Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mam stwierdzoną depresję i borderline. Któregoś dnia uznałam, że tym razem mi…

Mam stwierdzoną depresję i borderline.

Któregoś dnia uznałam, że tym razem mi się uda i się zabiję. Narzeczony pomógł mi wyjść z tego okropnego stanu i zdecydowałam się na terapię. Pierwsze spotkanie, skierowanie do psychiatry, psychiatra znów skierował mnie na badanie tomograficzne, żeby wykluczyć inne opcje, móc wdrożyć leki itd.

To nie jest tak, że codziennie chodzę zapłakana. Co jakiś czas dochodzi w końcu do głosu ten potwór w mojej głowie, który mówi mi, jakim wielkim g*wnem jestem, za przeproszeniem. Są takie dni, kiedy jest ok, a potem znów pojawia się epizod i jestem ludzkim burrito zawiniętym w koc, dogorywającym na kanapie. Staram się z tym walczyć, w tym momencie nie jest już źle.

Wyszło na to, że z nieleczoną depresją żyję tak już od gimnazjum. Zgłaszałam się kilka razy do pedagoga, ale to nic nie dało.
O ile nie mogę nic zarzucić terapeutce i psychiatrze, bo między innymi dzięki nim wyszłam na prostą, względnie bo względnie, ale mój tytuł "seryjnego samobójcy" mogę już uznać za nieważny, o tyle piekielna okazała się być moja rodzina. Głupia ja, oczekiwałam wsparcia. Co za to dostałam?

1. Za dużo gram w gry komputerowe. Żyję w świecie wirtualnej rzeczywistości, a nie mam depresję. Wymyślam.

2. To przez "chińskie bajki". Owszem, interesowałam się anime w gimnazjum/liceum, ale głównie interesował mnie język japoński i często uczę się w ten sposób języków, oglądając filmy i seriale z napisami lub w ogóle bez, na słuch i słownik w garści. Ale nie, to przez to. Wymyślam, x2.

3. Nie mam zajęcia ani pracy! Dodam, że usłyszałam ten zarzut podczas szykowania się do obrony pracy licencjackiej, promotor dawał mi w kość, bo uznałam, że ten "bardziej wymagający" będzie najlepszym wymogiem. Nie był. Bez wdawania się w szczegóły - wymyślam x3.

4. Siedzę ciągle w domu i nie wychodzę do znajomych. A i owszem. Bo rozrywka typu "chlejemy ile wlezie" mnie nie kręci. Mam swoje bliskie grono przyjaciół, chodzimy na koncerty, do kina, na kręgle... Ale to ja wymyślam, x4.

5. Babcia przebiła wszystko. Zadzwoniła do mnie któregoś razu, jak akurat wychodziłam od terapeutki. Nieco zasmarkana, zapłakana, kto chodził na terapię ten wie, że czasem człowiek się może popłakać od natłoku emocji, uczuć.
Babcia zmartwiona, że jej wnuczka płacze. Pyta, o co chodzi, dlaczego tak się czuję, co się dzieje? Tłumaczę i mam już tę złudną nadzieję, że moja kochana babcia mnie zrozumie. Co usłyszałam? Chyba najgorszą poradę, jaką można usłyszeć. "Powinnaś jechać jako wolontariuszka na Czarny Ląd i zobaczyć, jak inni mają gorzej! Od razu będzie ci lepiej.". Babciu, nie...

6. Jakim prawem poszłam w ogóle do psychiatry?! Przecież to się skończy psychiatrykiem, dostanę żółte papiery, nikt mnie do pracy nie przyjmie, przecież poszłam na taką uczelnię, chciałam pracować w mundurówce! Ludzie będą gadać, że jestem nienormalna! Dzięki, mamo...
Szkoda, że nikt nigdy mnie nie słuchał i nie dowiedział się, że wcale nie chcę pracować w służbach mundurowych. Po prostu interesował mnie sam kierunek, ale to już tak na marginesie.

To nie jest tak, że chodziłam do mamy czy taty i mówiłam, jak mi źle. Po prostu w pewnym momencie dopadał mnie ten potwór i nie potrafiłam się cieszyć z życia. Nie czułam w ogóle tej, hm, potrzeby życia. Dodatkowo borderline daje mi czasem to dziwne uczucie, że ja nie żyję tak naprawdę, że to wszystko dzieje się gdzieś obok, nie jest prawdziwe. Mam wciąż problem z ułożeniem niektórych wspomnień, odróżnieniem tego, co się stało, a co mi się śniło bądź co sobie wyobrażałam np. jadąc autobusem i słuchając muzyki. Zrzucanie mojego stanu psychicznego na gry czy seriale nic nie da.
Gdyby tego typu czynniki powodowały depresję, świat wyglądałby o wiele inaczej.

Nie rozumiem tego. Świat idzie do przodu, tyle się mówi o chorobach cywilizacyjnych, a ludzie wciąż uparcie tkwią w swoim mylnym przeświadczeniu, że depresja to efekt nudy czy gier komputerowych. Dodatkowo to nie jest grypa, z depresji nie da się wyleczyć w tydzień czy miesiąc. Z tego człowiek często wychodzi latami. A najważniejsze nie są leki czy terapia, a wsparcie najbliższych. Jestem wdzięczna przyjaciółce, że potrafi dać mi kopa w tyłek i wyciągnąć do ludzi, że pomogła mi zawalczyć o mnie samą. Szkoda, że rodzice za to kazali skończyć z terapią i leczeniem.

rodzina

by Mornigstar
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
34 36

Niestety o depresji wciąż się mówi za mało, a jednocześnie zbyt dużo osób powtarza, że ma depresję, gdy po prostu są chwilowo smutni.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
28 32

@Drago: O to to! Jesienna deprecha, zimowa deprecha, depresja po stracie faceta... No i na depresję najlepsza jest czekolada, od razu choroba przechodzi, prawda?

Odpowiedz
avatar PaniPatrzalska
7 21

@Mornigstar: Ale dlaczego myślisz, że wszyscy w Afryce cierpią? Nawet w tych najbiedniejszych krajach, nawet ci na skraju ubóstwa? Znaczy wiadomo, łatwo im nie jest, ale uwierz mi, że mieszka tam wiele szczęśliwych osób, które potrafią się cieszyć małymi rzeczami, jak my wygraną w totka. Spędzenie czasu w innym środowisku być może otworzyłoby Ci trochę oczy – niekoniecznie poprzez ukazanie, że inni mają gorzej, ale przez to, że nawet w ciężkich sytuacjach można zachować optymizm i uśmiech na twarzy. Do tego poradzenie sobie w nowym miejscu, poznanie zupełnie nowych ludzi, być może rzeczywista pomoc innym, pewnie pomogłyby Ci choć trochę uwierzyć w siebie i swoje możliwości.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
19 25

@Dominik: Przepraszam, trochę mnie poniosło. Po prostu mnie to niesamowicie "irytuje". Co to w ogóle jest za rada? Jak człowiek nie jest zdolny do tego, żeby się samemu ogarnąć, to dlaczego mu się radzi, żeby ogarnął coś takiego, o czym Ty piszesz? Małe kroczki, powoli. Zbudujmy jakąś pewność siebie, stańmy na nogi, potem myślmy o większych czynach.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
14 18

@Dominik: Swoją drogą tak, to się wiąże z oglądaniem cierpienia innych ludzi. Zjeździłam pół świata, w tym Kenię czy Tanzanię. Widziałam takie wioski i mnie to osobiście dobijało, pogłębiało i tak już beznadziejny stan psychiki.

Odpowiedz
avatar PaniPatrzalska
4 10

@Mornigstar: Rada babci swoją drogą niezbyt trafna i niezbyt dobrze sformułowana, bo poprawianie sobie humoru kosztem innym rzeczywiście daleko nie zaprowadzi, a poza tym jest niefajne i nieetyczne. Chodziło mi jedynie o teoretyczny pomysł oderwania się od codzienności i zmierzenia się z innymi problemami. Być może przez pomoc innym i poznanie świata z innej strony udałoby się odzyskać wiarę w siebie i chęć do życia. Ale wszystko zależy od konkretnego przypadku. Wiadomo, że nie wyskoczysz z głębokiej depresji prosto do samolotu do Afryki. Ale jeśli miałabyś taką wizję, to może znalazłabyś też siły i motywację… Zresztą oczywiście ta Afryka to tylko przykład. Można np. zaangażować się w wolontariat w lokalnym domu dziecka czy schronisku dla zwierząt. Nie na zasadzie „zobacz, innym jest gorzej”, tylko „pomóż innym, to choć na chwilę zapomnisz o swoich problemach”. I wiem, że nie mając siły wyjść z łóżka (też tak kiedyś miałam), zapewne nie zdołałabyś tego nawet zacząć ogarniać, chodzi o to, że w samej radzie jakiś tam sens jest i w którymś momencie terapii może przynieść dobry skutek.

Odpowiedz
avatar Pirania
11 11

@PaniPatrzalska: Nie zgodzę się. Wolontariat w domu dziecka/schronisku to wzięcie na siebie odpowiedzialności za kogoś. I stres z tym związany. Nie wiem, jak to jest z depresją i borderline, ale b. niska samoocena przy czymś takim może doprowadzić do sytuacji, w której dana osoba nie będzie chciała wstać z łóżka, bojąc się odpowiedzialności, jaką na siebie wzięła, i popadając w pętlę samoobwiniania, że jest tak słaba i nienadająca się do niczego, że nie może nawet temu podołać, i tylko sprawia innym zawód. Sprawdzone info - miałam podobne przejścia, podobnie jak kilka innych osób z mojego otoczenia, też trochę potłuczonych psychicznie. Niech autorka pomału zadba o siebie, inni mogą zaczekać, aż nabierze wiary w swoje siły.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
15 15

@Pirania: Jak człowiek z depresją patrzy na dodatkowe cierpienia z zewnątrz, to mu jeszcze gorzej. A jak zewsząd słyszy, że inni mają gorzej, to śmieszna sprawa - jeszcze dodatkowo zaczyna się dobijać tym, że jest tak kompletnie beznadziejnym, bo przecież ma się co jeść. To jest choroba, to się leczy, ale nie Afryką.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
2 2

@PaniPatrzalska: Rozumiem, o co Ci chodzi i jest w tym trochę racji. Wtedy akurat potrzebowałam wsparcia, a nie pomysłów, jak mam sobie poprawić psychikę. Jak napisałam, było to przed obroną, promotor dawał mi w kość. Potrzebowałam pomocy przy pracy, jakiegoś kopa motywacyjnego, a dostałam wiadro pomyj tak naprawdę. Nie mogłam z nikim z rodziny o tym porozmawiać, bo araz zaczynała się krytyka i oskarżanie mnie o bycie symulantem

Odpowiedz
avatar paski
16 18

Kiedyś nie było gier i seriali a ludzie też cierpieli na różne zaburzenia psychiczne, tylko nikt tego nie diagnozował, ewentualnie mówiło się, że "wariat". Choroby psychiczne powoli wychodzą z cienia i przestają być tematem tabu, ale i tak u wielu ludzi brak jakiejkolwiek wyrozumiałości. Pamiętam zresztą moją koleżankę z licencjatu, która dała tak popalić mi i reszcie grupy swoim zachowaniem, że uważaliśmy ją po prostu za "pie...olniętą". Dziś wiem nieco więcej o różnych zaburzeniach chociaż psychiatrą nie jestem, ale gdybym wtedy wiedziała choć tyle, co teraz, może próbowałabym ją namówić na psychiatrę bo osoby z tak zaburzonym postrzeganiem jak ona nigdy wcześniej ani później nie spotkałam.

Odpowiedz
avatar Hachiroku
15 17

Tak to jest z rodziną, że skoro "krew z krwi" to jesteś taka sama jak oni. Oni też mają problemy, ale sobie radzą, więc Ty wymyślasz. Chyba dużo więcej, nie wiem, dobrej woli (?) potrzebują najbliżsi, żeby zrozumieć i pogodzić się z problemami psychicznymi danej osoby niż obcy ludzie. Przecież rodzice Cię znają! Mieszkacie pod jednym dachem tyle lat. Ich córka i depresja? E tam!

Odpowiedz
avatar szafa
1 1

@Hachiroku: Hehe, skąd ja to znam

Odpowiedz
avatar Agness92
20 22

Bo w ogólnej świadomości ludzkiej jak nie przeżyłaś jakiejś konkretnej tragedii to nie masz prawa mieć depresji. No bo kto to widział, żeby osoba z rodziną, znajomymi, pracą, zdrowa fizycznie była nieszczęśliwa?

Odpowiedz
avatar Mornigstar
4 8

@iks: Przyznam, że nie byłam zbytnio przekonana do terapii i na pierwszym spotkaniu nie wiedziałam, co mówić. Powoli wyrzucałam z siebie wszystkie rzeczy, które mi gdzieś tam leżały i męczyły. Mi to przyniosło ulgę, ale oczywiście ludzie są różni i każdy będzie sobie radził z danym problemem na inny sposób. Byle nie na siłę :)

Odpowiedz
avatar bloodcarver
15 15

@iks: prawdziwa depresja wymaga leczenia, nie przejdzie po prostu od suplementów diety. No chyba że masz szczęście i jeszcze co się na dobre nie zaczęła.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 8

@bloodcarver: chyba, że zaburzenia psychiczne wynikają z innej choroby lub przez chorą tarczycę

Odpowiedz
avatar Mornigstar
4 8

@bloodcarver: według mnie do terapii po prostu trzeba dojrzeć. Musiałam spojrzeć na mój problem oczami narzeczonego i to mi dało motywację do leczenia. Jednak takie decyzje często wymagają czasu i uświadomienia sobie, że jednak nie wszystko jest ok.

Odpowiedz
avatar Xenopus
0 0

@Mornigstar: Akceptacja, że nie wszystko jest ok pomaga, to fakt. Co może jeszcze pomóc, to znalezienie grup wsparcia, ale to tylko pod kontrolą terapeuty. Dzięki temu, masz świadomość, że nie jesteś sama ze swoim potworem, że są ludzie, którzy rozumieją przez co przechodzisz i nie uważają, że wymyślasz. Powodzenia w walce

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
0 4

@iks: Tomek Sawyer tez dostawal od ciotki Polly specjalny ochydny soczek przeciwdepresywny, ale leczyl (meczyl) nim kota. Bo jak n.p. solidnie rabnie sie mlotkiem w kciuka i zaboli jak diabli, to (przez ten czas) przestaje sie myslec o jakichs depresjach, czy innych podlych chorobach. Zawsze mozna pokryc zle samopoczucie jeszcze duzo gorszym.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
1 1

@ZaglobaOnufry: Wiem i moje ręce też o tym wiedzą. Niestety od gimnazjum mam brzydki nawyk samookaleczania się, bo to mnie sprowadzało na ziemię, do tego tu i teraz, wyrywało z odrętwienia, jakie dawało mi borderline. Teraz zamieniłam cięcie się na tatuaże.

Odpowiedz
avatar Carima
12 14

Mam jedną radę - szukaj chwil szczęścia, serio. Dla mnie milowym krokiem, w momencie kiedy przez kilka dni było lepiej... uwaga, będzie głupie - kupiłam sobie pluszowego żółwia. Serio. Taki z biedronki za 20zł. Ale byłam świadoma, dlaczego go kupuję - miałam kilka "lepszych" dni, spodobał mi się, poczułam, że go chcę i sprawi mi to radość. I to była pierwsza prawdziwa radość od dobrych 2 lat. Pewnie wiesz, o co mi chodzi - można się cieszyć, ale to nie to, co kiedyś. A tu masz, ucieszyłam się jak dziecko z pluszaka. Do teraz mi skubany przypomina, że może być dobrze :) Taka pierdółka, a troszeczkę pomogła. Teraz walczę o "sens życia", ale szczerze mówiąc nie wiem, czy jest taki potrzebny, nawet nie pamiętam tego uczucia. Całkiem na luzie można żyć bez niego, instynkt samozachowawczy wystarcza, a mniej stresu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

@Carima: Też tak robię, małe chwile szczęścia typu super herbata w herbaciarni, czy inna pierdoła. Ale ostatecznie, jak jest epizod, to to nie ma żadnego znaczenia niestety.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 11

sily i wytrwalosci tego zycze ja poszlam do psychiatry jak juz mialam syndrom presuicydalny- no planowanie, ktora swoja rzecz sie komu odda, bo mieszka sie 10m od przejazdu kolejowego, jest jednak nieco creepy poszlam do psychiatry, dostalam pigulki szczescia ( ktore zaczely dzialac po miesiacu) smaczek- jestem psychologiem i co bylo? a bo " wymyslam sobie", " jak to, ty jako psycholog nie mozesz miec depresji", "jak masz depresje, to jestes ZLYM psychologiem" ( no bo lekarz ma immuniten na wszystkie choroby wlacznie z grypa czy rakiem, a jak jednak zachoruje to jest zlym lekarzem, nie?) wiekszosc tekstow od mojego ojca i to jeden z wielu powodow, dla ktorych sie od niego odcinam jak moge fajnie, ze zareagowalas- ty i narzeczony trzymaj sie, a ja trzymam kciuki

Odpowiedz
avatar NowyLogin
1 5

Co do części, trochę jakbym czytała o sobie samej. Po skończonym ostatnim roku studiów wróciłam do domu na wieś, tyle że miałam jeszcze niedokończoną pracę dyplomową. Znaczy, niby praca ogólnie już była oddana jako całość, ale zawierała masę błędów, głównie stylistycznych, kilka merytorycznych i przede wszystkim - o wielu rzeczach było za dużo. Praca niezgrabna, jednak po odhaczeniu literówek itp. było ciężko się "wziąć". A od komputera byłam prawie uzależniona, czyli spędzałam tak wolne chwile, to jet jakieś ponad pół dnia. Oczywiście jeżeli było coś do zrobienia, chociażby pójście z psem na spacer, bez problemu potrafiłam iść i zrobić cokolwiek potrzebuję lub co inni chcą żebym zrobiła. Właśnie po powrocie w rodzinne strony zapisałam się do poradni psychologicznej. W zasadzie już na początku spotkań ustaliłyśmy z terapeutką, że przychodzę, bo brakuje mi znajomych. Akurat nie to, żebym na to narzekała, po prostu wiedziałam, że póki studiowałam to w sumie nie potrzebowałam mieć znajomych i tyle co się z ludźmi widywałam to na zajęciach, gdzie plotkować zbytnio nie można, bo hałas. Ale skoro studia prawie skończone(no bo tylko praca dyplomowa), to trzeba będzie znaleźć sobie pracę. No a o ile na studiach nie musiałam się nadto zbliżać do ludzi, o tyle w pracy współpracownicy będą różni, a jak będę siedzieć zbyt cicho i się nie integrować, to możliwe że długo stanowiska nie utrzymam. Rodzina niby rozumiała, że skoro po terapii mi lepiej, to niech sobie chodzę. W domu rodzicom jednak zaczęło przeszkadzać, że siedzę przy komputerze czy telefonie zamiast posprzątać. Jednak to sprzątanie wychodziło sporo poza znane mi standardy, normalnie przez parę lat sprzątało się gdy było brudno tak, żeby było w miarę ogarnięte. A po powrocie do domu każdy oczekiwał, że będę sprzątać dość często gdy jest jeszcze czysto, żeby było prawie jak po ekipie sprzątającej. Cały czas słyszałam, że coś jest źle. Źle zmywam podłogę, niedokładnie poodkurzane, obiad nietreściwy, garnek nieumyty. I oczywiście, w kontekście terapii, po około miesiącu chodzenia: ty tam chodzisz, ale nie ma żadnej poprawy, jak siedziałaś na komputerze tak dalej siedzisz! Nie muszę chyba pisać, że nie dało się przetłumaczyć, że pracujemy raczej nad tym żebym w ogóle poprawiła na cacy i obroniła pracę dyplomową oraz była bardziej otwarta na ludzi... Wiele się od tamtego czasu zmieniło. Dopóki mieszkałam w domu rodzinnym, praktycznie nie miałam życia. Dalej mało wychodziłam z domu, ale dałam się przekonać(a w zasadzie takie miałam zadania z terapii) na to żeby pogadać z przyjaciółką z lat wczesnoszkolnych i nawet się złożyło, że się spotkałyśmy. Potrafiłam w końcu czasem się odezwać niepytana, a nawet jak było jakieś pytanie to udzielić odpowiedzi sporo dłuższej niż najkrótsza możliwa. Zaczęłam trochę więcej sprzątać, ale to w dalszym ciągu było za mało. W krótkim czasie z rozmów o otwieraniu się na ludzi na terapii temat się zmienił i prawie nie było nic poza tym - problemy w domu, z rodziną. I to trwało miesiącami, emocjonalna huśtawka nieraz z godziny na godzinę. Zdarzały mi się i myśli samobójcze, skoro wszystko było źle, nie mogłam mieć zdania we własnym domu(w sensie z czymś się nie zgodzić, a już nie daj zielony borze coś komuś wypomnieć), ale jak ktoś miał coś do powiedzenia na mój temat - to były to 'porady' i oczywiście dla mojego dobra. I akurat tutaj myślę, że gdyby nie terapia, to mogłabym teraz sobie wypoczywać 2 metry pod ziemią. Dla osób spoza domowników, którzy o tyle o ile znali sytuację to ja przesadzałam(teraz jesteś u rodziców, będziesz miała męża i własny dom to tam będziesz mogła rządzić, a tu ma być tak jak oni chcą, a i tak kiedyś to byś skończyła 18lat i byś sobie swojego utrzymania szukała, bo masz całe studia cię utrzymywali, to gdzie tam od osiemnastki tyle lat...), ale gdyby spróbowali żyć pod taką presją jak ja wtedy to psychicznie pewnie by sami nie wyrobili. Zanim się obroniłam już nieraz słyszałam, że powinnam za pracą chodzić. No to pochodziłam,

Odpowiedz
avatar NowyLogin
0 4

@NowyLogin: No, widzę że ucięło, ale zbyt krótko się nie da. W skrócie w takim razie: podczas chodzenia za pracą też było źle. Źle że byłam dwa razy w tym samym mieście w dwa dni. Źle, że co tydzień nie jeździłam do tego samego miasta - bo może ktoś się przeprowadza i akurat wypowiedzenie złożył. Źle się ubieram(minus dwadzieścia na dworze, ale trzeba się ubrać nie ciepło, a elegancko). Oczywiście, za późno chodzę za pracą, bo powinnam już o 7 być na miejscu(akurat większość miejsc pracy w zawodzie przed 8/9 jest i tak zamknięta). Wałkowanie na bieżąco tematu sprzątania, którego robiło się coraz więcej a i tak ich zdaniem było coraz gorzej. Temat 'uzależnienia', mimo że przy komputerze spędzałam już mniej niż połowę wcześniejszego czasu. O wsparciu babci ciężko powiedzieć cokolwiek, miałam wrażenie że jeśli mi pomaga to tylko ze względu na 'co by ludzie powiedzieli gdybym wnuczce nie pomogła, wtedy to byłby raban, a tak to się sprawy rodzinne zatuszuje'. Przy wyprowadzce jeszcze miałam uświadomione, że jak ktoś jest w porządku to ma jakichś bliższych przyjaciół, a znajomych to multum, a ja nie mam NIKOGO. Droga Morningstar, życzę szczęścia i powodzenia, bo nieraz rodzina bardziej wadzi niż pomaga. Mogłabym wręcz powiedzieć, że człowiek zdrowy w skrajnych przypadkach zmysły może stracić. Sama jestem zdrowa - nie miałam stwierdzonej żadnej choroby typu depresja. Obecnie kontakty ograniczam, ale dalej pewna osoba nieraz mi się śni, wiecznie mając pretensje o wszystko, z kompletnym brakiem logiki w argumentach. Z pomocą głównie finansową drugiej części rodziny udało mi się wyrwać, teraz jeszcze tylko pozostaje utrzymać zdobytą pracę i zacząć żyć. Kontakty ze współlokatorami idą mi całkiem nieźle, ze współpracownikami jeszcze lepiej. Widocznie potrafię, nie migam się od pracy, nie jestem takim leniem za jakiego mnie mieli, nie jestem uzależniona... Ale i tak mi wypomną przy najbliższej okazji, że gdyby tego sytuacja nie wymagała to dalej leżałabym do góry brzuchem. Więc w sumie to jeszcze powinnam im podziękować za wyrzucenie mnie.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
2 2

@NowyLogin: Dziękuję i Tobie również życzę szczęścia w życiu

Odpowiedz
avatar Iras
12 12

"Inni maja gorzej", " Spójrz na kogośtam, to on ma problemy, a nie ty", "Wymyślasz, przecież to coś normalnego" blablablablablablablabla... skąd ja to znam. Radość? Satysfakcja? ja już nawet nie wiem co to jest..

Odpowiedz
avatar Ara
2 2

Jest taka bardzo fajna gra komputerowa "Neverending Nightmares" - stworzona przez czlowieka ktory przeszedl zaawansowana depresje. Opowiada ona, w bardzo poetycki sposob, o tym co dzieje sie w glowie czlowieka ktory choruje na depresje. Powiem szczerze, ze ta produkcja otworzyla mi oczy na to, czym tak naprawde jest ten stan, mimo ze, na szczescie, nigdy tego nie doswiadczylem.

Odpowiedz
avatar ziobeermann
5 9

Tracisz całkowicie kontakt ze światem, wszystko staje się bezsensowne. Szukanie pracy, wstawanie z łóżka, ubieranie się, rozmawianie z kimkolwiek.. i ta cholerna samotność połączona z całkowitym brakiem chęci rozmawiania z kimkolwiek..

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

@Morog: Czy próbujesz sugerować, że ludzie sami na siebie sprowadzają depresję?

Odpowiedz
avatar Morog
-5 7

@Drago: Chyba napisałem to nawet wprost.

Odpowiedz
avatar VAGINEER
2 2

I to jest najgorsze, że często tak jest, że depresja bierze się znikąd, a przynosi straszne cierpienie. I przez to trudno się z nią walczy.

Odpowiedz
avatar OczyMyszy
2 2

Ja miałam fobie po wypadku - mama musiała w tajemnicy przed tatą brać mnie na terapie. Tata cały czas powtarzał, że tylko p*erdolnięci chodzą do psychiatry. Wydaje mi się to typową logiką małomiasteczkowych i wiejskich osób.

Odpowiedz
avatar malami1001
0 0

Skąd ja to znam... Tyle, że ja musiałam się pogodzić z tym, że w rodzinie poza nielicznymi osobami nie znajdę większego wsparcia. A największe wyzwanie to i tak emocjonalne odcięcie się od najbliższych ludzi, którzy wpędzają w taki a nie inny stan.

Odpowiedz
avatar pamparampampam
0 0

Znam z autopsji.. Rodzina może być naprawdę piekielna. Też mam zdiagnozowanego borderline i f60.8. Po pierwszej próbie babcia stwierdziła, że "serio jestem poje.....". A kochana mama mnie wywaliła z domu :) (miałam 17 lat..) Po drugiej, gdy trafiłam na oddział matka skomentowała to "co ja znowu odwaliłam", a babcia, że serio jestem wariatką i mnie poje.... do reszty. Jak zrezygnowałam z terapii zamkniętej (chcieli mnie trzymać 8 miesięcy, a terapią bym tego nie nazwała, śmiech na sali po prostu) to zaczęło się piekło. "Skoro się nie leczysz to wcale nie jesteś chora" czyli wymyślam. Albo "Ty wcale nie jesteś chora tylko od tego chlania Ci odpier..." (zapijałam smutek i żal, głupota, ale każdy próbuje sobie radzić na swoje sposoby, niekoniecznie dobre). I tego typu rózne teksty. Babcia nieraz jak miałam zły dzień darła się na mnie, że mam "wypier... znów do Tworek, bo ona ma mnie dość" (mieszkamy w bloku, wątpię, by nikt nie słyszał, a jak ja komuś ze znajomych powiedziałam, że byłam w psychiatryku to OLA BOGA JAK TY MOGŁAŚ O TYM KOMUŚ MÓWIĆ, JAK CI NIE WSTYD?!). Wujek raz mnie odwoził z przepustki na oddział, to się bał wchodzić ze mną, bo był święcie przekonany, że go wariaci chyba żywcem zjedzą.. Ogólnie rodzina mnie tylko dobiła, a wcale mi nie pomogła i teraz jakoś sobie radzę sama bez leków i bez terapii (uraz po lekarzach), a przynajmniej się staram, a nie jest lekko.. Czasem się zastanawiam czy nie zmienić nazwiska i nie uciec od toksycznej rodziny jak najdalej.. Do Australii na przykład xD Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia z wygraniem z tym gównem. Nie daj się potworom w Twojej głowie! :)

Odpowiedz
avatar licho13
0 0

Jakbym czytała o sobie. Trzymaj się !

Odpowiedz
Udostępnij