Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ostatnio trafił mi się drobny dramat zawodowy. Ze względu na chorobę kolegi,…

Ostatnio trafił mi się drobny dramat zawodowy.

Ze względu na chorobę kolegi, musiałem wziąć dyżur na odcinku oddziału, którego zazwyczaj nie obstawiam.
Zazwyczaj bowiem walczę na odcinku ostrym, reanimacyjnym.
Ale trudno, choroba nie wybiera, wziąłem się więc za pomaganie obywatelom nieco mniej ciężko chorym.

Po kilku godzinach byłem już tak wk....wiony, że - jak sądziłem - gorzej być nie mogło.
Szpitalny Oddział Ratunkowy.
Z definicji - miejsce, gdzie ratujemy. Co najmniej zdrowie, a często - życie.

Siedzę więc i piszę zlecenia na wykonanie rozmaitych badań u przywiezionych karetką chorych.
Dzwonek do drzwi.
Pielęgniarka otwiera.
Za drzwiami starsze małżeństwo. Przyszli, bo panią pobolewa za mostkiem od kilku dni, a męża od co najmniej tygodnia. Więc poszli do szpitala. Do Poradni Kardiologicznej. Gdzie... rejestratorka kazała im udać się do Oddziału Ratunkowego, bo - uwaga - w Poradni KARDIOLOGICZNEJ nie ma możliwości zrobienia EKG i porady w sprawie bólu za mostkiem...

Nic to - nie ich wina. Zrobiliśmy wszelkie badania, na szczęście nic im nie groziło, wdzięczni poszli do domu.

Za chwilę młoda niewiasta. Bo była u ginekologa i pani doktor kazała jej tutaj NATYCHMIAST zejść (oczywiście bez skierowania ani jakiejkolwiek informacji o powodach tego transferu), bo ma duszność od dwóch tygodni... I pewnie ma wodę w płucach...
Jasne. A do tego cukier w kostkach...
Kolejne dwie godziny diagnostyki, kolejna cudownie uzdrowiona.

Jeszcze po niej łóżko nie ostygło, jak u drzwi stanęła zirytowana ogólnie kobieta podając, że wraca z Oddziału Kardiologii, skąd przysłali ją do mnie z mamą, celem kontroli rozrusznika!
Nadmienię, że jedyny w szpitalu sprzęt do takiej (planowej zresztą) kontroli znajduje się właśnie w posiadaniu kardiologów...
Kolejna w życiu awantura, bo pani nijak nie potrafiła zrozumieć, że tutaj staramy się ratować ludzi, a kontrole przeprowadzają ci sami goście, którzy odesłali je z kwitkiem...

I na koniec - wysyp burków.
Bo jak inaczej nazwać faceta, który - urażony grzeczną odmową zajęcia się katarem kolegi i poinstruowany o lokalizacji najbliższej przychodni - zaczyna wykrzykiwać zaczepki i obelgi pod moim adresem? Tyle, że robi to zmierzając szybkim krokiem do wyjścia... Jak mały, ujadający piesek, który boi się konfrontacji, ale podnosi sobie poczucie własnej wartości, szczekaniem w biegu...

Chwilę później był kolejny. Ten próbował ustalić jakiś termin zabiegu poza godzinami pracy sekretariatów. Scenariusz ten sam: najpierw szybki odwrót taktyczny, w biegu wyzwiska. Zaprotestowałem. Zapytał, co mu zrobię. Wkurzony, odpowiedziałem głośno i szczerze. Nie wiem, czy do tej pory nie biegnie...

A potem skargi, że trzeba czekać w SORach...
Skoro ani pacjenci ani nasi "koledzy" nas nie szanują, długo lepiej nie będzie.

by anuubis
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar TakaTamPaskuda
5 7

Z twojej perspektywy aż chce się pogratulować ludziom z kardiologii. Chciałabym jednak poznać relację z ih strony... ciekawi mnie, jakby to opisali.

Odpowiedz
avatar anuubis
1 1

@TakaTamPaskuda: A ja nawet do nich zadzwoniłem. Usłyszałem, że oni pracują w poradni dopiero od jutra. I że poradni tej nie otworzą dla nikogo. Chyba, że... ja bym poprosił o ocenę rozrusznika. Paragraf 22...

Odpowiedz
avatar Crook
7 7

Po przeczytaniu mam wrażenie, że piekielnymi w tej historii są przede wszystkim pracownicy służby zdrowia (lekarze, panie rejestratorki itd) - większość pacjentów z twojego opisu karnie udała się do poradni, do lekarza, a dopiero oni odesłali ich na SOR. Czyli główna piekielność to organizacja (a w zasadzie dezorganizacja) służby zdrowia. A ten "wysyp burków" to częściowo też pewnie ofiary tej dezorganizacji i dezinformacji, a spora część to pewnie ci sami nasi chamscy i aroganccy współplemieńcy, którzy warczą na panią w sklepie, na sąsiadkę, na podwładnego. Szkoda tylko, że coraz ich więcej i coraz trudniej ich eliminować ze społeczeństwa... (zabrzmiało to iście piekielnie, nie? :-)

Odpowiedz
avatar Iceman1973
4 4

Punkt widzenia drogi kolego @anuubis zależy od punktu siedzenia. Żona od jakiegoś czasu walczy z guzami. Nasza służba zdrowia w kwestii piersi żony, jest chętna jedynie je niezbyt estetycznie upierdo... przepraszam usunąć. Odbudowa jedynie prywatnie i za nie małą kasę. Tak więc kasa nazbierana, badania zrobione i co? Dwa tygodnie cisza a na dzień przed operacją telefon, że wyniki nie teges. Morfologia do dupy, żelazo spada jak szalone... I oczywiście przychodnia nie da skierowania na odpowiednie badania bo a to już terminów nie ma, a to jakieś limity poszły w piz.. w diabły. Szpital nie przyjmie bo wyniki za dobre na to ale na operację za słabe. Wiesz co było rozwiązaniem? Odwiedziny na ostrym i zalecenia lekarza na konkretne badania. Dopiero po tym, lekarka z przychodni łaskawie dała skierowania na konkretne badania. Bo najwidoczniej ktoś mądrzejszy jej to napisał na kawałku papieru... I pomyśleć że obywatele za te parodię ciągle muszą płacić.

Odpowiedz
avatar anuubis
0 0

@Iceman1973: Ano zgroza to, niewątpliwie. Płacę, to wiem. A ostatnio doświadczyłem drugiej strony barykady. Musieliśmy ze ślubną badania prenatalne zrobić. Na skierowanie - termin taki, ze nie ma sensu już ich robić. Za kasę - następnego dnia... Chory ten system.

Odpowiedz
avatar ceviliel
0 0

@anuubis: Może trzeba było się zapisać, jakbyście planowali kolejnego potomka - byłoby jak znalazł ;) A ogólnie współczuję obu sytuacji - po obu stronach systemu.

Odpowiedz
Udostępnij