Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dotychczas byłem tylko czytelnikiem Piekielnych, ale sytuacja sprzed kilku dni skłoniła mnie…

Dotychczas byłem tylko czytelnikiem Piekielnych, ale sytuacja sprzed kilku dni skłoniła mnie do dołączenia do grona pisarzy.

Do drzwi mojego mieszkania zadzwonił pan legitymujący się identyfikatorem jednej z międzynarodowych organizacji humanitarnych, której nazwy nie podam, aby nie psuć jej dobrego imienia. Uchyliłem nieufnie drzwi. Wywiązała się między nami taka oto konwersacja:

- Spokojnie, nie zbieram pieniędzy.
- Słucham Pana...
- Jestem z [tu pada nazwa], na pewno Pan o nas słyszał. Nie wiem czy Pan wie, że codziennie umiera 1600 dzieci, i my właśnie prowadzimy akcję budowania studni aby ludzie mieli dostęp do wody pitnej. Można się przyłączyć do tej akcji deklarując regularne przelewanie symbolicznej kwoty...
- To ja sobie wejdę na Waszą stronę internetową, na pewno jest tam numer konta, i przeleję kwotę, którą będę mógł.
- Ale to chodzi o to, żeby nas wspierać regularnie...
- To ja założę zlecenie stałe.
- Bo to co ja tu mam to właśnie jest zlecenie stałe, bo to najlepiej przez nas załatwić.
- Ale ja najpierw chciałbym sobie poczytać, dowiedzieć się czegoś więcej o tej akcji...
- To ja Panu dokładnie wszystko opowiem i wyjaśnię, i zaraz podpiszemy deklarację...
- Proszę wybaczyć, ale nie podejmuję takich decyzji na gorąco. Nie podpiszę niczego dopóki nie poczytam i na spokojnie nie przemyślę. Jak się namyślę, to znajdę na Waszej stronie numer konta i założę zlecenie stałe.
- To w takim razie proszę poczekać kilka miesięcy aż będziemy znowu chodzić, bo to najlepiej przez nas załatwić.

To jak to w końcu jest - przez te kilka miesięcy umrze kilkaset tysięcy dzieci, ale lepiej poczekać z wpłatą aby pan zgarnął prowizję? A może cała ta akcja to ściema? Tak czy owak, odnoszę wrażenie że dobro dzieci w całym tym interesie jest gdzieś na szarym końcu.

by dregjen
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar milonka
12 12

Mnie proponowano ,z dużym naciskiem,polecenie zapłaty,już teraz zaraz od ręki.I to nie zlecenie stałe,tylko właśnie nacisk był na polecenie zapłaty.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
16 20

Wszyscy, którzy chodzą to akwizytorzy, są opłacani od swojej skuteczności, to nie są wolontariusze

Odpowiedz
avatar szafa
1 3

@maat_: Owszem, wynika to niestety z tego, że wolontariuszy to tak nie bardzo uświadczysz w Amnesty. Drzwi są oczywiście otwarte szeroko dla ludzi, co chcą działać za darmo, ale jakoś chętnych niewielu.

Odpowiedz
avatar KatzenKratzen
-3 13

Ja sama nigdy się jeszcze z czymś takim nie spotkałam, ale jakoś mi to ściemą zalatuje.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
12 12

@KatzenKratzen: Akurat w tej kwestii jest różnie. Raz tacy wolontariusze złapali mnie w pracy. Próbowałam ich jakoś zbyć (no serio, człowiek pracuje a ktoś mu jeszcze stoi nad głową, żeby mu pieniądze dać) tym bardziej, że w dobie plastiku nie posiadam przy sobie nigdy gotówki. Poprosiłam o informacje o organizacji, o celu i numer konta. Odklepano formułkę, z której niczego nie wywnioskowałam, dostałam kartkę z numerem konta i wolontariusze poszli. Dwa razy potem złapali mnie w mieszkaniu, ale tu już był WWF i na tych wolontariuszy nie mogę powiedzieć złego słowa. Młode dziewczyny, znają konkretny na temat organizacji, celu, pokazywałam im nawet kilka rzeczy, których kupiłam tylko po to, by wesprzeć organizację (choćby głupi zeszyt z recyklingu), można było na spokojnie porozmawiać, wymienić się poglądami, nie było chamskiego nacisku na kasę. Tu była wiedza i kompetencje. Niestety przy zbiórkach na chore dzieci tego brakuje i nie potrafię wziąć takich ludzi na poważnie. A może podstawiacie mi zdjęcie chorej dziewczynki po to, żeby wyłudzić kasę? Tym bardziej można nabrać takich podejrzeń jeśli ktoś właśnie naciska na pieniądze, a nie potrafi nic więcej powiedzieć o celu czy o samej chorej nawet.

Odpowiedz
avatar bezznaczenia
21 21

@Mornigstar: WWF tez korzysta z akwizytorów na prowizji a nie z wolontariuszy. Tyle, że dostarczają zbierającym firmom materiały szkoleniowe. Sama trafiłam kiedyś niechcący na rozmowę do firmy zatrudniającej przy zbieraniu funduszy na ratowanie pand pod szyldem WWF- oferowali szkolenie plus prowizję od pozyskanych wpłat. A dlaczego w ogłoszeniu napisano,że praca biurowa? "Bo po całym dniu zbierania wraca się do biura i wypełnia raport" :D Co do zbierania na chore dzieci: kolega z pracy mojej mamy ma chorą córkę. nie pamiętam dokładnie na co ale dziewczyna jest opóźniona i niesprawna fizycznie- wymaga ciągłej rehabilitacji i specjalistycznego sprzętu (wózek, łóżko, wyciąg do wanny itp). Na turnusie rehabilitacyjnym w sanatorium nawiązała z nimi kontakt jakaś fundacja- zasady były niby proste: fundacja organizuje zbiórki (takie uliczne i 1% podatku), nagłaśnia sprawę medialnie, drukuje plakaty itp ale pobiera za to z góry określony procent (na pewno było to mniej niż 10%) od zebranej kwoty. Oni pozują do zdjęć, udzielają wywiadów, biorą czynny udział w zbiórkach ulicznych a przekazane kwoty wydają tylko na potrzeby dziecka. Niby wszystko ok. Pierwsze zgrzyty pojawiły się po zbiórkach ulicznych. Jak policzyli z żoną we dwoje zebrali grubo ponad to co przekazała im fundacja a przecież byli jeszcze inni wolontariusze. Kolejny to 1%, z informacji od współpracowników (chwalili się,że przekazali na nich) wynikało, że znów kwota powinna być większa- ale ok, ludzie mogli kłamać, mylić się...Po zbiórce fizycznej w jego miejscu pracy, gdy otrzymał do ręki ok 20% zebranej kwoty (fundacja zarzekała się,że tylko tyle zebrano, inaczej twierdziły jego koleżanki które liczyły pieniądze przed przekazaniem koperty do fundacji) zerwał z nimi współpracę... Pewnie dawno by o sprawie zapomniał- ot, nie wyszło, źle trafili i tyle- gdyby nie to, że rok po zerwaniu współpracy, w mieście oddalonym od domu o 300 km spotkał...samego siebie. To znaczy człowieka podającego się za niego, z puszką ze zdjęciem jego córki i logo fundacji opowiadającego,że zbiera na leczenie dziecka... Fundacja używała ich wizerunku do wyciągania kasy a oni z tego nie zobaczyli nawet złotówki... Ja omijam wszelakie fundacje szerokim łukiem i wpłacam tylko na bezpośrednie konta potrzebujących podmiotów (hospicjum, schronisko) licząc,że wtedy jednak większa część trafi do potrzebujących.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 maja 2017 o 15:15

avatar konto usunięte
2 2

@KatzenKratzen: Nie ma w tym żadnej ściemy, zwykli akwizytorzy fundacji, płaci im się od pozyskanego zlecenia stałego, dlatego zależy im by składać je u nich a nie tak w ogóle

Odpowiedz
avatar Czarnechmury
4 4

@KatzenKratzen: AI bardzo często mnie nagabywało. Nie da się ich pozbyć, bo idą za Tobą przez pół ulicy. Zła ja, bo nie chce im 50 zł miesięcznie przelewać. Tez od razu jakaś umowa, kobieta odpuścił a dopiero jak powiedziałam, że nie mam konta

Odpowiedz
avatar xpert17
11 11

Duże międzynarodowe organizacje (czy to humanitarne, czy zajmujące się np. środowiskiem) zlecają pozyskiwanie darczyńców wyspecjalizowanym firmom. Człowiek, który Cię odwiedził, jest akwizytorem zatrudnionym przez tę firmę. Zapewne musi się wykazać jakimś wynikiem, więc dlatego zależało mu, żebyś dokumenty podpisał u niego.

Odpowiedz
avatar bezznaczenia
5 11

@xpert17: mnie zawsze zastanawia ile pieniędzy wtedy faktycznie trafia do potrzebujących/jest przeznaczanych na cel na który się wpłaca. Skoro trzeba opłacić administrację fundacji, reklamy, zewnętrzną firmę i akwizytora (chociaż Ci akurat zarabiają grosze) i każdy chce na tych pandach/głodujących dzieciach zarobić...Tak jak z kontenerami caritasu- ludzie myślą,że wspierają biednych a tak na prawdę do potrzebujących trafia 1-2% ze sprzedaży tych ubrań w lumpeksach... Do tego strasznie razi mnie działalność tych "wyspecjalizowanych" firm. Od mydlenia oczu nazywając akwizytora "wolontariuszem" (choć te pandy często obchodzą tego człowieka tyle co zeszłoroczny śnieg), przed podtykanie pod nos formularza z wrażliwymi danym na ulicy po sposób pozyskiwania jelenia do pracy (kłamstwa w ogłoszeniach).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

@bezznaczenia: Uważa się, ze jeśli 30% przeznaccza sie na pomoc jest to bardzo dużo, reklamy, pracownicy, biura, sprzęt, to wszystko kosztuje. Najgłupsze o moze być to np kupowanie żywności w UE i transportowanie jej w rejony potrzebujące. U na sjest dużo drożej do tego koszt transportu, plus bankrutowanie tamtejszych rolników po przez rozdawanie żywniości za darmo. Po przez darmową odzież z darów z Europy zbankrutowano w Afryce przemysl tekstylny poszerzając obszary nędzy.

Odpowiedz
avatar bezznaczenia
3 5

@maat_: z caritasem chodziło mi o to, że 1-2% ze sprzedaży to jednak ułamek kwoty. Nie twierdze,że te konkretne ubrania miałby trafiać do biednych (bo często mają inne potrzeby które też trzeba z czegoś sfinansować) ale ktoś tu zrobił sobie z potrzebujących niezły biznes w którym to Ci potrzebujący są na ostatnim miejscu. Kiedyś był o tym reportaż: wrzucając tam ciuchy najbardziej wspieramy właścicieli firmy sortującej dary (typ rozbijał się jakąś wypasioną furą, latał po świecie, pracownikom zalegał z wypłatami a na caritas przekazywał chyba własnie 1% dochodu)... Wiem,że funkcjonowanie fundacji musi kosztować ale ponownie jest to machina w której realizacja samego celu jest tylko środkiem do zyskania pieniędzy dla zarządu. Jak dla mnie to to 30% jednak bardzo mało, 30% to powinno właśnie pochłaniać utrzymanie fundacji...

Odpowiedz
avatar xpert17
2 4

@bezznaczenia: a wiesz ile pieniędzy z kawy którą kupujesz po kilkanaście złotych za kilogram trafia do rolnika, który ją uprawia? Około 20 groszy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

@xpert17: Co mają prawa gospodarki do czynności pseudo charytatywnej? @maat_ dobrze pisze. Może rolnik dostaje 20gr od kilograma ale przynajmniej coś dostaje, a że nie zrezygnował z pracy oznacza, że mu się to opłaca. Natomiast Afryce import "darmowych" darów się nie opłaca bo uzależnia od tychże darów i zabija lokalną gospodarkę.

Odpowiedz
avatar Edwin
6 6

Jak już wspomniano - gość to akwizytor. Dostaje kasę od każdego darczyńcy. To samo ma Greenpeace, którego "wolontariusze" sprzedają historie o wymieraniu pszczół i również przyjmują zlecenia stałe. Najlepiej 30 zł miesięcznie, bo to przecież tylko złotówka dziennie.

Odpowiedz
avatar dregjen
7 7

@Edwin: Co do zasady nie przekazuję pieniędzy (ani deklaracji) "wolontariuszom", lecz - jeśli już zdecyduję się pomóc - wchodze na stronę internetową organizacji, znajduję numer konta i przelewam kwotę. Robię tak z co najmniej trzech powodów: - mogę na chłodno przemyśleć swą decyzję, nie działając pod presją, - mogę zweryfikować autentyczność akcji którą zamierzam wesprzeć jak i całej fundacji, - mam pewność że cała wpłacona przeze mnie kwota trafi na konto fundacji. Większość "wolontariuszy" rozumie takie podejście i daje ulotki lub inne materiały, z góry dziękując za każdą wpłaconą złotówkę. Piekielność mojego bohatera polegałą na tym, że nawet nie próbował stwarzać pozorów iż choć trochę zależy mu na dobru dziecka. Wprost dał mi do zrozumienia, że chodzi wyłącznie o jego prowizję.

Odpowiedz
avatar Hideki
5 5

@Edwin: Ja niedawno byłem na taką złotówkę dziennie zachęcany przez WWF. Na rysie czy inne tygrysy...

Odpowiedz
avatar Edwin
1 1

@dregjen: Przynajmniej był szczery :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 6

Któregoś dnia ludzie zmądrzeją i zrozumieją, że w życiu liczy się tylko pieniądz. Koncerny farmaceutyczne nie są po to, aby produkować leki, które Cie wyleczą. One są po to by zaleczać i leczyć bez końca, pobierając sowite wynagrodzenie. Lek na raka nigdy nie trafi do publicznego użytku bo zbyt dobrze zarabia się na chemii. Zbiórki charytatywne to pralnia pieniędzy i przekręt. Myślicie, że kogokolwiek interesuje pomoc biednym w afryce? To jest tylko ideologia dla naiwnych i biznes dla przedsiębiorczych. Myślicie, że jak jakaś prywatna instytucja uzbiera 20 tys. na żywność dla afryki to oni ją tam wyślą? Połowę kwoty kosztowałby transport a jeszcze trzeba na tym zarobić bo jak to tak za darmo chodzić i zbierać pieniądze?

Odpowiedz
avatar weron
1 1

a dajcie spokój, są jak świadkowie Jehowy, nie da się ich przegadać, wiecznie tu zbierają na pandy i jednorożce (zresztą zawsze nazywam takich 'jehowi') Raz mnie (w Anglii) zaczepił jakiś, zaczął namawiać na wspieranie, bodajże, niewidomych. Mówię facetowi, że na chwilę obecną szukam pracy i te 2 funty tygodniowo to dla mnie bardzo dużo, zwłaszcza, że mam dziecko (ogólnie się wycwanili, kiedyś było to 2 funty miesięcznie) a on do mnie, że on ma pięcioro dzieci i ani on ani jego dziewczyna nie pracują, ale on ich wspomaga. Myślę sobie: no k**wa, to on woli się zajmować zbieraniem kasy na cudze dzieci niż zabrać dupsko do roboty i wspierać swoje własne?! Teraz najczęściej udaję, że nie umiem po angielsku (mówię, z najbardziej kiepskim akcentem jaki jestem w stanie udać 'sory, mi noł gut for inglisz' albo 'sory, mi noł inglisz'. Czasem się zapomnę, że miałam udawać, że nie umiem po angielsku, wtedy mówię, że dopiero tu przyjechałam, jeszcze nie mam pracy, konta w banku itepede. Jakoś chętniej wrzucam do skarbonki jak zbierają na mieście z fundacji charytatywnych, nie lubię być 'zmuszana' żeby co miesiąc/tydzień wydawać kasę, z której może z 1% pójdzie na te biedne dzieci, psy czy smoki.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
0 0

1) natarczywi wolontariusze rozliczani ze swojej skuteczności. 2) byli natarczywi wolontariusze którzy posiadają podobne materiały, ale jakoś dziwnie zmienił się numer konta.

Odpowiedz
Udostępnij