Kilka lat temu urodziłam syna. Piękny, duży zdrowy chłopak. Z sali porodowej przewieziono mnie na salę dla matek z dziećmi. W pokoju poza mną i moim dzieckiem były dwie kobiety. Matki wcześniaków walczących o życie. To jak obie patrzyły na moje silne i zdrowe dziecko, było straszne.
Idąc do toalety, chciałam syna zawieźć do pielęgniarek, ale jedna z kobiet na sali upierała się, że przez te 3 minuty ona przypilnuje małego. Gdy wróciłam zostałam ją płacząc z moim dzieckiem na rękach, powiedziała że płakał więc go wyjęła. Poprosiła mnie czy może go jeszcze przez 2 minuty potrzymać, bo swojego maleństwa nie pozwolili jej wziąć na ręce. Tuliła go jeszcze przez kwadrans i płakała, ja razem z nią. W nocy jej dziecko zmarło, a ona mimo iż nie doszła do siebie po cesarce, wpisała się z samego rana na własne żądanie.
Ja rozumiem, że w szpitalach jest mało miejsc, ale umieszczanie matek ze zdrowymi dziećmi, z tymi których dzieci walczą o życie, to sadyzm w czystej postaci.
To nie sadyzm. Co szpital ma zrobić? "No nie, sorry, dziś pani nie urodzi, bo nie mamy już miejsc na salach dla zdrowych. Wstrzykniemy pani coś na opóźnienie porodu, albo się uda, albo pani też będzie miała chore dziecko." - tak byś wolała? Jak masz od kogoś mieć pretensje, to raczej do NFZ, że nie płaci szpitalom za trzymanie zapasu pokojów tak, by nie mieszać.
Odpowiedzale gdzie oni mają je położyć gdy szpital jest zapełniony? Gdy są miejsca to najczęstszej kładą w oddzielnych salach, ale nie zawsze jest taka możliwość
OdpowiedzKiedyś byłam przyjęta na patologie ciąży. Z braku miejsc położyli mnie do sali, w której leżała kobieta z martwą ciążą. Jej było ciężko i mi też ale gdyby mnie nie przyjęli mimo braku miejsc to może moje dziecko też by nie przeżyło. Może to okrutne ale szpital to nie sala zabaw, tam też się umiera. I wbrew opinii nie pracują tam sami sadyści rozkoszujacy się cierpieniem ludzi.
Odpowiedz@Kataszka: Koleżankę mojej mamy z martwą ciążą z braku miejsc położono na...porodówkę. Czekała tam 3 dni aż lekarz będzie miał czas na farmakologiczne wywołanie porodu...3 dni wśród podekscytowanych, zmieniających się matek pokazujących sobie ciuszki i czekających na szczęśliwe rozwiązanie podczas gdy ona mogła co najwyżej planować pogrzeb...Przynajmniej pielęgniarki miały na tyle empatii,że nie żałowały jej leków uspokajających. Może szpital to nie sala zabaw ale są przecież jakieś granice.
Odpowiedz@Kataszka: Szpital to nie sala zabaw, owszem. Dlatego szpital oprócz dbania o zdrowie fizyczne powinien mieć też na względzie zdrowie psychiczne.
Odpowiedz@Kataszka: To prawda jest, ale kobiety po poronieniu mogą być w szoku i to się prosi o nieszczęście...
OdpowiedzDziwne jest, że przez całą ciążę nikt kobiet nie przygotowuje na te mniej radosne scenariusze - wcześniactwo, wady rozwojowe, możliwość obumarcia ciąży, komplikacje - wszędzie zero edukacji w tym kierunku, tylko różowe klapki na oczach. A potem szok, że nie jest różowo.
Odpowiedz@Caron: No właśnie to jest chore. Mówią, że nie chcą straszyć kobiet, ale to zakrawa na okłamywanie - że wszystko będzie zawsze cacy. A jak nie jest, to w sumie nikogo to nie obchodzi.
Odpowiedz@Drago: Nie pierwszy i nie ostatni raz człowiek jest okłamywany. W dzieciństwie bajki gdzie wszystko się dobrze kończy, w szkole - uczcie się o pantofelku bo się wam przyda, w banku - weź Pan kredyt, będzie fajnie, w TV - jest dobrze, będzie jeszcze lepiej, na wyborach - obiecuję wam wszystko co chcecie, w ZUS - dostaniesz godną emeryturę, przy ślubie - i nie opuszczę Cię aż do śmierci, w sklepie - najniższe ceny i najświeższe towary... Łatwiej byłoby policzyć ile razy ktoś Cię nie okłamuje.
Odpowiedz@glan: miałam szczęście, że za mojego dzieciństwa baśnie braci Grimm były w wersji z przemocą, a w przedszkolu recytowałam na zawołanie baśń o umierającej dziewczynce z zapałkami :D
Odpowiedz@Caron: Na szczęście nie wszyscy ginekolodzy są trafi. Moja mama trafiła na ginekolog, która się znała (na moje szczęście), ale też wyraźnie powiedziała, że na 90% urodzę się przed terminem i co się może stać, bo takie tendencje w rodzinie mamy. Ale w sumie było to prawie 22 lata temu, a teraz nazwano by tą ginekolog sadystką bez sumienia.
Odpowiedz@Drago: Aha, czyli na przykład kupując auto, nie cieszysz się z nowego nabytku, tylko martwisz się, że możesz mieć wypadek, że mogą Ci je zarysować, że mogą ukraść, że może się zepsuć...A kobieta w ciąży zamiast cieszyć się ciążą i tym że za jakiś czas prawdopodobnie będzie musiała zając się dzieckiem ma myśleć tylko o tym, że może być wcześniakiem, może być chore albo umrzeć? Toż od tego zwariować można. A kobieta w ciąży nie powinna się często denerwować. Ja gdy byłam w ciąży miałam świadomość, że może się coś stać złego, ale starałam się o tym nie myśleć i trzymać się tego, że lekarz mówi, że synek jest zdrowy, i wszystko wygląda jak powinno. I to jest moim zdaniem zdrowe podejście.
Odpowiedz@glan: ludzie lubią być okłamywani
Odpowiedz@Jango_Fett: Większość niestety tak. Lubią też sami siebie okłamywać.
OdpowiedzMówicie, że to z powodu braku miejsc. Tylko czym wyjaśnicie sytuację w której znalazła się moja kuzynka po poronieniu. Ona plus dwie panie w zagrożonych ciążach. Straszne dla niej i dla tamtych pań jeszcze chyba nawet bardziej. W raz z nią były również dwie inne panie po poronieniu w tym samym prawie czasie. Dlaczego u licha każdą położyli oddzielnie? Wystarczyło tylko inaczej po przydzielać łóżka tylko nikomu się pomyśleć nie chciało. Ostatni wolny mieszany pokój jeszcze jestem w wstanie zrozumieć ale więcej niż jeden nigdy.
Odpowiedz@MyCha: Dlatego, że kobiet rodzących nie przyjmują na "hura" o jednej ustalonej godzinie. I tak, np. w poniedziałek rano przyjmą trzy kobiety do ostatniego wolnego pokoju, który siłą rzeczy staje się pokojem mieszanym, w południe zwolni się inny pokoj, do, który stopniowo do wieczora się zapełni następnie zwolni się jedno miejsce w innym pokoju, do którego przyjmą w nocy nową kobietę itd.. Nikt nie będzie przemieszczał kobiet co chwila z pokoju do pokoju p bo potrzebują spokoju, nie mówiąc o wysiłku organizacyjnym i finansowym związanym każdorazowo z przeprowadzką i zmianą pościeli.
Odpowiedz@MyCha: może syfa jakiegoś miały. W wymazie z pochwy, albo we krwi. Nikt takimi szczegółami nie będzie się dzielił z postronnymi pacjentami, ale łóżka są obkładane nie tylko od strony 'kto dlaczego leży', ale głównie od strony epidemiologicznej.
Odpowiedz@Polio: Akurat pościel możnaby przenieść zamiast ją zmieniać. Jatrogenia szpitalna to wciąż poważny problem i jak widać słabo rozumiany nie tylko przez pracowników służby zdrowia.
Odpowiedz@dmd: Nie trzeba. Przynajmniej w szpitalu gdzie ja byłam, łóżka były na kółkach. Jak trzeba było zrobić izolatkę dla matki z dzieckiem, po prostu wzięli to łóżko i przewieźli mnie do sali obok.
OdpowiedzPo prostu zepsuci przez katolicyzm polscy lekarze nie mają za grosz etyki. Tylko im się w dupach przewraca i żądają klauzul sumienia oraz innych bzdur. Polscy lekarze żałują cierpiącym leków przeciwbólowych i doprowadzają do sytuacji jak w tej historii.
OdpowiedzWidzę piekielność tej sytuacji i to jak wyglądają szpitalne realia. Na pocieszenie napomknę tylko, że kto wie czy akurat to, że mogła się chwilę potulić do Twojego dziecka jej w jakiś sposób nie pomogło.
OdpowiedzPo przeczytaniu tej historii czuję się jak po krojeniu cebuli...
OdpowiedzGdybyśmy żyli w normalnym świecie to nic takiego by nie miało miejsca, wcześniak po prostu umarłby, nie dając matce złudnych nadziei. Inkubacja jak dla mnie jest chorym pomysłem. Survival to the fittest.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 5 kwietnia 2017 o 23:06
@LunaOP: rozumiem w takim razie, że w razie choroby poważniejszej niż przeziębienie nie idziesz do lekarza, tylko czekasz czy wyzdrowiejesz czy umrzesz? Przecież leki są dla słabych, survival to the fittest
Odpowiedz@LunaOP: to całe "survival OF the fittest" w odniesieniu do chorób zawsze mnie bawiło. "Fittest" nie oznacza stuprocentowego zdrowia przez całe życie, tylko umiejętność przeżycia w trudnych warunkach - nieważne, czy mówimy o zdobyciu pożywienia przy ograniczonych jego źródłach, czy o skutecznym unikaniu bycia zeżartym przez drapieżnika, czy, uwaga, wykaraskaniu się z choroby, choćby i zagrażającej życiu. Już w epoce kamienia łupanego ludzie ratowali się prymitywną medycyną w postaci np. ziół - umiejętność korzystania z środków dostępnych w otoczeniu (chociażby inkubatorów, żeby ochronić swoje potomstwo) to przecież nic innego jak element bycia "fit".
Odpowiedz@mitzeh @TheDarkTower: Co innego inwestować zasoby w jednostkę która w normalnych warunkach zginęłaby podczas porodu, a co innego w jednostkę która już sporo dóbr wytworzyła i ma sporą szansę nadal je wytwarzać. Such a life in the zone.
OdpowiedzPowyższa historia to odzwierciedlenie moich przeżyć na sali poporodowej. U nas na szczęście nie zakończyło się tak tragicznie i moje 13 kilo miłości właśnie chrapie obok.W niecały dzień po urodzeniu synka został mi on zabrany i przeniesiony do specjalistycznego szpitala w celu ratowania jego życia. Ja niestety musiałam zostać. Dzieliłam pokój z kobietą i jej nowo narodzonym synkiem -pomimo dwóch wolnych sal obok. Dodam, że był to mały, prowincjonalny szpital i nie było szans, aby nagle te pokoje były potrzebne innym młodym mamom. Ta noc, którą tam spędziłam, to był koszmar. Byłam w rozsypce, ciągle płakałam i widać było skrępowanie kobiety leżącej ze mną. Całą noc nie spałam, chlipałam w poduszkę, aby ich nie zbudzić. Dodatkowo na prośbę tej matki nie wyłączyłam na noc lampki wiszącej nad moim łóżkiem, gdyż często wstawała do swojego synka(była to jedyna lampka w pokoju).Tak więc nawet, gdy próbowałam to nie mogłam zasnąć .Nie byłam w stanie tego wytrzymać i pół nocy przesiedziałam w łazience, płacząc i rozmawiając z mężem przez telefon. Z samego rana poprosiłam o wypis na żądanie i uzyskałam go pomimo początkowego oporu lekarza. W końcu mogłam pojechać do synka i trzymać go za rączkę.Położne i lekarze wykazali się zerową empatią i zrozumieniem, a przy okazji nikłą wiedzą w sprawach laktacji u kobiety, której z przyczyn zdrowotnych zabrano dziecko, ale to już kompletnie inna historia.
OdpowiedzNie chce się płacić na publiczną służbę zdrowia i się narzeka to się nie ma co dziwić (nie piszę tego o autorce)
Odpowiedzalbo w jednej sali kobiety, ktore urodzily i te w zagrozonej ciazy, po aborcji lub takie, ktore urodzily dziecko/plod martwe sadyzm
OdpowiedzNo najwyraźniej właśnie NIE ROZUMIE Pani, że szpital nie ma miejsc - na życzenie. :-( Smutne, polskie realia. Taki system. I w tym kraju NIGDY nie będzie lepiej, Polacy nie potrafią i nie poprawią nic. Niezależnie kto rządzi.
OdpowiedzGdy w szpitalu częściowo poroniłam (musiałam czekać na zabieg łyżeczkowania), mimo dwóch wolnych sal nikt nie pomyślał o przeniesieniu mnie - leżałam przez 24 godziny z dziewczynami, których ciąże były prawidłowe. w tym czasie dwie zabrano na porodówkę.
Odpowiedz