Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ta historia jest tak absurdalna, że obawiam się, że nikt nie uwierzy.…

Ta historia jest tak absurdalna, że obawiam się, że nikt nie uwierzy.

Przedwczoraj. Wyszłam z psem po chłopaka na autobus, po drodze z przystanku zaszliśmy do osiedlowego marketu. Chłopak poszedł po zakupy, a ja sobie krążyłam z psem pomiędzy blokami. Co jakiś czas podchodziłam pod sklep i zaglądałam, ile jeszcze mu tam w środku zejdzie, żeby zaplanować trasę następnego okrążenia. Kiedy któryś już raz zatrzymałam się, żeby zajrzeć w okno, zaobserwowałam taką scenkę:

Dwóch z grupy czterech chłopców, w wieku tak na oko 10-14 lat próbuje wspiąć się na wiatę, pod którą stoją wózki sklepowe. Podciągają się po zewnętrznej stronie, ale za wysoko, nie dają rady. Próbują więc innej metody - włażą na wózki (rozjeżdżające się im pod nogami) i z wózków atakują dach. Pozostała dwójka dopinguje.

Przyznam, że zagapiłam się na nich, zastanawiając się, w jaki sposób im zwrócić uwagę tak, żeby nie skończyło się na pyskówce albo skopaniu mojego psa. Jeden z nich zauważył moje spojrzenie i tu się zaczyna absurd. Żadnego "co się gapisz?" tylko kulturalnie: "Dzień dobry. Można?".

Może wyglądam na strażniczkę wiaty i dlatego mnie pytał o zgodę, nie wiem. W każdym razie tak mnie to zaskoczyło, że bez zastanowienia wypaliłam "A mi wszystko jedno, ja tylko czekam aż któryś z was spadnie, bo lubię patrzeć na krew."

Chłopcy osłupieli, zapadła chwilowa cisza, a ja stwierdziłam, że jak teraz wybuchnę śmiechem, to zepsuję cały efekt, więc pospiesznie oddaliłam się na rundkę wokół sklepu, żeby z tyłu wyśmiać się do woli. Jak wróciłam już ich nie było, nie wiem czy przegnała ich wizja własnej krwi na chodniku, czy też obawa, że wrócę z nożem, żeby szybciej posokę zobaczyć ;)

Uwaga, to nie koniec.

Wczoraj. Wyszłam z psem na spacer. Było po osiemnastej, więc już ciemniej niż jaśniej. Zbliżając się do budynku na skraju osiedla (jakaś rozdzielnia elektryczna chyba, wielkości garażu czy szopy), zauważyłam jakieś postacie... na dachu. Zanim zdążyłam podejść na tyle blisko, by dokładnie się przyjrzeć i zanim mój mózg zdążył skojarzyć to z sytuacją z dnia poprzedniego, z dachu doleciał mnie chórek czterech jakoś tak znajomych głosów: "Dzień dobry!". Cóż, odpowiedziałam grzecznie "dzień dobry", po czym dusząc się ze śmiechu poszłam w swoją stronę.

na dachu

by Poecilotheria
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar katem
27 27

Kulturalni chłopcy. A że łażą po dachach ? My też w ich wieku łaziliśmy po dachach i innych "obiektach". Z jednego drzewa nawet spadłam - bez uszkodzeń własnych (drzewu, niestety, gałąź się złamała). Kiedy mają po tych dachach chodzić ? Jak będą mieli po 80 lat ? Dodam jeszcze - bardzo ładnie się zachowałaś, nie krzycząc na nich :-).

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 3 marca 2017 o 9:48

avatar konto usunięte
10 10

@katem: U mnie w wiosce byli tacy agenci, którzy włazili z płotów na konie, pasące się na łące. Przy nich czułam się jak jakaś lamuska, łażąca "tylko" po dachach, drabinach, drzewach... A teraz, na starość, mam koszmarny lęk wysokości :)

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
14 14

@katem: Też łaziłam po dachach. Wlazłam na dźwig kolejowy na wysokość jakichś 25-30 metrów po drabince bez żadnych zabezpieczeń. Chodziłam balansując po barierce mostu kilka metrów nad drogą. Z koleżanką robiłyśmy wyścigi, która szybciej przebiegnie po podkładach na moście kolejowym nad rzeką - jedno potknięcie = dziesięciometrowy lot z lądowaniem w rzece. Cud, że żyję(a gdyby moi rodzice się dowiedzieli, co robię, to by dopiero był cud, że żyję). ;) W tej historii bardziej się obawiałam o wiatę, bo to taka budka z jakiegoś plastiku, czy czegoś, aż się cała trzęsła :)

Odpowiedz
avatar Czarnechmury
4 4

@Candela: ja zamiast lęku mam cos w stylu świadomości, że moje wspinaczki mogłyby się źle skończyć. Jak byłam dzieckiem nie myślałam w takim kontekście,liczyła się zabawa.

Odpowiedz
avatar LTM87
6 6

@Poecilotheria: Osiemnaście lat mieszkałem na dziesiątym piętrze. Dachy to była jedna z ważniejszych atrakcji dzieciństwa i wczesnej nastoletniości, jeśli żyło się w typowym blokowisku. Wieść o tym, że w którymś wieżowcu właz na dach jest otwarty, rozchodziła się błyskawicznie. Jeśli akurat korona dzielnicy (dziewięć jedenastokondygnacyjnych budynków) nie była dostępna, amatorski himalaizm uprawiało się na niższych obiektach. Ja w ramach tego pięknego sportu gościłem między innymi na kominie osiedlowej ciepłowni, wiacie przystankowej starego typu, dachu sklepu P.S.S. "Społem" oraz na kilku hydroforniach. Oj, właziło się. A z tej historii wynika, że [trzydziestoletni starzec mode: on] te młode, to jakoś tak coś włazić nie potrafią. [trzydziestoletni starzec mode: off] Kto by tam podstawiał wózki? Jeden staje blisko wiaty, daje "nóchę" (splata dłonie tak, że tworzy z nich "stopień" do oparcia stopy kompana, u nas to się nazywało "dać komuś nóchę"), podsadza drugiego. Sekunda i szczyt zdobyty. Jak się ten pierwszy napatrzy i nasyci sukcesem, złazi i podsadza drugiego. Zawiodła też inna część systemu. Idzie dorosły, widać że zaraz zwróci uwagę, a tam nikt nie krzyknął "Ora! Lipa!"? Niewybaczalny błąd, wniosek jest taki, że nikt nie stał "na lipie" - to skrajnie nieprofesjonalne... :D

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
0 0

@Czarnechmury: Ja na samo wspomnienie mam ciarki i robi mi się gorąco, teraz za Chiny bym nie weszła na ten most, a co dopiero mówić o bieganiu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

Hahahaha ;D No przyznam, że zmiażdżyłaś ich tym tekstem. Cel osiągnięty, bo w pyskówkę się nie wdawali ;D Mega!

Odpowiedz
avatar Jorn
5 9

Ja ci wierzę, że taka sytuacja miała miejsce, tylko żadnej piekielności w tej historyjce nie widzę. Stąd minus.

Odpowiedz
avatar bazienka
2 6

musze sobie zapamietac ten teskt ;) milych spacerow ;)

Odpowiedz
avatar butros
1 1

Grzeczne chłopaki a ty się czepiasz ;) Masz plusa m.in. za narrację

Odpowiedz
avatar meanraax
-1 1

i co piekielne byly te wozki ze sie rozjezdzaly? czy chodzi o wzmianke o krwi

Odpowiedz
avatar InuKimi
1 1

No cóż... Nie mają chłopaki po czym łazić, to biorą się za wiaty, garaże i inne niskie dachy. W sumie fajnie, że w ten sposób pożytkują swoją energię, a nie siedzą przed ekranem czy kitrają po kątach z alkoholem. O nastolatkach często zapomina się w kontekście planów osiedli mieszkalnych - orliki są super, ale to nie wszystko, a place zabaw są przystosowane do najmniejszych dzieci, inne niż dwadzieścia lat temu to i wspinać się nie ma po czym... A wspinanie się po drzewach i konstrukcjach to coś normalnego dla nastolatka - przynajmniej powinno być. Ile sprawności wyrabia. :)

Odpowiedz
Udostępnij