Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia miała miejsce kilka lat temu, gdy jeszcze byłem studentem. Po drugim…

Historia miała miejsce kilka lat temu, gdy jeszcze byłem studentem. Po drugim roku studiów wyprowadziłem się z jednego mieszkania i poszukiwałem miejsca w pokoju do wynajęcia. Żeby było taniej, szukałem po prostu miejsca w pokoju dwu lub trzyosobowym, gdyż nie mam problemów żeby mieszkać z kimś innym, jestem "do rany przyłóż". Jednak właściciele chcieli wynajmować tylko całe pokoje, więc wrzuciłem w internet ogłoszenie, że poszukuję współlokatora do pokoju. Współlokator znalazł się bardzo szybko, więc wynajęliśmy pokój.

Wynajęła nam go Piekielna (powinniśmy się domyślić przy podpisywaniu umowy, jednak początek roku był lada dzień, więc za dużo nie grymasiliśmy i mieszkanie naprzeciwko uczelni), która wynajmowała to mieszkanie od kogoś innego i podnajmowała dwa pokoje. W mieszkaniu oprócz 3 pokoi zamykanych na klucze, kuchni, łazienki i WC był korytarz, który się poszerzał i tworzył taki jakby pokój ogólnodostępny, w którym stał jakiś fotel, i w którym Piekielna trzymała dwa rowery.

Za pokój płaciliśmy ustaloną sumę plus opłaty rozłożone na cztery (nasza dwójka, Piekielna i chłopak, który podnajmował ostatni pokój) plus kaucja równa miesięcznej opłacie. W mieszkaniu podobno nie było Internetu, ale Piekielna powiedziała, że niedługo będzie. Było też kilka zasad, które zobowiązaliśmy się przestrzegać:

- żadnych imprez, jako że nie jestem typem imprezowicza, nie przeszkadzało mi,
- żadnego picia alkoholu,
- goście tylko po wcześniejszym (kilkudniowym) powiadomieniu Piekielnej, nawet na herbatę w trakcie okienka między zajęciami,
- jeśli policja zapuka do drzwi, to automatyczny wypad z mieszkania.

Po dwóch tygodniach zaczęliśmy upominać się o Internet, co Piekielna skwitowała stwierdzeniem, że niedługo będzie.

Wyjechałem na weekend, a mój współlokator z pokoju pisał mi smsy, że Piekielna zabrała mu klucze i kazała się wyprowadzić (bo zużywa za dużo wody, podobno wziął jedną kąpiel w wannie zamiast prysznica), czego nie chciał zrobić, bo miał zapłacone za miesiąc z góry. Jednak po groźbach Piekielnej, że przyjdą jej koledzy i jego rzeczy wywalą przez okno, a jego wyprowadzą siłą, odpuścił, wyprowadził się, ale kaucji mu nie oddała.

Przez następny tydzień było wszystko dobrze, poza ciągłym brakiem Internetu. Po ok. tygodniu od wyprowadzki współlokatora, gdy poszedłem wziąć prysznic, okazało się, że nie ma ciepłej wody. Trudno, bywa. Następnego dnia przed wejściem pod prysznic, sprawdziłem czy jest ciepła woda. Nie było. Zastanowiło mnie to, więc poszukałem zaworu, który był w WC. Odkręciłem i wziąłem prysznic. Trzeciego dnia znowu to samo, idę więc do WC, a tam zonk. Nie ma kurka do odkręcania ciepłej wody. W tej sytuacji stwierdziłem, że nie ma sensu tam dalej mieszkać.

Znalazłem miejsce w akademiku i się wyprowadziłem. Piekielnej o zwrot kaucji nie pytałem, bo założyłem, że i tak nie odda, a chciałem żeby oddała też mojemu współlokatorowi. Więc postanowiłem, że ja też będę Piekielny i jej tak łatwo nie odpuszczę. Poprosiłem kolegę z roku o pomoc w wyprowadzce. Zabrał moje rzeczy samochodem, a ja w ramach zastawu do czasu oddania kaucji, wziąłem rower Piekielnej, który stał w korytarzu.

Zaczęły się telefony od piekielnej, że mam oddać klucze do mieszkania i rower. Żeby nikt nie mówił, że przyznałem się do kradzieży, twierdziłem cały czas, że go nie mam, i jak odda kaucję to poszukam roweru na mieście i może się znajdzie. Zaczęli też wydzwaniać do mnie jej koledzy, grożąc, że połamią mi kości itp.

Nadszedł piątek przed długim weekendem ze Świętem Zmarłych i wyjeżdżałem do domu, gdy Piekielna doszła do wniosku, że przystaje na moje warunki. A że spieszyłem się na autobus, bo jechałem ze znajomymi na wyjazd weekendowy, odłożyłem wymianę na po weekendzie (i całe szczęście, bo w ten weekend poznałem moją narzeczoną).

Ustaliliśmy spotkanie na przystanku naprzeciwko akademików. Piekielna przyszła, pokazała że ma pieniądze, więc zadzwoniłem do kolegi, żeby przyprowadził rower. Piekielna sprawdziła czy wszystko ok, zapaliła lampkę kilka razy, i w tym momencie kątem oka zauważyłem jakiś ruch. Podniosłem głowę i zobaczyłem biegnących w naszą stronę kilku (potem okazało się że było ich 6) łysych typów o posturach zbliżonych do szafy. Kolega dostał przyspieszenia niczym struś pędziwiatr, ale nic mu to nie dało. Podbiegając zaczęli krzyczeć: „Stać ku**a, policja”.

W tamtym momencie modliłem się żeby to faktycznie była policja, a nie koledzy Piekielnej, bo każdy może sobie krzyczeć, że jest z policji zwłaszcza, że żadnej odznaki nie pokazali. Rzucili mnie na ziemię, twarz wgnietli w chodnik, skuli, podjechał samochód i wrzucili mnie do środka. Byłem lekko oszołomiony i cały czas zastanawiałem się dokąd mnie wiozą. Poczułem ulgę dopiero, gdy wjechaliśmy na parking pełen radiowozów. Panowie wzięli mnie pod ręce i zaczęli prowadzić do budynku. Szli szybko, a z racji tego, że jestem wysoki ciężko mi było przebierać nogami skurczony, więc dostałem jeszcze strzał w twarz za stawianie oporu. Spadły mi okulary, poleciała krew z nosa, to Panowie trochę złagodnieli. Usadzili mnie na krześle i nastąpiła zabawa w dobrego i złego policjanta (metoda skuteczna jak się okazało).

Pierwszy (ten zły) powiedział, że mam się przyznać, że zgłoszą wszystko do rektora i mnie wywalą ze szkoły, pytał mnie komu sprzedajemy rowery, gdzie je trzymamy, a ja naoglądałem się amerykańskich filmów i milczałem. Dziwne były te niektóre pytania. Potem okazało się że w tym mieście jest jakaś szajka złodziei rowerów, a Piekielna poinformowała policję, że to możemy być my. Dlatego przyjechali po nas kryminalni w składzie sześcioosobowym i obchodzili się z nami mało łagodnie, a poza tym przez nas ominął ich mecz Ligi Mistrzów, więc trochę rozumiem ich złość.

Zły policjant wyszedł i ten dobry zaczął na spokojnie się pytać czemu zabrałem ten rower. Więc opisałem swoją wersję wydarzeń, która była zupełnie inna niż pani piekielna opowiedziała policji. Policjant doradził, aby wszystko dokładnie opisać na przesłuchaniu, i z przykrością stwierdził, że musi mnie zawieźć do aresztu, bo tego dnia nie było już osoby zajmującej się przesłuchaniami. Ale obiecał, że do celi nie dostane żadnego dużego murzyna :)

Następnego dnia odbyło się przesłuchanie. Policja rozmówiła się z piekielną i doszło do ugody, że ona oddaje nam kaucję, a my już żadnych pretensji do niej nie będziemy mieć. Policja poradziła, żeby następnym razem nie brać roweru, tylko zgłosić się od razu do nich. Ja jednak nie żałuję, noc w areszcie była ciekawym doświadczeniem, a cała procedura rejestrowania mnie jako podejrzanego i przesłuchanie gdy już wiedzieli, że nie jestem żadnym gangsterem było mega zabawne, więc pozdrawiam Panów policjantów, z którymi miałem do czynienia.

A cała akcja najgorzej skończyła się dla Piekielnej, bo oprócz oddania nam kaucji, musiała opuścić mieszkanie, bo właścicielka dowiedziała się, że sprawa otarła się o policję.

wynajem mieszkania

by Imlerith
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kitusiek
9 11

Coś mi tu nie pasuje. Raz - nigdy nie spotkałem się z umową najmu (szczególnie w przypadku studentów), w której na linii właściciel-najemca nie byłoby punktu zakazującego dalszego wynajmu, tzn. najemca wynajmuje mieszkania czy pokój kolejnym osobom. Jak już - były aneksy do umowy, w których najemca zezwalał na pobyt w mieszkaniu danych osób za określonych warunkach - najczęściej odpowiednia część czynszu i rachunków. Więc albo patologiczna sytuacja i właściciel, który ma na wszystko wyje, albo coś pokićkane. Dwa - ja wiem, że studenci zbyt mądrzy nie są - co widzę zresztą po swoim roku, pierwszaczków niepotrafiących przeczytać dwóch zdań ze zrozumieniem - ale jeżeli masz umowę, to najgłupszą rzeczą, jaką możesz zrobić jest to, co zrobiłeś - "wzięcie czegoś w zastaw". Od tego jest umowa spisana na papierze, żeby tego unikać i w razie problemów - policje, sądy i inne takie prawniki, a nie wymierzać sprawiedliwość samemu. Szczególnie, że różnie to w naszym kraju bywa - ktoś włamie Ci się do domu, ukradnie laptopa, zgwałci córkę, Ty mu dasz po ryju i jeszcze dostaniesz za to zawiasy. Dlatego niezbyt chce mi się wierzyć, że wpadłeś na aż tak głupi pomysł. Trzy - "Żeby nikt nie mówił, że przyznałem się do kradzieży twierdziłem cały czas, że go nie mam, i jak odda kaucję to poszukam roweru na mieście i może się znajdzie. " - czyli w sumie się przyznałeś, tylko zamiast powiedzieć wprost "tak, mam rower, oddaj kaucję, to oddam rower", ująłeś to mniej precyzyjnie, choć od razu wiadomo, o co chodzi. No i to zatrzymanie takie trochę hollywoodzkie. Oczywiście, mogę się mylić, choć wolałbym nie - bo taka sytuacja jest chora z obu stron.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 4

@kitusiek: moze wlascicielka nie wiedziala o podnajmowaniu przez piekielna mieszkania?

Odpowiedz
avatar SirNobody
4 4

@kitusiek: podnajmowanie jest jak najbardziej legalną i praktykowaną rzeczą - chociaż dziwię się właścicielce, że wynajęła to mieszkanie akurat jakieś niesprawdzonej, robiącej problemy babie. Jeśli ktoś już się powinien zajmować podnajmowaniem, to osoba, która ma przygotowanie, opiera na tym biznes.

Odpowiedz
avatar timka
0 0

@SirNobody: pewnie w dużych miastach tak jest, ale w takich średniej wielkości, w których miałam okazje studiować jakos zawsze był punkt, że najemca nie ma prawa nikomu podnajmować mieszkania..

Odpowiedz
avatar timka
3 3

@kitusiek: dla mnie tez to jest dziwna historia i tym bardziej, że uderzyli go tak, że krew mu z nosa poleciała i co tak to zostawił?

Odpowiedz
avatar Imlerith
2 4

@kitusiek: Raz - wiem na pewno, że kobieta od której wynajmowałem pokój nie była właścicielką, bo gdy byłem odebrać kaucję właśnie pakowała się do kartonów. Na jakiej zasadzie wynajmowała mieszkanie nie wiem. Dwa - umowa to była właściwie kartka papieru na której ona wpisała nasze dane, kwoty do płacenia, i te swoje zasady. My to podpisaliśmy, ale to było tylko dla Niej, my kopii nie dostaliśmy, ona tego raczej nigdzie nie zgłosiła, że wynajmuje pokoje. Dlatego się zdziwiłem, że poszła z tym na policję. Myślałem, że odda kasę, ja rower i będzie po sprawie. Trzy - za dużo amerykańskich seriali sensacyjnych. Taki miałem wtedy tok myślenia, myślałem że jestem sprytny i nic mi nie może zrobić :). A zatrzymanie może i Hollywodzkie, nie mnie oceniać. Policjanci potem mówili, że mieli zatrzymać członków jakiegoś gangu, a nie dwóch studenciaków którzy się bawią w gangsterkę :)

Odpowiedz
avatar Imlerith
1 1

@timka: krew potrafi mi lecieć bez powodu: siedzę sobie przy stole i nagle: kap, czerwona plamka na blacie. Zdarza mi się to czasem jak organizm jest osłabiony (na przykład po piciu). Grunt, że policjanci się przejęli i patrzyli na mnie trochę łagodniej.

Odpowiedz
avatar Mroovkoyad
1 1

@kitusiek: Papier to jedno, a życie, to drugie. Kiedyś wynająłem wspólnie z koleżanką mieszkanie, która po jakim czasie się wyprowadziła. Całe mieszkanie było oficjalnie wynajmowane przeze mnie. Właścicielka powiedziała, żebym sam sobie znalazł współlokatorów i podpisał z nimi umowę podnajmu. Tak też zrobiłem i wszyscy są zadowoleni. Dopiero twój post uświadomił mi, że przecież mam w umowie zakaz podnajmu, o którym zapomniałem zarówno ja, jak i właścicielka.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 9

Kolejny dowód na to, że studia nie powinny być dla wszystkich. Jeżeli taki studenciak nie potrafi ogarnąć najbardziej podstawowej rzeczy, jaką jest wynajęcie mieszkania/pokoju to jak później poradzi sobie z czymkolwiek? Niezabezpieczanie własnego interesu poprzez podpisywanie szemranych umów albo mieszkanie "na gębę". Niewykłócanie się o nieoddaną kaucję. Jakikolwiek konflikt ze współlokatorami rozwiązywany na zasadzie podchodów zamiast stanowczego podejścia (zgłoszenie do właściciela). "Jakoś to będzie" w przypadku złych warunków mieszkaniowych, postrzelonych właścicieli i innych kwestii. Tak samo przed samym poszukiwaniem czegoś do wynajęcia - kupa młodych ludzi nie zrobi podstawowego rozeznania w cenach wynajmu, zasadach, prawach jakie przysługują wynajmującemu i najemcy. A potem jest płacz.

Odpowiedz
avatar Imlerith
0 6

@thefinalaction: studenci raczej kasą nie śmierdzą, więc szukają jak najtańszego lokum, a tańsze jest to od którego najemca nie odprowadzi podatku i spisuje szemrane umowy. Po prostu z poprzednimi najemcami nie miałem żadnych problemów, i nie przypuszczałem, że tym razem będzie inaczej. Próbowaliśmy się doprosić internetu, współlokator próbował z nią rozmawiać o oddaniu kaucji, ale nic to nie dało. To po co miałem z nią jeszcze rozmawiać. Wziąłem rower i w duszy. Zrobił bym to jeszcze raz, bo z niektórymi ludźmi nie da się rozmawiać. Na policję mógłbym iść, ale i tak by to nic nie dało. Policjant pewnie chciałby pomóc, ale ograniczałyby go przepisy, albo nie miałby na to paragrafu. Próbowałem już zgłaszać sprawy o kradzież i wyłudzenie ale efekt był marny.

Odpowiedz
avatar okooko
3 7

@thefinalaction: Niechcący dałem Ci plusa zamiast minusa- wybacz. Powiedz mi, jak Ty znajdujesz związek przyczynowo skutkowy w relacji nieogarnięcie życiowe- studia nie dla takich ludzi. To że ktoś nie potrafi poradzić sobie z wynajęciem mieszkania nie znaczy, że nie będzie świetnym studentem, a później dobrym pracownikiem czy naukowcem.

Odpowiedz
avatar piesekpreriowy
8 8

To co piszesz jest trochę straszne... W sensie... Jak student może sobie pozwolić na wyrzucenie z mieszkania za zużycie zbyt dużej ilości wody? Jak można wyprowadzić się i nie wziąć kaucji? Jak można się o nią nawet nie upomnieć? JAK MOŻESZ NAPISAĆ, ŻE NIESŁUSZNE ARESZTOWANIE BYŁO CIEKAWYM DOŚWIADCZENIEM I POZDRAWIAĆ POLICJANTÓW XDDDD? Ktoś cię zamknął na 24h, a ty go pozdrawiasz i się cieszysz? Twoje postępowanie i to co piszesz jest bardzo niegodne nazywania się studentem (choć to określenie jest nastawione na mocne turbulencje) czy człowiekiem w ogóle... Ani krzty dojrzałości, godności czy czegokolwiek. Jakby ci ktoś chciał nasrać do buzi to jakbyś mu podziękował z kupą w środku? Gestem? XD

Odpowiedz
avatar Imlerith
-1 3

@piesekpreriowy: równie dobrze mogłem iść na pole i mówić do kamieni, skutek byłby ten sam jak rozmowa z tą kobietą. Aresztowanie nie było niesłuszne, bo jak napisałem babka naopowiadała policji bzdur i mieli podejrzenia, że należę do jakiegoś gangu. A cieszę się bo w trakcie pobytu w areszcie i na komendzie było dużo śmiechu, więc dobrze to wspominam. Przecież nie będę płakał, że spędziłem noc w areszcie. Przynajmniej cisza i spokój, a nie to co się dzieje w akademikach.

Odpowiedz
Udostępnij