Historia #76650, przypomniała mi sytuację u mnie w rodzinie.
Moja kuzynka my syna, miał wtedy bodajże z 12 wiosen. Rodzinne spotkanie, u mnie w domu. Jakiś obiad i herbatka potem. Hubert bardzo mnie lubił i szanował, wiec chciał siedzieć koło mnie. Dla mnie nie stanowiło to problemu a nawet trochę się cieszyłem.
Obiad został podany. Wszyscy biorą się do pałaszowania, a Hubert siedzi i nic. Myślę sobie, że mu coś nie odpowiada. Wiec zapytałem się go czy wszystko ok. Odpowiedział, że kotlet z kurczaka niepokrojony. Wskazałem mu nóż i powiedziałem, że pewnie sobie poradzi. Zadowolony wziął wiec nóż w swoje ręce i dawaj zaczyna kroić. Kiepsko mu to szło ale nie mi oceniać kunszt krajalniczy.
Na to siedząca po jego lewej stronie Babcia wyrwała mu go z rąk i sama zaczęła kroić jego mięso. Ja patrzę jak wryty, co się dzieje. Podsumowaniem był komentarz Babci. „On jeszcze taki młody, jeszcze sobie krzywdę zrobi”.
Potem Baby marudzą, że facet nie wie, którą stroną trzyma się młotek.
rodzina dzieci babcia
Taaak, a potem facet w wieku 32 lat uczy się jajka rozbijać. Znałam takiego, musiałam mu krok po kroku tłumaczyć, że musi uderzyć jajkiem o brzeg miski i rozchylić skorupki, żeby wnęętrze wpadło do miski...
Odpowiedz@Litterka: Też znałam podobnego, tyle że młodszego od wspomnianego przez Ciebie. W wieku 19 lat nie potrafił obierać ziemniaków czy zamiatać podłogi. O ugotowaniu/posprzątaniu czegokolwiek nie wspominając...
Odpowiedz@laaqueel: A myślałam że mój brat, który w wieku lat piętnastu czy coś koło tego nie umiał włączyć ognia na kuchence, to ewenement :D
Odpowiedz@jass: bynajmniej, ja jak miałam ochotę na bitą śmietanę a nikogo nie było w domu to szłam po koleżankę z klatki, bo się bałam miksera włączyć. Był to przełom podstawówki i liceum ;) z ziemniakami nadal słabo sobie radzę
Odpowiedz@Grejfrutowa: :D Co prawda ja od małego przy babci i mamie się plątałam i chciałam gotować, i całkiem sporo już umiałam, a i tak w którejś klasie gimnazjum mama na cały dzień wyjechała, a ja na obiad miałam zrobić frytki z garnka. Pierwszy raz, mama tylko powiedziała, że mam je wrzucić jak olej będzie się gotował. No to czekam i czekam, a tu bąbelków brak :P Żeby się wreszcie zagotował przykryłam garnek pokrywką, zainteresowałam się nim jak zaczął dymić i zrobił się czarny :D Zdjęłam pokrywkę i buchnął ogień. Wyłączyłam gaz, chciałam przez ścierkę zanieść garnek na balkon, ale ścierka zaczęła się palić. No ale niestety trochę już garnek przesunęłam, a kolejnym pomysłem było przykrycie go z powrotem. I przez to, że był przesunięty, pod naporem pokrywki wleciał do zlewu, a ogień buchnął pod sufit. Tu już pomysłu nie miałam, w dodatku brat krzyczał, żeby zalać wodą, ja do niego płącząc, że nie można (dosłownie tydzień czy dwa wcześniej przeczytałam powieść, w której facet zalał patelnię z płonącym olejem wodą i skończył marnie) i żeby trzymał kota, bo zwierz z jakiegoś powodu zaczął przejawiać ewidentne skłonności samobójcze i koniecznie chciał się do zlewu zbliżyć. No cyrk :D Na szczęście w zlewie ogień się szybko wypalił, więc zadzwoniłam do mamy i kamiennym głosem zapytałam, ile kosztuje nowy zlew :D Bo podczas "pożaru" jakaś część rury się stopiła i zaczęło z niego cieknąć (tylko wtedy nie wiedziałam że to tylko kwestia rury a nie całego zlewu). A najlepsze i tak jest to, że wiele razy opowiadałam tę historię znajomym i jedna na dwie osoby (o ile nie dwie na trzy) rzuca: ojej, ja bym zalał/a wodą, to tak nie można? ;)
Odpowiedz@jass: My za małolata sami piekliśmy biszkopt. Tak go lubiliśmy, że szybko cały zjadaliśmy, zanim inni domownicy wrócili :-D
OdpowiedzBabunie działają na dzieci upośledzająco i nie zmieni tego fakt, iż czynią to z miłości.
Odpowiedz@Bestatter: MADki rowniez
OdpowiedzCiekawe czy takim dzieciom da się jeszcze wejść na ambicję lekko je zawstydzając i wchodząc na ambicję żeby same podjęły działanie czy są z nich już takie ciapy, że zupełnie im nie wstyd być taką sierotą.
Odpowiedz@Baobhan_Sith: trzeba im po prostu wytłumaczyć, jak to zrobić, a następnie powiedzieć, że takie rzeczy każdy sam robi. Dlaczego chcesz zawstydzać dziecko, które w tej sytuacji nie jest niczemu winne?
Odpowiedz@Baobhan_Sith: Z historii wynika, że wystarczy ograniczyć nadopiekuńczość, bo dziecko samo wzięło nóż i próbowało kroić, do momentu, w którym babcia wyrwała ten nóż z ręki...
OdpowiedzZapamiętać - nauczyć córkę kroić mięso na talerzu, zanim wyrośnie na sierotę... Jakoś tak z przyzwyczajenia podaję jej już pokrojone, mea culpa. Nożem stołowym ciężko jest się pokaleczyć, to naprawdę trzeba chcieć. Dla Huberta jeszcze jest nadzieja, w końcu ucieszył się, gdy dostał pozwolenie na użycie noża...
Odpowiedz@singri: ile twoja córka ma lat?
OdpowiedzI takie podejście rozumiem. Bo często dzieci same chcą robić to, co dorośli. Tylko dorośli im nie pozwalają, bo nie ma czasu, bo zrobią sobie krzywdę, bo nie umieją i jeszcze popsują itd. Moja córa niedawno sama zaczęła próbować kroić, bo chciała. Ma 3 lata. Rok temu smarowała z nami kanapki masłem.
Odpowiedz"Miał wtedy 12 wiosen", więc zakładam, że to było dłuższy czas temu. Jak sytuacja wygląda teraz, coś się zmieniło? :)
OdpowiedzPracuje teraz z takim ewenementem. Na ambicje nie wejdziesz, chłopak nie umiał łopaty do śniegu złapać. Na wieść, że ja jak trzeba było to i docieplac styropianem się nauczyłam i robiłam oczy w słup i ze tak bez szkoły?! Jak zniknie znaczny ze mnie wsadzili bo ubilam.
Odpowiedz@Izura: wiesz, jak ktoś mieszka w bloku, to nic dziwnego, że nie ma perfekcyjnie wyuczonej metody trzymania zgarniacza czy innej łopaty. Jakby mu dać chwilę, to pewnie by ogarnął. Naprawdę nie ma co się śmiać.
Odpowiedz@daroc: Nie mieszka w bloku i po 6h dalej nie opanował tego. Tak samo jak innych prostych czynności, nawet do zmywarki wkłada rzeczy nie do góry nogami i jest w szoku że kupę to dało.
Odpowiedz@Izura: ja jak na sprzataniu swiata po wyprowadzce na wies dostalam do reki miotle z galezi, to tez postawilam oczy w slup u mnie w domu sprzatalo sie odkurzaczem albo "kaska"
OdpowiedzKiedy byłem przedszkolakiem, dzieciakom z najstarszej grupy (teraz to się chyba zerówką nazywa) dawano przy obiedzie noże i nauczono nas się nimi posługiwać. Jacy się czuliśmy dorośli! I jakże wielkie było zdziwienie, kiedy okazało się, że uczniom pierwszych dwóch czy trzech klas podstawówki noży się w mojej szkole nie wydaje. Co bynajmniej nie oznaczało, że mięsko dostawaliśmy pokrojone i trzeba było sobie z pieczenią rzymską, popularnie zwaną podeszwą, radzić nabijając ja na widelec i ogryzając.
Odpowiedz@Jorn: To powiem, że w przedszkolu mojego syna raz w tygodniu dzieci mają prace praktyczne i np trzylatki dzielnie robią same drewniane statki. Pierwszy raz, jak zobaczyłam własne dziecko z pilnikiem do drewna, to trochę zbladłam. Ale dzieci szczęśliwe, dumne i z wszystkimi kończynami, więc nie ma co panikować.
Odpowiedz@Xenopus: W przedszkolu buduje statki, jako dorosły będzie budował okręty (albo nawet statki kosmiczne). Dzieci które od przedszkola obcują z techniką wyrastają na znakomitych inżynierów.
Odpowiedz@mooz: Szczerze, to nieważne jaki sobie zawód wybierze, byle znalazł w życiu jakąś kreatywną pasje. Coś, co go będzie pchało do przodu. No i żebyśmy na spółkę ze szkołą nie zabili w nim ciekawości świata i chęci do nauki :)
Odpowiedz@Xenopus: I to jest prawidłowe podejście! Powodzenia!
OdpowiedzDziś takich lalusiów jeszcze więcej ale i za moich młodych lat takowych nie brakowało. Ja w tym wieku potrafiłem już ugotować sobie i młodszej siostrze obiad gdy zdarzyło się, że rodzice akurat w jednym czasie pracowali, natomiast mój kolega u którego się często bywało (ja u niego, potem znów on u mnie) dostawał od mamusi wszystko pod nos. Adasiu (imię zmienione) chcesz herbatki? I bach pod same wary herbatkę. A kanapeczkę chcesz? I ciach talerzyk pod morduchnę. Czasem się zastanawiałem czy zanosi go do ubikacji i przytrzymuje "wacława" przy sikaniu.
OdpowiedzHistoria bardzo na czasie. Przed chwilą szanowna mamusia zadzwoniła do mnie żebym poszła przygrzać mojemu 15-sto letniemu bratu rosołek... "No bo jak on nie wyłączy kuchenki i spłoooonieee??". Chyba wolałabym sama być dzieckiem z wpadki, na które złorzeczyło się trochę w ciąży a teraz mu się to wynagradza. Złorzeczenia bym nie słyszała a przynajmniej wcinałabym rosołek teraz...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 12 stycznia 2017 o 15:08
Miałam to samo z jednym praktykantem. Zawód typowo praktyczny - geodezja. Chłopaczek na 4 roku technikum. Pojechał z nami na wytyczenie domu, nie umiał podnieść młotka by wbić kołki, a jak w końcu uniósł to uderzał nie obuchem tylko ta cieńszą stroną.. Ja kobieta, ważąca 45 kg potrafiłam unieść więcej desek na raz niż on - brał po jednej. A jak na koniec z praktyk dostał z łaski dostał 4.0 ( a należało mu się najwyżej -3) t prosił o 5 : "bo mu średnia poleci".. A potem taki idzie w życie i do pracy blokować miejsc bardziej ogarniętym ale bez wykształcenia..
Odpowiedz@chawratka: A nie sądzisz, że to raczej wynika z tego, że był na praktyce, nikt mu nie płacił i zwyczajnie mu się nie chciało. Bo to o to głównie chodzi. Mam ja Ci takiego kolegę. Po studiach, dobrych nawet bo informatyka, pracuje w zawodzie. Hajs ma tylko co z tego jak zawozi swojej mamie całą torbę ciuchów do prania, 260km busem, żeby "mamusia miała co robić i żeby poczuła się użyteczna". Ręce opadają. Poza tym brudas i bałaganiarz - nawet jak na moje standardy.
Odpowiedz