O tym, że piekielność nie popłaca.
Czasy wczesnej młodości, obóz harcerski. Jedna dziewczyna z tzw kadry była bardzo złośliwa, często mająca pretensje do przysłowiowego garbatego o proste dzieci, a przy tym zdarzało się jej nadużywać władzy.
Pewnego dnia odbiło jej i postanowiła ukarać mnie i koleżankę za jakąś żartobliwą sprzeczkę, zabierając podwieczorek. Było to jabłko, więc nie chodziło o żadne głodzenie, raczej o sygnał, że wg niej coś jest nie halo i - co tu dużo mówić - jej powszechnie znane łakomstwo. Sama zjadła swój i nasz przydział.
No cóż. Karma bywa podła. Okazało się, że jabłka były najprawdopodobniej czymś pryskane, czy coś w tym stylu, dość, że pomimo umycia wszyscy, którzy je jedli (przypadała jedna sztuka na osobę), mieli lekki rozstrój żołądka. W całym obozie tylko my dwie z koleżanką byłyśmy zdrowe, a owa dziewczyna... Podpowiem, że za wiele jej tego dnia nie było widać:-)
I nikt nie wpadł na to żeby jabłka umyć? Świetni z was harcerze.
Odpowiedz@Xirdus: ,,pomimo umycia"
Odpowiedz@ZebraPajama: mea culpa :) Swoją drogą, skąd wzięli takie jabłka? Nie sądzę żeby były ani ze sklepu (bo by zaraz sanepid zamknął albo klienci roznieśli w pył) ani od siebie (bo nikt chyba nie stosuje w domu takich chemikaliów).
Odpowiedz@Xirdus: Nie mam pojęcia, ale wyglądały bardzo marketowo.
Odpowiedz@ejcia: Napewno kupili hurtem na pniu u macochy krolewny Sniezki.
OdpowiedzKarma bywa podła, w tym wypadku dosłownie.
OdpowiedzAle pomimo wszystko karać zabieraniem jedzenia? To jest według mnie "nie halo"
Odpowiedz