Zapewne kojarzycie akcję zbierania nakrętek na cele charytatywne? Nic to nie kosztuje, nikomu nie wadzi. A jednak. Niektórym osobnikom najwyraźniej bardzo nie pasuje, że ktoś zamiast wyrzucić woli oddać nakrętki i tym sposobem komuś pomóc.
W pracy nie mamy typowego dystrybutora z wodą. Zamiast tego dostajemy wodę w butelkach. W związku z tym, że firma ma kilkunastu pracowników, siłą rzeczy butelek schodzi dużo. Nie jest to zbyt ekologiczne, w końcu butelki są plastikowe. Oprócz plastiku "odpadem" są nakrętki. Zamiast je wyrzucać po prostu zbieramy je w karton, czekając na akcję pt. "Zbieramy nakrętki na...".
Ostatnio pojawiła się okazja, by nakrętek się pozbyć. Szef powiadomił wszystkich, żeby zebrać ze wszystkich kartonów nakrętki w jeden duży karton lub worek, on to wszystko zapakuje do samochodu i zabierze. Jeden z jego sąsiadów uruchomił właśnie taką zbiórkę nakrętek na chorego chłopca.
Ja sama w mieszkaniu mam dość pokaźny worek nakrętek. Mam to szczęście (czy nieszczęście), że mieszkam na tym samym osiedlu co szef, w bloku naprzeciwko. Powiedziałam szefowi o moim worku nakrętek i umówiłam się, że następnego dnia przed pracą podrzucę mu je.
Ważne dla historii: osoba organizująca zbiórkę umiejscowiła na klatce spory karton z przyklejoną kartką "Szanowni Sąsiedzi, zbieram nakrętki na pomoc dla chorego chłopca". Pudło stało w rogu na półpiętrze, obok skrzynek pocztowych. Nie blokowało przejścia ani dostępu do samych skrzynek.
Rano zbieram się do pracy, gdy dzwoni szef. Mówi mi, żebym wstrzymała się z dostarczeniem mu worka z nakrętkami, on sam po nie wpadnie po południu. W sumie super, nie muszę sama męczyć się z wielkim workiem :)
Zmiana planów wyjaśniła się chwilę później. Wychodząc do pracy zauważyłam jakieś poruszenie przy bloku naprzeciwko (blok, w którym mieszka szef). Nad wejściem do klatki jest coś jakby betonowy dach. Na dachu stało dwóch panów, którzy zbierali kolorowe nakrętki. Obok nich leżał rozwalony worek. Śpieszyłam się do pracy, więc dopiero w biurze podpytałam szefa, czy wie co się stało.
Szef cały w nerwach opowiedział mi całą historię.
Poprzedniego dnia wieczorem zaniósł wór "biurowych" nakrętek do pudła postawionego na klatce. Część wsypał do środka, resztę zostawił w worku i postawił obok tak, żeby nikomu nie przeszkadzało. Następnego ranka nakrętek nie było w kartonie ani obok niego. Nie było nawet samego kartonu. Na podłodze leżało rozwalone, porwane coś będące kiedyś kartonem. Z napisem "Szanowny Sąsiedzie, proszę nie wykorzystywać bloku do żebrania i robienia śmietnika!". Na koniec dodane jeszcze 3 wykrzykniki dla podkreślenia ważności przekazu.
Tak. Ktoś wyrzucił worek z nakrętkami. Przez okno.
Szef bardzo zdenerwowany całą sytuacją. Spróbuje dowiedzieć się, który sąsiad zbiera nakrętki i w bezpieczniejszy sposób je mu przekazać oraz dorwać debila, który wyrzucił te już zebrane przez okno NA DACH. Jednym z podejrzanych jest rodzinka z mieszkania obok. "Wolne miejsce" obok skrzynek uważają za parking dla wózka dziecięcego (to, że w ten sposób blokują dostęp do niższego rzędu skrzynek jakoś im nie przeszkadza).
Ręce i cycki opadają.
ludzie to debile
Upewnić się, że to oni i jeśli się potwierdzi wypierdzielić wózek w podobną informacją. Drastyczne? Zapewne ale dotrze nawet do półmózga.
OdpowiedzWózek też najlepiej na dach. Jak będą mieć problem z dostaniem się do niego to lepiej.
OdpowiedzCóż za spryciarze, nawołują do "nie-robienia śmietnika!", po czym wypieprzają wór zakrętek przez okno, na dach tegoż bloku. Nie wiem jaka jest konstrukcja budynku, ale zakładam, że istniała również szansa, że komuś stanie się krzywda, gdy oberwie w łeb worem pełnym plastiku. W każdym razie takim osobnikom to powinno się ucinać rączki, przy samej dupie. Ciekawa jestem czy magicznie zmaterializuje się tam wózek - bo jeśli tak, to w trosce o "nie-zaśmiecanie" trzeba będzie go usunąć ;)
Odpowiedz@sapphire101: Ktoś tu ma problem z czytaniem? Nie na dach budynku, tylko na daszek nad drzwiami wejściowymi, jakie można spotkać w kilkupiętrowych budynkach z wielkiej płyty. Nad takimi daszkami są najczęściej okna klatki schodowej, przez które można wejść na niego oraz jak zawarto w historii - coś wyrzucić. I nikomu nie stanie się krzywda, jeśli na taki daszek coś spadnie, nawet z dachu takiego budynku.
OdpowiedzZmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 15 lutego 2017 o 15:58
@clubber84: Co nie zmienia faktu, że sami zrobili ogromny bałagan.
OdpowiedzNiektórzy naprawdę są debiliami. Jeśli im coś nie pasuje zawsze można porozmawiać, nie trzeba od razu fajnych inicjatyw psuć, bo ktoś ma widzimisie. Komuś słoma z butów wystaje( i mówie tu o mentalnym byciu wieśniakiem, a nie pochodzeniu, bo to dwie różne kwestie).
OdpowiedzWy***ac im wozek przez okno.
OdpowiedzIść do tej podejrzanej rodzinki i zapytać się czy to oni wywalili te nakrętki. Jak się przyznają to działać wedle uznania. Jak zaprzeczą, to z troskliwą miną głupka powiedzieć, że KTOŚ wywala rzeczy pozostawione w tym miejscu i ich wózek też pewnie wywali. Zostawiony wózek faktycznie ciepnąć na ten dach, żeby nie było że nikt nie ostrzegał. I koniecznie kartka z takim samym napisem!!!
Odpowiedz@maskonur: zakończona czterema wykrzyknikami i trzema podkreśleniami. Na czerwono. Jak już edycja tekstu ma być tak samo debilna jak tamtej kartki, to po całości. Bo chyba oni to traktują poważnie.
OdpowiedzTez bym nie chcuala zeby ktos swoje akcje organizowal na klarce w ktorej mieszkam. Niech idzie pod Kościół. Nie powinien wyrzucac ich orzez okno tylko zapytac sąsiada czy moze to przeniesc. Klatka jest wspólna nie wazne na jaki cel ktos ja wykorzystuje. Moze mi sie nie podobać ''bo tak'' i mam takie samo prawo do tego jak pan ktory uwazal ze ma prawo zbierac tam nakretki do kartonow. Słowo przeciwko slowu.
Odpowiedz@katka1110: A mi się nie podoba jak ktoś wózek parkuje na klatce. Zawsze to uniemożliwia w jakiś sposób ruch - nawet jak człowiek się zmieści to pewnie już człowiek niosący szafę, czy nawet drugi wózek już się nie zmieści. A dlaczego ja mam łazić po sąsiadach i prosić, żeby zabrali to z przejścia, bo chcę sobie szafę wnieść? To też moja klatka. A co jakby np. trzeba było kogoś przenieść na noszach i każda sekunda byłaby na wagę złota? Chciało się dziecko to trzeba było pomyśleć gdzie upchnąć wózek na własnej przestrzeni.
OdpowiedzNo ale tez jestem tego zdania. Jak ktos nie ma miejsca na wozek w mieszkaniu to niech postawi sobie dom. Trzeba planowac swoja przyszlosc a nie robic dzieci i jednoczesnie nie miec miejsca na rzeczy dla nich.
OdpowiedzCo za stek bredni! WIDZIAŁ ktoś, że to ludzie "od wózka" te nakrętki wywalili? Jasne, najlepiej wytypować sobie winowajcę i NATYCHMIAST się zemścić nie mając żadnej pewności, że to właściwa osoba. Bo to przecież NA PEWNO zrobił ten spod szóstki. Obejrzyjcie sobie film "Rzeka tajemnic", to się przekonacie czym się kończą takie samosądy. Może was to rozumu nauczy.
Odpowiedz@Armagedon: Ale nikt nie chce natychmiast się mścić. Autorka napisała, że podejrzewają, a i w komentarzach większość najpierw mówi, żeby się upewnić potem działać ;)
OdpowiedzNa opadające cycki to by się dobry stanik przydał.
OdpowiedzPrzechowywanie wozkow, rowerow, itp rzeczy na koryterzu jest niezgodne z prawem! Zawiadomic spółdzielnie albo ... wyrzucic wózek przez okno!
Odpowiedz@voytek: Debile cię minusują, bo albo nie wiedzą, że trzymanie kaszowozu na klatce łamie przepisy pożarowe, albo sami tak właśnie robią.
OdpowiedzWózek zapiąć zapięciem motocyklowym.
Odpowiedz