Pracuję jako grafik w sporej firmie. Na pracę, szefa, firmę czy wypłatę ogólnie narzekać nie mogę. Jednak podejście załogi i szefostwa do niektórych rzeczy mnie denerwuje. Rzeczy związanych z moją pracą.
Jestem pierwszym grafikiem w firmie od początku jej istnienia. Wcześniej "grafiką" zajmowała się pani Zosia czy inny pan Roman, tworząc majstersztyki w Wordzie czy Paincie. Z tego względu dość trudno jest wyplenić pewne przyzwyczajenia i hmm... brak gustu? Ale na tym polega też moja praca. Nie, jaskrawożółty napis nie będzie dobrze wyglądał na zielonym tle. Nie, logo nie powinno przypominać pierwszego z brzegu WordArta. Tłumaczę, pokazuję, staram się delikatnie zabić niektóre pomysły rodem z późnych lat 90. Szlag mnie jednak trafia, gdy ktoś nie szanuje mojej pracy.
Jeden z działów firmy zajmuje się sprzedażą pewnego rodzaju urządzeń. Niedawno pojawiła się nowinka, sprzęt istny cud, tysiąc pińćset funkcji. Kierownik działu potrzebuje ulotek, plakatów i innych szpargałów reklamujących nowe cudeńko. Zabieram się do pracy. Udało mi się skończyć dość szybko, mimo wielu komentarzy w stylu "a może ta kropka 0.9 milimetra w lewo" i "ten żółty trochę jaśniejszy, ale jednocześnie trochę ciemniejszy i w ogóle może bardziej wpadający w kolor moczu mojego wujka Zdziśka".
Projekt wysłany do drukarni. Tutaj ważna uwaga: zlecaniem druku z niewiadomych dla mnie względów zajmuje się Kolega (K), nie ja. Kolega kompletnie zielony w sprawach grafiki i poligrafii. Do tej pory nie było problemu, ja robiłam projekt, on tak naprawdę był tylko pośrednikiem.
Ze względu na ten mały szkopuł nie wiem, do jakiej drukarni zostają zlecone druki.
Sytuacja właściwa:
Od wysłania projektu mijają 2 miesiące. Podpytuję Kolegi czy mogę wreszcie zobaczyć ulotki, plakaty i broszury, bo jestem ciekawa jak wyszło, a nikt mi ich jeszcze nie pokazał. Kolega na to, że "noo... eee, nie ma jeszcze". Myślałam, że robi sobie ze mnie jaja. Dwa miesiące na druk prostych ulotek (niecałe 2000 sztuk), kilku plakatów i 100szt. 4 stronicowej broszury. Jakaś kpina.
Kolega dzwoni do drukarni. Okazuje się, że już, teraz, zaraz wysyłają! Wszystko gotowe, jutro będzie u państwa.
Zamówienie przychodzi następnego dnia. Otwieram pudło i mam ochotę kogoś zabić.
Plakaty i ulotki skopane kompletnie. Zacieki z farby, plamy, przebicia świadczące o tym, że ktoś poskładał ulotki na kupę zanim wyschły. Na plakacie dodatkowo widoczne nierówne linie cięcia i biały margines. Na wszystkich broszurach jasny, podłużny pas co może świadczyć o awarii maszyny lub skopanym wałku. Ewidentna wina drukarni. Robi mi się gorąco, chwytam za telefon żeby opieprzyć śmiechu wartą drukarnię i złożyć reklamację. Powstrzymuje mnie (K).
(K) Oj tam, oj tam. Trochę są poplamione, ale nie jest źle.
(Ja) Ty chyba żartujesz?
(K) A kto to zauważy? Jest trochę skopane, ale za taką kasę to i tak super.
Myślałam, że dostanę wylewu. Zapytałam o tę kasę. Cena wysoka, biorąc pod uwagę "jakość" wykonania, to po prostu ździerstwo.
Krocie za spartaczoną pracę, która zajęła 2 miesiące.
Miałam nadzieję, że szef ma trochę więcej oleju w głowie i złoży reklamację. O ja naiwna.
Skończyło się na poinformowaniu drukarni o "malutkim błędzie" i wywalczenie rabatu na kolejne zamówienia.
Nie wiem, kto jest bardziej piekielny. Drukarnia, która wypuszcza taki szajs i jest niepoważna. Każda nieco ogarnięta osoba powiadomiłaby klienta, że "coś nie pykło", wydrukowała wszystko jeszcze raz na swój koszt i udzieliła rabatu na kolejne zlecenia po czym modliła się, żeby klient nie zrobił im rozpierdzielu i nie wysmarował opinii w internecie.
Z drugiej strony mamy szefa. Człowiek inteligentny, wykształcony. A tu zachowuje się jak typowy Janusz Biznesu - "chu** ale chociaż tanio, hehe".
Czuję się po prostu oszukana i kompletnie zignorowana. I przykro mi, że nie docenia się mojej pracy i ją niszczy.
drukarnia
żeby się szef nie zdziwił jak to ludzie będą się pchać drzwiami i oknami, żeby kupić sprzęt- po zanęceniu ich takimi materiałami reklamowymi.
Odpowiedz@hulakula: będzie się dziwić, a znając życie, to jeszcze autorce się oberwie, że zaprojektowała mało atrakcyjne plakaty/ulotki, bo ten napis to miał być o 0.6 tonu bardziej żółty.
OdpowiedzRozumiem ból. Zdarza mi się przygotowywać teksty na stronę internetową i Facebooka mojej (dość niszowej) firmy. Wszystko zawsze dokładnie sprawdzam przed publikacją, a potem jeszcze po ukazaniu się tekstu zwykle ponownie upewniam się, czy nie brakuje nawet przecinka. To nie ja jednak wrzucam te teksty i zdarza się, że po drodze są zmieniane zupełnie od czapy. Na moje uwagi, że usunięcie połowy kluczowego zdania sprawia, że całość nie ma sensu, zdarzyło mi się usłyszeć: „Eee, trudno, już opublikowaliśmy, to nie jest takie ważne…”. A kiedyś po powrocie z urlopu znalazłam napisany przez kogoś innego i opublikowany już artykuł ze słowem „opóścić”. Zostało to poprawione, ale niechętnie, bo przecież trzeba aż pięć razy kliknąć. Nie rozumiem, jak można takim brakiem profesjonalizmu właściwie z własnej woli odstraszać klientów.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 kwietnia 2017 o 15:47
@PaniPatrzalska: Czasem chciałoby się aby błąd ortograficzny powodował u robiącego go natychmiastowy ból na poziomie bólu wyrywanego zęba. Świat byłby wtedy piękniejszy. Szkoda, że się nie da. Cała nadzieja w genetyce. Może uda się poprawić DNA homo sapiens i wprowadzić takie ulepszenie. :)
OdpowiedzNie tylko w Twojej pracy tak to działa. Często coś, co dla Ciebie ma znaczenie dla kogoś jest zupełnie nieistotne. Jeśli tą osobą jest szef to pozostaje robić robotę na poziomie na jakim tego wymaga a ewentualnie rozwijać się i spełniać w czasie prywatnym.
Odpowiedz@Baobhan_Sith: Dokładnie. Przykre to, ale to on jest szefem i jego decyzja, co robi z pieniędzmi. Ty możesz co najwyżej zażądać, żeby nie promowali niczego Twoim nazwiskiem, jeśli się tego wstydzisz.
OdpowiedzMOże właściciel drukarni to jakis ważny dla działalności firmy urzędas
OdpowiedzMyślałam początkowo, że historia będzie o tym, jak przykładałaś się do tego projektu, a kolega wysłał do drukarni jakiś projekt z worda:P
OdpowiedzTwój szef to kompletny debil, ale pociesz się, że zawsze mogło być gorzej. Piszesz, że nie możesz narzekać na płacę i warunki pracy, a to oznacza, że debilizm Szefa Janusza jakimś cudem nie odbija się na pracownikach, a tylko na funkcjonowaniu przedsiębiorstwa.
OdpowiedzA ja sie zastanawiam czy ten kolega po prostu im tego za późno nie zgłosił, bo skoro cena była dziwnie wysoka to może to była opłata za jakis expres? No i tez wczesniej nie wiem po co te Twoje wywody jak to sie inni nie znaja na tym.. A muszą? Nie to Ty masz sie znać i tyle.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 kwietnia 2017 o 2:40
Oj, przeprawy z szacunkiem dla pracy grafika są mi dobrze znane. W byłej pracy mieliśmy klienta, na którego firma strasznie się napaliła - klient obracający się wśród VIPów, projekty na potrzeby luksusowych samochodów, helikopterów, szastający grubą kasą. Jego dotychczasowa strona w stanie krytycznym - muzyczka jak dzwonek polifoniczny, której nie można wyłączyć, logo w Comic Sansie, strona a la późne lata 90' lub wczesne 2000+, jeden z najważniejszych albumów w galerii to "Dziewczynki" ze skąpo ubranymi modelkami wypinającymi się z helikoptera. Parę godzin podsyłania klientowi wizualizacji, poprawione logo na dynamiczne, nowoczesne, strona w bardzo ładnym wydaniu... "A bo ja to wcale nie chcę zmieniać. A logo to mi nie tykać!". Firma ze smutkiem (za kasą) zrezygnowała, bo pana nijak nie dało się zadowolić czymkolwiek pod czym dałoby się podpisać bez hańby dla portfolio.
OdpowiedzProponuję Ci się zabezpieczyć wysyłając do szefa jakiegoś maila ze zdjęciami i próbkami swoich grafik, że umywasz od tego ręce i że wg Ciebie nie jest to zgodne. (dupochron) W przyszłości może ktoś próbować użyć tych ulotek do próby zwolnienia Cię dyscyplinarnie.
Odpowiedz@marius: Na podstawie tych ulotek nie mogą mnie zwolnić dyscyplinarnie bo to nie moja wina. Projekt jest zrobiony poprawnie, na druk nie mam bezpośredniego wpływu więc zwolnienie czy użycie tych ulotek przeciwko mnie jest niemożliwe.
Odpowiedz