O włamywaczu i policji.
Piątek, późny wieczór, śródmieście Warszawy. Wracam z koleżanką z kina, po drodze zaszłyśmy po wino, by dobry film uczcić dobrym winem. Wjeżdżamy windą na szóste piętro, wyciągam klucze. Przekręcam klucze w zamku – nie działa. Pukam, dzwonię dzwonkiem, dzwonię do współlokatorki – może wróciła do mieszkania wcześniej i zamknęła się od środka, ale nie. Znów próbuję otworzyć drzwi, kręcę raz, drugi, trzeci. W jedną stronę, w drugą. Popycham drzwi. Koleżanka próbuje. No nic z tego. Najwyraźniej zepsuł się zamek. Wizja wzywania ślusarza o 22 mnie nie raduje, więc najpierw próbuję skontaktować się z właścicielem mieszkania, który mieszka piętro niżej. Niestety, właściciel nie otwiera. Może śpi, może go nie ma. Wysłałam do niego smsa – kto wie, może zareaguje.
Usiadłam na schodach i zaczęłam szukać kontaktu do ślusarza w Warszawie, 24h na dobę. Słyszę za plecami jakieś stukanie. Myślę sobie – ale wieje. Za plecami jest luksfera, a za nią mój balkon. W myślach już obliczam ile będzie kosztować mnie wymiana drzwi. A powiem Wam, że drzwi pierwsza klasa, nowe, antywłamaniowe, z wielką żelazną sztabą blokującą wejście. Właściciel kiedyś poinformował, że jeśli te drzwi się zatną, to żeby je otworzyć, trzeba będzie skuwać ścianę... Miło.
Znów słyszę za plecami stukanie i zaczynam się zastanawiać, dlaczego na balkonie takie hałasy, w końcu nic takiego tam nie ma, jakieś pudła i szafka...
Rzucam pytanie w powietrze: co się dzieje na tym balkonie, przecież tak nie wieje...
Koleżanka spogląda na balkon i... tam ktoś jest!
Wyraźnie widać sylwetkę jakiegoś człowieka, który pod naszą nieobecność jest w moim domu!
Czuję jak skacze mi ciśnienie, wzywam windę, każę koleżance dzwonić na policję, sama dzwonię do właściciela – ale nie odbiera. Przemieszczamy się na drugą stronę ulicy, spoglądamy w okno, koleżanka podaje policji wszystkie dane. Ja patrzę na mój balkon – światła pogaszone, nic się nie rusza, nikt nie wychodzi z klatki, ale w sumie z tego bloku są różne wyjścia.
Mija około pięciu minut, zanim podjeżdża pierwszy radiowóz... drugi... trzeci... czwarty na sygnale.
Podchodzą do nas dwaj policjanci, prowadzimy ich na górę. Policjant w międzyczasie wypytuje mnie, kto dokładnie mieszka, gdzie są wszyscy lokatorzy, właściciel, kto mógł mieć klucze. Już na górze próbuje otworzyć drzwi, ale to nic nie daje – dochodzi do tego samego wniosku co ja, że włamywacz zamknął się od środka.
Policjant wali w drzwi pięścią:
- Wyłaź! Wiemy że tam jesteś! Jeśli za chwilę nie otworzysz, wzywamy straż z wyważarką!
Mija pięć sekund. Drzwi się otwierają powoli i spokojnie. Widok zasłaniają mi policjanci, którzy krzyczą do kogoś w środku:
- Wyjdź powoli z mieszkania! Natychmiast!
Jeden z policjantów wchodzi do środka, podchodzi do gościa, mając chyba zamiar wyciągnąć go siłą.
A ja zaczynam machać rękami do nich i mówię:
- To właściciel!
…
Mija kilka chwil, zanim dociera to do policjantów. Wszyscy zamierają. Właściciel mojego mieszkania wygląda na niewzruszonego. Ja mam ochotę roześmiać się w głos. Koleżanka tylko patrzy w szoku.
I tak. To był właściciel mieszkania, który postanowił w weekend majowy, nie mówić lokatorom, wejść o 10 w nocy do mieszkania, zamknąć się od środka i robić porządki na balkonie, zostawiając telefon we własnym mieszkaniu. Nie słyszał pukania i dzwonka.
Wiecie, co w tym piekielnego?
Nie, nie policjanci – oni byli zajebiści, pełna profeska, bardzo wyrozumiali, nie mieli żadnych pretensji, pochwalili nasze logiczne zachowanie, przyjechali szybko i sprawnie zakończyli sprawę – od momentu zawiadomienia do czasu odjazdu minęło 20 minut.
Właściciel mieszkania – nie dość, że nie informuje, że zamierza przyjść, to do tego jeszcze miał do nas pretensje, że przecież mogłyśmy zapukać przez luksferę. Mhm, i zwrócić na siebie uwagę potencjalnie niebezpiecznych osób? Jasne.
Potem na moje prośby, czy mógłby informować o odwiedzinach wcześniej, wykręcał się, że przecież nie robi tego często.
A po co przyszedł?
Żeby posprzątać nasze pudła, bo mu przeszkadzały. Gdy mu powiedziałam, żeby po prostu nam kazał jakieś porządki zrobić, to stwierdził, że jemu nic nie przeszkadza, ale że to dla nas zrobił. WTF. Więc generalnie nie, nadal będzie sobie przychodził tak jak przychodził i przestawiał nam kwiatki, zakręcał wodę na święta i porządkował balkon o 22, zakładając (nie wiadomo czemu), że skoro nie ma mnie w piątek o 21 to znaczy, że nie będzie mnie przez cały weekend majowy.
warszawa
Nie bardzo wiem co napisać o zachowaniu właściciela. Tylko trzy literki do głowy przychodzą: WTF
Odpowiedz@Windowlicker: Albo też: CJK
OdpowiedzZmieńcie wkładki w zamkach - jeżeli macie umowę, macie do tego pełne prawo. Nie wiecie, kto wynajmował mieszkanie przed Wami i czy nadal nie ma kluczy.
Odpowiedz@shadowy_name: Ja bym się raczej skłaniała ku natychmiastowemu zerwaniu umowy. Nie chciałabym wynajmować mieszkania u osoby, która pod moją nieobecność właziła mi do mieszkania i np. szperała po szafach.
Odpowiedz@lady0morphine: Jakby nie patrzeć masz rację... Jeżeli policja przyjechała, to nawet nie będą musiały się wysilić z udowadnianiem, że taka sytuacja miała miejsce. U mnie pewna sytuacja z właścicielem skończyła się natychmiastowej zmianie zamków z naszej strony, ale my wiedzieliśmy, że za miesiąc się wyprowadzamy i tak... Dlatego to pierwsze, co mi do głowy przyszło :)
OdpowiedzMacie umowę? To jest naruszenie miru domowego, można podać typa do sądu.
OdpowiedzJaki troskliwy facet... Tylko nie wystrasz się w nocy, kiedy przyjdzie poprawić Ci kołderkę. A jak poczujesz rękę na tyłku, to zapewne dlatego, że sprawdza czy przypadkiem nie zmarzłaś. Taki właściciel to skarb!
OdpowiedzBałabym się tam zasnąć. I szczerze mówiąc to zachowanie właściciela nie jest dziwne tylko przerażające. I wydaje mi się, że mógł tylko udawać przed policjantami. Wymówka jest średnia o ile nie słaba. Uważaj na siebie i swoje rzeczy.
OdpowiedzCiekawa historia... Ale nie uwierzę, że do włamania przyjechały cztery radiowozy na sygnale...
Odpowiedz@Librariana: Jeden był na sygnale, ale reszta też zatrzymała się pod moim blokiem. Nie wiem, może jednocześnie jeszcze coś się działo... Ale w czasie gdy wjeżdżałyśmy z policjantem na górę windą, do koleżanki zadzwonił dyspozytor z pytaniem, gdzie jesteśmy, bo policjanci czekają pod klatką.
OdpowiedzTak, na pewno chodziło o kartony xD W mojej opinii to miało jakiś związek z waszą bielizną lub montowaniem kamer. I wcale nie jest tak, że głodnemu chleb na myśli!
OdpowiedzHistoria piekielna zdecydowanie, jednak znalazł się w niej na tyle poważny błąd językowy, że nie zmilczę. Luksfer jest rodzaju męskiego, a nie żeńskiego i dlatego: "za plecami jest luksfera"- są luksfery/jest ściana z luksferów, "zapukać przez luksferę" - zapukać w luksfery.
Odpowiedz@Eko: Nigdy jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś mówił: "ten luksfer". To sensowne biorąc pod uwagę źródłosłów "lux" i "sphera", która jest rodzaju żeńskiego.
Odpowiedz@Polio: Owszem, końcówka sfera sugerowałaby rodzaj żeński, jednak słownik języka polskiego podaje formę luksfer, a nie luksfera http://sjp.pwn.pl/sjp/luksfer;2566422 Może tak się przyjęło, bo to ten pustak, a nie ta pustaka. A ludzie mówią różne rzeczy, np. na dworzu zamiast na dworze, pomarańcz albo winogron ;)
Odpowiedz@Polio: Luksfer jak nic! :)
Odpowiedz@Eko: Ej, zniszczyłaś mi życie. :( rzeczywiście sjp podaje "luksfer", nie podoba mnie się to.
Odpowiedz@Monoceros: Na całe szczęście, jak mawia prof. Miodek, język stale ewoluuje. Może już niedługo będzie „luksfera” równolegle do „luksfer”, tak jak jest z rodzynkiem i rodzynką.
OdpowiedzTo jeszcze dodam, że umowy nie mamy, zalet mieszkania jest wiele, m.in. extra niski czynsz i super lokalizacja, a właścicielem jest 70-letni wujek mojej przyjaciółki/współlokatorki. O niecne zamiary więc go nie podejrzewam, a raczej - zgodnie ze słowami współlokatorki - gość żyje we własnym świecie i trudno o kontakt. Ale tak, czekam na dzień, aż wejdzie jak będę pod prysznicem albo będę spać, a zapomnę zamknąć się od środka na drugi zamek.
Odpowiedz@Monoceros: Tak się wszyscy oburzają jak możesz tam mieszkać skoro właściciel sobie wchodzi kiedy chce, a ja Cię rozumiem - na pierwszym roku studiów wynajmowałam pokój w mieszkaniu, którego właściciel przynajmniej raz w tygodniu tak sobie wpadał - otwierał drzwi wejściowe swoim kluczem, po czym mocno pukał do drzwi pokoju i też tam wpadał nie czekając na zaproszenie - raz dosłownie pół minuty zabrakło, żeby obejrzał mnie topless. Raz z kolei wpadł wieczorem ze swoim synem (chciał go chyba wyswatać :P). Akurat umyłam podłogi, oni wleźli w butach, syn nawet chciał je zdjąć, ale ojciec rzucił, że po co... Ale znosiłam to, bo lokalizacja była świetna, mieszkanie w niezłym standardzie, a opłaty bardzo niskie, no niestety, jak się chce oszczędzić to czasem różne rzeczy trzeba znosić, na które w innej sytuacji by się nie pozwoliło.
OdpowiedzA skąd on miał klucze do mieszkania? Serio ktoś jest takim debilem, że po wynajęciu mieszkania nie zmienia zamków? Jeśli tak, to sam się prosi o kłopoty.
Odpowiedz@timo: sądząc po minusach, to dla wielu normą jest niewymienianie zamków w wynajętym mieszkaniu... To po co w ogóle je macie? Zdemontujcie, najlepiej razem z drzwiami. W końcu tysiące lat temu ludzie mieszkali w jaskiniach i też radzili sobie bez drzwi...
Odpowiedzskontaktuj się z radcą prawnym ale jak nic możesz gościa pozwać - własciciel mieszkania ma prawo wchodzić do swojego mieszkania i interweniować ale tylko w razie uzasdnieonej przyczyny lub odpowiednio wczesniej się zapowiadając! Jak nic doszlo do naruszenia prawa!
Odpowiedzbylo poprosic policjantow o protokol i polecam wymiane zamkow dopoki wynajmujecie mieszkanie, wlasciciel nie ma prawa wejsc do mieszkania bez waszej wiedzy i zgody i mozna to potraktowac jako wtargniecie
Odpowiedz