Akcja dzieje się pare ładnych lat temu, podczas moich studiów.
Studia pedagogiczne, przedmiot - technologie informacyjne. Na jedne z pierwszych zajęć wpadł roztrzesiony "informatyk", opowiadajac nam, jak to mu umarł dysk przenośny, na którym miał wszystkie prace zaliczeniowe studentów grafiki z ASP (nie, nie zrobił żadnych backupòw). Foldery zamieniły mu się w skróty i ni huhu wejść dalej.
Stwierdziłam, żeby dał mi na chwilę ten dysk. Zadziałałam na "chłopski rozum", wpisałam ręcznie nazwy folderów (były tam, wraz ze wszystkimi plikami) i powyciągałam je na wierzch. Wszystko znów śmigało. Dla mnie 10 minut roboty.
W przepływie euforii prowadzącego, usłyszałam przy całej grupie "ta pani ma 5 na koniec".
Przedmiot mijał. Nie raz się okazywało, że wiedza pana dr nie jest wystarczająca do tego przedmiotu, ale to jest tu mało ważne.
Na zaliczenie było mnóstwo projektów. Małych, łatwych, ale czasochłonnych. Stwierdziłam, ok, mam już to 5, ale żeby nie było, zadania zrobię. Nie przykładałam się do nich zbytnio, no ale w końcu nie musiałam ich robić w ogóle.
Oddałam projekty i słyszę: tego nie ma, tego nie ma, to jest źle (udowodniłam, że źle nie jest, tylko inaczej, łatwiej, a funkcjonalność zachowana), a poza tym nie ma jednego projektu (recenzji programu edukacyjnego), więc będzie 4. Szczęka mi opadła.
- Jak to? Na początku zajęć już 5 zdobyłam na koniec, a teraz 4?
- No chyba pani nie myśli, że za 10 minut pracy ja pani bdb dam!
- 10 minut pracy, których Pan nie potrafił wykonać, a które ratowały pana 4 litery!
- No niby tak, niby działało, ale później i tak do serwisu ten dysk zaniosłem i oni go 4h naprawiali i 150 zł mnie to kosztowało.
- To tylko świadczy o pana niekompetencji i o tym, że ktoś przedsiębiorczy sobie zarobił nic nie robiąc.
Na szczęście grupa wstawiła się za mną i ostatecznie dostałam obiecane i wypracowane 5, ale niesmak pozostał.
Uam
Mieliśmy takiego "informatyka" w liceum. Wielu uczniów miało większe pojęcie o tym co miał nas uczyć niż on.
Odpowiedz@rodzynek2: Dziwisz się? Który ogarnięty informatyk pójdzie pracować do szkoły za takie grosze?
Odpowiedz@mooz: ale to szkoła wyższa więc nie przesadzajmy... nauczyciele akademiccy wcale nie mają źle.
Odpowiedz*mnóstwo...
Odpowiedz@PrawdopodobnieSzczesliwa: dziękuję bardzo. Dysortografia moim przekleństwem, z którym walczę całe życie
Odpowiedz@Welka: Dysgramatyka też ("jednego projektu")?
Odpowiedz@Jorn: a to akurat pośpiech i autopodpowiedź
Odpowiedz@Welka: Trochę słabo skoro chcesz uczyć dzieci :/
OdpowiedzEhh. Bo nuczyiele informatki dzielą się na informatykow oraz 'pani Halinie brakło godzin, niech uczy informatyki' z tymi pierwszymi zawsze umiałam się dogadać: D
OdpowiedzNajlepiej mieć wszystko na papierze. Przykre, lecz prawdziwe.
OdpowiedzNie wiem czemu w ogole uwierzylas ze postawi ci ta piatke. Duzo mialam rakich sytuacji ze nauczyciel obiecywal ze bedzie piatka na koniec za wyratowanie go, albo ze dostane piatke za aktywnosc za posprzatanie biurka czy cos w tym stylu ale nigdy sie o to nie upominalam, glupio by mi bylo przed innymi uczniami ze domagam sie oceny za jakas drobnostke podczas gdy inni musieli pracowac. Jakos nie bardzo jest dostac 5 np za sprzatanie a inaczej za jakis projekt
Odpowiedz@katka1110: Ale w tym przypadku to nie było "głupie sprzątanie" tylko zastosowanie wiedzy z przedmiotu, w którym to przedmiocie studentka okazała się być lepszą od nauczyciela. To chyba jest różnica. Poza tym - dorośli ludzie winni dotrzymywać obietnic.
Odpowiedz@katka1110: bo byłam młoda, naiwna i ufalam ludziom, szczególnie takim, którzy doceniali moja wiedze. Nie dopominalabym się o 5, jakby to była ocena za sprzatanie, a projekty też zrobiłam, więc to nie była ocena tylko za te 10 minut tylko za cały semesrt pracy mimo wszystko, więc czułam, że ta ocena mi się należy i wiedziałam, że w każdej chwili mogę udowodnić, że na nią zasluguję. Swoją drogą wtedy z IT potrafiłam więcej niż teraz - posiadanie męża programisty jednak rozleniwia ;)
OdpowiedzHmm no cóż. Jedna sytuacja a ile nauk. 1. Prawdziwi twardziele nie robią backupów. 2. Kto nie robi backupów ten pisze CV. 3. Nie jest ważne ile wiedzy i doświadczenia wymaga dana praca. Liczy się tylko czas. Nie ten rzeczywisty a to ile mówisz, że zajęło. Serwis, też nad tym 4h nie siedział. 4. Jak mówię, że biorę to biorę, jak mówię że daję to mówię. No to powiedział, że daje 5. 5. Niektórzy to się wolno uczą. Padł dysk, po ratowaniu niby działało. Zamiast dane przegrać a dysk dać dzieciom do zabawy to zaniósł do serwisu. I co używał dalej? 6. Dr informatyki może nie wiedzieć jak się ratuje dyski i nie ma wtym nic dziwnego. 7. Lecz 'że wiedza pana dr nie jest wystarczająca do tego przedmiotu' to świadczy o szkole.
Odpowiedz@vezdohan: Dokładnie... Ludziom się wydaje, że jak ktoś jest informatykiem, to musi się znać na wszystkim, co związane z komputerami. Dla porównania to tak, jakby oczekiwać od zawodowego kierowcy, że nie tylko samochód naprawi, ale również zaprojektuje. Owszem, trochę się łyka wiedzy z innych działów, ale np. ktoś może nie umieć podłączyć myszki do komputera, a być świetnym programistą.
Odpowiedz@vezdohan: Jest też i prawda 1a - ludzie, którzy pracują z dużą ilością ważnych plików dzielą się na tych, którzy robią backupy, oraz na tych, którzy będą je robić. Niestety, prawda ta najczęściej dociera do nich na etapie zapoznawania się z prawdą nr 2.
Odpowiedz@vezdohan: heh, tłumaczenie klientom, którym "wyparowały dane" że backupy i tak dalej, tak dobrze to znam. Psst, powiem ci coś- g&wno ich to obchodzi :P Już kilka lat w tej działce robię i u takich Kowalskich z ulicy nie zmieniło się kompletnie nic- jak ludzie na to lali tak dalej leją, powiem więcej, są klienci, którym regularnie "dane się kasują". Żadne tłumaczenie nie pomoże bo "co kasę będę wydawał, mam was" albo "co czas będę tracił, mam was". Jedyne kogo to obchodzi to firmy, gdzie mają serwery, jest więcej ważnych danych i nie mogą one zniknąć, ci się przejmują i każdą taką interwencję traktują naprawdę na serio (no, przynajmniej u mnie). A to "no niby tak, niby działało, ale później i tak do serwisu ten dysk zanioslem i oni go 4h naprawiali i 150 zł mnie to kosztowało" to jest naprawdę bezczelna odpowiedź żeby nie powiedzieć wierutne kłamstwo. Facetowi wyparowały dane, autorka uratowała mu dupę choć wcale nie musiała, facet potraktował ją jak szmatę jeszcze na koniec bezczelnie kłamiąc. Już pomijam fakt, że backupu dalej nie zrobił (bo i po co), dysk dalej po takim numerze trzymał. W 4 godziny serwis z takim dyskiem mógł co najwyżej zrobić... co. Akcja działa się kilka lat temu, załóżmy, że dysk był standardowym turbodetalem z półki w Media-coś, więc jakiś 2,5" talerzowiec, załóżmy, że bez szaleństw i 750GB. Załóżmy, że tych prac miał tyle, że zapełnił tam koło 200GB. Kilka razy zdarzyło mi się korzystać z programów do odzysku danych z dysku- w zależności od stopnia poszatkowania tablicy takie coś może trwać nawet i dobę a i wtedy nie ma gwarancji, że wszystkie dane zostaną poprawnie odzyskane. Tak więc wracając- załóżmy, że przez te 4 godziny pracowali w pocie czoła (aha, kolejne serwisowe kłamstwo- zasada Pareta się kłania), co oni przez te 4 godziny mogliby zrobić, żeby się ewentualnie uporać z 200GB danych? Skopiować kilka katalogów, odpalić CrystalDisk albo HDTune, albo... przetrzymać go te 4 godziny pod ladą. I skasować za to 150zł, brawo, interes życia. A prowadzący to chyba taki informatyk spod znaku "wyliczę ci potrójną całkę w głowie ale projektora pod laptopa już nie potrafię podłączyć, student POMUSZ!"
OdpowiedzObiecanki - cacanki, a głupiemu radosć. Może miał na myśli po prostu podanie ręki (przsłowiowe - five), co byłoby adekwantnym wynagrodzeniem za 10-minutową pracę.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Nie za 10 minut pracy, tylko za odzyskanie prac całej grupy. Jak w tym dowcipie: Facetowi zepsuł się samochód. Dopchał go do mechanika, mechanik zajrzał pod maskę, stuknął w jedno miejsce młoteczkiem, samochód znów się uruchomił. - Należy się 20 zł - mówi mechanik. - 20 zł za to, że pan stuknął młoteczkiem? - oburza się klient. - Proszę o szczegółowy rachunek! I mechanik napisał: "Stuknąłem młoteczkiem - 1 zł, Wiedziałem gdzie - 19 zł". A do autorki: o ile prowadzący jest niepoważny, o tyle mówienie do niego: "10 minut pracy, których Pan nie potrafił wykonać, a które ratowały pana 4 litery!" jest - delikatnie mówiąc - absolutnie niedopuszczalne.
Odpowiedz@didja: Jak nie docierało do niego sedno sytuacji, to trzeba było mu je przekazać, jak widać prostszy przekaz lepiej do niego trafiał.
OdpowiedzTak tylko ze ta dziewczyna mu POMOGLA. To nie bylo w programie nauczania a pomaga sie bezinteresownie, wiec jak mozna czegos ządac za pomoc. Ok cos obiecal i zmienil zdanie to swiadczy tylko o nim
Odpowiedz@katka1110: Niczego nie żądała, prowadzący sam z siebie zamiast "dziękuję" powiedział, że dziewczyna ma zapewnioną piątkę z przedmiotu, nikt go do takiej deklaracji nie zmuszał, ani nawet jej pewnie nie oczekiwał.
Odpowiedz@didja: a niby czemu niedopuszczalne? Bo autorka poważyła się nie siedzieć cicho tylko walczyć o swoje, co nawiasem mówiąc nauczyciel sam jej obiecał? Bo to urazi jego- khe khe- honor? Spokojnie, po tym jak się zachował widać, że go raczej nie ma.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Spoko. Jutro zawożę mamę do lekarza, wizyta trwa jakieś 10 minut - przekażę jej, że przybicie piątki będzie całkowicie wystarczającym wynagrodzeniem.
OdpowiedzJesli by nie oczekiwal nie bylo by historii
Odpowiedz@katka1110: Problem z czytaniem ze zrozumieniem, wytłumaczę łopatologicznie - w momencie w którym dziewczyna zgłosiła się do pomocy nie oczekiwała, że prowadzący zadeklaruje, że z tego powodu dostanie z przedmiotu piątkę. Kiedy semestr dobiegł końca oczekiwała, że spełni daną wcześniej obietnicę - widzisz różnicę?
Odpowiedz@jass: widzę, że mamy taki sam tok myślenia ;)
Odpowiedz