Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Niniejszy wpis jest moim pierwszym w tutejszym portalu, więc na początku chciałabym…

Niniejszy wpis jest moim pierwszym w tutejszym portalu, więc na początku chciałabym się przywitać. Nie wiem, czy ta historia kogokolwiek zainteresuje, ale jej pisanie pomogło mi poukładać kilka myśli, więc czas na to poświęcony nie był straconym.

Mam na imię Alicja. I jestem chora. Od dzieciństwa. Mam cukrzycę, problemy z kręgosłupem, astmę, nietolerancję glutenu (tę prawdziwą) i szereg innych przypadłości. Z tym wszystkim dałoby się żyć, prawie normalnie. Dałoby się, gdyby nie rodzice, dla których najważniejszą moją cechą było, że byłam chora. Dlatego nigdy nie byłam na wycieczce szkolnej, nie pozwolono mi zapisać się do harcerstwa ani robić wielu rzeczy, które robią zwykłe dzieci.

Na szczęście, rodzicom zależało na mojej edukacji, a pochodzę z mieściny, w której nie ma żadnej dobrej uczelni, więc gdy dobrze zdałam maturę (a jak miałam zdać, jeśli nauka była jedną z niewielu rzeczy, które było mi wolno?), to z wielkim bólem i pełni obaw, rodzice pozwolili mi na studia w Stolicy. Tak, wiem że byłam pełnoletnia, a mimo to piszę, że "pozwolili mi", bo wtedy nie przychodziło mi do głowy, że mogę o czymś zdecydować wbrew ich woli.

Cały okres studiów upłynął na udawaniu, że nie robię rzeczy, które robię, bo chcę je robić i mogę je robić (tak, pytałam wprost lekarza, którego znalazłam w Warszawie, pierwszego normalnego, nie ustawionego przez rodziców). W ukryciu przed rodzicami zrobiłam praktyki, staże, drugi, bardziej wymagający kierunek studiów, w ukryciu przed rodzicami zdałam prawo jazdy i pracowałam przez ostatnie dwa lata studiów. Niestety, ta cała sytuacja była dla mnie źródłem stresów i napięć, które zaowocowały problemami psychicznymi (depresja, nerwica, stany lękowe).

Na szczęście, byłam na tyle przytomna, by w miarę szybko zapukać do terapeuty. Jak zrobiło się lepiej, to postanowiłam powiedzieć o wszystkim rodzicom, wytłumaczyć im że jestem dorosła i mogę żyć jak chcę, bo tak naprawdę od 4-5 lat już żyję jak chcę, a moje zdrowie wcale się nie pogarsza (oprócz tego psychicznego).

Nie trafiło to do nich. Uznali, że jestem nieodpowiedzialną smarkulą. Stwierdzili, że mam natychmiast wracać do domu (stara, dwudziestoczteroletnia baba). Powiedzieli, że nie będą mi dawać już więcej pieniędzy. Byli w szoku, że od paru lat utrzymuję się sama, a pieniądze od nich trafiają na konto oszczędnościowe i mogę im je w każdej chwili oddać. Wyjaśniając, nie broniłam się przed comiesięcznymi przelewami od rodziców, bo wiedziałam, że odmowa ich przyjmowania skończy się ogromną awanturą, a sytuacja finansowa moich rodziców powodowała, że ta kwota w ogóle nie była dla nich odczuwalna.

Tak więc, wstrzymanie finansowania wcale nie ściągnęło mnie do domu. Zaczęło się piekło. Matka zaczęła się nagle pojawiać w Warszawie co tydzień, odwiedzać mnie bez zapowiedzi, "przypadkiem" spotykać mnie pod moją pracą i tak dalej. To znaczy, tych wydarzeń było dużo więcej (telefony, nasyłanie wujków, anonimy do pracy), ale opiszę je może kiedyś, teraz nie chcę o tym myśleć. Byłam na skraju wyczerpania nerwowego.

Wybawieniem wydała się... korporacja w której pracowałam. Udało mi się załatwić przeniesienie do oddziału w innym kraju na pół roku. To nie był awans, właściwie to miałam tam zarabiać trochę mniej niż w Warszawie (ale koszty życia także niższe).

I w tym momencie należy zakończyć wstęp traumatyczno-historyczny, do którego pewnie będę wiele razy odsyłać w kolejnych historiach (jeśli ktoś będzie chciał je czytać), a przejść do konkretnego zdarzenia, które chciałabym opisać.

Jak już załatwiłam wyjazd zagranicę, to poczułam się troszkę lepiej: taka dorosła, niezależna i wreszcie odrobinkę pewna siebie. Postanowiłam, że kasę z premii rocznej, paru dodatkowych zleceń i ekwiwalent za niewykorzystany urlop wydam na swój pierwszy samochód, którym pojadę do nowego życia w nowym kraju. ;) Akurat tato koleżanki sprzedawał swoje wozidło. Na brakujące kilka tysięcy wzięłam pożyczkę i stałam się posiadaczką kilkunastoletniego fiaciorka.

Przed wyjazdem z Polski postanowiłam odwiedzić Babcię, bo z nią kontakty ciągle utrzymywałam, mimo sytuacji między mną, a rodzicami. Zaparkowałam wóz pod blokiem Babci i poszłam porozmawiać, pożegnać się, przekonać, że nie musi się martwić (choć ona to rozumiała w przeciwieństwie do rodziców).

Siedząc u Babci usłyszałam huk i wycie alarmu mojego auta. Zeszłam na dół, na tyle na ile mogę, bo do biegania po schodach to ja się nie nadaję i zobaczyłam... starego dostawczaka z firmy moich rodziców wkomponowanego w bok mojego "nowego" auta. Okazało się, że ojciec firmowym gratem rozwalił mój samochód, licząc że się przestraszę i nie wyjadę.

Nie przestraszyłam się. Sytuacja nie pogorszyła moich relacji z rodzicami, bo gorsze być nie mogą. Pogorszyła trochę moją nerwicę. I depresję. Ale wyjechałam. Tylko auta szkoda. Ulysse rzadki model i drugiego takiego nie znalazłam i musiałam na jakiś czas zadowolić się nudnym volkswagenem. ;)

Gwoli wyjaśnienia powstałych wątpliwości "historia zmyślona, nie da się tyle rzeczy osiągnąć na raz": ja nic szczególnego jeszcze nie osiągnęłam. Zrobiłam licencjat z prostego i lekkiego kierunku, ostatnie dwa lata studiowania poważniejszego kierunku przepracowałam jako szeregowy pracownik korporacji. Dopiero od tego momentu zaczęłam utrzymywać się sama i odkładać kasę od rodziców. Zarabiałam poniżej średniej krajowej. Wynajmując mały pokoik udało mi się w dwa lata zaoszczędzić 8 tysięcy na kilkunastoletnie auto. Bo mało imprezowałam i nie byłam nigdzie na wakacjach.
Wyjazd za granicę nie jest żadnym awansem. To firma międzynarodowa, więc miałam możliwość przeniesienia się z szeregowego stanowiska w Polsce na tak samo szeregowe stanowisko daleko od Polski, bez awansu ani podwyżki. Było mi to potrzebne, więc skorzystałam z tej opcji.
A moje zdrowie pozwala mi aktualnie na prawie normalne życie. Muszę brać lekarstwa, przestrzegać diety i uważnie wybierać formy aktywności fizycznej. Kiedyś było dużo gorzej i stąd przewrażliwienie rodziców.

rodzice

by Saskatchewan
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar kalulumpa
23 23

Porobiłaś zdjęcia i zgłosiłaś szkodę do ubezpieczyciela ojca?

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
18 22

@kalulumpa: Niestety dałam się zmanipulować i przyjęłam gotówkę bez wzywania policji. Nie byłam wtedy w dobrej formie. Finansowo na tym nie straciłam. Auta było szkoda nie w finansowmy wymiarze, tylko dlatego, że ciężko taki drugi znaleźć.

Odpowiedz
avatar kalulumpa
18 18

@Saskatchewan: Rozumiem, że w takim stanie psychicznym ciężko myśleć o tego typu rzeczach, jednak w takich sytuacjach lepiej postawić na swoim. W innym wypadku cały czas będą próbować wejść Ci na głowę, musisz się postarać to ukrócić. Zdrowia i powodzenia! :)

Odpowiedz
avatar mikmas
-2 4

@Saskatchewan: Zaoszczędziłaś 8k+jakieś premie i jeszcze wzięłaś KILKUTYSIĘCZNĄ pożyczkę na KILKUNASTOLETNIEGO FIATA?! Które kilkunastoletnie auto (nie ekskluzywne) tyle kosztuje? Pytam z czystej ciekawości, co to za fiucior

Odpowiedz
avatar LJ73
3 3

@mikmas - w treści masz odpowiedź. Auto rzadko spotykane i warte tej ceny, jeśli jeszcze z silnikami TD lub JTD to podwójnie szkoda. 806, Ulysse i Evasion (bo to bliźniaki) w cyklu produkcji były kilkukrotnie kąpane w roztworze cynku, dlatego też blacharka nawet pełnoletnich jest w bez porównania lepszym stanie niż kilkuletnich popierdółek. To jak porównać blachę Audi 80 do Mercedesa okularnika. Silnik JTD nie do zajechania. Na dodatek (jeśli to był unikalny egzemplarz) auto 9-cio osobowe, drzwi boczne dla drugiego rzędu siedzeń odsuwane (rewelacja na parkingach szczególnie jak jest się dumnym posiadaczem dzieci), klima, pełna elektryka etc. Auto prowadzi się super, promień skrętu naprawdę mały, widoczność doskonała. Skąd wiem, bo sam mam Scudo Combinato (bardziej towarowa wersja), choć ostatni człon nazwy mówi że to odpowiednik Caravelle w przypadku T4 VW.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
3 3

@LJ73: To był już ten fiacik, który był rodzeństwem z 807, a nie 806. Z pierwszego roku produkcji po tym jak zmieniono generację. Miał 7 foteli. Baj de łęj, sprzedając te fotele osobno przyzwoicie na tym wyszłam, bo dużo ludzi ma wersje pięcioosobowe i jest zainteresowanych przeróbką.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 grudnia 2016 o 14:42

avatar halboot
0 0

@LJ73: Tylko dwa drobiazgi... 1 - Eurovan osobowy nigdy nie miał wersji 9 miejscowej. (nie mówię o dostawczym) tylko 5/7/8 - w zależności czy miał tylne fotele czy ławkę z tyłu - to ostatnie to egzotyka. 2 - wszystkie silniki diesla są francuskie (1.9 i 2.1 to rodzina XUD, 2.0 to DW10) JTD w tym "Fiacie" to tylko znaczek na klapie.

Odpowiedz
avatar Zylet
21 23

Współczuję cholernie toksycznych i nadopiekuńczych rodziców, ale jesteś dzielna - trzymam za Ciebie kciuki i czekam na dalsze historie. Powodzenia!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 9

@Jorn: kasę oddała. A z samochodem najlepszy test dorosłości, może jak ojciec zobaczy na własne oczy, ze córka wie co zrobić ze zdarzeniem drogowym, to coś w głowie przeskoczy.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
19 23

@Jorn: Nie traktowałam tych pieniędzy jako moje, chciałam mieć możliwość zwrotu ich rodzicom w każdej chwili.

Odpowiedz
avatar rennard
10 18

Fanie piszesz! wincyj!

Odpowiedz
avatar kirin
2 18

@maat_: ja to się nawet zastanawiam, skąd ojciec wiedział o wizycie córki u babki i skąd ta pewność, że to akurat jej auto (w końcu w dobrych stosunkach nie żyli) :).

Odpowiedz
avatar Agness92
18 22

@maat_: studia na uczelni publicznej sa darmowe

Odpowiedz
avatar Grejfrutowa
14 16

@Candela: kosztuje, ale co ma do tego bezpłatne studiowanie? Mieszkanie i niestudiowanie kosztuje tyle samo, co mieszkanie i studiowanie.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
19 23

@maat_: Studiowałam jeden prosty i mało wymagający kierunek (typu socjologia, kulturoznawstwo, religioznawstwo) bo na taki mnie namówiono, mówiąc, że cięższe to nie na moje zdrowie. Potem zaczęłam robić z własnej woli trudniejszy, to znaczy normalny. Jak prawo, ekonomia, finanse. Coś takiego. Z tego pierwszego zrobiłam tylko licencjat. Do pracy poszłam dopiero jak mi został na głowie tylko drugi kierunek i dopiero od tego momentu zaczęłam się utrzymywać sama. Auto kosztowało 14 tysięcy, z tego 6 tysięcy na kredyt. Mieszkałam w wynajmowanym pokoju, dość daleko od centrum. Dalej to jest według Ciebie nierealne?

Odpowiedz
avatar ziobeermann
10 10

@Saskatchewan: Zlej je obie. Zawsze nieomylne, wszystkowiedzące i pyskate baby.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
9 9

@Saskatchewan: Nie przejmuj się, tutaj są stali bywalcy, którzy tylko patrzą jak się do czegoś doczepić. Bo przecież jak to można studiować na raz dwa kierunki?! Osobiście znam dziewczynę, która w pierwszym roku nie dostała się na medycynę, więc poszła na Politechnikę na kierunek informatyczny. W drugim roku dostała się na UŚ, ale tego roku na Politechnice szkoda. Więc pociągnęła dwa kierunki, tyle że jeden stacjonarnie a drugi nie. Da się? Ano da. Pokój w Wawie spokojnie można wynająć za 400 zł, co jest raczej niewygórowaną ceną, nie rozumiem kwestii utrzymania się w stolicy a np. w Katowicach. A co do pracy, chyba większości korpo kojarzy się z zarobkami na poziomie 10 tys miesięcznie ale zero życia, bo korpo. Nie biorą pod uwagę że nawet korporacje mają pracowników niższego szczebla, którzy zarabiają 1500 na rękę. Także ten, nie przejmuj się komentarzami, bo wszelkie wyjaśnienia tylko ich nakręcają, ciesz się sukcesem i skup na powrocie do zdrowia. Ja osobiście gratuluję samozaparcia i osiągnięcia sukcesów :) Trzymaj się ciepło :)

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
6 6

@maat_: Jak to łatwo kogoś osądzić na podstawie kilku linijek tekstu. A może babcia powiedziała ojcu że autorka wybiera się z wizytą? A może jakiś wariat i zaryzykował nie mając pewności czyje auto? Zazdrościsz autorce że mimo przeciwności coś jej się udało? Żałosne.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
5 5

@mlodaMama23: Tak, babcia się pochwaliła, to znaczy wygadała się, że nie może odwiedzić rodziców, bo wnusia przyjeżdża. A auto wiedział które mam. Było współwłasnością dziadka, żeby płacić niższe OC i dziadek też się niestety wygadał ojcu jakie fajne, bo dałam się przejechać. ;)

Odpowiedz
avatar KurkaRurka
14 14

Trzymaj się mocno swojego rozsądku. Nikt nie przeżyje za Ciebie życia :)

Odpowiedz
avatar Agness92
16 20

@Rak77: jesli cale zycie rodzice pozwalali sie jej tylko uczyc, to ogarniecie na raz dwoch kierunkow trudne raczej nie bylo, szczwgolnie, ze przy dwoch kierunkach i/lub problemach zdrowotnych mozna miec indywidualny tok studiow. Ukrycie drugiego kierunku przed rodzicami mieszkajacymi w innym miescie tez nie jest nieprawdopodobne. Nie pisze, ze ta historia to na 100% prawda, tylko ze nie jest tak nieprawdopodobna jak uwazasz.

Odpowiedz
avatar Rak77
-2 20

@Agness92: Studia dzienne na dwóch kierunkach i praca na cały etat? 24 lata i stanowisko w korpo pozwalające na transfer międzynarodowy? Naprawdę uważasz że coś nie jest mocno naciągane?

Odpowiedz
avatar Agness92
10 12

@Rak77: pracowala przez ostatnie dwa lata studiow. Wtedy juz nie jest tak duzo zajec, prace pisze sie w domu. Z praca tez roznie bywa, nie zawsze mlody wiek oznacza prace w maku. Jak jest dobra w tym co robi to czemu by nie miala dostac szansy?

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
13 15

@Rak77: Pierwszy kierunek prosty i mało wymagający. Zakończyłam go tylko na licencjacie. Pracowałam dopiero jak mi zostały ostatnie dwa lata tego drugiego kierunku. Moje problemy ze zdrowiem były bardzo poważne w dzieciństwie i stąd chore podejście rodziców. Teraz są już bardzo unormowane. Przestrzegając diety i przyjmując lekarstwa mogę żyć prawie normalnie. Niektóre sporty odpadają przez kręgosłup.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
14 16

@Rak77: Nie byłam żadną specjalistka, tylko zwykłym korporacyjnym szaraczkiem. Zarabiającym poniżej średniej krajowej. Żeby wynająć pokój i odłożyć 5 tysięcy rocznie wystarcza jeśli nie masz bogatego życia towarzyskiego. A wyjazd za granicę to nie żaden awans. Zwyczajnie, duża firma posiadająca oddziały w różnych krajach, pozwala czasem szeregowemu pracownikowi w jednym oddziale przenieść się na tak samo szeregowe stanowisko w innym kraju, a dla mnie to akurat było wtedy potrzebne.

Odpowiedz
avatar annabel
14 16

@Rak77: Mam celiakie, problemy z plucami oraz problemy z noga. Rowniez wystudiowalam dwa kierunki, utrzymywalam sie sama i jak 23 letnia pojechalam pracowac oraz studiowac doktorat do obcego kraju (do Polski). Jest to mozliwe. Ksiazki nie zjadam, bezglutenowe jedzenie jest wszedzie. Prawda, ze warszawskie powietrze mnie kosztowalo pare antybiotykow rocznie, problemy z noga - coz, nie przeszkadzaja w nauce, ani w pracy, kiedy sie oczywiscie nie pracuje na nogach.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
12 18

@maat_: Jak kończysz studia licencjackie to je kończysz i masz skończone. Masz wykształcenie wyższe, a nie prezydenckie. Nie urealniam, bo Twoja opinia nie jest dla mnie jakaś istotna.

Odpowiedz
avatar katzschen
9 9

Ale się niektórzy czepiają -.- naprawdę, średnio rozgarnięty człowiek nie ma problemów z ukończeniem 2 kierunków (tak, licencjat to też studia) a żyjąc bez szaleństw można odłożyć z pensji całkiem sporo. Ja mieszkając w dużym mieście i wynajmując tylko pokój (a więc jak autorka) z urzędniczej pensji odłożyłam ponad 20 tys. przez 4 lata. Na pewno miałam trochę szczęścia (żadnych wypadków losowych, ciężkich chorób itp) ale też nie glodowalam i nie siedziałam kamieniem w domu. Ba, podróżowałam w tym okresie dość intensywnie. Tak że nic w tym trudnego, ale najwyraźniej niektórzy mają problem ze zrozumieniem, że inni potrafią w ten sposób zarządzać finansami.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
-1 17

Pomijając oczywistą piekielność rodziców, to z takimi przypadłościami nie powinnaś prowadzić pojazdów.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
16 24

@Fomalhaut: Konkretnie, z jakimi? Nietolerancja glutenu? Nie jem tego samochodu, tylko go prowadzę. Astma? Zainwestowałam 30 zł w nowy filtr kabinowy. Problemy z kręgosłupem? Troszkę racji. Co 2-3 godziny siedzącej jazdy powinnam sobie zrobić przerwę na delikatną gimnastykę. Cukrzyca? Jeśli masz uregulowaną chorobę, to nie ma przeszkód. To oficjalne stanowisko lekarzy. To nie epilepsja. Jak pacjent jest odpowiednio prowadzony, mierzy cukier, podaje sobie co trzeba, to nagłe zasłabnięcie się nie zdarzy. Nie ma szans. Nigdy nie zdarzyło mi się poczuć źle za kierownica, ale nawet jakby się zdarzyło, to nie dzieje się w jednej chwili. Masz wystarczający czas by zjechać na stację benzynową, zmierzyć cukier, coś zjeść i poczuć się za chwilę lepiej.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
10 10

@Fomalhaut: Jak zaczęłam jeździć to psychicznie było już dużo lepiej i nie brałam żadnych silnych leków. A tak w ogóle, trudne są dla mnie relacje z ludźmi, a jak siedzę sama zamknięta w samochodzie to oaza spokoju i nawet kretyn zajeżdżający drogę, trąbiący i błyskający światłami mnie z nerwów nie wyprowadzi.

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
2 10

W celu integracji z rówieśnikami, każde dziecko chore czy nie powinno przymusowo należeć do jakiejś organizacji młodzieżowej żeby nauczyć się rywalizować, rozpychać w życiu łokciami i odpowiednio reagować na sytuacje kiedy w dorosłym życiu ktoś w robocie podkłada ci świnię. Tyle że dla chorych byłyby dajmy na to specjalne zastępy harcerzy - cukrzyków. Kiedyś należało się albo do ZSMP albo do ZHP a w Związku Radzieckim do Pionierów. Rolę rodzica na kilka godzin przejmowała organizacja i nie było to takie złe bo dziecko wyrabiało sobie różne punkty widzenia jeśli np. ojciec był członkiem Róży Żywego Różańca a druh drużynowy ideowym marksistą - leninistą. A teraz możliwości jest więcej i jeśli dziecko nie będzie siedziało w domu to taka przymusowa aktywność poszerzyłaby mu horyzonty. Kolejny przykład: Rodzice oboje ekonomiści, zajadli wyznawcy Keynesa. Jako że w myśl nowych przepisów dziecko by musieli gdzieś zapisać no to posyłają je na Kółko Ekonomiczne. I tam poznaje Szkołę Austriacką i otwierają mu się klapki na oczach.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
3 7

@Drill_Sergeant: Wszystko ok, z tym że znakomita większość chorych na cukrzycę, po początkowym okresie choroby, gdy nauczą się już z tym żyć, nie wymaga żadnego specjalnego traktowania i może całkowicie normalnie, aktywnie żyć. Ja mam pewne ograniczenia w rodzajach aktywności fizycznej przez niezalżne od cukrzycy problemy z kręgosłupem, ale potrafię przepłynąć kilka kilometrów, wyleźć na wysoką górę i parę innych rzeczy. Nie jest to dla mnie żadnym zagrożeniem, wręcz przeciwnie, to bardzo zdrowe. Regularny, intensywny wysiłek fizyczny bardzo pozytywnie wpływa na zdrowie cukrzyka i nawet pozwala czasem wybaczyć pewne grzeszki w przestrzeganiu diety. ;)

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
4 8

@Saskatchewan: Ja będę dalej bronił idei specjalnego harcerstwa cukrzycowego bo można by było tam zdobyć unikalne sprawności których nie byłoby nigdzie indziej. Na przykład sprawność Młodego Obliczacza Indeksu Glikemicznego albo Aplikanta Insuliny. Zdrowi nie byliby dopuszczani do prób na te sprawności.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
4 8

@Drill_Sergeant: Nie, nigdy. To zamykanie dzieci w gettach. Ja bym chciała mieć znajomych o wspólnych zainteresowaniach, a nie wspólnej chorobie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Również mam toksycznych rodziców, znam ten ból. No i dzięki nim nabawiłam się zaburzeń depresyjno-lękowych, jak i napadów obżerania się. Jak na razie stan psychiczny jest niezły, ale sytuację mam gorszą niestety finansowo. Jednak wiem, jak to jest, gdy rodzice tobą kontrolują cały czas, mówią, że to jest dla ciebie niedobre, że wiedzą lepiej. Ze swoją rodziną nie mam kontaktu od 1,5 roku i nie szukam. Oni sami też przestali dzwonić i pisać. I oddycham lżej. Wiem, że decyduję sama o sobie i nawet jak robię głupoty, to z własnej woli. Bez ględzenia, gadania i niszczenia mojego ja. Tylko że nadal sama czasem nie wiem, czy to, co robię, to ja, czy to, co mi wmawiali

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
7 11

@Morog: Już zauważyłam jak jest na tym portalu - jak ktoś ma przewalone i... ma przewalone dalej to jest smutna, ujmująca historia. Jak miał przewalone i jako-tako wyszedł na prostą, to koniecznie zmyślona bajka.

Odpowiedz
avatar ziobeermann
8 8

@Saskatchewan: To są opinie ludzi wierzących w „nie da się". Po co wysyłać CV do tej firmy, i tak mnie n ie przyjmą? Po co iść na studia, papier mi się nie przyda. Nie da się studiować dwóch kierunków jednocześnie. Nie zagadam do tej dziewczyny/chłopaka, bo mnie wyśmieje. Takie myślenie. Zacznij coś robić, później powiedz, że się nie da. Nagle się okazuje, że się da robić to i coś jeszcze innego na dodatek. Nie da się utrzymać w Warszawie? Z tego co myślę po przeczytaniu historii Autorka nie ma kosztownego hobby, nie pali fajek, sporadycznie, jeśli w ogóle używa alkoholu, a o narkotykach to w życiu na oczy nie słyszała. To na co ma forsę wydawać? Idzie do skarpety, a później jest na samochodzik. Ktoś nie wierzy w szalonego ojca taranującego fiacika? W dodatku jak ojciec ma trochę kasy co sugeruje stary, firmowy dostawczak. Nie wiem z jakiego rejonu jest Autorka, ale każdemu zainteresowanemu eksperymentatorowi polecam udać się gdzieś na Podhale i tam zobaczycie jak rodzice postępują z dziećmi, które próbują żyć po swojemu i nawet za swoje. A już zwłaszcza z córkami. Córka w tej historii to też słowo-klucz. Nie sugeruję, że Autorka jest z jakiejś zapadłej miejscowości na Podhalu, po prostu tam byłem, tam widziałem ten mechanizm, o tym mówię

Odpowiedz
avatar poprostumort
7 7

@ziobeermann: Dzizas, man, szkoda że dwóch plusów nie da się dać. Świetnie podsumowanie filozofii "niedasiezmu". Ile razy słyszałem takie teksty. Jak zmieniałem robotę - "bo kto pracownika Biedronki bez wykształcenia przyjmie", jak rzucałem gównostudia - "bo zrobiłbys papier, w życiu Ci będzie potrzebny" etc. Niektórzy mają zakodowane, że się nie da i głównie to jest ich problemem. @Saskatchewan: Współczuje rodziców. Wiem jak to jest z rodzicami którzy chcą całe życie ustawić i nie przyjmują do wiadomości, że córka jest już dorosła, ma pracę i życie ustawia po swojemu.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
5 5

@ziobeermann: Niestety nie z Podhala, bo jakbym była góralką, to pewnie nikt tak bardzo by przewrażliwiony moim zdrowiem nie był. Ale myślę, że jeżeli chodzi o opisaną przez Ciebie mentalność, to cała Polska Powiatowa tak ma. Może nie zabór pruski, gdzie ordnung muss sein i ludzie jakby spokojniejsi, ale Kongresówka i Galicja na pewno. Tak, ojciec ma kasy bo jest lokalnym królem siatki ogrodzeniowej*. To nie było taranowanie samochodu, właściwie to pewnie chciał zrobić mi wgniotkę na złość, ale chyba nie spodziewał się że ten Lublin ma aż tak słabe hamulce. Niefortunnie przywalił w bok, tak że mimo że wyglądało na powierzchowne uszkodzenia, okazało się że jest naruszona jakaś poprzeczka (nie znam fachowego słowa) i przednie zawieszenie, a także wybuchły poduszki powietrzne, pękła przednia szyba i szyberdach, więc koszt naprawy przekroczył wartość samochodu za 12 tysięcy. Pewnie dlatego że to nie punto tylko rzadszy model Fiata był (Ulysse, taki van) i części są droższe. Dokładnie, za 2500 na rękę z pracy i 300-1000 zł zależnie od miesiąca z tłumaczeniowych fuch dasz radę się spokojnie utrzymać i nawet zaoszczędzić jeśli wynajmujesz mały pokój nie balujesz i nie podróżujesz. Hobby też nie miałam drogiego, teraz troszkę wyszłam do ludzi i zaczęłam niestety mieć :D *Na potrzeby zachowania anonimowości wpisałam siatkę zamiast czegoś innego, ale to chodzi o taki rodzaj średniej firmy.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

1. przeprowadzilabym sie w Wawie tak, by matka ani ojciec nie znali zdresu 2. zgloszenie wypadku auta na policje jako celowe zniszczenie mienia 3. jelsi nekanie sie utrzyma zglaszasz stalking. plus ja bym wystapila o odszkodowanie za zniszczenie zdrowia psychicznego

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
4 4

@bazienka: Pracuję i mieszkam zagranicą. Jest mi tu całkiem dobrze i planuję jeszcze jakiś czas tu posiedzieć.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@Saskatchewan: bardzo dobrze :) podziwiam nalezalo reagowac wczesniej, no ale jak sie ogarnelac tak czy inaczej to szczescia i samozaparcia zycze :)

Odpowiedz
avatar MsciwyFrustrat
1 1

Ciekawostka: Dostanie pracy w warszawskim korpo jest obecnie łatwiejsze od zdania egzaminu na prawo jazdy.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
0 0

@MsciwyFrustrat: Więc tym bardziej nie ma powodu by mi nie wierzyć. W korpo mnie zatrudnili za pierwszym razem, a prawo jazdy zdałam za trzecim. ;) Dwa pierwsze uwaliłam na parkowaniu, a od odebrania prawa jazdy jeżdżę prawie wyłącznie wielkimi vanami i jakoś parkuję bez niszczenia niczego. :P

Odpowiedz
avatar Monisia
1 1

Ojca powinnaś pozwać do sądu za zniszczenie mienia poza tym oni utrudniają Ci życie. To jest chore i to z nini jest problem a nie z Tobą. Powinni się cieszyć ,ze świetnie sobie radzisz a nie uzalasz się nad sobą itd. Albo terapia albo zero kontaktu z nimi bo Cię zniszczą. Już musialas do psychologa chodzić.

Odpowiedz
avatar Saskatchewan
2 2

@Monisia: Mieszkam i pracuję w innym kraju. Nie zamierzam wracać do Polski, szczególnie że niedawno kogoś tu poznałam. Minimalny kontakt siłą rzeczy muszę mieć, bo chcę utrzymywać kontakt z dziadkami, ale teraz poczułam się silną i niezależną kobietą, czyli mówiąc mniej ładnie, mam wyj...ne. ;-) Nie będę nikogo pozywać, bo mi szkoda czasu na jeżdżenie do Polski na procesy. Z resztą, ojciec mi coś tam zapłacił, żebym nie wzywała policji, tak że prawie nie byłam nic do tyłu.

Odpowiedz
avatar mystery_on
0 0

Ty nie masz rodziców. I tak naprawdę nigdy ich nie miałaś. Zniszczyli Ci życie na tyle na ile mogli bo starali się, ale dobrze że już więcej im się nie uda.

Odpowiedz
avatar mystery_on
0 0

aha..i Twoim rodzicom nie chodzi o to że się o Cb martwią. To chodzi o to że Oni stracili nad TB kontrolę. I w pewien sposób ich osamotniłaś. I oni się "żywią" kontrolowaniem Cb, doradzaniem Ci i Twoją obecnoscią. Tak jak drapieżna bestia. Tragizm polega na tym że robią to nieświadomie.

Odpowiedz
Udostępnij