Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia z poczekalni o akwizytorach zbierających na rysie przypomniała mi moją przygodę.…

Historia z poczekalni o akwizytorach zbierających na rysie przypomniała mi moją przygodę. Będzie trochę tym, co sama zaobserwowałam, trochę informacji od kolegi, który pracował w tym procederze. Piszę to głównie dla przestrogi.

Mam doświadczenie w reklamie i copywritingu, szukałam więc pracy w tym sektorze. Odpowiedziałam na kilka ogłoszeń, w tym jedno, niespecjalnie podejrzanie, chociaż mało konkretne, coś o prowadzeniu "kreatywnych kampanii marketingowych".

Zadzwoniono do mnie już następnego dnia, prosząc o przybycie nazajutrz na rozmowę kwalifikacyjną. Pomyślałam, że coś szybko, ale cóż - może akurat była to końcówka ich procesu rekrutacyjnego? W każdym razie, na rozmowę przybyłam, biuro dość małe, ale ładne, nikogo prócz mnie i pani w garsonce, która zaproponowała mi kawę. Ona też prowadziła rozmowę ze mną.

Zasadniczym problemem było to, że pomimo trwania rozmowy... nie miałam zielonego pojęcia, na czym miałyby polegać moje obowiązki, prócz tego, że ma to coś wspólnego z UNICEF-em i ochroną gatunków. Gdy się zapytałam, jaki miałabym zakres obowiązków, pani powiedziała mi, że... oni nie prowadzą kampanii reklamowych, bo to nieopłacalne, nie daje efektów i w ogóle be. Czyli w sumie dowiedziałam się, że firma, która zaprosiła mnie na rozmowę w kwestii prowadzenia kampanii marketingowych... nie prowadzi kampanii marketingowych. No świetnie.

Nie podłamałam się, może chodziło im o to, że nie wyświetlają reklam, ale prowadzą jakieś kampanie uświadamiające, nie wiem, spotkania dla szkół odnośnie ochrony zwierząt, rozdawanie puszek Coli w imię ginących rysi czy innych koszulek z Harambe. Pani w garsonce jednak była bardzo zacięta w niemówieniu mi, co właściwie miałabym robić, w końcu więc uznałam, że chrzanię to, niekoniecznie chcę pracować w firmie, która albo mnie robi w wała, albo zatrudnia do rekrutacji aż tak cudownie kompetentnych ludzi. Pożegnałam się, pani w garsonce powiedziała, abym czekała na telefon, pokiwałam głową i poszłam w ciul. I tak nie zadzwonią.

I nie wiedziałabym, o co chodzi, gdyby akurat kolega mi nie wytłumaczył, czego byłam świadkiem.

Otóż właśnie byłam na rozmowie kwalifikacyjnej do wyjątkowo koszmarnej akwizytorki. Firma, która mnie przesłuchiwała, to jakaś miliardowa firma-córka grupy Appco, zajmującej się pośredniczeniem w akwizycji. Sztuka polega jednak na tym, że:

- nie dowiadujesz się, co to za praca do chwili, gdy w "dniu próbnym" idziesz "w teren". To ważne, bo przedtem mamią cię połowę dnia na szkoleniu, obiecując złote góry, o ile będziesz usłużnie zapieprzał dla nich wciskając różne rzeczy po blokach. Standardowa wizja to własne biuro po kilku miesiącach intensywnej pracy, ogólnie wmawianie, jaka to wielka szansa człowieka spotkała, że akurat tam trafił i że jeśli będzie zdeterminowany, szybko awansuje na "ownera", czyli kogoś w stylu zarządzacza tymi malućkimi zapieprzającymi po blokach. Ot, typowa piramidka, zrekrutuj się, potem rekrutuj innych.

- firmy zatrudniają na umowę o dzieło, jednocześnie wymagając dyspozycyjności czasami po 12h dziennie, z sobotą włącznie. Oczywiście, tego nie mówią od razu, dopiero po przepraniu mózgu wizją mercedesa. Jedyna wypłata to prowizja od sprzedaży - 40% od razu i jakieś 60%, jeśli klient nie zrezygnuje przez kilka miesięcy z subskrypcji abonamentowej. W dziwny sposób klienci zazwyczaj rezygnowali wtedy, gdy ktoś miał wszystkiego dosyć i chciał rzucić tę robotę.

- dojazdy do nieszczęsnych ofiar... znaczy, klientów załatwiasz sobie samodzielnie na swój koszt. Firma uczy cię najgorszych socjotechnicznych sztuczek, aby wciskać towar każdemu. Otoczka podobno tego całego szajsu jest niesamowita, ciągłe spotkania "motywacyjne", parcie na coraz więcej umów, wciskanie, że jeśli na tych koszmarnych warunkach nie zarabiasz kokosów, to sam jesteś sobie winien, widocznie się nie nadajesz. Ciągle powtarzanie, że oni w tej firmie będą mieli przed sobą świetliste kariery, a jeśli ktoś ma jakieś zastrzeżenia co do samej polityki firmy, to pewnie skończy na kasie w McDonaldzie czy innej Biedrze.

Nie będę więcej się produkować, jeśli ktoś jest ciekawy praktyk, wpisanie w google "Appco", "GQ Marketing" odkrywa zakamarki internetów pełne oszukanych pracowników.

by vera
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
11 11

Jako młoda i naiwna istota człokokształtna lecz jeszcze nie myśląca przepracowałam w takim czymś 3 tygodnie. Było to jakieś 13 lat temu. Pranie mózgu było niesamowite, ludzi wciągano w matnię dziwnych przyśpiewek i relacji, wszystko na tyle krępujace, ze większość wstydziła się powtórzyć je komukolwiek z poza "firmy". Akwizytorzy pracowali tyle godzin, ze nie mieli najmniejszych szans utrzymywac żadnych innych kontaktów czy to rodzinnych czy towarzyskich. Całość wyglądała jak sekta

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
17 19

To bardzo rzadki przypadek na piekielnych - wskazanie piekielnego palcem i podanie jego nazwy. Brawo, łap plusa.

Odpowiedz
avatar bezznaczenia
8 8

Parę lat temu też byłam na takiej rozmowie. Wtedy na tapecie były pandy. Treść ogłoszenia "Praca biurowa, nie telemarketing", treść nie wzbudzała podejrzeń a do tego było blisko. Telefon z zaproszeniem jeszcze tego samego dnia (pierwsza lampka ostrzegawcza) więc próbuję znaleźć firmę w google- nic (druga czerwona lampka- potem okazało się, że po prostu często zmieniają nazwę ze względu na negatywne opinie). Pan przyciśnięty na rozmowie wyznał,że miałabym dzwonić po ludziach i namawiać ich na te abonamenty a piszą,że to praca biurowa bo z biura się dzwoni :D Zapytałam więc po co zaznaczają, że "nie telemarketing" - otóż wg nich to nie jest telemarketing bo oni nic nie sprzedają, poza tym jakby napisali prawdę to nikt by nie przyszedł. Pan był bardzo zdziwiony odmową.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 grudnia 2016 o 20:19

avatar timo
6 10

"ma to coś wspólnego z UNICEF-em i ochroną gatunków" - hmm, a ochroną jakich to gatunków - poza młodymi osobnikami gatunku ludzkiego - zajmuje się UNICEF? UNICEF: Fundusz Narodów Zjednoczonych na Rzecz Dzieci (ang. United Nations International Children’s Emergency Fund, od roku 1953 United Nations Children’s Fund) – organizacja humanitarna będąca częścią systemu ONZ. Głównym celem UNICEF jest pomoc dzieciom w zakresie wyżywienia, ochrony zdrowia, ochrony przed przemocą i wykorzystywaniem oraz edukacji. Zasięg działania organizacji jest globalny.

Odpowiedz
avatar vera
1 7

A gdzie niby pisałam, że UNICEF zajmuje się ochroną gatunków? O.o Naprawdę muszę tłumaczyć znaczenie spójnika "i"?

Odpowiedz
avatar timo
0 2

@vera: sorry, ale jakoś nie spotkałem się w życiu z organizacją, która zajmuje się jednocześnie pomocą dzieciom i ochroną przyrody...

Odpowiedz
avatar vera
2 2

Jeśli chodzi o firmę, do której aplikowałam, to zajmuje się ona akwizycją na rzecz tego, za co akurat jej płacą, od organizacji charytatywnych po wciskanie abonamentów Netii.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

Tak samo działa prąd z Multimedii. ;) Kolega pracował rzucił po tygodniu.

Odpowiedz
avatar Morog
5 5

Jeśli nie chcą podać na czym ma polegać praca to na 100% jakaś akwizycja, trzeba uciekać.

Odpowiedz
avatar Ania1008
6 6

Też szukam pracy w tym zawodzie i nauczyłam się jednego: nie odpowiadać na oferty pracy, w których nie ma żadnych wymagań oprócz bzdetów typu motywacja do pracy.

Odpowiedz
avatar marius
1 1

Do mnie [J] kiedyś przyszedł jakiś młody [M] z plakietką WWF. M (w skrócie): Zachęcam do dobrowolnych wpłat na rzecz ratowania rysi. J: Sokoro rysie wymierają, to nie mają na co polować. Skoro nie ma zwierzyny, to i drapieżnik nie jest potrzebny. Rysie muszą wymrzeć, żeby zrobić miejsce w ekosystemie dla innych zwierząt. (Dla pseudozielonych: Podobają mi się te koty, ale nie zamierzam swoim egoizmem niszczyć ekosystemu, jak to WWF robi.)

Odpowiedz
Udostępnij