Jak zmarnować sobotę ludziom, którzy naprawdę mają co robić?
Miej zajęcia w piątki od 17 do 20 z dyplomantami. Prowadź je tak, żeby każdy wiedział, że nie chcesz, ale musisz, a w dodatku to ty masz władzę (wiedzę też, ale się nie podzielisz, bo nie) i nie pyskować. Odwołuj je regularnie (bo piątunio, a ty mieszkasz za miastem) i każ przychodzić w soboty na odrobienie, bo zajęcia potrzebne tobie do projektu (po co płacić wykonawcom, jak studenci zrobią to samo, ale za darmo), a im do dyplomu. W soboty przychodź spóźniony co najmniej 20 minut albo 2 godziny (bo kacyk). Nikt nie podskoczy, bo grupa z poprzedniego roku, którą traktowałeś tak samo wciąż nie ma dyplomów (i prawa wykonywania zawodu). Prodziekan zupełnie przypadkiem jest twoim szwagrem. Zupełnym i czystym przypadkiem.
Siedzę już trzecią godzinę i uskuteczniam medytację zen pod labem, bo 1) pan doktor będzie, ale nie wie, o której 2), ale będzie, więc siadać na dupach i czekać 3) te zajęcia i tak będą trwać 3 godziny, nieważne, o której on przyjdzie, bo trzeba je zrobić 4) jak ktoś sobie pójdzie, to koledzy ze starszego roku nam powiedzą, jak się odpracowuje nieobecności. Planowany start o 7.30, ale przecież kto by wstawał w sobotę i przyjeżdżał na tę godzinę do pracy. To już trzecia taka akcja od października.
O 13 planowałam być w zupełnie innym miejscu i będę, choćbym miała jego wnętrzności zapoznać z zawartością sterylizatorni i spalarni odpadów.
Zastanawiam się co kieruje takimi ludźmi skoro postanawiają regularnie utrudniać innym życie. Jeszcze w dodatku na tym zarabiać. Pozostaje mi tylko współczuć. PS. a gdybyście zostawili listę i poszli to co wtedy?
Odpowiedz@FlyingLotus: Wtedy nie zrobimy projektu semestralnego, bo te 3 godziny pozwalają na zrobienie konkretnej części zadania, a doświadczenia można przeprowadzać tylko w tym labie. Pojedyncze osoby, kiedy ich nie ma, mogą odrabiać z równoległymi grupami (w bardziej ludzkich godzinach), ale to wymaga zgody prowadzących obu grup. I o tę zgodę się wszystko rozbija...
OdpowiedzNie możecie zupełnym przypadkiem donieść na prowadzącego do rektora lub dziekana? Podkreślasz, że prodziekan jest szwagrem prowadzącego, ale na uczelni hierarchia wygląda tak, że rektor jest nadrzędny nad dziekanem, a dziekan nad prodziekanem...
Odpowiedz@carollline: A wszyscy są kumplami ze studiów, konferencji i od kieliszka. Niestety, tutaj stereotypowe kolesiostwo i kumoterstwo wcale nie są stereotypowe, tylko prawdziwe, już kilka razy rozbiłam sobie o nie głowę. Hierarchia ma to do siebie, że działa w obie strony. Jeżeli mam iść do dziekana, to tylko z dowodem na to, że prodziekan nie zajął się sprawą lub zrobił to nienależycie, inaczej dziekan odeśle mnie z kwitkiem. A prodziekan zajmował się sprawą poprzedniej grupy przez 3 miesiące i uznał, że za każdym razem odrobienie zajęć odbyło się "w pełnym porozumieniu ze studentami", więc on nie widzi problemu. Za to ja widzę problem w tym, że nie mam dość dynamitu, żeby wysadzić to wszystko w powietrze.
Odpowiedz@Ursueal: a samorząd studencki? Prodziekan do spraw studentów? Opiekun roku? Lub umówić się jakoś w tygodniu? Chyba laboratorium cały tydzień nie jest zajęte
Odpowiedz@carollline: To nic nie da. Miałam takiego prowadzącego, co często nie przychodził na zajęcia, a jak już był to pijany/na kacu. Skargi na niego płynęły od kilku lat. I co? I nic, znajomy to znajomy. Nawpisują go do publikacji i jakoś się trzyma. Dadzą mu lepszych studentów, którzy poczytają książki, zamiast na nim polegać i wszystko pięknie - oni zdają, on nie ma problemów. Co zrobić? Zmienić uczelnię, bo zazwyczaj jak jest totalny motłoch to widać po pierwszych dwóch latach. A do labu zawsze musi być ktoś pilnujący grupę i to nie jest jak w szkole, że przyślą innego na zastępstwo jak tamten nie przyjdzie. Ma być, jak go nie ma to trzeba odrobić.
Odpowiedz@Czarnechmury: Opisywałam już, jak działa tutaj samorząd studencki - a raczej jak nie działa. W samorządzie są w 85% dzieci kadry, a przewodniczącym wydziałowej komisji samorządowej jest syn innej prodziekan. Której drugi syn, tadam, robi doktorat w katedrze, którą kieruje żona dzisiejszego antybohatera. :/ Już widzę, jak próbują go ruszyć...
OdpowiedzNie możecie go w coś wkręcić? Np zdjęcia Joli Rutowicz mu podrzucić, albo nagiego rysia swetru?
OdpowiedzNie prawda, że wszyscy są kumplami od kieliszka. Są takie instytucje jak samorząd, działania zakulisowe u wyżej postawionych w hierarchii, czarny pijar i bojkot. Na studiach wysadziliśmy z siodła doktora, który zupełnie nie nadawał się do prowadzenia przedmiotu. Ponadto, na większości uczelni wybiera się opiekuna pracy dyplomowej oraz istnieje możliwość zmienienia opiekuna.
Odpowiedz@Polio: Samorząd istnieje po to, żeby spadkobiercy dzisiejszej kadry mieli co wpisać w CV przed doktoratem. Przerabiałam samorząd, nie tędy droga. Nie mamy prac dyplomowych, tylko pracownię i egzamin.
OdpowiedzZłóżcie jako grupa (tj. pismo podpisane przez wszystkich, pojedynczo moglibyście mieć przykrości) skargę do rektora, z kopią do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Że nie odbywają się zajęcia (a wykładowca za nie bierze pensję, ale tego, oczywiście, nie piszcie), że wykładowca samowolnie zmienia terminy niezgodnie z planem i w dodatku nie pojawia się na nich, że upominając się o realizację, jesteście zastraszani problemem z ukończeniem pracy dyplomowej (a to już są groźby karalne z kodeksu karnego) i dostajecie informacje, iż będziecie mieć takie same problemy jak rocznik wyżej (tu przy okazji Ministerstwo przypatrzy się tym, co wciąż nie mają dyplomu). Pieczątka przyjęcia w rektoracie na kopii Waszego egzemplarza, kopia wysłana do Ministerstwa za potwierdzeniem odbioru. Zróbcie to jak najszybciej, bo teraz zmieniły się przepisy finansowania uczelni i Ministerstwo dość dokładnie trzepie uczelnie (wiesz, żeby dać jak najmniej kasy).
Odpowiedz@didja: Wszystko pięknie, tylko moja uczelnia nie podpada pod MNiSW, więc raczej nie zlęknie się obcięcia funduszy, których nie dostaje.
Odpowiedz@Ursueal: no to po cholerę robisz tam dyplom? Co on później będzie warty?
Odpowiedz@Kumbak: Da mi prawo wykonywania zawodu? I to jedyny sposób, żeby to prawo uzyskać?
OdpowiedzKażda uczelnia podlega pod MNiSW. Czy to Uniwersytet Jagielloński, czy Wyższa Szkoła Bankowa. Każda uczelnia, w której kończysz co najmniej licencjat. Kierunki studiów muszą być oficjalnie zaakceptowane przez ministerstwo. Jak nie, to nie są to studia, a co najwyżej kursy.
Odpowiedz@Ursueal: Jak pisała przedmówczyni - każda uczelnia podpada pod MNiSW, bo inaczej nie ma praw uczelni. Ale napisz, co to za cudowna szkółka. Nb. jeśli to jest niepubliczne i płacisz, to masz prawo żądać zwrotu opłat (niewywiązanie się z umowy przez uczelnię) i dodatkowych kosztów wynikłych z tego niewywiązania.
Odpowiedz@didja: nie każda podlega. Moja uczelnia (była) AON - Akademia Obrony Narodowej jeszcze rok temu była pod auspicjami MONu, i to mon wykładał pieniądze na wszystko. A dyplomy mam normalnie honorowane wszędzie.
OdpowiedzFaktycznie, piekielne, że dorośli ludzie pozwalają się tak traktować. Z jednego z komentarzy wnioskuję, że uczelnia jest niepubliczna, więc tym bardziej piekielne jest, że dorośli ludzie płacą za to, że ktoś ich tak traktuje. Żenada.
Odpowiedz@timo: Żenadą jest twoje wnioskowanie. Oświecę cię: większość uczelni jest zależna od Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Zdecydowana większość. Jednakże: uczelnie artystyczne podpadają pod Ministerstwo Kultury. Uczelnie wojskowe polegają Ministerstwo Obrony Narodowej. Uczelnie medyczne są pod zwierzchnictwem Ministerstwa Zdrowia. I moja uczelnia podlega pod takie właśnie ministerstwo...
Odpowiedz@timo: oj zdziwiłbyś się jak niekiedy dorośli ludzie pozwalają się traktować.
Odpowiedz@Ursueal: wnioskowanie jest całkiem logiczne, wystarczy w miejsce MNiSW podstawić dowolny organ prowadzący/nadrzędny, jakkolwiek się to formalnie nazywa.
Odpowiedz@timo: Można było wyciągnąć taki wniosek - autorka napisała wcześniej, że uczelnia nie boi się utraty dotacji ministerialnej, bo jej nie dostaje, co mogło sugerować uczelnię niepaństwową, ale każda publiczna szkoła wyższa otrzymuje środki z budżetu, tyle że ich dysponentem jest właściwe ministerstwo (kultury, zdrowia,...), definiuje to Rozporządzenie Min. Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 27 marca 2015 r. w sprawie sposobu podziału dotacji z budżetu państwa dla uczelni publicznych i niepublicznych (Dz.U. z 2015 poz. 463). Poza tym KAŻDA uczelnia podlega kontrolom zewnętrznym, dokonywanym przez Polską Komisję Akredytacyjną, która sprawdza m.in. jakość kształcenia i sposób, w jaki jest doskonalona. Dlatego na każdej uczelni musi istnieć wewnętrzny system kontroli jakości kształcenia, który jest przedmiotem oceny PKA - jego elementem może być jakaś komisja, zespół, pełnomocnik itp., do których można spróbować dotrzeć bezpośrednio. Niezależnie od tego, osoby za to odpowiedzialne muszą analizować ankiety, skargi studenckie itp. To już nie są te czasy, gdy można było na zajęciach bezkarnie pić wódkę zamiast wykładać, dziś sprawdzane jest nawet to, czy egzamin odpowiadał zakresowi materiału, zdefiniowanemu w karcie przedmiotu... I tak, PKA kontroluje wszystkie typy uczelni, tyle że wyniki kontroli na tych artystycznych, medycznych czy wojskowych trafiają do odpowiednich ministerstw a nie MNiSW.
Odpowiedz