Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Coś z serii "obywatel gorszy od urzędnika" lub coś koło tego. Zanim…

Coś z serii "obywatel gorszy od urzędnika" lub coś koło tego.

Zanim przejdę do sprawy, niewielkie wprowadzenie:
Mieszkam w mieście, które ma spory odcinek drogi biegnący przez park i obok dwóch małych boisk dla młodzieży. Odcinek tej drogi prowadzi od dworca do skrzyżowania, przy którym mieszkam. Odkąd pamiętam to na tym odcinku obowiązuje zakaz przejazdu i były ustawione dwa znaki (ruch pieszych i rowerzystów oraz zakaz przejazdu) i tabliczka z wyraźnym napisem "Nie dotyczy Służb Miejskich, Straży Miejskiej, Policji". Policja i straż miejska niekiedy tam stoi (raz stali, jak ojciec musiał mnie na pogotowie zawieźć, bo miałem drobny wypadek), z naciskiem na "niekiedy".
Do dworca i okolic można dostać się też inną drogą, bardziej okrężną, z której do dziś korzystamy (bo musimy ze względu na zakaz przejazdu drogą "parkową").

Tyle tytułem wprowadzenia w zarys sytuacji. Teraz sama sytuacja z tą drogą.

Już pal licho, że przejedzie policja czy jakieś służby miejskie (a to straż miejska, a to wodociągi, a to gazownia, a to co innego), albo to ktoś jedzie na stadion... Takie pojazdy rzadko przejeżdżają.
Ale jak tylko mija godzina 14:00-15:00... To do okolic 17:00 mamy z rodziną wrażenie, jakbyśmy mieszkali gdzieś przy ekspresówce. Co kilka czy kilkanaście minut przejeżdża jakiś samochód. I co ciekawe, wszystkie z jednego kierunku (czyli od strony dworca i urzędu miasta). A na tej drodze jest zakaz przejazdu niby.
Sprawa nie raz trafiała na policję, że ludzie robią sobie skrót przez drogę z zakazem przejazdu, ojciec nawet robił zdjęcia tym co obok tego zakazu przejeżdżają... ale i tak jak było, tak jest nadal.

To tylko jeden z przykładów. Dwa najciekawsze przypadki sam doświadczyłem. Oba w okresie jesieni zeszłego roku, w odstępie ledwie miesiąca.

Sytuacja nr. 1.
Wychodzę z psem na spacer i zrobiłem połowę standardowej rundki do dworca i z powrotem, kiedy po minięciu znaku zakazu przejazdu (w tym miejscu zaczynała się ta "droga parkowa") nagle z tyłu auto się pojawia. Ja idę ze swoim psem normalnie jak człowiek, a ten nie dość, że zaczyna podjeżdżać mi prawie pod tyłek, to jeszcze widać było, że nerwica mu się zaczyna (bo gdzie pieszy na drodze dozwolonej dla pieszych i rowerzystów i z zakazem przejazdu, nie?). Jak się zatrzymał, to wtedy dopiero uchylił szybę (zauważyłem, że gościu w garniaku i z papierosem w ręku, czyli wiadomo, "urzędas") i wywiązała się rozmowa (dajmy na to, że jest to "Pan Gburek"):

[Gburek]: Zejdź mi pan z drogi, śpieszę się!
[Ja]: Przepraszam, ale pan wie, że tu jest zakaz przejazdu?
[Gburek]: Weź pan zjeżdżaj, bo nie mam czasu!
[Ja]: A mnie to nie interesuje. Tu jest zakaz przejazdu i koniec. <W tym samym czasie próbuję przytrzymywać psa, żeby przypadkiem go nie liznęła przez to okno w aucie>
[Gburek]: Weź pan zjeżdżaj i weź pan tego psa albo pana pozwę o zniszczenie wozu!

Widać, że do gościa nic nie dociera, więc nie było sensu gadać.
Kilka minut po tym incydencie trafiam na podobną sytuację, podobnie ubrany kierowca, ale tym razem kobieta (ujmijmy, że "pani Kowalska"):

[Kowalska]: Może się pan usunąć? Śpieszę się.
[Ja]: Przepraszam, ale pani wie, że tu jest zakaz przejazdu?

Jej odpowiedź po prostu mnie nieco zadziwiła.

[Kowalska]: Wiem o tym, ale mam zezwolenie. Do widzenia. <i pojechała>

Albo jestem ślepy (w co jak najbardziej wątpię), albo pod znakiem nie było nic mowy na temat tego, że zakaz nie dotyczy osób posiadających jakieś zezwolenia.

Sytuacja nr. 2.
Znowu wychodziłem z psem na spacer (tak, ta droga jest jedną z najlepszych do spacerowania), ale tym razem akcja potoczyła się od drugiej strony drogi, w okolicach drugiego zakazu przejazdu.
Idę, a z naprzeciwka jedzie policja (większy wóz niż zwykle, taki coś jak te dostawcze)... A za nimi dwa zwykłe samochody osobowe. Jeden za drugim! Po kilku minutach spaceru jechał jeszcze trzeci (odłączył się od tego wcześniejszego kordonu czy jak?)! I mało tego, znowu w garniaku gościu za kółkiem siedział.


Ja nie wiem, kto tu dla was w takiej sytuacji jest takim "piekielnym" (i czy ktokolwiek jest), ale dla mnie piekielnymi są kierowcy, którzy przejeżdżają właśnie przez tego typu drogi spacerowe (gdzie zdarzają się nawet matki z małymi dziećmi, a taki maluch niekiedy zacznie chodzić całą szerokością jezdni), "bo nie chce im się jechać normalnie i wolą skrótem", nieraz jadąc więcej jak 30 km/h. A już zwłaszcza tacy urzędnicy, którzy myślą, że jak pracują w urzędach lub ogólnie za biurkiem, to w jakiś sposób są lepsi od pospolitego Nowaka i jeżdżą jak i gdzie chcą.

Czy w tym kraju naprawdę musi dojść do jakiejś tragedii, żeby władze zaczęły chociaż myśleć nad problemem?

EDIT:
Małe sprostowanie co do znaku o którym mowa. Generalnie chodzi o znak "Zakaz ruchu w obu kierunkach", ale żeby aż tak się nie rozpisywać (i żeby nie wyszło zbyt długo, skróciłem to trochę do "zakazu przejazdu".

urzędniki ponad_prawem droga

by Neros
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar babubabu89
7 7

Znając pomysły naszych włodarzy to pewnie zlikwidują zakazy :D

Odpowiedz
avatar imhotep
5 5

Żaden dziennikarz się jeszcze nie zainteresował?

Odpowiedz
avatar Neros
5 5

Nic, a nic. Po prostu sprawa olewana, mimo iż nie raz niektórzy mieszkańcy zgłaszali to że ludzie robią sobie skróty akurat przez tą drogę spacerową "bo jest szybciej do centrum dojechać" (bo jak się przejedzie obok dworca, poczty i urzędu, to potem jest łatwa trasa na rynek starego miasta.). Więc niektóre cwaniaczki co robią? Olewają jazdę normalną trasą i walą przez park. Szczęściem (lub pechem dla takich cwaniaków) trafia się niekiedy patrol policji lub straży miejskiej. Ale i w tym przypadku mam wrażenie że wezmą tylko spiszą numery wozu i prawka, a potem to gdzieś przepada. Bo ludzie jak jeździli, tak jeżdżą do tej pory.

Odpowiedz
avatar zojka
5 5

tragedia nic nie da - no chyba, że zginie syn jakiegoś urzędasa albo matka lokalnego ważniaka. Skoro głównymi winowajcami są urzędnicy, to policja pewnie boi się palcem kiwnąć.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

Nie ma w PoRD znaku "Zakaz przejazdu".

Odpowiedz
avatar Neros
3 5

@zmywarkaBosch: Ok. Dokładniej to chodzi o "zakaz ruchu w obu kierunkach", tylko po prostu to uprościłem.

Odpowiedz
avatar kojot_pedziwiatr
5 5

Poszukaj na facebooku, są grupy polujące na "święte krowy", myślę że nawet na warszawskiej grupie gdy podasz gdzieś, to w Twojej okolicy pojawią się obrońcy tej ulicy. Oni to się znają na rzeczy i trollowaniu gburasów.

Odpowiedz
avatar iks
4 4

Rób zdjęcia tak by był widoczny kierowca + blachy i zakładaj profil na fb np. "Znający przepisy z wsi xyz" ;)

Odpowiedz
avatar Neros
4 4

Jak wcześniej wspomniałem, ojciec robił zdjęcia, na których było widac zarówno znak zakazu jak i rejestrację kierowców. Potem sprawa trafiła do policji razem ze zdjęciami. później tylko dodatkowa rozmowa w tej sprawie... a potem cisza. I to do tej pory. Po prostu olali sprawę.

Odpowiedz
avatar iks
2 2

@Neros: A gdzie ja napisałem że na Policję? :) Wklejasz je na facebooka - wstyd szybciej zadziała niż układziki.

Odpowiedz
avatar Rak77
3 3

Klasyka rodem z powieści "Folwark zwierzęcy" Wszyscy (wobec prawa) są równi ale niektórzy są równiejsi.

Odpowiedz
avatar yakhub
2 2

@Rak77: Sprecyzujmy: równiejsze są ŚWINIE :)

Odpowiedz
avatar cija
1 1

Nic tylko przekonać lokalnych włodarzy, żeby zainstalowali jakieś słupki na końcach drogi.

Odpowiedz
avatar Neros
1 1

Tak, tylko ta sama droga prowadzi do boisk, w których młodzież gra w piłkę i urządzane są mecze lub innego rodzaju zawody (oba boiska są własnością lokalnego ośrodka sportowego). Przez co nie chce im się chyba zbytnio stawiać takowych słupków (a pamiętam że za mojej młodości to tam słupki były, a nawet jest i szlaban jeszcze, tylko podniesiony i powyginany, co by się dzieciarnia na tym szlabanie nie huśtała).

Odpowiedz
avatar Ciejka
0 0

Wkurzają mnie takie historie, urzędasy i władze pie*dolone. Trzymam kciuki by jak najprędzej ta dziecinada się skończyła, a mogliby też ustawić tam te "kocie łby" psujące zawieszenie, już ciul ze służbami miejskimi...

Odpowiedz
avatar mac1985_kce
1 1

A wiecie co w tym wszystkim jest najśmieszniejsze? nawet gdyby stała policja i zatrzymywała to może się okazać że większość jeżdżących tam i tak nic nie zrobią bo mogą te osoby mieć karty inwalidy a one zwalniają z zakazu ruchu

Odpowiedz
avatar Neros
1 1

Wiesz że coś może w tym być? Może urzędnicy z Urzędu Miasta dostali takowe karty (zezwolenie wspomniane przez "panią Kowalską"). Bo to trzeba mieć coś z głową faktycznie żeby "śpieszyć się do domu po robocie" waląc na skróty przez drogę na której zabroniony jest ruch w obu kierunkach i po którym spacerują dzieci.

Odpowiedz
avatar LJ73
0 0

Jeden mądry głos. Reszta do poprawki części teoretycznej egzaminu na prawo jazdy ;) Karta inwalidy, lub precyzyjniej karta parkingowa wydana do legitymacji inwalidy zwalnia z B-1, B-3, B-3a, B-4, B-10, B-35, B-37, B-38, B-39. I niestety, nadal łatwo ją dostać mimo przeprowadzonej jakiś czas temu całkowitej weryfikacji. Wystarczy popatrzeć na ABSów parkujacych swoje Audi Q9 czy inne Cayenne na miejscach dla inwalidów.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Władze nie zaczną myśleć, bo to właśnie "władze" łamią zakazy, które same ustanowiły. A rozwiązanie proste - wprowadzić dla urzędników pięciokrotnie surowsze kary. Czyli 25 punktów, prawo jazdy odebrane na 5 lat i mandat 1250 złotych. Do tego odebranie stanowiska i dożywotni zakaz pracy w tzw. "budżetówce". Da się? Da. Tylko trzeba to wymusić. Niestety siłą, bo szczerze wątpię, żeby po dobroci to przeszło.

Odpowiedz
avatar lvlaras
2 2

Może i tutaj sytuacja jest w miarę klarowna, ale znam ten problem z całkiem drugiej strony. W mojej pracy często zdarza się, że muszę dojechać samochodem w miejsce do którego teoretycznie nie da się dojechać, bo np. znajduje się ono pośrodku parku, czy rynku miejskiego. W większości wypadków jest to uzgodnione z właścicielem/dzierżawcą terenu. Z reguły mamy za szybą legitymację organizatora "imprezy". Do tego staram się jechać powoli i ostrożnie, gdy jest dużo ludzi to mam otwarte szyby aby dodatkowo słyszeć co się dzieje dookoła. Większość osób nie robi problemu, ale nagminnie znajduje się jakiś "szeryf" który mimo iż ma praktycznie pusty i szeroki na 5, czy 10 metrów deptak to za żadne skarby nie zejdzie mi z drogi. Wręcz celowo zwolni tempo do 2km/h i pod nosem podzieli się swoim znajomym/rodzinie co o mnie myśl (oczywiście w niecenzuralnych słowach). Czasami nawet znajdzie się odważniejszy co to pogrozi mi jakimś gestem. Nauczony doświadczeniem już nawet nie próbuję ich prosić o zejście ten 1m w prawo/lewo, gdyż na 90% otrzymałbym informację, że on ma tu prawo iść, a na 10% koleś by się zatrzymał i zaczął np. wiązać buta. A potem widzę takiego, jak z uśmiechem korzysta z dowiezionych i rozstawionych prze zemnie atrakcji :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 stycznia 2017 o 14:39

Udostępnij