Pecha ciąg dalszy.
Tym razem z poprzedniego tygodnia.
Mieszkamy w domku na wsi. Został zbudowany przez zespół patentowanych partaczy i idiotów.
Że wspomnę choćby o postawieniu dwóch kominów i nie zrobieniu ani jednej wyczystki...
Kominiarz, na ten widok, słabym głosem zasugerował natychmiastowe poprawki, pod groźbą zamknięcia możliwości dogrzewania się drewnem.
Moja wina. Bo, po pierwsze, pozwoliłem ówczesnej połowicy na zaangażowanie pijanego kretyna i jego wesołej brygady, a po wtóre, nie miałem czasu pilnować ich poczynań.
W efekcie, rozstałem się zarówno z brygadą, jak i żoną...
Ale do rzeczy.
Dom posiada dach. To podobno ważny element konstrukcyjny.
Nasz cieknie.
Od początku. Przy obydwu kominach.
Najpierw próbowałem zmusić partacza do poprawek. Zgodnie z zasadami rękojmi, czy jak to się tam nazywa.
Spróbował dwukrotnie.
W wyniku prób, zniknęła część trawnika, zryta drabinami, zaś dach nadal przeciekał.
Potem próbował drugi fachowiec jako, że budowlaniec roku uciekł za granicę i przestał reagować na moje prośby i groźby.
Ten odniósł sukces zaledwie połowiczny. Przestało zaciekać przy jednym kominie.
Za to zaciek przy drugim, kiedy przyszła jesień, powiększył się dwukrotnie i porósł formami życia nieznanymi botanikom.
Toteż, od trzech miesięcy próbowałem znaleźć dekarza, który uszczelni ten cholerny dach...
Myślicie, że w kraju ludzi biednych łatwo znaleźć chętnych do pracy?
Poprzedni poprawiacz odebrał, a jakże, obiecał przyjść i ... nie przyszedł.
Kolejny, umówił się ze mną na telefon za trzy dni. On zadzwoni, a gdyby zapomniał, to ja mam zadzwonić.
Zapomniał. I przestał odbierać telefony. I - na wszelki wypadek - usunął z sieci numer komórki, zostawiając jedynie nieczynny stacjonarny.
Wreszcie sukces!
Dodzwoniłem się do poważnych ludzi. I tu zaczął się prawdziwy dramat.
Firma rodzinna, tata z synem. Przesympatyczni. Fachowi. Punktualni.
Przyjechali w czwartek, wleźli na dach, uraczyli mnie historią o sklejonych kropelką popękanych dachówkach i braku obróbki komina od tyłu. Zmierzyli wszystko.
Tego samego dnia, zadzwonili, żeby potwierdzić zakres robót.
Mieli wejść w sobotę.
Tego dnia przyjechałem na dyżur. I zobaczyłem starszego fachowca na swoim oddziale.
Doznał czegoś w rodzaju wstępu do udaru mózgu...
Przyjęliśmy go do właściwego oddziału.
Poleżał do środy.
W środę zadzwonił jego syn. Tata wychodzi ze szpitala, czuje się świetnie, w czwartek widzimy się na moim dachu.
W czwartek rano, zajechałem do pracy. I widzę znajome nazwisko na liście pacjentów.
Tym razem nie było ostrzeżenia, pełny udar...
Dzisiaj zadzwonił młodszy fachowiec z informacją, że w sobotę sam z kolegą wchodzi na dach...
Ja tam przesądny nie jestem, ludziom życzę jak najlepiej, ale... kwiaty chyba na wszelki wypadek kupię...
uslugi
I on wyjął ten sekator i ciach, ciach tym sekatorem.
OdpowiedzKtoś chyba nie zrozumiał aluzji do konspiracyjnej gadki w obozie z filmu "Jak rozpętałem II wojnę światową". Szkoda...
Odpowiedz"Wstęp do udaru mózgu"? A cóż to takiego? Bo na mój rozum to facet miał normalny mikroudar. Więc powinien leżeć w szpitalu dłużej niż trzy dni. Może, gdyby podali mu leki na nadciśnienie ALBO profilaktycznie clexane - do drugiego udaru by nie doszło? Tylko najpierw powinien mieć zrobioną przynajmniej tomografię.
Odpowiedz@Armagedon: To takie TIA opowiedziane językiem zrozumiałym również dla nie-medyków. Leżał kilka dni, zrobiono mu tomografię, podano leki. A i tak rozwinął pełny udar. Nie rozumiem, dlaczego traktujesz leki przeciw nadciśnieniu jako zamiennik środka przeciwkrzepliwego... To pierwsze chroni przed udarem krwotocznym, to drugie, przed niedokrwiennym...
Odpowiedz@anuubis: Ona po prostu lubi komentować tematy medyczne, kompletnie nie mając o tym pojęcia.
Odpowiedz@anuubis: Nie jako zamiennik, tylko właśnie nie wiedziałam jakiego rodzaju udar facetowi groził? Przecież mógł mieć niskie ciśnienie i zbyt "gęstą" krew, albo duże nadciśnienie i wysoki cholesterol, na przykład.
Odpowiedz@Armagedon: Od soboty do środy mamy 5 dni.
Odpowiedz@didja: No nie, bo sobota i niedziela to dni nierobocze, więc ich nie wliczamy, więc niby 5 dni, ale w tym weekend, więc 3 dni.
Odpowiedz@Armagedon: le_szek ma rację, co by nie mówić...
Odpowiedz@Armagedon: A tak swoją drogą, co to jest mikroudar? Udar u bardzo małego pacjenta? Czy taki, który wyłącza jedynie małe palce?
Odpowiedz@Armagedon: Zabrakło pomysłów? ;) hehe
Odpowiedz@ziobeermann: Pomysłów na co?
Odpowiedz@anuubis: Przeciętny konował, lub kandydat na konowała, zawsze najlepiej sprawdza się w próbach robienia z pacjentów idiotów. Zwykle wtedy, gdy sam czegoś nie wie. Naprawdę sądzisz, że w dzisiejszych czasach ludzie nie wiedzą co to udar? I że nie odróżniają krwotocznego od niedokrwiennego? No i, oczywiście, nie znają ich przyczyn? "...takie TIA opowiedziane językiem zrozumiałym również dla nie-medyków." Jasne, bo nie-medyk nie pojmie określenia "atak niedokrwienny". Trzeba mu łopatologicznie, jak dziecku w przedszkolu "wstęp do udaru mózgu". Najpierw był "wstęp", a potem "rozwinięcie tematu". Szkoda tylko, że nikt tego nie przewidział. Objawy minęły? No to kopa w tyłek i do domu. W tomografii też pewnie "nic nie wyszło"? To może trzeba było zrobić rezonans z kontrastem? Podano facetowi leki? A jakie? Przeciwkrzepliwe, czy obniżające ciśnienie? No i na jakiej podstawie je podano? Oznaczono mu poziom D-dimerów? Facet trafia na SOR w sobotę, robi mu się tomografię, jakieś inne badania i przenosi na oddział. W niedzielę pacjent wypoczywa, doktor dyżurny na "obchodzie" pyta "no jak tam, wszystko w porządku?" i tyle. W poniedziałek zlecają dodatkowe badania, we wtorek szykują wypis na środę. Znaczy - pacjent zdrów. Dalszą terapię może uskuteczniać w domu. Tylko ciekawe, czy pozwolono mu po dachach łazić? No, może się nie przyznał, inni nie wiedzieli... Ale ty wiedziałeś przecież. Ciekawe, jak byś się czuł, gdyby chłop dostał tego udaru na twoim dachu? I zleciał, na przykład? A co do mikro udaru (pisze się osobno, mój błąd), obywatelu... Wiesz, to to samo co mini udar, czyli taki malutki udarek. Zdarza się, że nawet nie daje specjalnie zauważalnych objawów, albo objawy szybko ustępują. Jednak w badaniu tomograficznym powinien być zauważalny. Tak przynajmniej było w moim przypadku. No, to tyle.
Odpowiedz@Armagedon: No właśnie na takie baśnie braci Grimm. Czytam co pisze anuubis i wiem, że facet jest dochtorem i wie co pisze. O Tobie oprócz tego, że czepiasz się każdego na Piekielnych nie wiem nic, ale taka rada dla Ciebie: „Lepiej jest nie odzywać się wcale i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości."
Odpowiedz@Armagedon: "w próbach robienia z pacjentów idiotów" Z niektórych robić nie trzeba. Naprawdę chcesz zaimponować tutaj tym, że poguglałaś i zrobiłaś kompilację ze znalezionych stron na temat udarów? Kopiowaniem paru fachowych określeń?
Odpowiedz@le_szek: A to się uśmiałam. JAKICH fachowych określeń? Bo żadnych tam specjalnie nie widzę. Ale rozumiem o co ci chodzi. Uważasz, że żaden przeciętny zjadacz chleba nie ma prawa wiedzieć co to udar, atak niedokrwienny, rezonans i kontrast. A już na pewno nie słyszał nigdy o zakrzepicy, D-dimerach i pojęcia nie ma w jakim celu podaje się clexane. No bo SKĄD? Bez fachowca - ani rusz! Człowiek ciemny jak tabaka w rogu. Chyba, że sobie WYGUGLA. Tylko, żeby "se wyguglać" - trzeba wiedzieć czego szukać. A tamten powyżej, z kolei, uważa, że te fachowe określenia to "baśnie braci Grimm". No i "jak tu żyć, panie premierze, jak tu żyć"?
Odpowiedz@Armagedon: Całe szczęście, że nie jestem konowałem. Ani kandydatem. A udar, z definicji, to zaburzenia, które trwają powyżej 24 godzin. Stąd, dywagacje na temat "małego udaru" są pozbawione sensu... Bo jak mija szybko, to jest TIA. A nie udar.W godzinę po wystąpieniu objawów, nawet gdybym mu zrobił PET, nie tylko rezonans, to co najwyżej media sign zobaczę, bo martwicy niedokrwiennej jeszcze nie ma. Możemy dyskutować tak długo i namiętnie. Tyle, że ja mam chyba nieco lepsze podstawy merytoryczne do dyskusji. I pieczątkę też... Chociaż, to ostatnie zdanie tłumaczy zawiłość Twojego rozumowania...
Odpowiedz@Rollem: W jakim sensie - nierobocze? Że niby na weekend delikwenta od monitoringu odłączają? Leków nie podają do poniedziałku?
OdpowiedzRozstałeś się z żoną bo kiepskich fachowców zatrudniła?
Odpowiedz@GythaOgg: Podobno nic tak nie wystawia na próbę małżeństwa jak budowa domu. Znam wiele par, które właśnie po budowie się rozwiodły.
Odpowiedz@GythaOgg: Gytho Ogg, sama pochowałaś czterech mężów.
Odpowiedz@ziobeermann: A to tylko oficjalne wyniki! :D
Odpowiedz@GythaOgg: Jesteś poczciwym, starym tobołem Gytho, ale nie ma w Tobie zła. Poza tym, czarownice nie mordują. Każdy Pan Ogg umarł śmiercią naturalną, jak... jak robiłaś z nim TO! Spójrz mi w oczy Gytho Ogg! Spójrz mi w oczy i tylko spróbuj zaprzeczyć! *starałem się wejść w styl Babci
Odpowiedz@GythaOgg: Bo edit już nie łapie W Ramtopach nie da się niczego zataić. Esme Weatherwax widzi wszystko. Tysiącami oczu. ;) GNU TP
Odpowiedz@ziobeermann: Chyba nie chcesz zadawać pytań czarownicy? Bo wiesz, mogłaby ci odpowiedzieć. I co być wtedy zrobił? ;)
Odpowiedz@GythaOgg: Akurat pytanie o radę Niani zawsze było dobrym pomysłem. Można było usłyszeć całkiem nową zwrotkę Piosenki o Jeżu, dostać łyczek czegoś, co Niania robi z jabłek, no głównie z jabłek. A przede wszystkim uważnie słuchający Gythy młodzi ludzie dowiadywali się wiele o tym, jak można siać wiele, nie obawiając się zebrania plonów. Do czarownic ramtoperzy chadzali jak do dentysty - nie chcesz, ale w końcu musisz ;)
Odpowiedz@ziobeermann: Może to dlatego, że Niania jest wróżką. Potrafi wywróżyć przyszłość z kufla piwa. Przyszłość ta nieodmiennie wskazuje, że niania wypije orzeźwiający kufelek :D
OdpowiedzZatrudnić pana Wiesia, bo taniej kilka razy niż za porządną ekipę nie zawsze oznacza taniej. Budowa domu to nie żarty. To tak jakbym wynajął elektryka, który "coś tam wie", a za jakiś czas chałupa idzie z dymem. Ja wolałbym zapłacić kilka razy więcej fachowcowi, niż mniej, a byle komu, bo coś tam potrafią.
Odpowiedz@leonkennedy: Za budowę domu zapłaciłem kupę kasy. W tej cenie spokojnie mogłem wziąć dobrą firmę. Tyle, że Pan Budowlaniec w jakiś sposób przekonał moją ówczesną żonę, że jest najlepszy na świecie... A ja non stop w pracy, nie miałem czasu ani pilnować partaczy, ani nie bardzo miałem wpływ na ich zatrudnienie... Ale biorę to na klatę - napisałem, że moja wina.
Odpowiedz@leonkennedy: Niestety najczęściej wywalenie kupy kasynie równa się fachowej robocie. Przy jak najlepszych chęciach, jak ktoś jest partaczemto spartoli.
Odpowiedz