Coś związanego z poprzednimi moimi historiami.
Napisałam tam, że pasożyt, który zagnieździł się w moim łonie rośnie itd.
Dostałam 4 wiadomości prywatne w stylu "Uszanuj uczucia matek, które kochają i chcą dzieci, a ich mieć nie mogą. Nazywanie tak kochanego stworzenia jakim jest dziecko to obraza dla wszystkich rodziców"- blblabla, w skrócie oczywiście, bo wiadomość miała kilkadziesiąt linijek chyba z podobnymi tekstami. W podobnym guście.
Dostałam też wiadomości, że ja jestem piekielna, straszna, zła matka, nazywając moje "PIMPI_RIMBI/ BEJBI/ DZIDZIUSIACZKA" takimi ksywkami jak pasożyt, diabelskie nasienie, mały gówniarz, "siurek", "zygotka" itp
Ludzie, serio?! To tak razi w oczy? Bo nie widzę powodu, żebym miała zmieniać przyzwyczajenia. Moje dziecko to pasożyt. To wredny Siurek, co mi spać nie daje i przymusza do wstawania 50 razy w nocy do toalety, wysysa mi witaminy itd.
Może mam nie po kolei w łepetynie?
Bo dla mnie to zwykły żart, śmieszek , a nie oznaka, że dziecka nie chciałam i nie kocham. :)
Aż się chce nawiązać do memów i napisać:
"Krzycz na swoje dzieci w sklepach/ przedszkolach/ domach, bo są niegrzeczne- nikt nie reaguje.
Nazwij swoje dziecko (płód) pasożytem i wszystkim odpie*dala"
Nie generalizuje. Są ludzie normalni, którzy rozumieją żart.
W którymś odcinku dr Housa płód został nazwany pasożytem :)
Odpowiedz@Kumbak: "Niech się pani nie martwi... Niektórzy wychowują swoje pasożyty, posyłają je do szkół, pozwalają im się bawić z innymi pasożytami..." :D
OdpowiedzTeoretycznie masz rację. Ale tylko teoretycznie. Bo nazywanie dziecka pasożytem w naszej kulturze jest zwyczajnym chamstwem.
Odpowiedz@koki: Nie wiem, czy chamstwem. W mojej opinii to nie jest ani uwłaczające ani chamskie ani nic z tych rzeczy. Wiadomo, samo dziecko się na świat nie prosiło. Było to przemyślane. A cała ta otoczka powoduje, że dla mnie to jest nie gnębienie, a zgryżliwe, humorystyczne docinki.
Odpowiedz@koki: O tak, nasza kultura nazywania płodu 'fasolką'. I jeszcze kultura bez luzu, poczucia humoru i z dużą dozą akceptacji dla obsmarowywania innych w internecie.
Odpowiedz@OlwiaJ: Nie przejmuj się :) Mamy z mężem podobne, sarkastyczne poczucie humoru, więc zapewne nasz przyszły potomek również zostanie "pasożytem", albo "gówniarzem" :P
Odpowiedz@koki: Nie, nie jest. Bo wszystko zależy od kontekstu. Natomiast na pewno w naszej kulturze nazywa się roszczeniowością i chamstwem próbę wymuszenia na kimś naginania się do naszego widzimisię.
Odpowiedz@koki: Może nie wypowiadaj się w imieniu całej "naszej kultury"...
Odpowiedz@koki: Za to nazywanie pasożytem samotnej matki, jest już jak najbardziej w porządku, nieprawdaż. :)
OdpowiedzAle... Dziecko jak najbardziej jest przez chwilę pasożytem... ;)
Odpowiedz@oggie: Nawet przez dość długą chwilę. :D Dziewięć miesięcy to spory kawał czasu. ;)
Odpowiedz@koki: Pasożyt wewnętrzny (endopasożyt) – organizm cudzożywny, który żyje wewnątrz innego organizmu i dla którego organizm ten (żywiciel) jest źródłem pożywienia. Definicja biologiczna jest jaka jest.
OdpowiedzTak samo niezrozumiani są ludzie którzy używają w towarzystwie i na forach tego samego żartu ale na odwrót: Ktoś na serio ma pasożyta, glistę ludzką, tasiemca, lamblię etc. a żartobliwie używa w odniesieniu do niego dziecięcego kontekstu: mój kochany dzidziuś, aniołek, latorośl, maluszek i słodziaczek, a titi. Kumpel nawet nadawał swoim pasożytom imiona: Pierwszy tasiemiec to był Dominik, drugi Mirosław a trzeci Remigiusz. Mirosława nawet po usunięciu i ususzeniu zawiesił sobie nad łóżkiem jako maskotkę a i tak mówił do niego jak do człowieka. Zdejmował go tylko wtedy gdy zapraszał panny na randki bo nie wiedzieć czemu kobietom niezbyt się to podobało.
OdpowiedzNie przejmuj się :).
Odpowiedzbo dzieci w sumie są pasożytami, kochanymi często zaplanowanymi ale jednak. Ciąża może zrujnować zdrowie i organizm kobiety
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Coś o tym wiem: takich skurczy w nogach wcześniej nie miewałam. Coś okropnego- budzić się w nocy z takim bólem. Poza tym przez pierwsze 5 miesięcy to był dramat, wszystko co zjadłam (nawet cukierek) zwracałam. po części dlatego to pasożyt. po części to żart.
OdpowiedzZgadzam się. Nigdy w życiu nie miałam tak wypadających włosów jak w ciąży, takich łamliwych paznokci, a na dodatek takiego niedoboru żelaza i mimo chodzenia w ciąży do dentysty zęby też ucierpiały. Mała ma już miesiąc, a żelazo dalej spada, włosy wypadają garściami. Nie widzę w tym określeniu nic złego, ale da się to wszystko znieść, by z "pasożyta" zmieniło się w malutkiego, już nie pasożytującego człowieczka ( no chyba, że będziesz karmić piersią).
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Odstawiają♦c kwestie umysłowe, czyli świadomość, skąd się bierze ciąża i wszelkie instynkty macierzyńskie - ppozostaje tylko i wyłącznie organizm pasożytniczy - czyli czerpiący wszystko czego potrzebuje z organizmu "nosiciela" nie tylko nie dając nic od siebie, a wręcz wyniszczając fzycznie. korzysc pod postacia przedlużenia gatunku pojawia się tak naprawdę dopiero PO urodzeniu - o ile samica* przezyje. * samica dlatego, że dotyczy to tak samo ludzi jak i zwierząt
Odpowiedz@Paolcia: Może idź zbadaj hormony. Ja w trakcie ciąż miałam włosy piękne jak nigdy i paznokcie ze stali i dopiero po porodach się posypałam i nie pozbierałam do dzisiaj...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2017 o 21:54
Ja jak czytam te Twoje "pasożyt" to mam wrażenie, że jest mówione pieszczotliwie i z uśmiechem. Co do zwrotu siurek nieco mnie on razi, ale nie będę Cię umoralniać, bo nie mam do tego prawa ;)
Odpowiedz@no_serious: Żebyś wiedział/ wiedziała, że jest to wymawiane pieszczotliwie (jeśli mówię to na głos). Siurek też może negatywne, ale nadal w kontekście żartobliwo-pieszczotliwym, mimo że mnie czasem złości. To coś na kształt tego jak mój mąż mówi na mnie "ty wredoto!" lub "nie lubię Cię" (wypowiadane z udawaną podkówką na twarzy, bo wiem, że mnie kocha i że to żart.
OdpowiedzW tamtej historii zebrałaś prawdziwe combo: żale smutnych fiutków, którym mózg się zwinął na zdanie "taniec na rurze", i żale mamuś Polek, którym mózg się zwinął na słowo "pasożyt".
Odpowiedz@SunnyBaby: Wiesz co jest śmieszniejszego? Że ostatnio u znajomej była inna znajoma, a mi wymsknęło się zdanie "No pasożyt mamusi się najadł, wyspał,to teraz trza trochę podokazywać" (coś w ten deseń- bo zaczynał szturchać mnie od środka). Owa znajoma znajomej była wielce oburzona. Strasznie fuknęła. A potem nawrzeszczała na swoją córuchnę, że 'ma zamknąc pysk bo rozmawia teraz' :DDD
Odpowiedz@OlwiaJ tak, tacy co mówią jak masz wychowywać swoje dziecko są najlepsi zwłaszcza w momencie kiedy sami swoich nie potrafią wychować i rozmawiać z nimi jak z ludźmi ;)
OdpowiedzCztery wiadomości prywatne? Pics or it didn't happen :D
OdpowiedzHm, taka ogólna odpowiedź do wielu, bo dużo osób powtarza tę samą bzdurę o tym, że dzieci "teoretycznie są pasożytami". Otóż nie, relacja matki i dziecka jest w stu procentach mutualistyczna. Zarówno dziecko, jak i matka osiągają w jej wyniku korzyści. Korzyścią matki jest zwiększona szansa przekazania własnych genów przyszłym pokoleniom oraz - tak naprawdę główny powód, dla którego ludzie mają dzieci - zaspokojenie własnej potrzeby posiadania dziecka. Nie odnoszę się tutaj do samego nazwania dziecka pasożytem -reakcja maDek jest totalnie nieuzasadniona. Po prostu ludzie, którzy dorabiają sobie do tego pseudonaukową podstawę nie mają racji. A na koniec: wrzuć treść wiadomości na bekę z mamuś na forach, jeśli jeszcze istnieje. Ucieszą się.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 lutego 2017 o 20:22
@Issander: Chyba "Bekę" usunęli, bo od jakiegoś czasu nie umiem jej znaleźć. A szkoda, bo fajne treści czasem były.
Odpowiedz@Issander: Moja dusza biologiczna niestety nie może się zgodzić, mutualizm to sytuacja kiedy oba osobniki odnoszą korzyści i uzależniły się od wzajemnej pomocy tak bardzo, że nie mogą bez siebie przeżyć. Matka przeżyje bez dziecka. Ciąża to "pasożyt": jeden osobnik traci, drugi zyskuje (dziecko zabiera matce składniki odżywcze, tlen, przeciwciała itp). Jednocześnie dziecko nie przeżyje bez matki, która jest jego żywicielem. Pasożyt jak nic :D
Odpowiedz@theaneczka120: To słaby z ciebie biolog, nie ma nic w definicji mutualizmu o uzależnieniu od relacji. Matka nie traci na posiadaniu dziecka. To jest, oczywiście musi ponieść pewien wydatek, ale korzyści dla matki zdecydowanie przeważają wady, tak więc wypadkowo osiąga korzyści. Na tej samej zasadzie nie tracisz idąc do pracy. Owszem, ponosisz jakiś wysiłek, ale korzyści przeważają straty (inaczej byś do pracy nie szła) - czyli wypadkowo zyskujesz.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 lutego 2017 o 21:12
@Issander: Idąc twoim tokiem rozumowania tasiemiec to nie pasożyt. On dostaje jedzenie i miejsce do życia a ty szczupłą sylwetkę. Ale dobrze wiemy, że tasiemiec jest pasożytem i nie ma symbiozy pomiędzy nim a żywicielem.
Odpowiedz@KIuska: Jeśli ktoś celowo połyka tabletkę z jajkiem tasiemca (a były takie przypadki), bo bardziej zależy mu na szczupłej sylwetce niż zdrowiu, to wtedy relacja jest mutualistyczna. Jednak w ogromnej większości przypadków relacja jednak jest pasożytnicza, bo obecność tasiemca ma bardzo niekorzystny wpływ na zdrowie i w większości straty przeważają zyski. Zresztą szczupła talia jest pozytywem tylko wtedy, kiedy w społeczeństwie są nadwyżki żywności, co historycznie miało miejsce nieczęsto. Relacja dwóch gatunków może zmieniać kategorię zależnie od sytuacji, np. niektóre bakterie, z którymi mamy relację mutualistyczną mogą zacząć namnażać się i spowodować chorobę, a wtedy to już jest pasożytnictwo. Jedynym wyznacznikiem jest to, czy organizmy osiągają korzyści z relacji, czy nie. Oczywiście z danej relacji organizm może wyciągnąć zarówno pewną korzyść, jak i niekorzyść, wtedy trzeba wziąć pod uwagę, która z nich jest większa. Dlatego nie zawsze da się w biologii na pierwszy rzut oka powiedzieć, czy relacja jest pasożytnicza, mutualistyczna czy komensalistyczna. To nie jest "mój tok rozumowania".
Odpowiedz@Issander: Oj jest. Gadasz głupoty. W biologi nie ma korzyści posiadanie dziecka. To nie jest niezbędnw do przetrwania. Można żyć bez dziecka. Plusy i minusy rozpatrywane w tym przypadku to są rzeczy niezbędne do przeżycia.Matka doświadcza samych minusów.
Odpowiedz@KIuska: Korzyść to dla organizmu spełnienie jakiejś potrzeby. Posiadanie dziecka spełnia potrzebę posiadania potomstwa. Nie wiem, skąd wam się bierze to "niezbędne do przetrwania". Czy nie odnosisz korzyści z nauki/rozrywki/posiadania przyjaciół? To nie są rzeczy niezbędne do przetrwania. Ale dzięki nim spełniasz jakieś swoje potrzeby, czyli z biologicznego punktu widzenia są dla ciebie korzystne.
Odpowiedz@KIuska: "To nie jest niezbędnw do przetrwania." Wiesz, z punktu widzenia ewolucji, to zdolnośc przetrwania jest korzystna jedynie dlatego, że zwiększa szanse na uzyskanie zdolnego do prztrwania potomstwa przed śmiercią. Prawda jest taka, że wszyscy jesteśmy jedynie nośnikami danych dla samokopiującego się wirusa zwanego DNA. I tyle.
Odpowiedz@Issander: "Nie wiem, skąd wam się bierze to "niezbędne do przetrwania"." No może stąd, że żywiciel jest niezbędny pasożytowi to przetrwania? To raz. Dwa - my nie mówimy o rozrywce, uczuciach wyższych, potrzebie rodziny, filozofii itd. jak Ty tylko o rzeczach czysto biologicznych. W innym wypadku dałoby się to skategoryzować na 100 różnych sposobów. Ale jakoś nie wykorzystuje się czyichś rozmyślań do oceny bo byśmy ześwirowali próbując ustalić czy tasiemiec np. nim jest czy nie. Trzy - Nie ma czegoś takiego jak wymyślanie czy pasożyt był wyczekiwany, czy wzięty z premedytacją, czy w ogóle powody dlaczego się to ma. Albo coś spełnia warunki albo nie a czyjaś opinia jest w tej kwestii nieistotna. Tasiemiec spełnia warunki i jest uznany za pasożyta. Nikt się nie zastanawia co kierowało ludźmi, którzy go złapali. A przecież też sobie możesz powiedzieć, że ktoś chciał założyć kolonię tasiemców i w związku z tym to już nie jest pasożyt. No ale jakoś nim być nie przestaje... No niestety, ale płód jest pasożytem. A na pewno znacznie mu bliżej do tego niż relacji mutualistycznej. Czerpie od matki składniki odżywcze, bez niej NIE przeżyje a dodatkowo wręcz ją fizycznie i/lub psychicznie wykańcza. W mutualizmie nie ma na to miejsca. Dodatkowo matka bez dziecka biologicznie nie jest "stratna". W mutualizmie zniszczenie jednego gatunku może mieć katastrofalne skutki dla drugiego.
Odpowiedz@Imnotarobot: "matka bez dziecka biologicznie nie jest "stratna"" - technicznie rzecz ujmując jednak jest. Od razu zaznaczam, że nie mam nic przeciwko nazwaniu w żartach dziecka pasożytem bo faktycznie w wielu kwestiach relacja dziecko-rodzic przypomina relacje żywiciel-pasożyt. Jednak z punktu widzenia biologii dziecko jest sposobem organizmu na przedłużenie twojego życia. Tak co prawda jest to jedynie "połowa" ciebie ale jednak pozwala na umieszczenie na świecie młodszej i poprawionej kopi "rodziców", a to jest już spora korzyść (bywa uciążliwa ale jednak spora korzyść :D ). Wracając do kwestii żartu, dla wielu będzie on niezrozumiały bo zwyczajnie nie znają ciebie i twojego poczucia humoru. Do mnie koledzy często wołają "ej łysy, łysy" bo doskonale wiedzą, że śmieje się z tego, że mam spore zakola, ale dla kogoś kto mnie nie zna może to się wydawać obraźliwe z ich strony.
Odpowiedz@Eander: Ależ ja rozumiem potrzebę rozprzestrzeniania genów. Tylko, że... Ona nie ma tu znaczenia. Badany jest tu bezpośredni wpływ jednego organizmu na drugi i jak on może radzić sobie bez niego. "Stratność" poprzez brak potomka i puli genów jest już inną kwestią. A co do żartu - mnie osobiście bawi, ale też trochę irytuje reakcja tych wszystkich ludzi co uznało, że autorka jest wstrętna. Bo jakimś cudem ich poczucie humoru jest wskaźnikiem ludzkiej podłości. No komedia i tragedia zarazem. Mnie tata też potrafił "przezywać". Wszystko w żartach i jakoś nie sprawiło to, że się nie kochamy i nie szanujemy. Do tej pory się przedrzeźniamy :D
Odpowiedz@Imnotarobot: Myślę, że to dlatego, że żart autorki dotyczy kwestii, wokół której ludzie są bardzo spolaryzowani. Tym bardziej, że ostatnie życie polityczne dość podgrzało atmosferę.
Odpowiedz@Imnotarobot: Jeśli chodzi o kwestię "niezbędny do przetrwania" - istnieją pasożyty, które sa w stanie zyć poza organizmem żywiciela, przy czym dostęp do żywiciela muszą mieć - pijawki, pchły, pluskwy itp. Dodatkowo dochodzi tu jeszcze kwestia pasożytnictwa - już nie płodu, a oseska - mimo, że jest już poza organizmem, wciąż wysysa z samicy zasoby energentyczne i wciąż nie jest zdolny do samodzielnego przeżycia. A instynkt macierzyński? Cóż - wiele gatunków pasożytów przejmuje kontrolę nad żywicielem skrajnie zmieniając jego zachowanie by było dostosowane pod potrzeby pasożyta. @Eander: Matka bez dziecka NIE jest stratna. Z punktu widzenia biologii dziecko jest całkowicie osobnym organizmem. Owszem, ma po polowie genow swoich rodzicow, jednak dopóki wedle biologii będzie się do czegokolwiek nadawać (czyt: osiągnie dojrzałość płciową) - jest pasożytem. W okresie płodowym- czerpie z organizmu matki wyczerpując go, w okresie gdy jest oseskiem - tak samo, wprawdzie w minimalnie mniejszym stopniu - bo jest już na zewnątrz, ale nadal to samica poświęca swoją energię + czas . (mniej czasu na zdobywanie energii połączone z dużo większym zapotrzebowaniem) Potomek odstawiony? dochodzi więcej czasu do poświęcenia - i choć z własnego organizmu już nie jest czerpana, to energię zamiast sobie - dostarcza potomkowi. Potomek osiąga dorosłość - zachodzi w ciążę - i koło się zamyka. Dodatkowo - ta "połowa ciebie" - owszem, jest młodsza, ale w poprawiona nie jest - wręcz przeciwnie. Do poprawienia genotypu niezbędny jest dobór naturalny. Najlepiej przystosowani przetrwają i osiągną dojrzałość, a z tych z kolei - rozmnożą się tylko najsilniejsi. Coś takiego pozostało może w jakichś dzikich, pierwotnych plemionach - we wszelkiej cywilizacji ratuje się każdego i każdy się może rozmnożyć. potem sa płacze "ratujcie moja kasiunię z mukowiscydozą, madzię z zespołem Marfana, czy maciusia z hemofilią" Kasiunia, madzia i macius w końcu dojrzewają, hormony zaczynają buzować, do tego religijni rodzice pilnują by dziecko nie dowiedziało się absolutnie niczego o antykoncepcji i nagle UPS. No i mamy kolejne pokolenie obarczone chorobami genetycznymi. Jeśli tylko nosicielstwo - to potomkowie mają szczęście - którego z kolei ich dzieci mieć nie będą. A i często pojawia się podejście "dziecko chore, nie da się wyleczyć? zróbmy sobie następne! może będzie zdrowe" (podejście szczególnie spotykane u religijnych) - i zamiast poprawy genotypu - mamy piękną regresję. Dziecko nie przedłłuża życia, ani nie polepsza w żaden sposób - wręcz może je znacznie skrócić. A znaczna większosć (jeśli nie wszystkie) zachowań pasożytniczych z kontrolą umysłu występuje właśnie w celach prokreacji (kontrolowany staje się żywicielem i ochroną potomstwa pasożyta)
Odpowiedz@Iras: Spoko to twoje zdanie ja mam inne, wytłumacz mi tylko dwie kwestie: Po pierwsze co rozumiesz przez stwierdzenie: "... dopóki wedle biologii będzie się do czegokolwiek nadawać (czyt: osiągnie dojrzałość płciową) - jest pasożytem.", skoro twierdzisz że rozmnażanie nie jest żadną korzyścią z punktu widzenia biologii. Po drugie dlaczego uważasz że poprawka nie może być błędna. Pracując z komputerem nieraz mam do czynienia z sytuacją, że próby poprawienia niezłego programu kończą się schrzanieniem go, jednak nie jest to powód żeby poprawek nie wprowadzać bo wtedy program na pewno zastąpi inny zrobiony od zera. I tak jeszcze na koniec. Jasne że ratowanie osób chorych powoduje pozostanie w puli genów chorób genetycznych. Jednak ma również plusy, pozwala na przetrwanie jednostkom o słabszej odporności, a na przykład wysokiej inteligencji. W naturze nie masz niczego za darmo. Za nasz styl życia płacimy wpływem na środowisko, za możliwość leczenia osłabieniem odporności i tyle. @Imnotarobot: Co więc z osobami starszymi lub po wypadkach, lub częścią zwierząt domowych? Czy według ciebie te zależność to też pasożytnictwo?
Odpowiedz@Eander: Zrozum, że ja nie biorę pod uwagę uczuć wyższych, środków pieniężnych, technologii itd. bo one nie mają znaczenia przy próbie kategoryzacji. Wyobrażasz sobie by naukowiec badał tasiemca w taki sposób? W przypadkach, których opisałeś nie ma biologicznie żadnej zależności. Bez technologii i uczuć te organizmy albo poradzą sobie same albo niestety umrą. Ale to nie są czysto biologiczne zależności. Równie dobrze można dać za przykład patologię ciągnącą kasę od państwa na alkohol. Nazwiesz ich pasożytami... ale biologicznie nimi przecież nie są. Nie są podłączeni do żadnego większego organizmu (np. pępowiną), nie pobierają substancji odżywczych, a bez państwa ich organizmy nadal mogą funkcjonować. Nie ma między tą patolą i państwem biologicznej relacji. A między matką i dzieckiem jest dokładna i bezpośrednia zależność. Dlatego można ją łatwo ocenić. No i niestety czy chcemy czy nie, relacja ta ma cechy czysto pasożytnicze.
Odpowiedz@Habiel: Za to jest spotted Madka :)
Odpowiedz@Imnotarobot: Doskonale zdaje sobie sprawę że podane przeze mnie przykłady nie mają biologicznej podstawy, oraz to że zależność matka dziecko bardzo przypomina pasożytnictwo, ale zrobiłem to aby wskazać że pomijając w swojej analizie aspekt rozmnażania robisz dokładnie to samo. Do biologicznej oceny zależności wybierasz sobie niektóre z podstawowych procesów życiowych (oddychanie, odżywianie) inne pomijając (rozmnażanie). Zaznaczam po raz kolejny, zgadzam się że ta relacja przypomina pasożytnictwo i nie widzę problemu w używaniu takiej nazwy w żartach, bo jest to po prostu kwestia gustu, ale jeżeli już robimy analizę zależności z punktu widzenia biologii to trzymajmy się zasad. Bo uwzględniając aspekt rozmnażania mamy tu raczej symbiozę fakultatywną a nie pasożytnictwo.
Odpowiedz@Eander: No to mówiłam już wcześniej, że potrzeba rozmnażania nie ma znaczenia bo badamy bezpośrednią relację dwóch organizmów i to jak sobie radzą bez siebie. Mamy tu konkretny, *zamknięty* układ - płód i kobieta, a nie populację, gatunek itd.. "Utrata genów" nie jest w żaden sposób zagrożeniem dla zdrowia matki, więc jaki jest sens zawierania tego? Potrzeba rozmnażania, jeżeli już, to jest czynnikiem, który mógł doprowadzić do zależności, ale przy kategoryzacji relacji nie ma sensu go brać pod uwagę. W dodatku nie wszyscy mają chęć oddania swojej puli genów co sprawia, że warunek ten nie jest uniwersalny. Jedna relacja między płodem a kobietą będzie pasożytnicza a druga to symbioza? No nie... Aspekt rozmnażania w żaden sposób tej relacji nie zmieni - życie matki nie ucierpi przez "utratę genów", jej organizm może dalej normalnie (wręcz lepiej) funkcjonować, natomiast płód bez matki już nie. Gdyby brak pozostawienia puli genów wywoływał jakieś negatywne skutki na organizmie matki, to logiczne byłoby uwzględnienie tego. Ale tak nie jest. Po cóż, więc na siłę dodawać inne czynniki? Które w dodatku nie mają żadnego impaktu na badany układ? I na koniec, à propos zasad: Nie powinien być nowością fakt, że pewne rzeczy mogą być pomijalne przy badaniu czegoś bo są nieważne lub ich wartości zbyt małe by wywrzeć wpływ na wyniki. W innym wypadku zamiast jasnych rezultatów i kategorii mielibyśmy jeden wielki bajzel. Nie pomijam tego bo mam taki kaprys. Niektóre rzeczy są zwyczajnie nieistotne. Pozdrawiam.
Odpowiedz@Imnotarobot: pewne rzeczy jak najbardziej mogą być pomijalne przy badaniu czegoś, jednak my dyskutujemy tutaj o badaniu bezpośredniej relację dwóch ŻYWYCH organizmów, a zdolność rozmnażania jest jedną z ich podstawowych cech dlatego pomijając ten "szczegół" wyciągasz błędne wnioski. Powiedz mi czy określając kolor obiektu możesz pominąć jedną z barw składowych (niebieski, żółty, czerwony)? W przypadku pasożytnictwa to pasożyt doprowadza do zarażenia żywiciela i żerowania na nim. W przypadku dziecka jest to zamierzone działanie organizmu matki i nie mówię tu o chęci posiadania potomstwa (nie rozumiem poco o tym w ogóle wspominasz), a o biologicznym procesie jakim jest cykl płodności kobiety. To właśnie sprawia, że pomijając rozmnażanie w ocenie charakteru zależności popełniasz błąd. Zależność ta jest wynikiem jednego z podstawowych procesów życiowych, więc pominięcie czy nazywanie właśnie tego procesu nieistotnym przy ocenie tej zależności, jest co najmniej niepoważne.
Odpowiedz@Eander: Jeżeli chcesz brać pod uwagę zostawienie genów to to, że nie wszyscy tego chcą też trzeba by wziąć. Nie zawsze jest to działanie świadome, a człowiek jest już takim organizmem, że pewne instynkty zatracił i działa wbrew naturze. I tak sobie kolejne warunki można mnożyć i poszerzać ten układ aż dostaniemy BŁĘDNE wyniki mówiące o wszystkim i o niczym. "Zależność ta jest wynikiem jednego z podstawowych procesów życiowych [...]" Sam sobie w sumie to powiedziałeś (i powtórzyłeś po mnie). Zależność ta może być WYNIKIEM procesu a NIE KRYTERIUM potrzebnym do oceny natury tej zależności. Nie jest ważne jak do zależności doszło. Zależność istnieje i badany jest ten jeden konkretny i ZAMKNIĘTY układ. Co było wcześniej i co będzie później jest inną kwestią, nieistotną do potrzeby skategoryzowania zależności. Spróbuj zrozumieć, że nie jest badana cała otoczka a tylko konkretny układ i to co się w nim aktualnie dzieje a Ty usiłujesz wrzucić tu właśnie tę otoczkę i "zamazujesz" sobie wyniki. A ja się już naprawdę żegnam, bo ta historia ma ładnych kilka dni.
Odpowiedz@Imnotarobot: "Jeżeli chcesz brać pod uwagę zostawienie genów to to, że nie wszyscy tego chcą też trzeba by wziąć." - czemu? Ja nie mówię tu o niczyich "chęciach" czy "zamiarach", a o biologicznych możliwościach a to duża różnica. "Nie jest ważne jak do zależności doszło. Zależność istnieje i badany jest ten jeden konkretny i ZAMKNIĘTY układ." - wyjaśnij mi w takim przypadku jak ocenić coś co nazywa się "symbiozą fakultatywną (protokooperacja). Charakter tej zależności zmienia się w czasie. Jak powstało to określenie skoro według ciebie "otoczka" nie jest ważna. Tak "otoczka o której mówisz nie jest bezpośrednim kryterium oceny, ale wpływa na warunki oceny takie jak czas obserwacji czy bilans strat i zysków. "A ja się już naprawdę żegnam, bo ta historia ma ładnych kilka dni." - ??? Czyli puki jest publika to rozmawiamy ale jeśli nikt nie klaszcze to poco się wysilać? Ciekawe podejście.
OdpowiedzA ja uważam, że wolnoć Tomku w swoim domku. Twoje dziecko Twoja sprawa. Osobiście moje nazywam Cielakiem/Cielaczkiem/Warchlaczkiem/Myszoskoczkiem/Myszą i nawet za to zebrało mi się w życiu. Odpieluszkowe zapalenie mózgu to niestety straszliwa choroba
Odpowiedz@maat_: To mimo wszystko jednak sympatyczniejsze nazwy niż "pasożyt" :). Osobiście pasożytem bym nazwała jedynie takiego człowieka, który obciąża innych świadomie i z premedytacją...
OdpowiedzTak jak zgadzam się z tym, że te określenia (jak i pasożyt) to żaden grzech nie jest i jak chcesz to śmiało używaj, tak mam alergię na "MOJE DZIECKO MOJA SPRAWA". Dziecko nie jest twoje. Twój może być pies. Oczywiście przyjęło się mówienie "mój tata", "moje dziecko" ale nie w kontekście jakim zamieściłaś bo to bie twoja sprawa, a sprawa pomiędzy tobą a dzieckiem i jeśli (już trochę starszemu) mu to nie odpowiada, nie powinnaś się tak odzywać. Więc argument z dupy.
Odpowiedz@Patrycja0: Obczajasz, ze mówimy o dziecko w trakcie ciązy? Więc pytanie czy mu to przeszkadza to argument z dupy
OdpowiedzZ punktu widzenia biologicznego masz 100% rację - ciąża jest pasożytem na ciele matki. Każdy lekarz to przyzna.
Odpowiedz@iks: Nie, nie i jeszcze raz nie. Z biologicznego punktu widzenia ciąża nie jest pasożytem. Po pierwsze dlatego, że pasożyt w sensie ściśle biologicznym musi być innego gatunku. A po drugie dlatego, że relacja matka-dziecko jest mutualistyczna, a nie pasożytnicza.
Odpowiedz@Issander: Jest pasożytnicza,dziecko nie daje nic matce bez czego nie mogłaby przeżyć.
Odpowiedz@Issander: Jako biolog stwierdzam, ze jest pasożytem, ba obligatoryjnym, czyli ginie bez żywiciela. Biologicznie jak najbardziej może być tego samego gatunku. U ryb żabnicowatych samce z rodzaju Cryptopsaras znajdują samicę i dosłownie wgryzają się w jej brzuch za pomocą swoich ostrych zębów, ich ciała się zrastają, a skóra i główne narządy wewnętrzne samców (z wyjątkiem narządów płciowych) zanikają. Ten przykład podaje się jako pasożytnictwo w ramach tego samego gatunku. Mutualizm to obopólne korzyści. Nie widzę żadnych korzyści dla matki, wręcz same straty, a ciąża to duży zespół mechanizmów zapobiegających naturalnemu pozbyciu się obcego. Rozumiem,ze kobietachce mieć dziecko i to jest normalne, a co jeśli nie chce,została zgwałcona itp Też mutualizm?
Odpowiedz@Issander: Zalecam się dokształcić zanim się zaczniesz wypowiadać :) Polecam wypowiedz @dorota64
Odpowiedzpowiem Ci co mysle, jako osoba ktora nie przepada za dziecmi, a ciezarne mnie irytuja i wszystkie mamuski z pieluszkowym zapaleniem mozgu tez. Nie nazywam dziecka czy plodu, fasolka i serduszkiem, ale rowniez mnie zniesmaczyly te twoje okreslenia, dlaczego, to nie umiem wyjasnic. A jak w pierwszej chwili przeczytalam ze masz pasozyta w lonie, to pomyslalam o wszach, dopiero w nastepnej linijce zrozumialam.
Odpowiedz@nursetka: bo życie bez popadania w skrajności jest niemodne.
OdpowiedzŻart jak żart, przaśny dość. No i biologicznie nieuzasadniony.
OdpowiedzNie zliczę ile razy będąc w ciąży nazywałam moje dziecko pieszczotliwie małym pasożytem. A jak w szpitalu powiedziałam do córki "ty mały brzydalku", to położna prawie dostała spazmów. Bo przecież dla matki jej dziecko powinno być najpiękniejsze. Ale umówmy się; łysy, czerwony, pomarszczony noworodek, umęczony ciężkim porodem, jest raczej brzydki. Kochany itd, ale brzydki. Ja również obolała, opuchnięta i wykończona porodem a potem cesarką nie wyglądałam jak te śliczne mamusie z seriali.
OdpowiedzWitam w klubie objechanych za nazwanie noworodka brzydkim. Mnie tak samo zje...ła położna, tylko do dziś pamiętam jej gest z wysunietym środkowym palcem. Pokazałem położnej co mała robi i kazałem się zastosować do gestu.
Odpowiedz@maktalena: Moja córcia wcześniaczka też brzydka była i w dodatku podobna do swojej prababci krótko przed jej śmiercią (pomarszczona i skrzywiona - bo chyba jej się ten świat nie bardzo podobał). Ze względu na nikłe stosunki towarzyskie w tym czasie nikt się na mnie nie oburzył o to - gdy ją po 4 tygodniach wypisali ze szpitala już była do ludzików małych bardziej podobna. Dobrze, że z tego wyrosła.
OdpowiedzSerio? Sęk nie tkwi w samym słowie, tylko w znaczeniu, jakie mu nadajesz. Ja w poprzedniej historii odniosłam wrażenie, że już teraz kochasz tego małego pasożyta, mimo że mało o nim jest. Ale niektórzy nie umieją czytać między wierszami...
OdpowiedzZ odpieluchowym zapaleniem mózgu nie wygrasz. Plus ode mnie za wyluzowaną postawę wobec ciąży zamiast ciumciania i słodzenia aż do porzygu. Zdrowia dla ciebie i młodego
OdpowiedzMyślę, że mamuśkom z odpieluchowym, zajętym tworzeniem niezaradnych mężczyzn i zapatrzonych w siebie, rozpieszczonych do granic kobiet(za jakieś 20 lat) nie mogą znieść "buló dópy", spowodowanego Twoją samorealizacją... Poledance nie pomógł, "pasożyt" był tylko wymówką do tej durśfalburzy...
Odpowiedz@Issander z głupotą nie wygrasz. Każda, nawet najprostsza definicyjka z wikipedii mówi, że pasożytnictwo to relacja między osobnikami różnych gatunków. Ale co tam, kto by się przejmował znaczeniami słów. Popieram Twoje zdanie.
Odpowiedz@Polio: W wikipedii nawet ty możesz tworzyć wpisy ;)
Odpowiedz@Polio: Wkipedia jako mądrość xd dobry żart.
OdpowiedzJa w podobny sposób poinformowałam rodzinę o ciąży i do tej pory wspominam te miny kiedy uświadomili sobie, że to dziecko a nie tasiemiec:P. Znowu ja zbierałam hejty za nazywanie dziecka Pijaweczką, kiedy przystawiała je o piersi. Moja mała kochana Pijaweczka sprawiała, że ludziom dosłownie odpier..lało.
OdpowiedzWiedziałem, gdy tylko przeczytałem Twoją wcześniejszą historię, że znajdą się przeczuleni obrońcy moralności, którzy się do tego doczepią. Nie przejmuj się - jak im się nie podoba, to niech nie czytają, a nie próbują zmieniać twojego stylu. To są generalnie ludzie do których jeszcze nie dotarło, że świat nie kręci się wokół ich uczuć i zachcianek.
OdpowiedzJa przygarnelam małego kotka, mówię do znajomej, że mam teraz dzidziusia i coś tam coś tam, a ona na to, że nie można kota porównywać do małego człowieka :D
OdpowiedzJa z określeniem "pasożyt" w stosunku do dziecka spotkałam się ze strony mojego ginekologa prowadzącego ciążę. Żart uznałam za przedni i od razu postanowiłam poszerzyć nazewnictwo, aczkolwiek jakieś tam radosne niedowierzanie, że pan doktor taki wyluzowany musiało się pojawić na mojej twarzy, bo biedaczek się trochę spłoszył i natychmiast obronnie stwierdził "no co, to nie ja wymyśliłem, to panie tak mówią!".
OdpowiedzW pierwszej połowie opisujesz falę wiadomości do Ciebie, a w drugiej pytasz czy to kogoś razi -> na podstawie pierwszej części wpisu odpowiem Ci: TAK.
OdpowiedzMoim zdaniem - najwiekszym pasozytem biologicznym jest rak, nie daje organizmowi nic, a wykancza go skutecznie i ostatecznie. Dziecko korzysta z rodzicow, dorastajac, a na starosc rodzice moga sobie popasozytowac na nim, czyli sa rodzajem ubezpieczenia na starosc z najrozniejszymi obowiazkami prawnymi. Nazywanie TAK dziecka, jest conajmniej niesmaczne i niesluszne. Zamiast oszczedzac na dodatkowa prywatna emeryture, mozna wydawac na dzieci, moze to byc (nie zawsze) niezla inwestycja i calkiem ekonomiczne (ale mozna sie fajnie przekalkulowac i naciac). Niezaleznie od wszystkiego to wyrazenie jest obrazliwe i glupie. Mozna zawsze sprobowac maskowac podlosc humorem, albo satyra, ale nie zawsze uda sie, bo ludzie trzezwo patrza na to zachowanie.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Dziecko biologicznie ma bliżej do pasożyta niż innej relacji i szczerze wątpię, że przy ustalaniu tej kategorii bierze się pod uwagę możliwość bycia "ubezpieczeniem". A teraz powiedz mi kto ci dał prawo do osądzenia czy ktoś jest złym człowiekiem bo śmiał mieć inne poczucie humoru niż ty? Mój ojciec potrafił mnie nazwać "małą wredotką", "żabą" i również "pasożytem". Jakoś nigdy nie przestał mnie kochać, szanować i wspierać przez te wszystkie lata a przedrzeźniamy się wzajemnie do tej pory. Jakbyś mnie usiłował przekonać, że mój tata jest podłym mężczyzną bo mnie w żartach nazwał pasożytem to bym cię wyśmiała. Poza "pasożytem" nie masz żadnych informacji o ludziach tak mówiących a z łatwością wygadujesz o nich bzdury bo tobie się to nie podoba. Zastanów się człowieku co wypisujesz.
Odpowiedz@Imnotarobot: "A teraz powiedz mi kto ci dał prawo do osądzenia czy ktoś jest złym człowiekiem bo śmiał mieć inne poczucie humoru niż ty?" A gdzie ZaglobaOnufry napisał, że ktoś jest złym człowiekiem? Napisał tylko "to wyrazenie jest obrazliwe i glupie"! A według mnie "pasożyt" w poprzedniej historii autorki był co najmniej zwodniczy. Czytając "moje łono jest okupowane przez pasożyta" nie pomyślałam o ciąży, a o wszy łonowej.
Odpowiedz@Imnotarobot: Dzieci SA ubezpieczeniem na zycie i starosc. Nie podoba mi sie nazywanie wlasnego dziecka pasozytem i to moja sprawa. Potomek nie prosil, zeby go produkowac i kazdy rodzic, decydujac sie na ciaze, wiedzial co robi. A jak nie wiedzial, na co sie decyduje, to jest bezdennie glupi i sam sobie winien, jesli ON naprawde uwaza dziecko za pasozyta. Pracujac przy opiece lekarskiej uchodzcow, widzialem ile takich "pasozytow" oni wydali na swiat i planuja dalej wydawac, prawie co druga kobieta byla aktualnie w ciazy. To ich ubezpieczenie i metoda, po co pracowac na zycie, jak istnieja zapomogi i pieniadze panstwowe i to nie tak male (nasze) na kazde dodatkowe dziecko (t.zw. "Kindergeld"). Mialem do leczenia m.in.rodziny z kilkunastoma dziecmi i to nie tylko z czarnej Afryki. Dzieci przewaznie niezle juz mowia po niemiecku, a rodzice czesto ani slowa, mimo, ze siedza tu juz dobry kawalek czasu.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Ale co mnie teraz obchodzi gdzie pracowałeś i jak zachowują się "uchodźcy"? Mówimy o ŻARCIE a ty czepiasz się go bo tobie się on nie podoba. Proste. To dziecka tak nie nazywaj i po sprawie, a przestań wypisywać bzdury o ludziach co sobie żartują. I jakbyś nie zauważył, nie jest ważne czy dziecko jest "ubezpieczeniem" czy nie - nie jest to podstawą do oceny biologicznej relacji gatunków i jej osobników. Serio, masz aż taki ból tyłka bo ktoś śmie mieć inne poczucie humoru od ciebie i podchodzi do zagadnienia w mniej patetyczny a bardziej naukowy sposób? Jeśli tak, to ci szczerze współczuję. @Hachiroku: To - "Mozna zawsze sprobowac maskowac podlosc humorem [...]" i ogólny ton jego komentarzy. Dla mnie ten termin zwodniczy nie był wcale, ale może to dlatego, że słyszałam go wcześniej.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Rak przecież nie pasożytuje na innych organizmach, zaś rak w sensie nowotwór nie może być pasożytem, bo sam w sobie nie jest organizmem, nie żyje, to nieprawidłowo działające komórki naszego własnego organizmu.
Odpowiedz@aklorak: "Rak (...) sam w sobie nie jest organizmem, nie żyje, to nieprawidłowo działające komórki naszego własnego organizmu." Tak w sumie, to z punktu widzenia genetycznego, rak ma mniej wspólnego z tobą niż żaba czy coś. Oprócz tego, że rak ma zerowe zdolności przetrwania na dłuższą metę (zabija nosiciela i wtedy sam też jest w dupie) i wyskakuje nagle z losowych mutacji, to całkiem nieźle nawet i na organizm by się kwalifikował.
OdpowiedzMoja siostra nazywa swoje maluchy (żartobliwie) little cuntlings
Odpowiedzbo to nie matki a MADKI dzidziusiaczek? serio?
Odpowiedz@bazienka: no dobrze, a co jest złego w określeniu dzidzisiaczek? Skoro mamy zaakceptować siurka i pasożyta, to czemu oceniasz inne określenia?
Odpowiedz@majkaf: jak wyobrazam sobie kogos mowiaca o plodzie " dzidziusiaczek" to staje mi przed oczami tleniona Karyna... takie zdrobnienie ponad potrzebe wydaje mi sie jednak nieco prymitywne
Odpowiedz@bazienka: a mi się wydaje prymitywne nazywanie dziecka "siurek", to zależy od osoby. Nie rozumiem dlaczego ktoś daje sobie prawo do oceny jak inni nazywają swoje dzieci. Dla kogoś prymitywne jest "dzidziusiaczek", dla innego "pasożyt". Żyj i dać żyć innym
Odpowiedz@majkaf: Tak po prawdzie to taki "dzidzisiaczek" jest bardziej krzywdzący dla malucha. Nie powinno się "dziumdziać" do dzieci, bo potem one mają problemy z wymową (uczą się mówić przez naśladowanie dźwięków)
Odpowiedz@majkaf: ogolnie jakos nazwy kojarzace sie z narzadami intymnymi tez mnie nieco konsternuja ale zobacz- mozna powiedziec dzieciatko, dzidzia, dzidzius... ale dzidziusiaczek to mi sie kojarzy z glupawym szczebiotem tych ammus co zdrabniaja wszystko, co sie zdrobnic da- wozeczek, obiadeczek, pieluszka, mamusia, kupka, sisiaczki, raczki nozki, pepuszek... uwstecznianie nie dosc, ze dzieci maja problem z wymowa ( thx Agness) to jeszcze ucza sie nieprawidlowych nazw- o ile jeszcze zdrobnienia przejda, to juz "dzidziusiaczek" i podobne twory sa conajmniej dziwne
OdpowiedzMoje dzieci bywają wrzodkami, gangrenami czasem pomiotami. Nie zdarzyło mi się żeby ktoś zareagował na to negatywnie.
Odpowiedz@metaxa: ja pilnowane pospolu z ich matka nazywalam potworkami albo szarancza ;)
Odpowiedz"Uszanuj uczucia matek, które kochają i chcą mieć dzieci, a nie mogą." Hahahah jak ktoś napisał coś takiego to raczej powinien się nim zająć psychiatra w pokoju bez klamek. Od kiedy to matką jest kobieta, która nie ma dzieci, a chce je mieć? Niektórym odpier...liło już za bardzo.
Odpowiedz@Eponine: Mam jedno dziecko, a chciałabym mieć drugie, ale jakoś nie mogę, czyli jestem matką i nie mogę mieć dzieci.
Odpowiedz@aklorak: Mówiąc "nie mogą mieć dzieci" Chodziło raczej o te, które są np: bezpłodne. Ty już jedno dziecko masz więc się do nich nie zaliczasz.
Odpowiedz@Otaczka: Ok. To jestem bezpłodna i adoptowałam dziecko, czyli jestem matką, kocham dzieci i chciałabym je mieć ale nie mogę.
Odpowiedz@aklorak: Skoro adoptowalaś i masz dziecko to jednak możesz.Twoje wypowiedzi są całkowici pozbawione logiki.
Odpowiedz@KIuska: Widzisz, bo ona wolałaby własne dziecko zamiast adoptowanego. Miejmy tylko nadzieję, że tego dziecku nie powie. :P
Odpowiedz@aklorak: Masz jedno dziecko= jesteś matką. A twoje prywatne fanaberie nie są już zmartwieniem reszty, że chcesz mieć drugie i piąte. Jasno jest napisane, że chodzi o kobiety, które są "matkami", ale nie mają dzieci. To powinny się leczyć te "matki".
Odpowiedz@aklorak: I bardzo Cię rani, że ktoś w żarcie swoje nazwie "pasożytem" ? Jeśli tak, to spójrz na siebie krytycznie i dla swojego własnego zdrowia spróbuj pozbyć się tej nadwrażliwości, a nie wymagaj od całego świata, aby się do Twojej nadwrażliwości dostosował.
Odpowiedz@Eponine: W tekście nigdzie nie jest napisane, że są matkami i nie mają dzieci. Ty to napisałaś. Dlatego zwróciłam uwagę, że można jednak być "matką, która kocha i chce dzieci, a ich mieć nie może". @katem: A gdzie ja niby napisałam, że mam problem z nazywaniem dziecka pasożytem? Kobiety w ciąży często tak mówią o swoich lokatorach i dla mnie to pieszczotliwe określenie.
Odpowiedz@aklorak: Wiesz co? Nie dość, że nie myślisz logicznie to nawet czytać nie potrafisz. Co za analfabetka.
OdpowiedzPasożyt to jak najbardziej odpowiednie określenie :) I w dobrym znaczeniu i w złym. Takie dziecko odbiera matce siły, zdrowie itp.. Jednak zapieluszkowane mamusie nie zrozumieją tego :')
OdpowiedzJakoś niesamowicie irytuje mnie nazywanie dziecka "pasożytem", więc domyślam się, że mniej inteligentna część społeczeństwa może nie umieć się powstrzymać od komentarzy i wysłania ci wiadomości.
OdpowiedzMelduję posłusznie: żart zrozumiano, ale nadal nie smaczny!
OdpowiedzNie przejmuj się opiniami osób o inteligencji ameby. Od lat obserwuję, nie tylko na piekielnych, że większość nie wyczuwa ironii, sarkazmu itp. Domyślą się, jeżeli wypowiedź poprzedzisz banerem: UWAGA, UWAGA. Teraz Będzie IRONIA/SARKAZM!!!!
OdpowiedzJa na mojego dwumiesięczniaka mówię w porównaniu do Ciebie i tak normalnie - Młody, Smród, Koleś - zostaję poprawiają, że ma imię, oczywiście zdrobniałe. Najgorzej jak powiem np. Do męża "weź go" zamiast "weź /zdrobniałe imię/". mówię że ma mordkę (mordę to ma pies!), łapki (łapy to ma pies!), Że pierdzi (dziecko nie pierdzi, tylko puszcza bączki!). Trzeba przeboleć ;) niestety są osoby dla których Dżesiczka ma slodziutenkie rączuśki, nosi sukieneczunie i pije mleczunio, oczywiście z cycuśka, bo tylko tak można.
OdpowiedzO matko... U nas dziecko ma łapy, łapki, w porywach od czterech do ośmiu zależnie od stopnia trudności ubierania :D I nie pierdzi, pruje się tak że bez maski gazowej nie podchodź :D
OdpowiedzMy pierwszy płód nazywaliśmy kornikiem. Nie życzę Ci, aby Twój pasożyt podzielił los kornika, ale od tamtego traumatycznego doświadczenia, ani drugi link ani trzeci płód nie był przez nas nazywany pejoratywnie.
OdpowiedzJest w ciąży i już tak traktuje swoje dziecko... Ludzie! Czym ona będzie w roli matki!
Odpowiedz"Pasożyt wewnętrzny (endopasożyt) – organizm cudzożywny, który żyje wewnątrz innego organizmu i dla którego organizm ten (żywiciel) jest źródłem pożywienia. " Wszystko się zgadza. :) A że ktoś tego swojego pasożyta kocha i czeka na niego, to już zupełnie inna sprawa... ;)
OdpowiedzBo poczucie humoru jest jak dupa. Każdy ma własną.
OdpowiedzWg mnie trochę racji mają. Taki trochę przejaw braku szacunku. To tak jakby w ramach żartu nazywać swoją matkę Męczyworem. To trochę kłuje w oczy po prostu
OdpowiedzKażdy dzisiaj jest przeczulony. To Twoje dziecko. Jeśli je kochasz, nazywaj je jak chcesz.
OdpowiedzRozumiem, że to żartobliwe nazewnictwo, ale jednak niezbyt eleganckie. Gadasz tak sobie z najlepszą psiapsiółą, to gadaj. Publicznie tak nie pisz. Bo to mniej więcej tak, jakbyś o swoich rodzicach pisała „ramole”, albo gorzej. I uważała to za świetne słownictwo, bo przecież od zawsze tak mówisz.
OdpowiedzJa wyłapałem, że to żart. Bardzo podobny był w Dr Housie i się śmiałem. Ale śmiałem się na filmie, a w prawdziwym życiu uważam, że to niesmaczne.
OdpowiedzHaha no u nas było to samo :D Jak posłałam znajomemu skan z usg który pieszczotliwie nazwałam bydlak to się przeraził jak mi to to to podpisali :D A po pewnym czasie wszyscy tak zaczęli o nim mówić. Teraz jest Dzikiem, Dzidkiem i Dziadem. I jest kochany, szanowany i to najważniejsze. A nie jakiś tam humorystyczny przydomek
OdpowiedzJakby spojrzeć z biologicznego punktu widzenia to płód jest pasożytem, bo czerpie pożywienie z organizmu w którym pasożytuje. Następnie również jest pasożytem dopóki jest karmione piersią ;) Jakby spojrzeć na to głębiej, to jest pasożytem dopóki nie zacznie samodzielnie się odżywiać, czyli po wyprowadzce od żywicieli :D
OdpowiedzLudzie, którzy będą się mądrować "jak i co" masz mówić/robić do swojego dziecka zawsze się znajdą. Nauczyłam się odpowiadać "tak,tak,yhym" z uśmiechem... - Nie mów Ala, tylko Alusia! Okropnie mówisz! (Pewnie...) - Nie dawaj butli przecież to sama chemia! (mówione w Macu przez inną matkę karmiącą piersią młodsze i frytkami starsze) - Nie kąp w tym! Kąp w tamtym! (Sama wiem jakie chemikalia toleruje moje dziecię) - Nie dawaj tego mleka tylko tamte! Lepsze, droższe! ( A skład ten sam :D) - Nie kremuj tym tylko tamtym! (Ech...) - Płacze? Nie bierz! Samo ucichnie! ( o zgrozo!) - Ja nigdy nie nosiłam/lulałam/tuliłam i przestało płakać (się nie dziwię, skoro nikt na wołanie nie reagował, gratuluję miłości...) - A gdzie czerwona kokarda/ łapka królika / kopyto / barani ząb, łeb słonia?... (przemilczę...) i wieeele więcej i to się nigdy nie skończy.
OdpowiedzJeśli to żart to wyjątkowo niskich lotów. Może inni też żartowali nazywając Cię dziwką? Jak dla mnie żart na tym samym poziomie.
Odpowiedz