Nie boję się psów.
Tylko raz obcy pies mnie ugryzł i był to taki mały kundelek typu jazgacz płochliwy czyli pies zaczepno-obronny. Pies zaczepia a właściciel musi go bronić. Nie lubię też utrudniać życia innym i często psiarzom ustępuję drogi. Wygląda to tak, że jeśli pies, w sobie wiadomym celu, uzna trawnik po mojej stronie za bardziej interesujący, nie widzę wielkiej ujmy by przejść na drugą stronę chodnika. Mnie nie ubędzie a właściciel nie musi szarpać się z psem i mijamy się bez problemu. Właściciele często nie zauważają tej drobnej uprzejmości a jeśli już to kwitują to uśmiechem lub zdawkowym "przepraszam".
Jednak czasami spotyka się piekielnych.
Majestatycznym krokiem idę sobie i widzę że na chodniku stoi sobie wyprowadzacz psa. Tyle tylko że pies znajduje się na trawniku po drugiej stronie chodnika a pomiędzy nimi jest łącznik w postaci długiej smyczy. Zbliżam się w tempie niewiele większym niż lodowiec więc mam uzasadnioną nadzieję że mądrzejszy z tej pary przejdzie bliżej wspólnej krawędzi i udostępni część chodnika bym mógł przejść. Niestety, czymś zaaferowany nie zwrócił na mnie uwagi, a wyprowadzacz też nie uznał za stosowne by skrócić dystans do psa. Doszło do nieuniknionego spotkania. Smycz w dalszym ciągu stanowiła zaporę na mej drodze i zmusiła mnie do zatrzymania.
- Przepraszam. chciałbym przejść - zagaiłem dość uprzejmie i pokojowo.
- Co, pieseczka się boi? Nie spodziewałem się drwiąco kpiącej odpowiedzi.
Rzekłem coś na temat przeznaczenia chodnika, w odpowiedzi uzyskałem informację że mogę pośpiesznie się oddalić (najlepiej fruwając lub obchodząc tę parę po trawniku)
Wspomniałem że nie specjalnie się boję psów? Właścicieli też.
Spokojnie sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem pamiątkę z wojska. Taki składany scyzoryk saperski z trzy calowym ostrzem. Równie spokojnie rozłożyłem go i jednym ruchem rozwiązałem problem. Pies radośnie wyruszył na eksplorację dalszej okolicy a właściciel oniemiały patrzył na swobodnie zwisający mu kawałek smyczy. Z pewną satysfakcją zauważyłem lekki strach w oczach na widok ostrza które z łatwością sobie poradziło z brezentową przeszkodą. W dalszym ciągu spokojnie i powolutku złożyłem swą broń i podjąłem dalszą wędrówkę. Za sobą słyszałem próbę podjęcia dyskusji a po chwili odgłosy pościgu za psem. Syren policyjnych tudzież klaskania nie było.
Jedna z tych historii, gdzie pytanie "kto tu był piekielny?" byłoby jak najbardziej zasadne, bo i odpowiedź nieoczywista.
Odpowiedz@Xirdus: Piekielne było chamisko ze zwierzęciem, gdzie tu jakaś niejasność?
OdpowiedzZ jednej strony trochę strach o psa, żeby sobie tą nagłą wolnością krzywdy nie zrobił, ale z drugiej myślę, że dla "wyprowadzacza" była to jedna z najbardziej skutecznych nauczek, jakie można było zastosować. A psy nie raz, nie dwa uciekają właścicielom - zerwane smycze, odpięte obroże czy inne losowe sytuacje - więc pod takie zdarzenie można to podpiąć ;)
OdpowiedzTrochę spóźnione, ale proszę bardzo: klask, klask, klask... ;)
OdpowiedzPo pierwsze zniszczyłeś czyjąś własność. A to jest już wykroczenie. Po drugie, kurczę, trochę bezmyślne zachowanie. Jak pies ucieknie i stanie mu się krzywda to nie będzie ci głupio? A jak zrobi KOMUŚ krzywdę?
Odpowiedz@Evergrey: Jak "piesek" zrobi komuś krzywdę będzie za to odpowiedzialny właściciel, ponieważ to jego zachowanie doprowadziło do tej sytuacji. Nie przeczę że @Rak77 zniszczył jego własność, ale może to go nauczy jak należy się zachować, kiedy ktoś mu kulturalnie zwróci uwagę, dlatego uważam że było to całkiem uzasadnione zachowanie.
Odpowiedz@Eander co po tym, że wina będzie po stronie właściciela, jak ktoś zostanie pogryziony? Lekkie rany się wyleczy, ale pies może się nawet do gardła rzucić, nie wiesz czy jest spokojny czy nie.
Odpowiedz@Evergrey: bla bla bla... krzywda psa, krzywda innej osoby wyrządzona przez psa - tylko i wyłącznie wina właściciela. Jak się nie umiał normalnie zachować to niech się mierzy z konsekwencjami.
Odpowiedz@Pelococta: wybacz ale pieprzysz. Z konsekwencjami zmierzy się osoba pogryziona. Właściciel co najwyżej zapłaci jakiś mandat albo inna formę kary, nie wiem co za to grozi.
Odpowiedz@Malibu: odnosiłam się do fragmentu "Jak pies ucieknie i stanie mu się krzywda to nie będzie ci głupio? A jak zrobi KOMUŚ krzywdę?", stwierdziłam że to nie będzie wina autora, ale tylko i wyłącznie właściciela psa. Ponieważ nie potrafi współżyć z innymi istotami na chodniku. I to właśnie właściciel będzie się później mierzył z pogryzioną osobą, odszkodowaniami, może sądami itp.
Odpowiedz@Pelococta: a nie uważasz że z punktu widzenia osoby pogryzionej mało ważne jest kto zawinił? Jakby mnie pies pogryzl miałabym w nosie czyja to wina. Winny odszedł by się bez bólu, mógłby spokojnie kontynuować swoją pracę, treningi i inne zajęcia a ja nie.
Odpowiedz@Malibu: odnosimy się do dwóch różnych rzeczy. Gównoburza :D Oczywiście, że pogryziony najbardziej cierpi, FIZYCZNIE. Ale to jednak właściciel ponosi konsekwencje, PRAWNE. O ile pogryziony nie odpuści. I tyle w temacie.
Odpowiedz@Pelococta: Wiesz, a mnie w tym wszystkim o psa chodzi. Bo właściciela i jego smycz mam w nosie. Ale jak coś się stanie to ucierpi pies. Wpadnie pod samochód czy się czymś zatruje. A jak kogoś pogryzyzie to zostanie uśpiony najprawdopodobniej. Także niewinne stworzenie poniesie konsekwencje tego głupiego zachowania.
Odpowiedz@Eander: Właściciel powiadasz? To on trafi na kwarantannę? Ewentualnie go uśpią? Bo wydaje mi się za najbardziej to ucierpi pies.
Odpowiedz@Evergrey: tu masz rację. Szkoda psa.
Odpowiedz@Evergrey: Pies ucierpi prędzej czy później mając takiego właściciela a tym razem koleś psa raczej zdoła szybko złapać zaś nauczkę będzie miał. @Evergrey: Jasne że szkoda psa jeżeli coś by mu się stało, ale dlatego należy go ułożyć aby przynajmniej wracał do ciebie na komendę. Jeśli tego nie zrobisz tak naprawdę ryzykujesz że stanie mu się krzywda za każdym razem gdy go wyprowadzasz (zawsze może ci się wyrwać itp.) i jest to kolejne zaniedbanie właściciela.
Odpowiedz@Evergrey: I znów ktoś broni nie tego, co trzeba... Idiotów na świecie nie brak, nie trzeba ich hodować. Facetowi wystarczyło pociągnąć za smycz i sprawy by nie było.
OdpowiedzDobre !
OdpowiedzHa. Sama jestem psiarą, posiadam też jeden egzemplarz, ale... rewelacja :)) Kultura obowiązuje każdego. A że czasem trzeba kogoś jej nauczyć, no cóż ;)
OdpowiedzDam sobie rękę uciąć, że czytałam już tą (lub identyczną) historię jakiś czas temu...No ale, nieważne. Jeśli to Twoja historia, to wg mnie największą krzywdę zrobiłeś psu (może uciec, wpaść pod samochód, być może nastraszyć kogoś -nie napisałeś czy był duży, w kagańcu itp.)
OdpowiedzAutorze, a co wtedy jeżeli znalazłoby się kilku świadków, którzy zeznają, niezależnie od okoliczności, że groziłeś właścicielowi psa scyzorykiem? Tym bardziej, ze naraziłeś niektórych na kontakt z psem nad którym nikt nie panuje i może zrobić krzywdę, czy zniszczyć ubranie.. Trochę lekkomyślnie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 17 marca 2017 o 9:32
@rodzynek2: A co, gdyby ci sami świadkowie nie lubili tego pana z psem i zeznali zgodnie, że szczuł psem autora historii, który tylko się bronił? A może jeszcze się gość zamachnął na niego...? Albo któremuś ze świadków wydawało się, że krzyczał coś w rodzaju "zabiję cię!"? Ot, takie dywagacje, które podobnie jak Twoje nie mają żadnego sensu.
OdpowiedzTo ty nie wiesz, jak się rozwiązuje takie problemy? https://www.youtube.com/watch?v=JM7TUWBzQDc
Odpowiedz@pasjonatpl: hehe. tylko psa trochę szkoda
OdpowiedzBRAWO! Tak należy postępować ze szmatami, które nie potrafią zajmować się swoimi psami!
Odpowiedz"Równie spokojnie rozłożyłem go i jednym ruchem rozwiązałem problem" - tu myślałem, że poderżnąłeś gościowi gardło, ale i przecięcie smyczy było dobre :)
OdpowiedzA tak z innej beczki - czemu każdy zakłada, że jak obchodzisz czyjegoś psa z daleka, to się go boisz? Ja psami się zajmuję całe życie, najchętniej to bym wszystkie wymiziała, ale szanuję przestrzeń osobistą psa i jeśli mogę, to schodzę na drugi bok chodnika żeby spokojnie przejść. Nie zliczę, ile się nasłuchałam komentarzy o tym, żeby się pieseczka nie bać bo nie gryzie...
Odpowiedz@Palemka: Jesteś moim ulubionym typem osoby, która ma świadomość obecności innych, przestrzeni wokół siebie i w tym wszystkim działa logicznie. Jak idę z psem to staram się być między psem a mijającą mnie osobą, bo nie każdy sobie życzy bliskiej obecności psa, nie tylko ze względu na strach, ale choćby pośpiech, zamyślenie, cokolwiek. Zawsze trochę mnie drażni, jak osoba z naprzeciwka widzi, że idę z psem, po czym dalej idzie tą samą stroną chodnika. Ustępuję, dla psa komenda "przejdź" - zmienia stronę z której się znajduje na drugą. I tyle, chociaż to logicznie nieefektywne, bo mnie dłużej zajmuje przeciągnięcie psa na drugą stronę chodnika, niż osobie z naprzeciwka przejście. Nie dotyczy osób z widocznym problemem z poruszaniem się. A opisane "rozwleczenie się" po chodniku z psem też jest upiorne dla innych psiarzy, bo nigdy nie wiadomo jak taki luźno trzymany pies reaguje na inne. Co z tego, że wyminę, kiedy smycz jest na takiej długości, że dla psa to kilka sekund podbiec z jazgotem do mojego.
OdpowiedzJakbym mógł przybiłbym z Tobą "piątkę". Osobiście wychodzę na spacer z owczarkiem niemieckim i tym bardziej rozumiem dylemat osoby idącej z naprzeciwka. Zawsze ściągam psa do nogi widząc inną osobę i w miarę potrzeby po prostu zmieniam trasę przemarszu nawet jeśli muszę przez to nadłożyć drogi. Ale o ile mój pies nigdy nie szczerzy się do ludzi, to szczekoszczurów po prostu nienawidzi.Wiesz jakie jest zdziwienie buraków (właścicieli), gdy orientują się, że ich kundel nie jest niezniszczalny, a mój ma w zapasie 3 metry smyczy? Na szczęście ofiar śmiertelnych, jak na razie, nie było. Ale Twoja akcja ze smyczą: pełny szacun.
OdpowiedzJa też się boje psów, małych najbardziej. Dlatego, aby nie zrobić im krzywdy gdy się na mnie rzucą. duże psy, są bardziej świadome swojej siły, ale też siły przeciwników. Po prostu, bardziej przewidywalne, niż małe zaczepiacze.
OdpowiedzBył jaki autobus w pobliżu?
OdpowiedzAle o co chodzi. Ta smycz była tak wysoko że nie można było przejść ? Czy co ?
Odpowiedz