Pracuję w Biurze Podróży.
Katalogi z ofertami są darmowe. Zwykle klienci pytający o katalog chcą złapać pierwszy lepszy, ale podaję właściwy po zapytaniu o destynację (ze względów na: ofertę zimową/ letnią, podział kierunków - rodzai katalogów jest cała masa, od prawie każdego Tour Operatora). Mają najczęściej błyszczące strony i nie nadają się do palenia nimi w piecu. Na makulaturę może się nadają - nie wiem. Umówmy się, że nie są lekkie. Nie ma konieczności brania każdego, bo nie da się nie wiedzieć, gdzie chcemy się udać ani kiedy.
Katalogi mam wystawione i ogólnie dostępne dla klientów. Mam również zawsze coś słodkiego na biurku dla klientów i dzieci, by mile przywitać przyszłych odkrywców.
Konkrety:
Sytuacja 1) Przychodzi Pan koło 60-tki i pyta, czy może katalog.
Oczywiście, standardowo pytam, czy myśli o konkretnym kierunku?
Pan w międzyczasie bierze i zabiera całą stertę katalogów, nie patrząc na ich destynacje, zabiera garść (sic!!!) cukierków z mojego biurka i pod nosem mruczy "bogata firma, to was stać hue hue hue".
Sytuacja 2) Przychodzi Pani grubo po 50tce zapytać, czy może długopis na chwilę. Pani jednak nie chce nic wypisać na miejscu, ani nie potrzebuje go w tej chwili. Mówi, że to dla wnuka, do szkoły. Po czym odwraca się i mówi, że w sumie to ma dwóch wnuków. Bierze drugi długopis i wychodzi.
Codziennie przychodzą ludzie, by zapytać o darmowe gadżety - kubki, kalendarze, vouchery na pobyt gdzieś. Daję to, co mam - smycze. Rzucają nimi lub mówią "a to nie chcę".
Pytam się więc Was- czy jeśli coś jest za darmo trzeba tego brać całą masę? Po co? Sprzedać? Spalić?
Jeśli ktoś ma długopis, bo to jego narzędzie pracy, to trzeba go zabrać? Jeśli nie dostajemy tego, czego chcemy to trzeba krzyczeć?
Czasem mam wrażenie, że te dorosłe osoby, wręcz w starszym wieku w niczym nie różnią się od 3 latka (nie obrażając 3 latków).
Powinnaś dorzucać odznakę Złotego Cebularza gratis.
Odpowiedz@Litterka: chyba pomyślę nad takim gadżetem
Odpowiedz@Litterka: Virtutti Cebulari
OdpowiedzSmog sam się nie zrobi.
OdpowiedzJak czytam "destynację" to zastanawiam się gdzie ta gwiazda pracuje w Polsce, czy za granicą. A nie prościej cel podróży, albo wyjaśnienie dokąd chcą jechać. Wnerwiają mnie zapożyczenia, które dla wielu starszych osób są niezrozumiałe.
Odpowiedz@bembenek: Chyba za granicą, jednak, bo jest jeszcze "Tour Operator" zamiast "organizator wyjazdów", lub "biuro turystyczne". Zresztą, obawiam się, że w żadnym polski biurze podróży nikt by nie pozwolił wynieść klientowi, a tym bardziej nie-klientowi, naręcza katalogów, lub bezczelnie zaiwanić dwóch długopisów z biurka i wyjść sobie.
Odpowiedz@Armagedon: Co masz na myśli, mówiąc, że nikt by nie pozwolił wynieść katalogów? Przecież od tego są, żeby je spokojnie obejrzeć w domu. Nie raz zdarzyło mi się wracać do domu z całą stertą papierzysk i nikt nigdy nie robił problemu, wręcz przeciwnie – wszyscy zachęcali, żeby się śmiało „częstować”.
Odpowiedz@PaniPatrzalska: No może masz rację, ale ja zrozumiałam, że pan wyniósł całą stertę TAKICH SAMYCH katalogów.
Odpowiedz@bembenek: "Destynacja" to normalne slowo wystepujace w Slowniku Jezyka Polskiego. Nie rozni sie niczym od takich slow jak "burmistrz", czy "mecz". Nie do konca wiec rozumiem czemu akurat to slowo ci wadzi.
Odpowiedz@Ara: Wiem, że się czepiam. W Słowniku Języka Polskiego PWN słowa nie znalazłam. Jest to kalka angielskiego destination.
Odpowiedz@bembenek: Chyba z Laciny... http://sjp.pwn.pl/doroszewski/destynacja;5420506.html Wychodzi na to ze powinnas sie tez oburzac wlasnie na slowo "burmistrz" bo jest kalka z niemieckiego oraz "mecz" ktore jest kalka z angielskiego.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 lutego 2017 o 17:10
@Ara: Zapożyczenia same w sobie nie są złe. Były od zawsze i nigdy nie znikną. One tworzą języki na przestrzeni wieków. Problem (np. z destynacją) pojawia się wtenczas, gdy na siłę wprowadza się do języka zapożyczenie mimo, że funkcjonuje już dobrze osadzony w języku odpowiednik. I on może być zarówno wyrazem rodzimym, jak i o wiele starszym zapożyczeniem. W teorii manager (a raczej menedżer) był w języku polskim potrzebny. Ponieważ na pewnych stanowiskach słowo „kierownik” było nie na miejscu, czy nie wyrażało wszystkich kompetencji. Ale dziś przez to mocno nadużywamy słowa menedżer, powoli wycinając kierownika. Burmistrz był potrzebny, ponieważ nie było burmistrzów. Zapotrzebowanie na nich przyszło z większymi miastami. Pewnie mógł w polszczyźnie „konkurować” z merem. Padło na burmistrza. Tak samo mecze przyszły wraz z zasadami gier, w których rozgrywka to właśnie mecz. Destynacja potrzebna nie jest, tak samo jak wiele innych, np. kołcz (coach), akant (account manager), ficzer (feature), bukowanie (booking). Powyższe o ile występują w slangu, to dobrze – tam ich miejsce. Gdy wychodzą do ludzi to już źle. A niektóre wychodzą do ludzi ze świętym oburzeniem, jakie to one są wyjątkowe. Nie są.
Odpowiedz@SomewhereOverTheRainbow: I tu się mylisz bo coach i trener w branży to dwa różne zawody- nie mam na mysli sportu..
OdpowiedzMusicie wiedzieć, że "destynacja" funkcjonuje często w branży turystycznej i tam brzmi naturalnie. Np. w lotnictwie.
OdpowiedzMylę, powiadasz. Czym więc różni się pojęcie "coach" od „trener”? Przecież ów trener również nie musi odnosić się do sportu. Trenować można wszystko – treningowi podlega każda umiejętność, którą można rozwijać. Destynacja… No ja pamiętam czasy, w których słowo to kompletnie nie było znane, a jakoś samoloty latały i biura podróży (wraz z operatorami, czy w sumie lepiej: organizatorami) działały w najlepsze. Był cel podróży.
OdpowiedzDestynacja krócej się wymawia. Poza tym w lotnictwie dużo mówi się po angielsku i to wchodzi w głowę. A jak wiadomo tam czas jest ważny. A może wyobraźmy sobie taki piękny świat, gdzie każdy mówi jak chce? :D
Odpowiedz"Czasem mam wrażenie, że te dorosłe osoby, wręcz w starszym wieku w niczym nie różnią się od 3 latka (nie obrażając 3 latków). " Welcome in hard Poland! Powinniście kupić cukierki o smaku cebulowym i nimi częstować klientów.
OdpowiedzTwoi "klienci" oficjalnie pobili najbardziej cebulacką prośbę(a raczej żądanie) o gadżety, jaką kiedykolwiek miałam. Co do cukierków, to polecam trzymać POD biurkiem, jeśli Ci wolno. Klientów tak czy tak poczęstujesz, a pewnych specyficznych ludzi będzie mniej.
OdpowiedzSpieszę z wyjaśnieniami. Pracuję w naszym pięknym polskim kraju. Terminy, jakich używam nie są niezgodne ze słownikami. Są terminami, których nauczono mnie na studiach kierunkowych- to coś w stylu języka branżowego. Użyłam ich, by nie powtarzać kilkukrotnie słowa "kierunek"-destynacja. Voucher to nic innego jak bon, ale używa się go w języku polskim, tak jak event czy inne. Po prostu. Tour Operator jest czymś innym niż biuro podróży. Biuro podróży to pośrednik pomiędzy klientem, a Tour Operatorem. Przyjęło się, że Biurem podróży nazywamy i pośrednika/agenta i organizatora. Chciałam tym słowem zaznaczyć, że te katalogi były od różnych organizatorów- fachowo Tour Operatorów. Pan zabrał po prostu kilkanaście (lub więcej) katalogów: 3 te same z nart ze 4 z egzotyki sezonu 16/17 4 z wypoczynku 3 ze zwiedzania 16/17 2 z dojazdu własnego '17 5 z objazdów+wypoczynek 4 z pobytówek na bliskie kierunki 3 z pobytówek i zwiedzania na dalekie kierunki Generalnie łapał byle co, pakował do plecaka. Wg.opisu szefa był to ten sam "gość", który zrobił to samo na zmianie szefa, przy czym załadował trzy garście cukierków. Wkurza nas to, bo wystarczy zapytać, czy mamy makulaturę, a nie zabierać kilkanaście katalogów. Klienci odchodzili już mówiąc "co to za Biuro, skoro katalogów Wam brakuje"...ano tak.. Brakuje mimo bieżących zamówień dzięki takim ludziom jak pan z opowieści.
Odpowiedzwszystko za szybke i karteczka wiecej niz 1 sztuka platne i tyle. pusto sie zrobi
Odpowiedz@meanraax: nie no, dajemy i 3 katalogi, jak klient chce. Logiczne, że skoro interesuje go wypoczynek otrzymuje katalogi z wypoczynkiem. Płacić nie trzeba, bo dla nas również są darmowe (co prawda zamawianie katalogów musi wiązać się ze sprzedażą, więc trochę nas to zobowiązuje). Po prostu fajnie by było, gdyby pan poprosił o makulaturę i nie upierał się, że klient wszystko może. Ta branża trochę inaczej określa klienta. Tu na klienta mawia się nawet na kogoś, kto nic nie kupił. Z resztą nawet jeśli kupi, to coś nienamacalnego. Coś, czego nie może sprawdzić w momencie zakupu (chyba, że wraca do tego samego hotelu).
Odpowiedz