omijają szerokim łukiem. Oczekują, że wszystko im podam na tacy podczas, gdy jestem SPRZEDAWCĄ. Owszem, wiem co do czego, co jak z czym i w jakich proporcjach. Ale nie można polegać na sprzedawcy w ten sposób. Mogę doradzić, podpowiedzieć. Wiem, który frez będzie pasować do danej frezarki i wiem, którym klientka sobie zrobi krzywdę przy złym użytkowaniu. Ale nie prowadzę szkoleń.

Bardzo często przychodzą do mnie panie, które kupują zestawy startowe do manicure hybrydowego i... przychodzą z reklamacją. Nigdy nie jest to ich wina i ich braku umiejętności. To wina lampy, bazy, lakieru, albo po prostu moja, bo im g*wno sprzedałam. Raban jest jeszcze większy przy uzyskaniu informacji, że wszelkich artykułów, które już miały styczność z czyjąś płytką paznokcia nie przyjmuję na reklamację. Nie mogę przyjąć na reklamację użytego lakieru i to nie dociera do większości klientek.

Jeszcze parę dni temu, przy dość sporym ruchu, wpadła klientka, przecisnęła się przez pozostałych obecnych, dopadła do kasy obok mnie i się drze. Nie mówi, nie zwraca uwagę, nie pyta. Krzyczy na mnie, podstawiając mi rękę pod nos, że kupiła lakier, a tu nie ten kolor! Pomijam fakt, że była nałożona ewidentnie jedna warstwa, spod której prześwitywały brudne paznokcie. Jak ja mam przyjąć na reklamację produkt, który miał styczność z takimi paznokciami? A skąd mam pewność, że pani nie miała jakiejś choroby płytki paznokcia? Poza tym - ktoś z Was kupiłby używany lakier do paznokci? Wątpię.

I tak ostatecznie dostaję po głowie jako młodsza i "mniej doświadczona". Sypią się epitety, a hitem dla mnie jest przejście na "kochana! ty sobie nie pozwalaj!". Mnie można łajać za wszystko. Klientce nie mam prawa zwrócić uwagi na to, że coś źle robi lub, że powinna iść na szkolenie.

Co trzecia klientka pyta się mnie, jak robić manicure hybrydowy. Co piąta klientka pyta się, jak robić paznokcie żelowe. Co dziesiąta - jak się w ogóle używa akrylu.
Pytania padają PO zakupie produktów. Odpowiadam na wszystkie, wspominam o szkoleniach. Po wielu różnych przypadkach zawsze przy zakupie konkretnych produktów wypytuję o wiedzę klientki i w razie potrzeby - tłumaczę, co i jak. Na tyle, na ile pozwala mi moja wiedza, o czym również uprzedzam klientki. Uważam, że przynajmniej w taki sposób możemy być fair w stosunku do siebie. Bo ja uprzedziłam o wielu rzeczach, dawałam namiary na szkolenia i zazwyczaj sprawa się zamyka, a klientka wraca zadowolona. Czy była na szkoleniu czy nie - to już nie moja sprawa.

Owszem, jestem marudą. Jestem osobą nerwową, ale nie naskakuję na klientki - ja się wkurzam wewnętrznie. Wciąż stoję uśmiechnięta, pomagam, doradzam i zbieram baty za brak umiejętności niektórych klientek. A potem niektórzy klienci się dziwią, że sprzedawcy nie mają siły dłużej nosić maski uśmiechniętego ekspedienta. Każdy z nas jest człowiekiem.

Pomyślcie, z iloma różnymi ludźmi na styczność taki sprzedawca. Ile się nasłucha, ile obelg pod swoim adresem przyjmie... Pomijam już patrzenie na mnie z góry i obgadywanie jeszcze zanim drzwi do sklepu zamkną się za takimi klientkami (poza tym nad drzwiami mam otwarte okno i wszystko słyszę... przykro się robi).

Czasem wracam do domu płacząc. Roszczeniowość ludzi wciąż robi się większa i większa. To, że jestem i stoję na kasie we własnym sklepie nie oznacza, że jestem czyimś sługą czy niewolnikiem. Wyżywanie się na mnie nic nie zmieni. Ceny będą te same. Nie dodam gratisów na krzyk i wrzask (z całym szacunkiem, ale czy w każdym sklepie mają być gratisy zawsze i dla wszystkich? Bo odnoszę wrażenie, że to raczej okazyjnie lub od danej kwoty zakupów. To też zależy od tego, czy dana firma życzy sobie rozdawać gratisy i czy je otrzymam, są to najróżniejsze rzeczy, od jednorazowych masek algowych po długopisy z logiem firmy. Zawsze źle). Nie będę zadowolona z tego, że klientki znajdą mojego prywatnego FB i będą do mnie wypisywać o każdej porze dnia i nocy, jednocześnie potem w sklepie kłócąc się ze mną o to, że im nie odpisuję.

To tyle ode mnie. Chyba przestałam wyrabiać ze swoim życiem.

sklepy

by Mornigstar
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Painkiler
11 19

To są efekty wmawiania dzieciakom że są najlepsze, wyjątkowe i jedyne na świecie takie uzdolnione, a potem pranie mózgu zarówno matek, bo też zaczynają się za takie uważać.

Odpowiedz
avatar Eko
28 28

@Painkiler: Każdy z nas jest wyjątkowy i jedyny na świecie. W całej historii świata nie było, nie ma i nie będzie kogoś takiego jak ja czy Ty ... czy ta pani albo tamten pan. Problem polega na tym, że dziecku się nie tłumaczy, że każdy jest taki wyjątkowy, tylko w inny sposób, i dlatego każdemu należy się szacunek - tak długo jak sam go nie straci swoimi działaniami. Stało się dokładnie to samo co z ideą bezstresowego wychowania - większość nie rozumie o co chodzi i stosuje wybiórczo.

Odpowiedz
avatar Painkiler
0 4

@Eko: W wyjątkowości chodzi mi to bycie "nadczłowiekiem" w stosunku do reszty, bo przecież taki Brajanek to jest porządne dziecko, a nie jak te niedojdy od Grażyny spod piątku.

Odpowiedz
avatar Eko
4 4

@Painkiler: Ależ ja to rozumiem. Za takim postępowaniem stoją właśnie niezrozumienie i wybiórczość, które dają łatwy sposób na zamaskowanie, nawet przed sobą, zaniżonej samooceny. To skutkuje dowartościowywaniem się kosztem innych.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
19 19

Nie dziwię się wcale. Sama pracuję jedynie w salonie prasowym, więc inny towar, ale klienci jakby podobni. Telefony do rodziny, bo nie wiedzą jakie papierosy czy gazetę kupić i blokowanie kolejki, komentowanie, czemu tak drogo (jakbym to ja ustalała ceny), narzekanie na prowizję do doładowań ("bo w sklepie obok nie ma!"), komentarze, że "gdzie indziej to zapalniczki mają gratis, a u was też trzeba płacić" (taka polityka sieci tych saloników), wchodzenie z lodami do środka, rozwalanie gazetek (ile trzeba było kleić taśmą!), dotykanie brudnymi palcami... a ile rodziców puszcza dzieciaki do salonu samopas! (Salon znajduje się naprzeciwko kas marketu, w którego budynku jest usytuowany). Sama nie jestem idealna i niestety zdarza mi się nieraz być niemiłą albo nie wystarczająco miłą, bo po prostu ktoś mnie wkurzył, jest dużo do zrobienia, a ludzie zawracają co chwilę głowę pierdołami albo 5 minut wybierają papierosy, a nie mogą się zdecydować, a to coś nie idzie z wysłaniem paczki... różne są sytuacje, życiowo też raz się wiedzie lepiej, raz gorzej. Randomowa osoba nie jest winna moim problemom i staram się nie wyżywać na klientach, ale jak czasem nas, sprzedawców, po prostu poniżają i traktują jak gówno, to ile można znieść? Moją szefową klientka zgnoiła za to, że jeden z plakatów promocyjnych wisiał nieco za nisko. Sytuacja akurat była bardziej rozbudowana (tam jeszcze wątek był z Lotto, niektórzy klienci to materiał na osobne historie), ale na koniec od klientki wyleciał tekst, że może lepiej by było, jakby szefowa poleciała do Egiptu (to było zaraz po tym, jak były pierwsze doniesienia o Magdalenie Żuk). Po takim czymś żyć się odechciewa.

Odpowiedz
avatar no_serious
11 11

@melisendellewellyn: Ktoś kupuje gazetki sklejone taśmą? Bo ja bym kupiła wyłącznie po obniżce cenowej.

Odpowiedz
avatar aklorak
11 11

@no_serious: Zakładam że klejone były opakowania foliowe, w których są gazety, bo teraz większość gazet musi mieć gratis, więc każdy egzemplarz jest w folii ochronnej.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

@no_serious: nie doprecyzowałam z pośpiechu - chodzi o opakowania foliowe, w których są gazety z dodatkami: z filmem, książką, zabawką czy innym gadżetem

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 maja 2017 o 14:15

avatar no_serious
4 4

@melisendellewellyn: Okej, rozumiem już. Tak to jest jak człowiek nie pomyśli ;)

Odpowiedz
avatar themistborn
13 17

Takich krzykaczy to najlepiej postawić na około tydzień za kasą i niech patrzy co to się dzieje. Się okaże, że krzyczenie jest niezbyt dobrym sposobem rozwiązania problemu.

Odpowiedz
avatar Balbina
19 19

Witaj w moim świecie. Jak by tak całe miasto polegało na moim guście to by w każdym domu wisiała ta sama firana lub zasłona. Co mi pani radzi? jaką mam wziąć, a jaka się pani podoba, a jak pani uważa A będzie mi pasowała? Noż kurczę,na oczy nie widziałam mieszkania a mam wiedzieć czy pasuje.No pani powinna wiedzieć czy te zasłonki pasują do.... sosny,gruszy,jabłoni czy innych calvadosów. Ale takiej jazdy nie mam jak Ty.Współczuję.

Odpowiedz
avatar Ndriu
11 23

A ja chciałbym tylko zauważyć, że masz obowiązek przyjąć reklamację na towar w ciągu 2 lat od jego sprzedaży. To jak ją rozpatrzysz to już inna sprawa. Nie przyjąć to można co najwyżej zwrotu bo i nie ma takiego obowiązku.

Odpowiedz
avatar xpert17
6 8

@Mornigstar: a co na to PIH?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 14

@Mornigstar: Cały czas mam wrażenie, że nie masz pojęcia czym jest reklamacja. I Ty dziewczyno pracujesz w handlu...?

Odpowiedz
avatar menevagoriel
7 7

@Mornigstar: mylisz pojecia zwrot i reklamacja.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 maja 2017 o 23:11

avatar Mornigstar
-3 7

@menevagoriel: Już to ustaliliśmy, że "mylę pojęcia". Tak, pracuję w handlu. Od raptem pół roku. Nie chce mi się dalej kłócić, bo nie to jest istotą historii, a coś zupełnie innego.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 9

@Mornigstar: Pogódź się z tym. Te forum to jeden wielki bałagan, gdzie czytający próbują udowodnić autorowi jak bardzo jest w błędzie. Czepią się jakiegoś zupełnie nieistotnego dla istoty tekstu elementu i będą to męczyć i męczyć bo "znalazłem błąd, pokażę innym jaki jestem mundry, a najbardziej pokaże tej osobie z którą się nie zgadzam". Na prawdę, autorów nie obchodzą takie komentarze, które nic nie wnoszą do rozmowy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

@noddam: Normalny człowiek dowiadując się, że był w błędzie, dziękuje temu, który go oświecił. Ignorant się obrazi i zirytuje.

Odpowiedz
avatar pinslip
2 2

@Mornigstar: może nie istotą historii, ale na pewno sporą jej częścią. Kilka razy powtórzyłaś w historii ewidentną bzdurę, a jak ktoś wytknął Ci błąd, to się oburzasz.

Odpowiedz
avatar Issander
20 22

Ad. 4 chyba nie rozumiesz, czym jest reklamacja. Jeśli towar był niezgodny z opisem albo wadliwy, nie możesz sobie ot tak decydować, że nie oddasz pieniędzy, bo został użyty. Spora część wad wychodzi dopiero w trakcie używania produktu, więc takie zastrzeżenie jest nadużyciem ze strony sprzedawcy. Wyobraź sobie, że kupiłaś telewizor. W telewizorze przy pierwszym uruchomieniu coś strzela i już nie działa. Przychodzisz oddać go na reklamację, a sprzedawca mówi ci, że nie przyjmie, bo telewizor został już użyty i jak go przyjmie to nie będzie miał jak go sprzedać. Paranoja, prawda? W ogóle argument, że nie możesz przyjąć wadliwego albo niezgodnego z opisem towaru, bo nikt nie kupi używanych kosmetyków, jest nie na miejscu. Ten towar nadal będzie wadliwy lub niezgodny z opisem, więc i tak nie możesz go sprzedać! Oczywiście, jeśli reklamacja będzie bezzasadna (np. wina użytkownika w przypadku źle użytego produktu albo niewielkie odchylenia koloru - kolor zawsze będzie nieco inny niż na zdjęciu, wynika to z procesów fizycznych) możesz reklamację odrzucić. Tak więc żeby nie było - NIE wstawiam się tutaj za ludźmi próbującymi wymusić reklamację, gdy wina leży po ich stronie. Ale nie możesz też reklamacji nie przyjąć z takiego powodu. Jest to z pogwałceniem przepisów prawa jak i zasad stosunków międzyludzkich. Ewentualnie pomieszała ci się reklamacja ze zwrotem towaru, który funkcjonuje w niektórych sklepach. W przypadku zwrotu towaru często pojawiają się zastrzeżenia, że nie będą przyjmowane np. kosmetyki albo bielizna, jeśli zostały użyte - i jest to jak najbardziej zrozumiałe. Ale klientki które opisałaś ewidentnie próbowały uzyskać reklamację, bo według nich towar był wadliwy/niezgodny z opisem, a zwrot następuje bez podania przyczyny i tylko za dobrowolną zgodą sklepu.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 24 maja 2017 o 13:13

avatar plotka7
17 17

@Issander: O to, to dokładnie miałam pisać. Autorce chyba pomyliła się reklamacja ze zwrotem. Klient ma prawo złożyć reklamację, ale zwrócić towar już tylko w sklepach, które na to pozwalają.

Odpowiedz
avatar Daro7777
14 14

@Mornigstar: Powtórzę za moimi poprzednikami: reklamacje MUSISZ przyjść. Nawet jak widzisz, że to ewidentne naciaganie. Producent lub właściciel podejmuje decyzję czy to ją rozpatrzyć pozytywnie czy negatywnie. To co opisujesz to próba zwrotu A na to się nie musisz zgadzać. Zresztą zwrot jest przypadku tylko nie użycia towaru i odania to w stanie nienaruszonym. Reszta- jak najbardziej piekielna.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
3 5

@Daro7777: Okej, wszystko już rozumiem. Nieco mi rozjaśniłeś niektóre kwestie.

Odpowiedz
avatar kazmirz
2 2

"Co trzecia klientka pyta się mnie, jak robić manicure hybrydowy. Co piąta klientka pyta się, jak robić paznokcie żelowe. Co dziesiąta - jak się w ogóle używa akrylu." No to chyba czas zaczac prowadzic kursy? Szczególnie dla tych które sa niezadowolone z produktu - taki maly zaklad - jesli da sie uzyc takiego samego produktu na kursie z dobrymi wynikami to klientka placi za kurs i dodatkowy produkt :)

Odpowiedz
avatar Mornigstar
3 3

@kazmirz: Oczywiście :) Najpierw tylko muszę sama spędzić niemało czasu na zrobieniu tych kursów, potem zdobyć certyfikat, aby móc szkolić innych, wynająć lokal, zdobyć na to pieniądze... To nie takie proste, jak się wydaje. Ja nie mam uprawnień do prowadzenia kursów. Moja rodzicielka prowadzi takie szkolenia 15 lat i dobrze wiem, ile z tym jest zachodu, ile czasu trzeba poświęcić... Tym bardziej, że mam wiedzę, ale musiałabym poświęcić 3/4 swojego czasu na szkolenie ręki. Może kiedyś, ale przy jednym sklepie o malutkiej powierzchni to nie ma co się wygłupiać

Odpowiedz
avatar kazmirz
-1 1

@Mornigstar: mozesz szkolic kogokolwiek bez zadnych certyfikatów i do paznokci nie potrzebujesz zadnych uprawnien; jesli wiesz wiecej od nich i mozesz to udowodnic to po prostu dzialaj

Odpowiedz
avatar bazienka
-3 3

2 zniszczyly lub dzieci zniszczyly= matka placi pod grozba wezwania policji 3. kartka ze po nabiciu na kase anulacji ( szczegolnie jak produkt jest pelnowartosciowy) nie uwzglednia sie- to tylko twoja dobra wola ahhh i nabijasz majac pieniadze w rece na drugi raz sie zastanowia 3 razy, jesli odmowisz im zwrotu transakcja ostala zawarte, a ze one sie rozmyslily to ich problem 4 no wyzywac to bym sie nie pozwolila i wyprosila takie babso ze sklepu ze skukiem natychmiastowym niech sie obraza, nie wraca i idzie robic burdy komu innemu

Odpowiedz
avatar menevagoriel
1 3

@bazienka: zgadza się, wydruk paragonu zatwierdzasz dopiero gdy masz pieniądze

Odpowiedz
avatar Mornigstar
1 1

@menevagoriel: To są sytuacje, kiedy pani wyciąga kartę, przykłada do terminala, ja włączam opcję "płatność kartą", pani wtedy kartę zabiera, bo jeszcze coś jej się przypomniało i ona chce anulować. Albo kartę przykłada, ma wpisać pin, ale ona chce anulować, bo coś. Bo przy transakcji gotówką nie mam takiego problemu, mogę wrócić do paragonu. Chodzi tylko i wyłącznie o transakcje kartą.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@Mornigstar: i dlatego ja jak pracowalam w sklepie albo potem w kawiarni, najpierw pobieralam oplate z terminala, a dopiero potem paragon z kasy bo czasem terminal sie psul, czasem klient nie mial srodkow na koncie, rozne byly przyczyny odmowy przyjecia platnosci karta wiec najpierw kwit z karty, potem kwit z kasy fiskalnej nie da razy zablokowac pre-paida? tak by klient sygnowal pinem transakcje? wtedy juz sie nie wykreci

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@bazienka: u mnie w pracy przy płatności kartą paragon się nie wydrukuje, dopóki nie zostanie zaakceptowana płatność kartą - to jest dobry sposób

Odpowiedz
avatar Mornigstar
0 0

@bazienka: U mnie nic nie wychodzi z terminala, wszystkie potwierdzenia i paragony, łącznie z fakturami wychodzą bezpośrednio z kasy. Kasy fiskalne Novitus, aż podam firmę, może będzie łatwiej to sobie wyobrazić, bo to nie jest ten starszy system

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Proponuję zamieścić w sklepie regulamin. W owym regulaminie zamieścisz wszystkie punkty i zachowania, które Cie denerwują i oznaczysz je jako płatne. Czyli np.: 1. Porada w sprawie paznokci hybrydowych - opłata 10zł 2. Za szkody wyrządzone przez dzieci (tu wymieniasz, te bieganie, łamanie produktów, rozrzucanie itp ) - opłata jak za towar + opłata za czas potrzebny by posprzątać zrobiony bałagan (tyle na ile swój czas cenisz) 3. Opiekun dziecka zobowiązany jest do kontroli zachowania dziecka do lat 12 podczas wizyty w sklepie. Załącz informację, że obiekt zarówno w środku jak i na zewnątrz jest monitorowany a nie przestrzeganie zasad regulaminu będzie skutkowało skierowaniem sprawy do policji a następnie do sądu. Następnie zastanów się czy Ci się opłaca stracić 1-5 klientek ale zyskać spokój.

Odpowiedz
avatar karol2149
0 0

Nikt nigdy nie czyta kartek na drzwiach i regulaminów sklepów. Dlatego należałoby dodać punkt, że przebywając w sklepie akceptuje się ten regulamin. Następnie powiesić regulamin gdzieś koło kasy albo koło wejścia. Najlepiej koło kasy, żeby nikt go nie zerwał.

Odpowiedz
avatar Agnes2501
4 4

Jezu...jak bym czytała swoje własne spostrzeżenia. Pracuje dokładnie w takim samym sklepie...nie wspominam już o robieniu mieczy świetlnych z szablonów na rolkach przez chłopców, odkręcanie lakierów do paznokci mimo,że jest wywieszona kartka "NIE ODKRĘCAĆ LAKIERÓW" a nawet dwie. I moja ulubiona klientka która przychodzi do mnie codziennie na około godzinę odkręca lakiery mimo zwracania przeze mnie uwagi po raz kolejny a wychodzi zakupując towar poniżej 10 zł...

Odpowiedz
avatar MarcinMo
1 1

Wszystko inne faktycznie piekielne, ale jakby mi sprzedawca (jakikolwiek) odmówił przyjęcia reklamacji, albo odsyłał z tym bezpośrednio do producenta, to bym to nagrał i zgłosił do inspekcji handlu. To jest psi obowiązek przedsiębiorcy taką reklamację przyjąć i rozpatrzyć, lub we własnym zakresie dostarczyć do producenta i w przypadku decyzji negatywnej przedstawić uzasadnienie. Nie jestem pewny kwoty, ale chyba do 30 tys. zł grzywny się należy sprzedawcy za nieprzyjęcie reklamacji.

Odpowiedz
avatar Maruderia
0 0

#thestoryofmylife Normalnie czytając to miałam potężne deja vu. Mam identycznie. Zastanawiam się czasem, co mają w głowie osoby, które podtykają mi uwalony podkładem telefon do ucha (często bez "dzień dobry, przepraszam, pocałuj mnie w d***"). Nie pracuję w call center, a ludzie często nie umieją wymawiać skomplikowanych nazw produktów i zwyczajnie nie da się wtedy dogadać. Dla mnie hitem są Panie które przez telefon wymagają ode mnie żebym im wybrała kolor farby do włosów. Jeśli chodzi o tłumaczenie każdemu klientowi z osobna "Pani a jak to hybryde sie wogóle robi?", to uważam, że nie należy to do moich obowiązków. Bo to tak, jakby ktoś wymagał od Pani w mięsnym, że mu punkt po punkcie poda przepis na dobrego schabowego. Poza tym trzeba się szanować. Ja skończyłam studium, robię licencjat i mam szereg zrobionych kursów,za które zapłaciłam. I teraz mam stać w sklepie i urządzać każdej klientce z osobna darmowe szkolenie indywidualne z manicure hybrydowego? Ostatnio zaczęłam odsyłać Panie do filmików na YT, żeby się nauczyły, a później kupowały zestawy do "hybrydów". U mnie też drażliwa jest kwestia zwrotów. W sklepie stacjonarnym nie mamy obowiązku ich przyjmować i korzystamy z tego prawa. Ile razy "Panie Ekspertki" twierdziły, że łamiemy tym samym prawa konsumenta. Musiałam stać i tłumaczyć jak krowie na rowie, że 14 dni od daty zakupu tyczy się jedynie sprzedaży w sklepach internetowych i "na odległość". "Nie, one wiedzo lepiej i one mnie już dojado!". Ludzie są teraz bardzo roszczeniowi, wydaje im się, że wszystko im wolno i we wszystkim mają rację. A ta pani za ladą ma się cieszyć i wielbić Boga za to, że zaszczycili ją chęcią wydania u niej zawrotnej kwoty 10 złotych. I jeszcze rabat by się przydał!

Odpowiedz
avatar Niebieskiptak
1 1

Frustrujące jest to, że zmienia się mentalność klientów i robią się coraz bardziej roszczeniowi i wymagający i coraz mniej szanują sprzedawców. To duża generalizacja, ale jak porównam sobie kilka lat temu, a teraz, to widzę ogromną różnicę. Ludzie przychodzą na zakupy w złym nastroju, bo coś im nie wyszło, bo mają zły dzień/okres, bo chcą kupić w promocji a promocji nie ma, bo cokolwiek, a wyładowują się na sprzedawcy, bo... mogą. A my musimy być uśmiechnięci i pomocni, bo naszą pracą jest sprzedać i to w taki sposób, żeby klient do nas wrócił. Od jakiegoś czasu uważam, że każdy człowiek powinien spędzić kilka dni jako sprzedawca i kilka dni na kasie w markecie. Może wtedy mieliby więcej zrozumienia dla naszej pracy.

Odpowiedz
Udostępnij