Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przeczytałem historię #77617 (gdzie narzekano, że nauczyciel angielskiego nie prowadzi należycie zajęć,…

Przeczytałem historię #77617 (gdzie narzekano, że nauczyciel angielskiego nie prowadzi należycie zajęć, tudzież bawi się z uczniami itp.) Ja znam podobną sytuację, ale z drugiej strony (a nawet z obu stron, o czym na końcu).

Zawiązanie akcji:

Dziewczyna niedawno po studiach, pełna zapału. Przedmiot ciekawy ("ścisły"), stara się, przygotowuje pomoce, pokazuje wszystko, itp. I co? I większość klasy wlepiona w smartfony, reszta śpi (sic! śpi), słuchają ze 2-3 osoby. Kilka uwag do e-dzienniczków i zgłoszenie wychowawczyni.

Akt I

Skargi rodziców, że stresuje uczniów (czyt. wybudza), próbuje ukraść telefony (zabrać i oddać po lekcji), że wymaga nie wiadomo czego itd., że nie uczy (bo spora część lekcji przypada na budzenie, itp.). Rodzice nie widzą problemu w zachowaniu swoich "pociech". Raczej upatrują przyczyn typu: "żal jej d... ściska, bo nie stać jej na taki telefon..."

Akt II

Opieprz od dyrekcji, że ma robić tak, żeby nie było skarg, że dyrektorka ma inne zajęcia niż słuchanie rodziców czy, nie daj Boże, pytanie z kuratorium. Przypomnienie, że mamy niż demograficzny, a ona dopiero kontraktowy, itd. (czyt. zwolnią).

Efekt:

Kobieta pojętna. Już w drugim półroczu przestaje się przygotowywać, zadaje pracę domową, ale nie sprawdza i rozwiązują razem na następnej lekcji. Nie interweniuje, o ile ktoś nie puszcza muzyki czy filmu z głośnika. Słuchawki są ok. Nie przeszkadza odsypiać pozostałym. Milkną skargi, klasa zadowolona, wg uczniów nauczycielka jest spox, dyrekcja "widzi poprawę". Cierpi tylko jej duma i "etos", ale w obliczu utraty pracy to niski koszt.

I teraz jeszcze "druga strona":

Przypadkowo poznałem jedną z uczennic.
- Czemu śpi na lekcjach? A bo ma do późna korki... (a potem jeszcze przecież trzeba pogadać ze znajomymi na fb);
- Czemu ma tyle korków? A bo nic nie uczą w szkole;
- Czemu nie może nauczyć się w szkole? Bo śpi na lekcjach (zresztą większość tak robi, poza tym to wstyd uważać na lekcji).

Kurtyna. Oklaski...

szkoła

by ja_2
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar mesing
25 33

W szkole, do której kiedyś miałem okazję uczęszczać uczyła niemieckiego ciekawa germanistka. Już na pierwszych zajęciach zadawała sakramentalne pytanie: "Czy ktoś jest zainteresowany zdawaniem matury z niemieckiego" Najczęściej zgłaszały się 3 lub 4 osoby. Reszta nie była zainteresowana. Jak były prowadzone lekcje? W bardzo nietypowy sposób. Uczniowie, którzy byli naprawdę zainteresowani nauczeniem się języka obcego byli sadzani przed jej biurkiem, pozostali siedzieli gdzie chcieli. Wykład dla całej klasy zajmował jej przeważnie maksymalnie 10 minut, potem cały swój czas i uwagę poświęcała tym kilku uczniom. Wymagała tylko jednego, aby nikt nie przeszkadzał jej w prowadzeniu zajęć dla tej garstki. System oceniania też miała ciekawy. Jak ktoś prowadził zeszyt to miał na starcie 3, jak umiał coś wydukać po niemiecku np. przedstawić się to miał 4. Więcej nie dawała za free. Ktoś pewnie się oburzy, że jak to tak. Ano wychodziła z założenia, że jak ktoś nie chce nauczyć się języka, to ona nie będzie go na siłę zmuszać. Ma tylko przyjść i nie przeszkadzać. Natomiast uczniowie, którzy brali udział w jej indywidualnym nauczaniu praktycznie zawsze kończyli szkołę z najwyższymi notami na świadectwie maturalnym.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
29 55

@ptah: Bo robol to tylko ten po szkole specjalnej, podpisuje się krzyżykiem, porozumiewa się prostymi zdaniami i chrząknięciami. Mam wyższe wykształcenie, znam języki obce i pracuje jako robol, przy okazji mam niezwykle odpowiedzialną pracę od której zależy praca zakładu zatrudniającego 1000 osób. Co z tego, że pracuje pod taka presją, że przeciętnej urzędniczce ścięłoby białka w oczach po jednym dniu, jestem tylko tępy robol drzemiący w szkole nad smartfonem. Szkoda, że na jeb**ch idiotów bredzących bzdury nie ma żadnego zapotrzebowania a i tak zawsze jakis się znajdzie.

Odpowiedz
avatar Dziewczynazmarcepanu
22 26

@mesing: Świetne podejście. Zamiast się bez sensu szarpać z tymi, którzy i tak dane zagadnienie mieli w głęboki poważaniu, to miała więcej czasu na uczenie osób naprawdę zainteresowanych. Żałuję, że moi niektórzy nauczyciele nie mieli takiego podejścia. Pamiętam, jak bywały sytuacje, że połowę lekcji zajmowało uciszanie towarzystwa i ostatecznie nikt nic nie wynosił z lekcji, bo nie było kiedy "przejść do materiału".

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
8 8

@Dziewczynazmarcepanu: U mnie tak było w ostatniej klasie liceum. Do tej pory raczej zdążyliśmy zdobyć podstawy z każdego przedmiotu, więc deklarowaliśmy tylko czy zdajemy na maturze przedmiot czy nie. Jeśli nie to mieliśmy obowiązek zaliczenia sprawdzianu na poziomie podstawowym i nie przeszkadzanie. Zwykle poświęcaliśmy ten czas na "nasze" przedmioty. Rozwiązanie proste a przede wszystkim skuteczne. Nikt nie miał spiny i nikt nie marnował cennego wtedy czasu na naukę rzeczy zbędnych.

Odpowiedz
avatar katem
9 13

@htmzor: Ptah napisał o robolach a nie o robotnikach. Między robolem a robotnikiem jest ogromna różnica mentalnościowa. Na budowach mam do czynienia i z robolami i z robotnikami - to dwa różne rodzaje ludzi.

Odpowiedz
avatar Painkiler
7 7

@katem: To zupełnie jak z mieszkańcami wsi czy wieśniakami, czy "warszawiakami" i rodowitymi mieszkańcami Warszawy.

Odpowiedz
avatar VAGINEER
2 2

@mesing: i TO jest traktowanie uczniów jak ludzi, a nie zwierzęta!

Odpowiedz
avatar plokijuty
19 21

Dziwni ci rodzice i zarząd szkoły. W szkole dzieci mają język obcy za DARMO a dzieci nie chcą się uczyć. Jednak poza szkołą rodzice wolą/chcą/muszą PŁACIĆ korepetytorom za naukę ich dzieci obcego języka, którego wolą/chcą/muszą się uczyć.

Odpowiedz
avatar ja_2
14 16

@plokijuty: Dla mnie osobiście schemat jaki opisałem na końcu też jest nie do pojęcia ... ale jest prawdziwy. Kiedyś wstydem było chodzić na korepetycje bo to oznaczało, że sobie nie radzisz w szkole, czyliś głupszy.. Teraz wstyd nie chodzić na korki, bo jest to odbierane jako "rodzice nie dbają o twoje wykształcenie" czy wręcz "nie stać was na wykształcenie dziecka". A w klasie taka osoba jest oskarżana o 2 najgorsze cechy: bidny i do tego kujon (zobacz na fb jak liczne są grupy typu "szlachta nie pracuje" czy "olewam szkołę") Błędne koło się zamyka...

Odpowiedz
avatar Zlociutki
5 9

@ja_2: ktos rowy musi kopac, sprzatac ulice i wywozic smieci, im wiecej debili i niekukow tym lepiej dla rzadzacych bo ciemne bydlo latwiej manipilowac

Odpowiedz
avatar Anonimus
3 11

@plokijuty: tylko u nas też jest to kulawe podejeście, że żeby zdać maturę to uczeń musi umieć wszystkie czasy, całą gramatykę, konstrukcję, a słówka, phrasal verbs (nudne ale cholernie potrzebne), czy ROZMAWIANIE nie są aż tak potrzebne. Po szkole dzieciak ma zderzenie z rzeczywistością, w której na krzyż są potrzebne 3-4 podstawowe czasy i kompletnie nie umie się komunikować z ludźmi bo analizuje czy dane zdanie jest dobrze skonstruowane - FACEPALM

Odpowiedz
avatar ZjemTwojeCiastko
3 7

@plokijuty: Nigdy nie spotkałam nauczyciela języka angielskiego w szkole, który uczyłby dobrze. Francuskiego - tak, ale nie angielskiego, a nauczyciele często mi się zmieniali. Fatalny akcent, słowa "wrażliwe" wymawiali jak im się akurat podoba (np. klasyczne "beach" i "bitch" lub "shit" i "sheet"). O myleniu zasad gramatycznych nie wspomnę. Od wczesnych lat podstawówki, aż do połowy studiów chodziłam na prywatne lekcje angielskiego, które bardzo dużo mi dały. Gdybym chciała uczyć się języka tylko w szkole, to cienko by było. @ja_2: Jest bardzo duża różnica między korepetycjami a prywatnymi lekcjami. Szkoda, że ludzie obie te rzeczy wrzucają do worka o nazwie"korepetycje".

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 marca 2017 o 13:08

avatar Windowlicker
4 4

@ja_2: Otóż to. Pamiętam, jak we wczesnej podstawówce trafiłem na "wyrównawcze" z matmy. Kurde, myślałem, że się ze wstydu spalę.

Odpowiedz
avatar wasabi
4 4

@ZjemTwojeCiastko: Bo ci którzy są młodzi, ambitni i mogliby uczyć dobrze, nie mogą dostać pracy w szkole. Mam znajomych, którzy są z wykształcenia nauczycielami i wiem jak u nich wyglądało poszukiwanie pracy. W skrócie: jak cię poleci ktoś lub znasz jakiegoś pracownika to cię przyjmą. Nikt nie przeprowadza w szkołach państwowych prawdziwej rekrutacji. Zawsze jest szukanie po znajomych a dopiero jak nikt z pracowników nie jest w stanie nikogo polecić to się bierze "człowieka z ulicy".

Odpowiedz
avatar MinkDragon
4 4

@wasabi: Ja akurat załapałam się do pracy z otwartej rekrutacji. Ale była to umowa na zastępstwo, na niepełny etat w dodatku, co dla wielu innych osób nie było zbyt atrakcyjne. Nadal jednak nie wiadomo, co będzie dalej - dla moich najstarszych uczniów jestem 5 anglistką (6 klasa), w innych klasach podobnie - co roku ktoś nowy. Młodzi odchodzą, szukając pracy.

Odpowiedz
avatar KIuska
6 10

Jestem teraz w 2 klasis liceum i to wszystko jest prawda. Najbardziej znienawidzony zostanie nauczyciel, który wymaga. Na angielskim klasa jest podzielona na 2 grupy. Pierwsza grupa ma wspaniałą nauczycielke, która wszystko tłumaczy, atmosfera na lekcjach jest w porządku, robi dużo kartkówek, zadań przygotowujących do matury. Druga grupa ma nauczyciela, który ma ich w nosie, nie robi kartkówek, sprawdziany sprawdza przez 4 miesiące, na lekcjach opowiada im, że był na siłowni. Zdarza mu się nawet wyjść w połowie lekcji nie mówiąc nic uczniom. Jak myślicie, który nauczyciel jest tym nie lubianym? Nauczycielka pierwszej grupy. Od jednej dziewczyny usłyszałam, że ona wolałaby być w drugiej grupie bo oni tam mają lepsze oceny. Argument, że bez wiedzy ale z 5 matury nie zda był za mało przekonywujący. To samo jest z nauczycielką matematyki. Jest wredną jedzą ale uczy w porządku. Tłumaczy i wymaga. Ale niestety zadaje pracę domową i to w dużych ilościach a to jest już katastroda według mojej klasy. Woleliby innego nauczyciela, u którego wszyscy mają 5 a mature ledwo zdają.

Odpowiedz
avatar kissedbyfire
1 5

@KIuska: A ja się z Tobą nie zgodzę. Można być jednocześnie wymagającym i lubianym nauczycielem. Jestem typowym humanem, a jednak w gimnazjum uwielbiałam chemię. Nauczycielka była wymagająca, ale potrafiła zainteresować przedmiotem, tłumaczyła, pokazywała doświadczenia chemiczne. Zawsze wspominałam ją z sentymentem. W liceum, za to, znienawidziłam historię. Nauczycielka niby wymagająca, ale całkowicie nie potrafiła przekazać wiedzy, od samego słuchania jej, człowiekowi chciało się spać. Nie dawała nic od siebie. Żeby nie było, LO skończyłam 2 lata temu.

Odpowiedz
avatar KIuska
4 6

@kissedbyfire: Niestety ale u większości nastolatków nauczyciel lubiany i wymagający się nie lączy. Jest to smutne ale właśnie tak jest.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@kissedbyfire: racja u nas polonistka co roku dostawala nagrode za najbardziej wymagajacego nauczyciela i dla najlepszego. W koncu pewnego razu po odebraniu nagrody podeszla do mikrofonu i mowi: co roku dostaje nagrode dla najbardziej wymagajacego i dla najlepszego nauczyciela, co z wami jest nie tak? Dzieki. Mozna, mozna. Mam to samo tylko chemie rozumialam ze scislych przedmiotow.

Odpowiedz
avatar KrzywaDrugaWieza
5 7

Ja mam zgoła inne wspomnienia ze szkoły. W liceum mieliśmy przez 2 pierwsze lata cholernie wymagającego nauczyciela od historii (profil polski-historia). Wiecie, taki typ, który jest ogólnym postrachem uczniowskiej społeczności, ale ma wiedzę niczym najlepiej wykształcony profesor uniwersytecki i do tego widać, że lubi, ba!, kocha przedmiot, którego naucza. I mimo, że był tym postrachem, to przez te 2 lata większość klasy rzetelnie się historii uczyła, bo ściąganie przy nim to nie lada osiągnięcie było, i po pierwszych dwóch klasówkach nikt już nie próbował. Wtedy miałam w planach zdawać maturę z historii, ale w 3 klasie dostaliśmy gościa, który wiedzę może i miał, ale był ogólnym ciapciakiem, i nijak nie potrafił zbudować szacunku klasy. Skończyło się na tym, że na historii nikt nic nie robił (no, za wyjątkiem grania w karty, lub czytania książek), a z pokaźnej grupki, mającej zdawać historię zostały 3 osoby. I w zasadzie tak było na każdym przedmiocie. Jeśli nauczyciel umiał klasę zdyscyplinować, lub zaciekawić, to z przedmiotem nie było problemu. A na lekcjach u ciapciaków większość olewała sprawę. I na korki chodzili głównie ci, którzy maturę rozszerzoną zdawali z języków (a i tak nie każdy, bo i nie każdy potrzebował), lub z matematyki, reszta była w stanie przygotować się sama.

Odpowiedz
avatar Habiel
7 9

Chodziłam od zerówki na korki z angielskiego. I bardzo dobrze, że to robiłam, bo nauczyciela, który czegokolwiek potrafił nauczyć, spotkałam w liceum. Był wymagający, co chwilę kazał nam się wypowiadać po angielsku. Nawet słówka tłumaczył w tym języku na zasadzie- "dog- animal, which can bark". Nikt chyba u niego 5 nie miał, ale maturę z rozszerzenia zdało się bardzo dobrze. Podstawówka, gimnazjum to była totalna porażka. W 4-6 nauczycielka była tak beznadziejna, że moi koledzy przychodzili do mnie, abym wytłumaczyła im czasy. W gimnazjum praktycznie to samo. Ile razy słuchałam nudnych teorii o czasach, czy uczyłam się słówek, tak ani razu w ciągu tych lat nie mówiłam na lekcji więcej niż jedno zdanie i to typu "I like pierogi".

Odpowiedz
avatar CatGirl
3 7

W sumie to miłe. Wymagających nauczycieli docenia się po latach. Od stycznia ja stałam się takim nauczycielem. Zbyt ambitnym, tuż po studiach. Z jedną klasą na trzy umiem normalnie pracować - mogę pozwolić sobie na rozluźnienie i szybko przywołać ich do porządku. W pozostałych dwóch mam ciągłe komentarze, wieczną walkę o to, żeby cokolwiek zrobili. I czy zadaję pracę domową, czy tego nie robię - jestem tą złą, okrutną wymagającą panią. Bo ta poprzednia przez pół lekcji wypatrywała razem z nimi wiewiórek za oknem. Mam nadzieję, że wystarczy mi zapału na kolejne pokolenia :D

Odpowiedz
avatar szafa
2 2

Cieszę się, że ktoś napisał tę historię w odpowiedzi na jęki, że nauczyciele źle uczą. Niedawno była wielka dyskusja na jakiejś grupie na FB, jak to dzieciaki biedne są, bo mają dużo zadane i rodzice z nimi muszą siedzieć nad zadaniami, a przecież to szkoła ma uczyć. Tyle że w szkole, z którą akurat mam kontakt teraz jest mniej więcej tak, jak piszesz - oderwać kogoś od smartfona to cud, a wymaganie czegokolwiek jest traktowane jak znęcanie się nad dzieckiem (przez dzieci i część rodziców).

Odpowiedz
avatar luki9797
1 1

Z doświadczenia wiem, że nie ważne jaki nauczyciel klasa i tak będzie robić swoje (chociaż moja klasa to może być odosobniony przypadek) a nauczyciel wymagający może też być i luźny (to połączenie to najlepszy nauczyciel bo przynajmniej czegoś nauczy). Co do uczniów całe lekcje patrzących się w telefon to niestety jest zmora, której się nie pozbędziemy a jedynym wyjściem jest chyba zbieranie telefonów na początku lekcji (moja nauczycielka robi tak w trakcie sprawdzianów ale sprytnych nie brakuje i przynoszą drugi telefon) jednak nie mnie osądzać bo sam się w telefon gapie w trakcie lekcji ale przynajmniej słucham co nauczyciel mówi.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

Rozumiem sytuację jeśli ma miejsce w liceum na profilu niezwiązanym z językiem. Mimo iż sam znajomość języka Szekspira sobie niezwykle cenię to rozumiem też tych, którzy zmęczeni są przedmiotami pobocznymi woleli by je olać pod naukę na maturę. Ogólnie w przypadku gdy przedmiot nie jest egzaminowany (np. dodatkowy język w gimnazjum)to miło gdy nauczyciel skupia się na grupce zainteresowanej pozwalając reszcie uczniów brać odpowiedzialność za siebie. Przykładem może być tu moja nauczycielka biologii, która (gdy klasa się rozzuchwali) zaczyna ściszać stopniowo głos, tak, że słucha ją grupka zainteresowanych (w tym ja) siedzących w pierwszej ławce. W ten sposób w 3 klasie gim, mam już opanowane niektóre zagadnienia licealne, a ci co nie widzą w sobie ścisłowca mogą zająć się rzeczami "ważniejszymi"

Odpowiedz
avatar wasabi
5 5

@PM11: Może kiedyś u nas zamiast profili wprowadzą system stosowany np. w USA i Australii, gdzie uczeń sam dobiera sobie przedmioty. Każdy ma zdobyć daną ilość punktów, przedmioty mają przypisane punkty i samemu wybiera się to co się chce, byle uzyskać wymaganą ilość do zaliczenia roku. Niestety u nas ważniejsze jest zapychanie dzieciakom czasu 2 godzinami religii w tygodniu.

Odpowiedz
avatar luki9797
1 1

@wasabi: Religia w szkole nadawała by się na oddzielny temat ale sam w 2 klasie technikum zrezygnowałem i z religii jak i etyki bo to były zwyczajnie 2h dłużej w szkole ale by było ciekawiej na religii były normalne sprawdziany i dało się z niej normalnie nie zdać :)

Odpowiedz
avatar niezadowolona
0 0

Dyrekcja szkoły pozwoliła na to, żeby rodzice i uczniowie weszli jej na głowę. Nie szanuje swoich pracowników. Naprawdę istnieją szkoły gdzie nie wolno posiadać na zajęciach telefonu. Podziwiam opisaną nauczycielkę. Rodzice niech wracają do szkoły bo chyba ukończyli bardzo kiepską. Do ukształtowania człowieka nie wystarczy kasa i mnóstwo gadżetów.

Odpowiedz
avatar niezadowolona
0 0

Uczeń nie chce się uczyć? To twarde zasady. Usunięcie ze szkoły i niech rodzice mają obowiązek znaleźć nową, lepszą lub uczyć sami. Jak w ciągu tygodnia nie znajdą niech płacą wysokie kary. Państwo zarobi bo obowiązek nauki jest do 18 roku życia.

Odpowiedz
avatar Ayla
0 2

A ja powiem tak: edukację zdobywałam za poprzedniego systemu. Liceum było renomowane, czyli: świadectwo z czerwonym paskiem 7-8 klasa podstawówki dawało podstawę o ubieganie się o egzamin wstępny do liceum. Egzamin wcale niełatwy. Ci, którzy się dostali, wiedzieli po co. Każdy się uczył, bo każdemu zależało. Żeby maturę zdać jak najlepiej, żeby na studia się dostać i je skończyć. To akurat liceum miało zdawalność na studia bliską 100 procent, co w osiemdziesiątych latach było wynikiem świetnym. Teraz edukacja jest, bo jest. Każdy musi. A nie każdy powinien. Za tamtych czasów studia kończyło chyba 10% wszystkich abiturientów. Teraz na Wyższe Studia Robienia Tipsów i Gotowania Kapusty idzie każdy. A potem efekt jest, jaki jest. Mało który magister potrafi pisać w języku polskim :(

Odpowiedz
Udostępnij