Rzecz się dzieje dwadzieścia kilka lat temu, gdy Polska się komputeryzuje na potęgę. Młodsi zapewne nie pamiętają, ale wtedy trwała dyskusja na temat szkodliwości monitorów kineskopowych, a raczej wydzielanego przez nie promieniowania elektromagnetycznego.
Akcja właściwa.
Szpital lub przychodnia, podpinam kabelki komputera w gabinecie szefa placówki. W pokoju niebiesko od dymu papierosowego produkowanego przez owego szefa, odzianego w biały kitel, z przewieszonym stetoskopem przez szyję.
Podczas ustawiania monitora doktor pyta:
- A jak tam ze szkodliwością promieniowania tego monitora?
A ponieważ od zawsze miałem "niewyparzony pysk", jak mawiała moja rodzina, to zanim dobrze pomyślałem to wypaliłem:
- Żadne badania tego nie potwierdzają. Ale według mnie, nawet jeśli jakieś promieniowanie istnieje, to jest bez porównania mniej szkodliwe od rakotwórczych substancji zawartych w dymie tytoniowym.
Tak głośnego trzaśnięcia drzwiami, jakie nastąpiło po opuszczenia przez doktora jego gabinetu jeszcze w życiu nie słyszałem.
Placówka zdrowotna
Pamiętam, były też takie nakładki na monitory, które miały chronić przed... no właśnie czym? Może chodziło o wzrok? No i palenie w pracy było na porządku dziennym, szło się do jakiegoś biura, a tam palarnia.
Odpowiedz@aklorak: to chyba bardziej chodzilo o odswiezanie ekranu czy cos podobnego co powodowalo bol glowy, a nie promieniowanie
OdpowiedzDoktorek się bardzo zbulwersował, jak usłyszał prawdę :D
OdpowiedzGdzieś już chyba słyszałem tą historię.
Odpowiedz@Edwin: Tak, pisałem rok temu, ale palacze minusowali i poszła do archiwum.
Odpowiedz