Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Studiowałam na uczelni, która w minione wakacje zmieniła nazwę, bo "dobra zmiana"…

Studiowałam na uczelni, która w minione wakacje zmieniła nazwę, bo "dobra zmiana" tak chce.
Uczelnia podlega pod ministra obrony narodowej. Wraz ze zmianą nazwy i po części struktury, obiecane było, że nikt nie zostanie zwolniony.

Ostatni rok studiów pierwszego stopnia. Obrony. I tu zaczyna się piekielność zmian.

Po pierwsze: zwolnienia, których właśnie miało nie być. O ile studenci broniący się w czerwcu nie mieli jeszcze tak źle, o tyle ci, co (z własnej woli lub też z woli promotora) bronili się we wrześniu, mieli już pod górkę.
Studenci stracili promotorów. Po fali zwolnień wykładowców, wielu studentów musiało na gwałt szukać nowego promotora, często na trzy-cztery tygodnie przed obroną. Promotorzy zostali dawno wybrani, mają swoje listy z nazwiskami "ich" studentów, nie każdy przyjmie dodatkową osobę do siebie. Ostatecznie dziekanat wystosował notę do studentów, że dostępni są dwaj promotorzy. Super. Szkoda tylko, że chyba oni sami o tym nie wiedzieli, bo nie dało się z nimi umówić, o złapaniu na uczelni nie mówiąc. Telefony niet, maile niet, prywatnie też niet. Na szczęście studenci ogarnęli ten nieszczęsny etap, idziemy dalej.

Punkt ksero: studenci muszą drukować prace. Często po kilka razy dziennie, bo promotor zerknie, każe poprawić, po poprawce każe zmienić jeszcze raz i tak wkoło Macieju. Jedyny dostępny punkt ksero był poza kampusem, oblegany przez wszystkich studentów z uczelni, z każdego wydziału. Na kampusie wszystkie trzy punkty ksero/druku nieczynne. Bo po co. Owszem, jestem młoda, mogę pobiegać, ale nie, kiedy promotor jest w czasie 11-14 i ja muszę się wyrobić z poprawkami, z wydrukowaniem, a płytki zrobić, a to a tamto. Przy całym stresie związanym ze zmianami na uczelni, obroną samą w sobie, nauką, materiałami... To bieganie kampus-druk dokładało swoją cegiełkę.

Obrona: z racji, że zwolniono większość kadry, promotorzy byli dzieleni na kilka obron na raz. Na swojej obronie mojego promotora nie było. Z czterech osób z komisji był jeden pułkownik, bo reszta musiałaby się chyba magicznie roztroić, żeby być na obronie mojego roku, ale też i wszystkich pozostałych...

Rejestracja na magisterkę. Co tu się działo! Na roku było nas prawie 100 osób. Z tych, co zostali na magisterce zrobiła się grupa 30-to osobowa. Reszta zrezygnowała z uczelni, lub się zwyczajnie nie dostała. Z racji zmian stawiano nowe serwery. Na nowe serwery nie wchodziły nasze stare dane, bo starej wirtualnej już nie było (coś jak elektroniczny dziennik, wirtualna uczelnia to dostęp do ocen, planu zajęć, informacji o odwołanych zajęciach, subkonto do wpłat za dyplom itp.). Dodatkowo do uzupełnienia wszystkich dokumentów brakowało nam numeru dyplomu, który mogliśmy odzyskać dopiero w październiku, w najgorszym razie listopadzie. Rejestracja na studia do końca sierpnia, we wrześniu dodatkowa rejestracja, ale my wciąż nie mamy dokumentów. W dziekanacie pomocy niet, bo one same mają bałagan. Niby można dokumenty składać, ale przecież nie mamy wszystkich wymaganych danych, to z drugiej strony nie można, ale może... No i weź tu człowieku bądź mądry, chciej studiować.

Odbiór dyplomu: pojechałam odebrać dyplom jakoś pod koniec października. Na szczęście był już gotowy. Chcę już zabierać papiery a tu zonk! Nie ma mojej obiegówki. Patrzę na panią z dziekanatu i mówię, że przecież przynosiłam, że nawet ta sama pani wtedy mnie goniła o podpis do promotora, bo o nim zapomniałam. Pamiętam też, jak zanosiliśmy teczki z dokumentami jeszcze w maju i czerwcu, jak te teczki były rzucane po podłodze, jak dokumenty się ze sobą mieszały, jak panie w dziekanacie po nich chodziły i niszczyły. Nie, one nie zgubiły, to ja nie doniosłam. No to dawaj, lecę robić obiegówkę. Biegnę do budynku, gdzie jest kasa. Kasa przeniesiona, zaraz zamykają, no to znowu biegiem na drugi koniec kampusu. Otwarte, pieczątka i podpis, wszystko mam, obiegówka wypełniona, oddaję, dokument jest już mój. Nareszcie.

W międzyczasie jak czekałam na otwarcie dziekanatu (wciąż nie pojmuję pracy dziekanatu w godzinach 11:30-14:00, kiedy studenci mają zajęcia głównie 8:00-14:00 i chcąc coś załatwić trzeba zostawać po zajęciach, rano nie da się dopchać, kolejki są na długość korytarza i jeszcze dalej). Usłyszałam rozmowę dwóch nowych wykładowców:

1: A ty jak sobie radzisz ze spóźnialskimi? Ja to ich po prostu wywalam za drzwi.
2: Ja zamykam drzwi na klucz. Wchodzi grupa, wchodzę potem ja i zamykam salę. Spóźnienia nie wchodzą w grę.

Magisterkę dorobię sobie w każdej innej chwili. Mam dyplom za licencjat. Na chwilę obecną założyłam własny biznes i próbuję stanąć na nogi, nie siedzieć rodzicom na głowie.
Znajomi, którzy zostali na uczelni strasznie na nią narzekają, coraz kolejne osoby rezygnują z uczelni, niektórzy stają przed wyborem: praca albo studia, a wszystko przez nowe, cudowne zmiany. Wcześniej wykładowcy chociaż byli ludzcy, wiedzieli, że nie każdy student jest na utrzymaniu rodziny i większość z naszej grupy np. pracowała, stąd mogły się zdarzyć spóźnienia lub wcześniejsze wyjścia, ale materiał mieliśmy zawsze opanowany.

uczelnia zmiany

by Mornigstar
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar unitral
8 12

Nie jesteś jedyna z takimi problemami. Wielu miało podobnie albo nawet gorzej. Mi w Gliwicach na polibudzie zmienili promotora i temat pracy bez naszej wiedzy i na kilka tygodni przed obroną. A najlepsze jest to że mam na dyplomie inną specjalizację niż kierunek studiów. Do tego jeszcze pomieszanie listy kierunków na magisterkę, czego nie udało się odkręcić, bo dziekan miał poważny wypadek, a jak wrócił to było już za późno. Przez co zrezygnowałem wraz z kilkoma kumplami z robienia magisterki. Dziś tego nie żałuję, tylko się z tego śmieję.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
7 9

@unitral: patrząc na to, co dzieje się na mojej dawnej uczelni też nie żałuję, że jednak nie zostałam na tej magisterce. przynajmniej mam dobre dane na dyplomie :')

Odpowiedz
avatar unitral
0 4

@Mornigstar: ja miałem mieć specjalizację z robotyki a mam z biomateriałów, więc spora różnica. Dyplomy dostaliśmy po ponad pół roku od obrony, a odpis po angielsku nie był gotowy po 3 latach. Więcej tam nie pojechałem i nie pojadę. Studia ukończyłem w 2005, dziekan to Stawiarski Leszek... Ps.nie pracuję w swoim fachu. Ale czasem coś z zawodu się robi:) Hobby jednak pozostało...

Odpowiedz
avatar MrSpook
7 17

@unitral: Nie dobra zmiana, tylko jak zwykle typowy burdel na uczelniach, nic nowego, przerabiałem podobne przeboje przy pracy inżynierskiej 5 lat temu. Jak odbiorę dyplom - miałem przerwę, wolałem pracować, przejdę się do jednego z wykładowców powiedzieć co o chooojku myślę, podjadę specjalnie autem - ten wykładowca kupił auto z salonu w najtańszej wersji, a ja w najdroższej. Pajac gnębił mnie z przedmiotu, w którym robię zawodowo, takie androny walił, że nie wiem czy się śmiać czy płakać... nie dziwię się, że z taką "wiedzą" nie udało mu się znaleźć pracy na rynku i został na uczelni. Brak zapewnieniu migracji danych z starego systemu serwerów na nowe to wyłącznie wina niekompetentnego zarządu i administracji uczelni - nie zadbała o to, w budżetówce to standard nie do pomyślenia na rynku komercyjnym.

Odpowiedz
avatar MrSpook
-1 7

@mietekforce: Spora część studentów informatyki po praktykach w firmach znajduje tam zatrudnienie. Uczą się więcej w pół roku niż przez całe studia, a pracują podczas studiów magisterskich. Ten co liczy tylko na magisterkę i nie idzie do pracy z wiedzą zdobytą tylko na studiach zostaje daleko w tyle od pozostałych. Potem olabogarety taki osobnik stwierdza: "mam magistra, a dają mi na stażu gównianą stawkę albo olabogarety tylko uczelnia chce mnie przyjąć na doktorat i do pracy, więc odwalam pańszczyznę za doktorów i profesorów. Na zaocznych mniej Ci "eksperci" prowadzący zawracają dooope.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 27 lutego 2017 o 20:21

avatar konto usunięte
-2 4

@MrSpook: Masz rację, ale nie wiem jaki to ma związek z moim komentarzem. Chcesz pracować i nie masz czasu na studia, idziesz na zaoczne zamiast płakać że prowadzący nieelastyczni. Ja tak zrobiłem.

Odpowiedz
avatar Allice
0 28

Co do spóźnień to ja jestem zdania że to kompletny brak szacunku. I prowadzący ma prawo tak postępować

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 21

@Allice: Tylko czasami to nie jest zależne od Ciebie, czy się spóźnisz czy nie. Wypadek, korek, zwykłe zaspanie. Możesz być strasznie pilnym studentem, kuć na pamięć każde słowo, a są tak zwane zdarzenia losowe. Stąd tak zwany kwadrans studencki, ale też najlepiej byłoby od razu dawać komuś znać. Jeśli mówimy o szacunku, niech on działa w dwie strony.

Odpowiedz
avatar Habiel
5 11

@Allice: Nie wszyscy chodzą na uczelnie na piechotę. Przez zimę moja koleżanka miała regularne opóźnienie pociągu o średnio 10 minut. Dolicz potem do tego tramwaj itd. a mieszkała na tyle blisko, że taniej wychodziły ją dojazdy niż wynajęcie pokoju.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 9

@Allice: Jasne, powiedz to kolejom śląskim czy innemu przewoźnikowi, który po przejechaniu 2 stacji ma opóźnienie rzędu pół godziny - 40 minut. Mimo że zawsze jeżdżę z zapasem to i tak wiele razy spóźniałam sie ze względu na opóźnienie pociągu.

Odpowiedz
avatar poprostumort
-1 15

@Habiel: @TaOZwyczajnymImieniu: Życie. Później nikt nie będzie patrzył na Twój dojazd do pracy, tylko rozliczał Cię z godzin na które się umówiliście. Tak samo z zajęciami, zaczynają się o danej godzinie, więc na daną godzinę masz być. W razie jakiejś nagłej sytuacji możesz zadzwonić do kolegi z pracy/grupy i poprosić aby przekazał szefowi/profesorowi, że się spóźnisz.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@TaOZwyczajnymImieniu: Pamiętam jak ostatni raz jechałam z Bielska Białej na Gdynię, początkiem stycznia. Pociąg w Bielsku - 15 minut opóźnienia, w Pszczynie - 15 minut opóźnienia, w Katowicach - 15 minut opóźnienia, w Sosnowcu - 30 (tu akurat ponoć problem skomunikowania komputera pokładowego z komputerem dworca w Sosnowcu, czy coś).

Odpowiedz
avatar Habiel
3 9

@poprostumort: Ale właśnie w pracy możesz przedzwonić, powiedzieć co się dzieje, a większość wykładowców ma to gdzieś. Już parę razy usprawiedliwiało się osoby, które zaraz dojadą, bo kłopoty na trasie, a profesorek zamykał drzwi i koniec. W pracy zawsze możesz zostać dłużej, aby odrobić godziny, a na uczelni?

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
7 13

@Allice: Dokładnie. Studia to najwyższy czas, żeby wyrobić sobie nawyk punktualności. Żeby nie było - każdy kiedyś zaśpi, zepsuje mu się samochód, ucieknie pociąg itd. Chodzi mi o osoby, które spóźniają się notorycznie. To jest zwyczajny brak szacunku do czyjejś pracy i do ludzi, których uwagę co chwilę rozpraszają kolejni spóźnialscy.

Odpowiedz
avatar timka
6 6

@Habiel: To nie mogła jechać wczesniejszym?

Odpowiedz
avatar bezznaczenia
9 11

@Habiel: Gwarantuje Ci,że w pracy nikt nie będzie pobłażliwy jeśli będziesz się spóźniał 3 razy w tygodniu "bo korki" /"bo pociąg". Oczywiście ,że raz na jakiś czas (bardziej raz na kwartał niż raz na tydzień) może się zdarzyć coś czego nie jesteś w stanie przewidzieć i nikt nie zrobi z tego afery ale jeśli pociąg się spóźnia za każdym razem to oznacza jedynie,że nie jesteś w stanie ogarnąć dojazdu do pracy. Nikt Ci nie powie,że spoko bo według rozkładu powinieneś zdążyć i to wina PKP, nie mój drogi- to jest Twoja wina jeśli pociąg Ci się spóźnił 12 razy w tym miesiącu a Ty dalej, z uporem maniaka, nim jeździsz. Pracodawca wymaga żebyś był na 8 w pracy to masz byś na 8. Nawet gdyby jedynym słusznym środkiem transportu był statek kosmiczny.

Odpowiedz
avatar RudaWredota
2 6

@bezznaczenia: W zakładach pracy są równi i równiejsi. Ciebie rozliczają co do minuty z przerwy śniadaniowej czy przyjścia do pracy. Inni spóźniają się dwie godziny, godzinę piją herbatę czy kawę i mają 3 przerwy na papierosa po pół godziny. Co do punktualności na uczelni, czemu tylko studenci są z tego rozliczani. Na moje uczelni był profesor, który spóźniał się na dyżur czy zajęcia 15 i min wcześniej kończył. Przyjął 1 max 2 osoby

Odpowiedz
avatar Mornigstar
0 0

@Niamh: u nas to działało mniej więcej tak, że jak ktoś utknął w korku to dzwonił do starościny albo bezpośrednio do wykładowcy. dodatkowo na kampus znaczna większość studentów dojeżdżała pociągami, więc w zimie niestety, spóźnienie za spóźnieniem, często i wykładowcy się spóźniali, bo nie każdy dojeżdża swoim autkiem czy mieszka niedaleko.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

@Fomalhaut: yyy? punktualności, powiadasz... zwykle jeżdżę tak, żeby mieć zapas. Zwykle w mieście, w którym jest moja uczelnia jestem ~godzinę przed zajęciami. Nigdzie nie napisałam też, że spóźniam się na zajęcia ZAWSZE, KAŻDEGO DNIA, bo tak. Mówię tu o sytuacjach losowych, których czas trwania przekracza ten godzinny zapas. Nie przewidzę, że akurat dziś pociąg się spóźni, stanie w polu, cokolwiek. Nie przewidzę, że akurat tego dnia i o tej godzinie ktoś się rozbije na autostradzie.

Odpowiedz
avatar Habiel
0 0

@timka: Miała opcję jechać tak, aby o 6:30 być na miejscu, albo o 7:20 (zajęcia zwykle zaczynaliśmy ok. 8:30), więc miała spory zapas czasu, ale i tak coś czasem po drodze nawaliło. Sytuacja losowa, nie do przewidzenia. @bezznaczenia: Pracowałam w pewnej firmie i zdarzały się sytuację, gdzie ktoś dojeżdżał i pracodawca o tym wiedział. O ile nie było to nagminne, a rzeczywiście losowe, to nawet nie kazał odrabiać.

Odpowiedz
avatar MrSpook
0 14

Nie dobra zmiana, tylko jak zwykle typowy burdel na uczelniach, nic nowego, przerabiałem podobne przeboje. Jak odbiorę dyplom, przejdę się do jednego z wykładowców powiedzieć co o chooojku myślę, podjadę specjalnie autem - ten wykładowca kupił auto z salonu w najtańszej wersji, a ja w najdroższej. Pajac gnębił mnie z przedmiotu, w którym robię zawodowo, takie androny walił, że nie wiem czy się śmiać czy płakać... nie dziwię się, że z taką "wiedzą" nie udało mu się znaleźć pracy na rynku i został na uczelni. Brak zapewnieniu migracji danych z starego systemu serwerów na nowe, to wyłącznie wina niekompetentnego zarządu i administracji uczelni - nie zadbała o to.

Odpowiedz
avatar LPP
17 17

Czy dobrze zrozumiałam, że promotor poprawia wersję wydrukowaną? A potem drukujecie następną i są kolejne poprawki? Jeżeli tak, to dla mnie ten fakt jest najbardziej piekielny. Oprócz oczywiście zmiany promotorów w ostatniej chwili.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
3 3

@LPP: tak, dokładnie tak to wyglądało. Wysyłałam pracę po każdej poprawce do promotora mailem, jemu niby też to było na rękę, ale nigdy mi nie napisał konkretnie, co mam poprawić. Dopiero, jak mu przynosiłam oprawione, wydrukowane wersje, to łaskawie czytał i zaznaczał akapity do poprawy. Jak już oddałam zaakceptowaną pracę do dziekanatu, to uparł się, że muszę mieć koniecznie trzeci wydruk dla niego. Powiedziałam, że go nie dostanie, bo od rana wydałam całe swoje pieniądze na druki i robienie płyt. Co usłyszałam w odpowiedzi? "No wie pani, za błędy się płaci". Ech...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

Czytam piekielnych od dawna ale ta historia sprowokowala mnie zeby zalozyc wreszcie konto :) Mam wrazenie ze jest mowa o pewnej renomowanej uczelni "we Warszawie" ktorej nazwe zmienili wlasnie w tym roku akademickim bo opis ludzaco podobny, jednak jesli tak, to z przykroscia musze stwierdzic ze zarowno moj chlopak jak i jego znajomi i koledzy z uczelni zadnych takich problemow nie mieli ani z obrona (niektorzy bronili sie w tym pozniejszym terminie) ani z przyjeciem na studia drugiego stopnia. Bylam przy przyjmowaniu mojego chlopaka na magistra i nie bylo zadnych problemow, dane sie zgadzaly wszystko bylo cacy, tak samo jak u innych, nikt nie narzekal ze obrona nie tak ze nie chca przyjac, fakt panie srednio przyjemne ale to w dziekanatach chyba norma ;) jednak jesli to jest ta uczelnia to caly proces obrony i rekrutacji na drugi stopien przebiegal bez zarzytu (wieksze problemy mialam na swojej uczelni, ktora ponic jest najlepsza uczelnia jesli chodzi o moj kierunek). Jesli jednak sie myle to bardzo sory za ten komentarz :)

Odpowiedz
avatar Mornigstar
1 1

@Agk28: Podejrzewam, że w takim razie na WZiD-zie rekrutacja przebiegała płynniej, niż na drugim wydziale ;)

Odpowiedz
avatar timka
9 9

U nas tez wielu wykładowców nie wpuszczało spóźnialskich.. a jesli ktos notorycznie sie spóźnia to albo powinien zrezygnowac albo jechać wcześniej.. Sama byłam dojeżdżającą studentką wiec wiem, że da się to zrobic chociaż nie było wygodnie czasami czekać godzinę na dworcu na pociąg- ale cóż jesli sie chce to mozna..

Odpowiedz
avatar Mornigstar
0 0

@timka: To prawda. Sama mam wyrobiony nawyk, żeby być na miejscu, czy to spotkanie ze znajomymi, czy właśnie zajęcia, chwilę przed czasem. Jeśli chodzi o uczelnię, to pierwsze dwa lata mieszkałam 15 minut drogi od kampusu, na piechotę, więc docierałam bez problemu i na czas. Na trzecim roku przeprowadziłam się na drugi koniec miasta i dojazd wyglądał tak: tramwaj, metro, pociąg, autobus. Zazwyczaj byłam na 20 minut przed czasem, dopiero w zimie bywało różnie, bo nawet, jak wyszłam na pociąg wcześniej, to wszystkie i tak były opóźnione. W takiej sytuacji informowałam wykładowcę albo kogoś z grupy i przesiadałam się na "awaryjny" autobus, który jechał pod sam kampus, ale przez pół miasta i na jednym odcinku drogi bywało różnie przez częste roboty drogowe.

Odpowiedz
avatar unitral
1 1

Kto w latach 2000-2006 musiał dojeżdżać do Gliwic, ten wie jak uciążliwy potrafił być dojazd niezależnie od środka transportu. Szczególne problemy sprawiała właśnie kolej...

Odpowiedz
avatar reksai
-3 9

Wszystko oczywiście piekielne, ale spóźnienia? Niby się już obroniłaś, a zachowujesz się jak studentka pierwszego roku. Spóźnianie się to absolutny brak szacunku. Jestem nauczycielka w szkole podstawowej i moi uczniowie, dzieci w wieku 10-12 lat doskonale wiedzą, że spóźniać się nie wolno. I tego nie robią. Dzieci rozumieją, a "dorośli" nie. Brawo, studenci, przyszłość narodu polskiego. Co to kogo obchodzi, że pogoda nie taka, że autobus/pociąg nie przyjechał? Jak pójdziesz do pracy i od twojej punktualności będzie wiele zależeć, też wytłumaczysz się walącym śniegiem? Żałosne.

Odpowiedz
avatar Mornigstar
2 4

@reksai: A Pani nigdy nie miała sytuacji losowej typu korek, roboty drogowe, wypadek, śnieżyca itp? Zdarzy się, że ktoś się rzuci pod metro i ruch jest wstrzymany, a ja wyjeżdżałam ze stacji początkowej, potem na pociąg, a jak ten był opóźniony, to na autobus. I co mam zrobić w takiej sytuacji? Jak wiem, że spóźnię się więcej, niż te 5-10 minut to na zajęcia zwyczajnie nie idę, żeby nie robić zamieszania, po prostu idę na kolejne w planie. Pani jako dorosła kobieta powinna właśnie rozumieć, że w życiu nie ma drogi prosto i płasko, bywa różnie. Szczerze współczuję takiego podejścia, że co to kogo obchodzi, że autobus lub pociąg nie przyjechał. Na uczelnię w jedną stronę jechałam 1,5h. Wykładowcy też dojeżdżali pociągiem czy autobusem (oczywiście nie wszyscy), było dwóch, co dojeżdżało z Lublina i Wrocławia. I też się spóźniali i byliśmy dla siebie wyrozumiali, bo co, mieli wyjść i pchać pociąg, żeby szybciej jechał? Albo szybciej usunąć usterkę na drodze? Współczuję dzieciom takiej wyrozumiałej nauczycielki. Ach, a w pracy jestem sobie sama szefową. I zawsze jestem minimum pół godziny przed czasem. Powodzenia w życiu, przyda się.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 marca 2017 o 15:59

avatar reksai
-2 6

@Mornigstar: Zabawne :) jak jest korek, to wyjeżdża się z domu wcześniem. Widać, że jesteś z pokolenia wychowywanego "bezstresowo". Mnie naprawdę nie interesuje to, że ktoś dojeżdża. Jak komuś zależy, znajdzie sposób. Jakoś moi uczniowie nie spóźniają się na zajęcia - można? Można!

Odpowiedz
avatar Mornigstar
3 5

@reksai: Widzę, że również potrafi Pani przewidzieć gdzie i o jakiej porze będzie korek :) Zazdroszczę umiejętności. Wychowanie bezstresowe? Jeśli mówimy o bezstresowym przywaleniu w tyłek za zbity wazon i co wakacje pracę u rodziców to tak, wychowano mnie bezstresowo. Co swoją drogą nie wiem, co tu ma do rzeczy. Próbuje się Pani przyczepić do czegokolwiek. Uczniowie się nie spóźniają, bo rodzice tyłek podwiozą albo wygonią z domu na zajęcia na czas. Dziecko nie jedzie swoim samochodem, nie jedzie metrem/tramwajem przez pół miasta. Panią nie obchodzi to, że ktoś dojeżdża, ok. Tylko żeby się Pani kiedyś nie przejechała na tym, bo może się okazać, że po reformie to Pani będzie musiała dojeżdżać do pracy i nikogo to nie będzie obchodzić, że tym razem nie przewidziała Pani korku na drodze albo śnieżycy uniemożliwiającej dojazd.

Odpowiedz
avatar imhotep
0 0

@reksai: Praca w szkole podstawowej nie przeszkadza ci w pracy w szkole językowej i w restauracji? I co to za praca, że jeszcze w galerii musisz pracować?

Odpowiedz
avatar liberiana
1 1

Może i wszystkie uczelnie mają burdel na kółkach. Ale jak sobie człowiek powspomina te wszystkie przeboje i jak to się było młodym i pięknym studentem, to aż się łezka w oku kręci:)

Odpowiedz
avatar m0sad
-1 1

Widzę AON, przepraszam teraz to jakaś sztuki wojennej uczelnia, ma się dobrze. Cieszę się, że skończyłem tam studia przed dobra zmianą

Odpowiedz
avatar marius
0 0

Tobie problemów z uczelnią narobiła "dobra zmiana", a mi - "tanie państwo" (plan rudego z PO), że musiałem uczelnię zmieniać.

Odpowiedz
avatar meanraax
0 0

"uczniowie" musza zostac po zajeciach? oj straszne... czyli lepiej zeby bylo otwarte w czasie zajec jak u mnie? jak nie uciekniesz z czegos to nie zalatwisz

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

Cześć mam pytanie do wszystkich co studiują, szczególnie do tych na zachodzie i północy Polski. Zamierzam iść na studia, nigdy nie byłam stąd moje pytanie: - lepsze publiczne czy prywata? - jakie polecacie uczelnie - co mieć na uwadze i tak dalej...

Odpowiedz
Udostępnij