Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Właśnie, po trzech godzinach pogaduchy, pożegnałem kumpla jeszcze z czasów technikum (czyli…

Właśnie, po trzech godzinach pogaduchy, pożegnałem kumpla jeszcze z czasów technikum (czyli ponad dwadzieścia lat temu).
Wspólne wspominki przypomniały mi przeczytane historie o piekielnych sąsiadach. Konkretnie chodzi mi o to, że żeby drzeć paszczę, trzeba się najpierw upewnić, czy ma się do tego podstawę.

Otóż w wakacje po trzeciej klasie technikum funfel do mnie podbił, czy bym nie reflektował na postawienie betonowego płotu u jego przyszłego/niedoszłego teścia. Na potrzeby historii nazwijmy go Tadek (T). Faceta znałem, jego córkę też, kumplowi ufam i zarobek naprawdę niezły. Wprawdzie robota jak w kamieniołomach, bo kopiąc pod słupki wyciągaliśmy z ziemi wszystkie śmieci, które złośliwie nie chciały spłonąć w piecu, ale za taką kasę + wikt i ew. nocleg naprawdę chciało się robić. Doły kopało się dwumetrowymi brechami, bo szpadle "wysiadały" max po trzech dołkach.

Bardzo ważne dla historii jest to, że wiejska posiadłość była spadkiem po zmarłych rodzicach Tadka. Płot był wspólny z posesją obok, na której już zdążył powstać odbudowany dom z przyległym garażem i trwały tam już tylko roboty wykończeniowe. Płot był wspólny, zrobiony częściowo z siatki, częściowo sztachet i z czego tam jeszcze dało się to ogrodzenie sklecić. Żeby nie wbić się na minę, Tadek, po wyrwaniu starego płotu, poszedł do sąsiada ustalić kwestię płotu. Wypili flaszkę z (okazało się) wnuczkiem zmarłych właścicieli posesji sąsiadującej i wrócił z bananem na twarzy, że wszystko obgadane i stawiamy płot tak jak stał tamten stary.

Byliśmy już gdzieś w 1/4 dwustumetrowego płotu, gdy okazało się, że na końcu działki wylądujemy centralnie na drzewkach owocowych. Tadkowi było szkoda pracy, pieniędzy i drzewek, więc z następną flaszką udał się do młodego sąsiada z prośbą o zgodę na przesunięcie płotu o 0,5 metra. Zaproponował rekompensatę pieniężną (kwoty nie znam) i się zaczęło.

Na drugi dzień młody sąsiad wparował do niego z prawnikiem (!) i wyliczoną kwotą odstępnego. Dość powiedzieć, że był to mniej-więcej roczny zarobek mojej mamy. Chyba nie muszę dodawać, że Tadek, jak już pozbierał szczękę z ziemi, odmówił. Pat. Wieczorem w sobotę wspólnie doszliśmy do wniosku, że rozbierzemy ten zrobiony kawałek, ale właściciel zapłaci za geodetę, żeby mieć 100% pewności, że płot na pewno będzie stał w miejscu właściwym.

W poniedziałek przyjechał geodeta z gminy z mapkami/rysunkami (czy jak się to tam nazywa) i zaczął mierzyć. Czym dłużej mierzył, tym bardziej był zdziwiony. W końcu oznajmił, że przejdzie się jeszcze do sąsiadów po drugiej stronie, bo mu się za cholerę pomiary nie zgadzają. Przemili autochtoni wyjaśnili geodecie, że stary Kargul z Pawlakiem się dogadali, że jeden sobie wykopie staw na końcu działki, a za to drugi odda część działki po szerokości. Lata 60., wszystko "na gębę". Nieboszczycy, niestety, zeznawać nie chcieli.

Geodeta uzbrojony w dodatkową wiedzę wymierzył granice działek od nowa. To był bardzo wielki zonk dla młodego sąsiada.

Okazało się, że faktyczna granica przebiega w ok. 1/3 szerokości jego nowiutkiego garażu. Tadek, uzbrojony w tę wiedzę i stosowne dokumenty, udał się do młodego. Nie znam szczegółów negocjacji, ale młody codziennie mówił Tadkowi "dzień dobry" głośno i z uśmiechem (przyklejonym), my wypiliśmy Finlandię i dostaliśmy ekstra premię, więc chyba się coś o pieniądze otarło.
Podsumowując: zanim zażądasz pieniędzy, upewnij się, czy masz do nich prawo.

sąsiedzi

by izamarkow
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Dziewczynazmarcepanu
12 12

A mojemu ojcu się dziwili, że jak kupił działkę i przyszło do stawiania domu to trzech różnych geodetów dla czystości własnego sumienia po nowo nabytej ziemi przepędził. Jestem bardzo ciekawa z czego wynikają takie błędy. Ja rozumiem, że kiedyś się pewne sprawy załatwiało na gębę ale kurde... Człowiek chce sobie stawiać dom i nie zastanawia się nad tym, czy wszystko jest w porządku? Można się wpędzić w niezłe bagno, jak się okaże, że dom postawiony nie tak jak trzeba - bo z tego, co kiedyś mi się o uszy obiło, wynika, że problem by był nie tylko wtedy, gdyby jakiś budynek był na właściwej granicy gruntów ale również w nieodpowiedniej odległości od takowej.

Odpowiedz
avatar JohnDoe
8 8

@Dziewczynazmarcepanu: błędy wynikają z prostych powodów: a) Kiedyś nie wszędzie były stabilizowane znaki graniczne, a granicę wyznaczały miedze. Miedza nie jest tworem stałym, więc w tym roku zaora się trochę bardziej, w następnym sąsiad przeora ... i się granica przesuwa :D b) Zmieniają się układy odniesienia, w stosunku do których wyliczało się współrzędne. Nie będą to zmiany rzędu kilkudziesięciu metrów, ale zawsze. c) Poprzedni geodeta nie chcąc szukać dobrze znaków granicznych (naziemnych lub podziemnych) wkopywał swoje jak mu wychodziło. (znam takie przypadki, że powinien być 1 granicznik a promieniu 2-3 metrów były 3 wkopane :D ) d) Granicę czasem określały narożniki budynków, które z biegiem lat mogły zniknąć pozostawiając gołe pole :)

Odpowiedz
avatar PluszaQ
5 5

Powiem Ci autorze, że w mojej miejscowości była podobna sprawa. Gmina postanowiła zrobić porządek w mapkach, więc wynajęła geodetów do wykonania pomiarów. I wyszły cuda, dosłownie. Różnice między granicami w rzeczywistości, a tym, co było na papierze, miały czasami i 3-4 metry. Sprawę udało się załatwić polubownie i wykorzystując prawo zasiedzenia. A sąsiedzi o dziwo się nie pozabijali, pomimo, że kilka scysji było po drodze...

Odpowiedz
avatar Morog
-4 4

Mój dziadek nie potrzebował części swojej działki więc na gębę przekazał ją sąsiadowi na jakieś nieznane profity. Sąsiad się bardzo zdziwił jak niedawno sprzedaliśmy działkę otrzymaną w spadku po dziadkach.

Odpowiedz
avatar Qniczynka
3 3

Nie udzielam się zbyt często, ale ta historyjka przypomniała mi podobną mojego dziadka. Ze dwadzieścia lat temu z okładem mój pradziadek rozprzedał swoją ziemię letnikom. Była wśród nich pani X, miała działkę zaraz po sąsiedzku z moim dziadkiem. I coś sobie ubzdurała, po tych dwudziestu latach, że w sumie, to dziadek użytkuje jej kawałek. (Nie pamiętam o co chodziło, któreś chciało chyba nowy płot stawiać). Nie obyło się bez geodety, coby wojen bez sensu nie toczyć. No i wyszło, że to nie dziadek użytkuje działkę letniczki, a ona ma tej ziemi ciut za dużo. Teraz dziadek buduje sobie na tym kawałku altankę ;)

Odpowiedz
Udostępnij