Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Bezmyślność rodziców - temat rzeka. Wyjazdy na kolonie i obozy nieodłącznie wiążą…

Bezmyślność rodziców - temat rzeka.

Wyjazdy na kolonie i obozy nieodłącznie wiążą się z uzupełnieniem karty dziecka. W karcie tej jest miejsce na opisanie stanu zdrowia dziecka, najważniejsze - czy na coś choruje, czy ma alergię (na co) i jakie leki przyjmuje.

Karta, kartą - rodzice często nie wpisują nic z roztargnienia lub nie sądzili, że to ważne. Równie często, bo wtedy dziecko by nie zostało przyjęte.

Z doświadczenia zawsze zanim "przejmę" dzieciaki od rodziców, Trzykrotnie pytam - czy wszystko jest w kartach, czy o czymś nie zapomnieli, czy dzieci mają przy sobie jakieś leki.

Tak się złożyło, że w ubiegłe wakacje byłam wychowawcą "polskich" dzieci mieszkających w Niemczech. Nie odbierałam dzieci od rodziców, a przyjechałam prosto na miejsce obozu.

Grupy przydzielone, zapoznaję się z moimi dzieciaczkami grupa 6-8 lat. Po przeglądnięciu kart - wiem wszystko:
- Ania, Kasia, Kacper przynieście wasze leki, Grześ twoje mama dała kierownikowi transportu, już je mam u siebie.

Standardowa formułka:
- Czy ktoś z was ma jeszcze ze sobą jakieś leki, tabletki np. przeciwbólowe?
- Nie.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Nikt, nic?
- Nie proszę pani.

Oczywiście na drugi dzień, gdy byłam w pokoju chłopców, zobaczyłam przy łóżku jednego z nich syrop:
- Mama dała, jakby mnie brzuszek bolał.
- No ale czemu nie oddałeś jak się pytałam o leki?
- Zapomniałem.

Dnia 2, 3 powtórka z rozrywki "Czy macie jeszcze przy sobie jakieś leki, tabletki, syropki czy cokolwiek innego?".
Jednogłośnie zaprzeczenie. Ok, sprawę uznaję za zamkniętą.

Dnia 4 Franiu zgubił portfel. No to szukamy razem z Franiem portfela w jego rzeczach. Nagle spośród rzeczy, wypada papierowa torebka/koperta, trochę była już rozdarta, więc mogłam zauważyć zawartość, która przypominała opakowanie od lekarstwa.
- Franiu co to jest? - Franio wzrusza ramionami - Nie wiem.
Ok, to patrzę do środka, jak byk leki. Nazwa mi nic nie mówi, więc otwieram aby wyciągnąć ulotkę, a z ulotką wypada strzykawka jak się okazało z adrenaliną.

Rozrywam całkiem papierową torebkę, w środku drugie opakowanie leku i list. A w liście kochana mamusia pisze, że to adrenalina dla Frania, bo Franiu jest uczulony na wszystkie orzechy, sezam i jajka. Reakcja alergiczna jest na tyle ostra, że bez adrenaliny ani rusz.

Myślę sobie, niemożliwe abym coś takiego przegapiła w karcie. Idę do kierownika, chcę kartę dzieciaka, mówię mu co właśnie znalazłam. I pytam czy może przy autobusie mama Frania cokolwiek wspomniała, ano nie. W karcie również przy podpunkcie alergie: "brak".

No do cholery, co za głupia matka daje 6! latkowi adrenalinę i nie informuje wychowawców, że dziecko jest uczulone na coś, co praktycznie wszędzie można zjeść. Po prostu za cud uważam te 4 dni. Na szczęście dzieciak nie pamiętał aby o tym wspomnieć, ale chociaż pamiętał czego nie jeść.

Telefon do matki - co jak, dlaczego. W skrócie:
- A bo wie pani, zapomniałam, jakoś tak wyszło.
- Chce pani uśmiercić dziecko, proszę to zrobić osobiście, a nie wrabiać osoby trzecie.

Ochłonęłam, wracam do Frania:
- Franiu, jesteś uczulony tak?
- No tak.
- I mamusia dała Ci leki.
- No tak, jak coś zjem i zacznę się dusić to trzeba mi zrobić zastrzyk.
- A jak się pytałam o leki, to czemu nic nie powiedziałeś?
- Bo to nie syropek ani tabletki.

by bee
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar glan
55 55

Całkiem na serio proponuję dzieciom zrobić na początku pogadankę o lekach. Coś na zasadzie pytania "a jakie lekarstwa znacie? tabletki, zastrzyki?". Jeśli sprowokujesz dzieci do przechwalania się znajomością lekarstw i doświadczeniem z nimi to możesz być pewna, że wyśpiewają wszystko o czym rodzice zapomnieli.

Odpowiedz
avatar InuKimi
2 2

@glan: U takich maluchów to rzeczywiście niezła strategia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
39 39

Dzieciak bardziej ogarnięty od matki. I szczęście, że nie pochwalił się kolegom, że ma strzykawkę. Nie zdziwiłabym się, gdyby dzieciaki chciałyby ją zobaczyć czy pobawić się. Ja w wieku 8 lat byłam na zielonej szkole, musiałam przyjmować jakiś lek na kaszel w inhalatorze. Lek i inhalator był u opiekunów ale ja nie mogłam nie pochwalić się kolegom, że mam "takie śmieszne coś". Był nawet plan żeby wykraść inhalator opiekunom bo koledzy chcieli sami się przekonać, że przy "psikaniu" tak śmiesznie gilgocze w gardło.

Odpowiedz
avatar Ksarn
29 29

Dzieci potrafią być piekielnie logiczne. Rodzice potrafią być jednak, jak wszyscy ludzie, piekielnie głupi.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
6 10

Rodzice sa pod wzgledem medycznym czasem zdrowo stuknieci i nieprzewidujacy najprostszych i najoczywistszych przypadkow. A jak dojedzie cos do czego, to odpowiedzialny w tym momencie za dziecko ma czesto przesrane, bo trudno udowodnic prawde. Dodatkowo maja czasem wielce dziwne, czasem sredniowieczne, zapatrywania na leczenie, a tu (o dziwo) medycyna zrobila jednak pewne wyrazne postepy w miedzyczasie.

Odpowiedz
avatar maktalena
9 9

Błagam, powiedz, że to wszystko wymyśliłaś i takie tępe matki nie istnieją.

Odpowiedz
avatar Otaczka
5 5

@maktalena: Nie żyjemy w bajce, kochana ;)

Odpowiedz
avatar yakhub
3 3

@maktalena: Niestety...

Odpowiedz
avatar Chronoss
10 18

"- Mama dała jakby mnie, brzuszek bolał." Przecinek renegat w naprawde dziwnym, miejscu.

Odpowiedz
avatar feluska
6 6

Serio? Kiedyś żeby złożyć wniosek na kolonię trzeba było załączyć zaświadczenie od lekarza o ewentualnych alergiach, chorobach przewlekłych i przyjmowanych lekach. Aż trudno uwierzyć, że dziś, kiedy co drugi dzieciak ma na coś uczulenie, nie wymaga się takiego dokumentu. Ten stresik za małolata - wizyta u rodzinnego - bezcenny :) Jak dobrze poszła to i tak w dzień przyjazdu na kolonię sprawdzali czystość rąk/paznokci i obecność wszy. Piękne czasy, bez syropku na brzuszek i adrenaliny na orzechy, to se ne vrati...

Odpowiedz
avatar InuKimi
0 0

@feluska: No nie, czasy są inne. W praktyce karta ma miejsca na opinię lekarza/szkolnej higienistki, ale może wypełnić ją również rodzic. A niepisanie wszystkiego w karcie to standard. U mnie ostatnio dziewczynka sama zorientowała się, że miała brać tabletki. W karcie zero, powiedziane zero... Rodzice schowali. Dobrze, że młoda pamiętała i że się znalazły.

Odpowiedz
avatar InuKimi
2 2

Temat rzeka. Oj, rzeka... Ja na szczęście miałam jasno powiedziane co i jak z adrenaliną u podopiecznej. Ale i tak jest to zawsze stres. Na szczęście nie musiałam użyć ani razu... Kocham też rodziców i nauczycieli od "nie sprawia większych trudności wychowawczych". Słowo "większych" może wieeele zmienić. :P

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
1 1

Matka piekielna w 100%, ale co do tego ostatniego... czego Ty się spodziewałaś po dziecku? Ma rację. Strzykawka to nie syrop ani tabletka, Ty kazałaś oddać syropy i tabletki. Proste.

Odpowiedz
Udostępnij