Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Swego czasu pracowałem jako przewodnik na wystawie, zasadniczo oprowadzałem grupy zorganizowane, bo…

Swego czasu pracowałem jako przewodnik na wystawie, zasadniczo oprowadzałem grupy zorganizowane, bo do biletu który był stosunkowo drogi pan/pani przewodnik był dodatkowo płatny więc pojedyncze osoby wolały wziąć przewodnik "mobilny" ze słuchawkami. Praca przewodnika może nie wydaje się na pierwszy rzut oka piekielna, ale było kilka rzeczy które były mocno uciążliwe.

Przypadek 1:
Jedzie wycieczka szkolna, która poza zwiedzaniem miasta postanawia się wybrać do nas na wystawę. Ja rozumiem, że w mieście są korki, a grupę 30, 40 czy więcej dzieciaków w różnym przedziale wiekowym czasem trudno upilnować, ale jak już rezerwujesz wejście z przewodnikiem na konkretną godzinę to uprzedź, że grupa się spóźni.

Dziewczyny pracujące na recepcji, które przyjmowały rezerwacje uprzedzały żeby poinformować ich o opóźnieniach, bo w innym przypadku przewodnik po 30min ma kolejną grupę. Jednak zdarzyło się wiele razy takie sytuacje, że grupa wchodzi spóźniona kilkadziesiąt minut i się awanturuje, że nie mają przewodnika - no niestety w godzinach rannych i okolicach południa mieliśmy bardzo dużo grup, a przewodników była ograniczona ilość.

Przypadek 2:
Przewodnik powinien mieć maks. 25-30 osób które oprowadza po wystawie. Wystawa była duża, sale całkiem pojemne, ale liczy się też komfort przewodnika, wiadomo że nie będzie zdzierał gardła dla tłumu - ty bardziej że jedno oprowadzenie potrafiło trwać nawet 1,5-2h. Nigdy nie umiałem zrozumieć, dlaczego opiekunowie (nauczyciele czy to rodzice) uważają, że jak jest przewodnik to oni już mogą sobie odpuścić i poplotkować?

Ja jestem jeden, grupa liczy kilkadziesiąt osób, jak mam nad nią zapanować - to nie jest moje zadanie. A dzieciaki potrafiły zachowywać się często w skandaliczny sposób, od nieustannego gadania między sobą, przez przepychanie się i bieganie po wystawie, po chamskie przeszkadzanie przewodnikom. Opiekunowie potrafili się zachowywać jakby to nie była ich grupa, a raz trafił mi się taki nauczyciel, który miał do mnie pretensje, że nie pozwalam dzieciom obrzucać eksponatów kamyczkami, które stanowiły dekorację (wcześniej główny "gagatek" prawie poleciał ze ścianą, bo stwierdził że to fajne wbić się z rozpędu na mapę, która wisiała na ścianie) Oczywiście grupa była bardzo mocno spóźniona, awanturująca się i ogólnie mocno kłopotliwa.

Przypadek 3:
W weekendy mieliśmy zasadę, że przewodnik przychodzi na dyżur w momencie kiedy jest duży ruch. Jeśli ktoś chciał mógł go "wynająć" do oprowadzania. Z góry uprzedzaliśmy zwiedzających, że poza osobami które wynajęły przewodnika, osoby przebywające już na wystawie lubią się dołączyć na tzw. sępa - idzie za grupą po całej wystawie i przysłuchuje się temu co przewodnik mówi. Większość ludzi nie miała z tym problemu, ale zdarzały się grupy, które potrafiły prawie doprowadzić do rękoczynów.

Przypadek 4:
Mieliśmy w audioguide'ach kilka najpopularniejszych języków do wyboru (polski, angielski, francuski, hiszpański). Któregoś pięknego dnia przyszła do nas grupa albo z Francji albo ze szkoły w której była duża wymiana uczniów, w każdym razie dzieciaki w wieku mocno podstawówkowym. Zdarzyło mi się w czasie studiów wyjechać to tu to tam i bywać w kilku muzeach/galeriach, ale tego co te dzieciaki wyprawiały nie dało się opisać.

Weszli w 3 grupach - razem około 70/80 osób, dzieciaki dostały przybory do rysowania i rozpierzchły się po całej wystawie. Ja miałem w tym czasie swoją grupę, ale nie dało się prowadzić normalnego oprowadzania, bo dzieciaki leżały pokotem wszędzie (na ławkach, krzesłach, podłodze, za kotarami, no wszędzie), nikt ich nie pilnował, krzyk, wrzask i płacz bo któreś dostało z kolana w głowę kiedy siedziało za ciemną kotarą w okolicach sali kinowej. Zwrócenie uwagi opiekunom nic nie dało, bo dzieciaki po usłyszeniu reprymendy robiły dokładnie to samo, z nimi były matki, które absolutnie nie przejmowały się tym co ich pociechy robią. Nie wiem czy to tylko ja jestem nienormalny czy coś tutaj jest nie halo.

Przypadek 5:
Grupy przypadkowe, mieli iść oglądać inne miejsce no ale z tego czy innego powodu trafili do nas. Najczęściej zdarzały się dzieciaki albo z gimnazjum albo z liceum. Takiego chamstwa i braku kultury nie widziałem dawno. Grupa nawet nie udawała że powinna zachować spokój i to jest wystawa a nie centrum handlowe więc nie gadamy. Na każde zwrócenie uwagi słyszałem tylko pyskówki i wywracanie oczami.

Telefon i robienie sobie selfie z fleszem to był standard (przed wejście zaznaczone żeby nie używać lampy błyskowej). Najlepsze było jednak kiedy powiedzieli że dają mi 5 min na oblecenie całej wystawy, bo po tym czasie oni idą do McDonalda czy innego fast fooda. Ręce opadają.

Po zakończeniu wystawy musiałem zrobić sobie ładnych kilka dni przerwy i wyjechać z dala od ludzi.

przewodnik wystawa kultura dzieciaki

by Anonimus
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Mornigstar
10 10

Pod koniec zeszłego roku pojechałam z narzeczonym do Białowieży. Zwiedzaliśmy tamtejsze muzeum. Polega to na tym, że prowadzi nas przewodnik, ale opis każdej wystawy był zawarty na audioprzewodniku. Każdy miał swoje słuchawki, nasza przewodniczka tylko dawała nam krótki wstęp do każdego eksponatu, mówiła, który numer nagrania mamy wybrać i pilnowała, czy grupa zachowuje się w porządku (nie dotyka eksponatów itp). Trafiła nam się zbieranina rodziców z małymi dziećmi. O ile dzieciaki nawet w porządku się zachowywały, bez pisków czy biegania, to nie ogarniam jednej mamuśki. Każdy dzieciak, mały czy duży (a granica wiekowa była tak do 7 lat max), miał swoje słuchawki. Rodzice im je dopasowali do główek i było okej. Ale ta jedna kobieta musiała olać słuchawki swoje i swojej córki, rozkręciła głośność audioprzewodnika na maxa (przy dość sporym pogłosie w muzeum to dawało raczej dziwny charkot niż jakikolwiek zrozumiały dźwięk), bo jej córeczka nie założy brudnych słuchawek. Mimo, iż miałam swoje słuchawki na uszach to żeby cokolwiek zrozumieć z audioprzewodnika trzeba było albo odejść kawałek od ekspozycji, albo dociskać słuchawki do uszu, albo podkręcić głośność u siebie na sprzęcie i zagłuszyć dźwięki z zewnątrz. Zwracanie uwagi nic nie dało, a ja szczerze mówiąc, nie mam ochoty być już teraz głucha tylko dlatego, że ktoś ma problem z założeniem muzealnych słuchawek, trzeba było wziąć jakieś swoje i podpiąć do urządzenia, wielki mi problem. W połowie zwiedzania (około 2h) byłam skłonna zacząć choćby podstawiać nogi tej kobiecie. Przewodniczka jej nie wyprowadziła (zapłaciła za bilet, dziecko chce zobaczyć wypchane bobry i w ogóle skandal), ludzie przestali już zwracać uwagę, zacisnęli zęby i chcieli po prostu dotrwać do końca. Niby nic, ale dla osoby dość nerwowej jak ja, to było mocno irytującej. Chciałam odpocząć od tego typu ludzi, a utknęłam z nimi w muzeum. Ale to, co dzieje się w Muzeum Powstania Warszawskiego - to dopiero szaleństwo. O Koperniku nie wspominam, bo tam bachorzyska niszczą wszystko, czego się dotkną (nie potrafię nazwać takich ludzi dziećmi), piszczą, krzyczą i mają kompletnie w d* to, że nie są tam same, że ktoś chciałby skorzystać z eksponatu, coś obejrzeć, czegoś się dowiedzieć, ale się nie da. W Science Museum w Londynie - powtórka z Kopernika, a powierzchnia ze cztery razy większa.

Odpowiedz
avatar Issander
13 17

Tak się kończy ciąganie grup dzieci i młodzieży w takie miejsce. Dla nich to jest żadna rozrywka i pewnie wcale nie chcieli tam być. Głupota ze strony szkół i rodziców... Nie twierdzę, że nie powinno się zabierać dzieci w takie miejsca, ale można np. przejść całą trasę zwiedzania w pół godziny, a tylko przy najciekawszych momentach lub jak się dziecko samo przy czymś zatrzyma - czyli wykaże jakieś zainteresowanie - zatrzymać się i opowiedzieć coś więcej. Dwugodzinny wykład przewodnika, który o każdym eksponacie koniecznie musi coś opowiedzieć, to jest coś, co każde dziecko znuży.

Odpowiedz
avatar Anonimus
6 8

@Issander: wiadomo że kiedy był duży ruch a grupa nie wykazywała większego zainteresowania, to część teoretyczną opowiadaliśmy tylko najważniejsze elementy, a resztę czasu dzieciaki mogły spędzić w strefie rozrywki, czyli multimedialne gry, wirtualna rzeczywistość, filmy 3D, szmery bajery - dzieciaki wychodziły z naszej wystawy zadowolone, ale czasem nauczyciele sami wywierali na nas presję że czemu nie wykładamy wiedzy akademickiej... zawsze staraliśmy się dostosować do grupy z resztą szacowany czas wystawy, temat i ogólne informacje o wystawie były na stronie internetowej. większość z grup szkolnych przyjeżdżała i chciała zaliczyć jak największą ilość miejsc, a to że dzieciaki po pewnym czasie robią się marudne, znużone i niecierpliwe to najwidoczniej nie interesowało opiekunów.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 maja 2017 o 12:51

avatar Imnotarobot
10 10

@Issander: A jest też możliwe, że to nawet nie jest ich pierwszy stop tylko wcześniej już gdzieś byli. Takie wycieczki to często kilka godzin łażenia i słuchania rzeczy, które i tak później ulatują bo mało które dziecko będzie skupione. Sama z resztą tych wycieczek nienawidziłam, bo w większości nie byłam tym zainteresowana, kilka godzin słuchania i łażenia było tak dalekie od rozrywki jak się dało, a do tego jeszcze potrafiły dojść ból głowy krzyża... Nadal nie rozumiem po co się dzieciaki ciągnie na tego typu wycieczki... Tylko mimo wszystko nie usprawiedliwia to złego zachowania. Bycie znudzonym i marudnym to jednak nie to samo co rozrabianie, krzyki i niszczenie mienia. A zwalanie opieki na przewodnika, który przecież nie jest od tego by pilnować zachowania grupy, to już w ogóle absurd.

Odpowiedz
avatar Habiel
4 4

Pamiętam moją wycieczkę do Warszawy w gimnazjum, gdzie po całym dniu zwiedzania nudnych rzeczy (w sumie to był już 3 dzień nudnych rzeczy, wyłączając spod listy Kopernika) nikomu nie chciało się słuchać kolejnych, a nauczyciele koniecznie chcieli zrealizować jeszcze 2 punkty- jakąś galerię sztuki i Muzeum Powstania. Tylko na to 2 chcieliśmy pójść, a w końcu nauczyciele tak inteligentnie podzielili czas, że w nudnej galerii mieliśmy 2 godziny, a na Powstania aż 40 min! Ogólnie wycieczki szkolne to męczarnia dla dzieci i dla przewodników, gdy nauczyciele umyślą sobie, że dzieci muszą mieć kontakt z kulturą wyższą w postaci Muzeum Sztuki Nowoczesnej, czy innego podobnego tworu.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
4 6

@Habiel: To fakt. Pamiętam te koszmarne zwiedzania różnych muzeów z wycieczek szkolnych. Kiedyś, jeszcze w podstawówce gdzieś tak trafiliśmy do muzeum sztuki (obrazy, rzeźby) ładne zapewne, ale wtedy tego nie byliśmy w stanie docenić. Jedyne, co wszyscy zapamiętaliśmy to akt (przepiękny swoją drogą, ale który 8 czy 9 latek umie to docenić). Śmiechu było co niemiara i tyle z tej wycieczki zapamiętałam, nawet nie wiem, jakie to było miasto ^^

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
2 2

@Habiel: To jest o tyle głupie, że czasami jest coś faktycznie ciekawego do zwiedzenia, ale dzieci są już na tyle padnięte, że im się nie chce utrzymywać uwagi... Lub są zwyczajnie za młode. Też byłam w Warszawie w gimnazjum i to była udręka... 4 dni łażenia z przerwami na jedzenie. I też moją osobistą opinią jest właśnie to, że dzieciaki w wieku gimnazjalnym nie powinny iść do takich miejsc jak Muzeum Powstania Warszawskiego. Nie dość, że byliśmy już zmęczeni i znudzeni to w sumie były z nas jeszcze dzieciaki, które w zasadzie nie rozumiały powagi tego miejsca (nie wszyscy, parę osób to faktycznie ciekawiło, ale po całym dniu chodzenia i słuchania już mieliśmy dość). Do Muzeum "wróciłam" z paroma znajomymi po maturze, ale już bez zbędnego łażenia i wykładów.

Odpowiedz
avatar Habiel
4 4

@Imnotarobot: Moja klasa dość "napaliła" się na Muzeum, bo było ono dla nas czymś nowym, a na historii wyjaśniono nam co i jak. Niestety, jedyne co pamiętam to to, że na szybko robiłam byle jakie fotki, żeby mieć opis eksponatu, filmik z gruzami Warszawy i przejście przez kanał-na szczęście ja się jeszcze załapałam, bo reszta była pospieszana przez nauczycieli. Teraz planuję wyskok na nowo i do Kopernika i do muzeum PW, ale na pewno poza sezonem, żeby nie trafić na cudne wycieczki.

Odpowiedz
avatar nemo333
2 4

Prostym rozwiązaniem na takich "gagatków" którzy nie potrafią się zachować jest punkt w regulaminie/umowie: "W przypadku nieodpowiedniego zachowania grupy, przewodnik wedle własnego uznania może wykluczyć ze zwiedzania osoby lub całe grupy przeszkadzające innym zwiedzającym. Osobom wykluczonym ze zwiedzania nie przysługuje zwrot opłat lub inna forma rekompensaty". W razie wysokiego poziomu działania na nerwy wypraszasz odpowiednie elementy z terenu i możesz w spokoju pracować

Odpowiedz
Udostępnij