Napisałam dzisiaj dwie skargi. Pierwszą na prowadzącą zajęcia. Drugą na reakcję osoby, która przyjmowała pierwszą.
Zajęcia mamy w salce wielkości komórki na miotły (na oko 4 x 4 m) – katedra mieści się w malutkim pawiloniku, w pomieszczeniach siedzimy sobie praktycznie na plecach, z ledwością wystarczyło miejsca na krzesła i stoły – a i tak stół prowadzącego zajęcia, to jednocześnie stół studentów.
Prowadząca przychodzi, czuć ją olejkiem eukaliptusowym z kilkunastu metrów, oczy czerwone i załzawione, nos spuchnięty – i zaczyna od wychrypienia, że ma grypę, więc będziemy pracować powoli.
Mamy z nią spędzić 3 godziny zamknięci w bardzo małej przestrzeni.
Wstałam, powiedziałam, że współczuję stanu, ale wychodzę, bo nie chcę się zarazić. Usłyszałam, że mam siedzieć, a jak wyjdę, to nie zaliczę zajęć. 10 minut negocjacji – wyszłam. Z nieusprawiedliwioną nieobecnością.
Poszłam do sekretariatu katedry, wzięłam kartkę papieru i wysmarowałam skargę, że prowadząca jest chodzącym zagrożeniem infekcyjnym, zmusza mnie do ekspozycji na wirusa, a ja z jej ćwiczeń miałam iść na oddział, na zajęcia kliniczne. Przy oddawaniu skargi i żądaniu poświadczenia przyjęcia na kopii, dowiedziałam się od sekretarki, że mi się naprawdę w życiu nudzi i za chwilę kark mi pęknie od zadzierania nosa.
Napisałam więc drugą skargę – "komentowanie mojego życia i jego rozrywek, nie mieści się w moim rozumieniu pracy sekretarki".
Zastanawia mnie jedno. Przez te wszystkie lata na studiach ani razu nie dostałam opieprzu za łamanie procedur bezpieczeństwa albo brak staranności. Zawsze zbierałam po głowie za zwracanie na to uwagi innym. A teraz słucham tych wszystkich narzekań, że wszędzie bylejakość, nikt nikogo nie traktuje poważnie i wszyscy olewają wszystko. Hipokryzja wiecznie żywa.
Poszukaj skarg w koszu pewnie tam są. A jaki nowy kierunek wybierasz bo teraz pewnie same niezal będą.
Odpowiedz@Canarinios: Jeżeli jest potwierdzenie na kopii to nie sądzę by sekretarka była taka idiotką by wywalać skargi do kosza. Ursueal gratuluję odwagi cywilnej i postawy. Ciesze się, że wśród młodych ludzi są również tacy jak ona. Asertywność w najlepszym wydaniu. Głupotę i buractwo trzeba zwalczać.
OdpowiedzCałkowicie popieram twoje skargi, w mojej uczelni od ponad tygodnia leżała zdechła mysz w łazience :/ i pewnie leżałaby tam do tej pory gdybym nie zwróciła administracji uwagi na to że tam jest. A żeby było zabawniejsze obok niej ktoś zgubił gumkę do włosów... Tak leży tam nadal...
Odpowiedz@JuzNieSpokojnaStudentka: tez popieram skargi są jak najbardziej słuszne, ale na uczelniach ręka ręke myje.
OdpowiedzBo to jest takie głupie myślenie- ludzie by chcieli, żeby przestrzegać procedur kiedy jest im to na rękę. Względnie w "wyjątkowych sytuacjach". Ale na to, że procedury "w wyjątkowych sytuacjach" będą przestrzegane tylko, jeśli będą przestrzegane zawsze, nie wpadną.
OdpowiedzHmmm. Ty w opisanej sytuacji widziałaś dwie piekielności, a ja dostrzegam także trzecią, a mianowicie traktowanie studentów jak dzieci z podstawówki przez sprawdzanie im obecności.
Odpowiedz@Jorn: Ćwiczenia na większości uczelni są obowiązkowe, bo mają coś wspólnego z jakąkolwiek praktyką i czegoś uczą. Wykłady w tym wypadku to uzupełnienie wiedzy o teorię, bo nic na nic poza notowaniem i słuchaniem raczej nie robisz.
OdpowiedzA ja tu widzę przestępstwo. Art. 161. Par 2 kodeksu karnego: § 2. Kto, wiedząc, że jest dotknięty chorobą [...] lub zakaźną, [...] naraża bezpośrednio inną osobę na zarażenie taką chorobą, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
Odpowiedz@glan: Powiedz to klientom, którzy przychodzą do mnie do sklepu :D
Odpowiedzpomyliłaś kraje Twoje zachowanie byłoby normalne wszędzie na zachód od Odry ale studiujesz w kraju równającym do standardów Azji
Odpowiedz@xpert17: wręcz przeciwnie, w Azji właśnie normą jest, że nie łazi się między ludźmi nawet z katarem - a jak już ktoś musi, to zakłada maseczkę na nos.
OdpowiedzNiecałe 10 lat temu na (h)UJocie byś się pożegnała z medycyną, ale mam nadzieję, że teraz coś poszło do przodu w sprawie traktowania studentów jak ludzi. Powodzenia (choć myślę, że teraz, jak się naraziłaś sekretarce, to musisz bezpośrednio z dziekanem załatwiać)!
OdpowiedzKiedyś, w ś.p. służbie zdrowia, istniała mniej lub bardziej formalna zasada, że chory lekarz lub pielęgniarka nie łazi po oddziale i nie zaraża, ale siedzi na życi w domu. Obecnie, w dobie kontraktów, niektórzy mają ta zdecydowanie słuszną regułę w miejscu, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Jedna z moich szanownych koleżanek, potrafi nie tylko przyjechać w stanie nadającym się tylko na oddział zakaźny, ale też na porannym raporcie obkaszleć całą ekipę, a potem, gdy inni zaczynają zdradzać oznaki przejęcia infekcji, wytykać wszystkim, że ja zarazili. Uprzedzam pytania, tak, jest lekarzem...
Odpowiedz