Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Ostatnio głośno w mediach o porodzie pewnej Pani, podzielę się więc opowieścią…

Ostatnio głośno w mediach o porodzie pewnej Pani, podzielę się więc opowieścią jak to moja żona rodziła drugie dziecko.


Najpierw opowiem jak wyglądał pierwszy poród.
Skurcze zaczęły się gdzieś w okolicach godziny 17:30. Pojechaliśmy do małego szpitala z dobrą renomą. O 18:10 przybyliśmy, żona miała już pełne rozwarcie. Położne stwierdziły, poród do 30 minut. Wody nie chciały odejść, ale udało się o 22 z hakiem piękna córeczka. Pierwsze słowa żony po porodzie "przecież to w ogóle nie bolało, to ja mogę więcej dzieci rodzić". Położne były świetne, całość porodu oboje dobrze wspominamy.

Tyle tytułem wstępu.

2 lata i 10 dni później trzeba było znowu pojechać na porodówkę. Tym razem wybraliśmy duży szpital w mieście, w którym mieszkamy. Łatwiej będzie wszystko zorganizować logistycznie.
Rozdział 1
Przychodzimy do szpitala, dzień dobry, dzwonek, tak rodzę, proszę tutaj.
Żona weszła do izby przyjęć, drzwi się zamknęły, telefon mi zostawiła i tak o to 2 godziny czekałem sobie. Na pytania czy już rodzi, urodziła czy co otrzymuje odpowiedź "krzywda jej się nie dzieje"
No ok, mogę poczekać, spotkałem w między czasie koleżankę z podstawówki, rodziła trzecie dziecko. Ponoć to standard, jeśli coś się zacznie zawołają mnie.

Rozdział 2
Przyjechała na wózku wybranka mego serca, KTG podłączyli. Wszystko gra i buczy, wody pomału odchodzą. Pojechaliśmy do sali porodowej. Właściwie nic ciekawego się nie działo od godziny 12 do 19 lekkie skurcze. Wody pomału odchodzą, żona nie może chodzić bo KTG. Na oddziale 2 położne, powinny być 3, ale jakieś L4. W sąsiedniej sali ciężki poród wiec co ładnych parę godzin ktoś nas odwiedza. Nuda.

Rozdział 3
Około godziny 19:05 przychodzi nowa warta. Obchód, pytamy czy można odpiąć KTG i pochodzić. Przy pierwszym porodzie ciepły prysznic bardzo pomógł i przyspieszył poród. Skurcze co 5 minut, delikatne.
Żona poszła pod prysznic, stoję pod drzwiami łazienki i słyszę rozmowę położnych.
P1- zablokowałam komputer
P2- miałaś caps locka, wyłącz i wpisz
P1- tylko trzy razy już wpisałam, trzeba do administratora dzwonić

W miedzy czasie słyszę z kabiny krzyki żony, skurcze co 40 sekund. Decydujemy się wracać do pokoju. Przechodzimy przy wyspie położnych. Skurcze co 30 sekund. Musimy trasę robić na 2 raty. Dalej rozmowy o haśle, zebrało ich się tam z 5 + lekarz.

Jesteśmy w pokoju, żona już nie kontaktuje. Idę do położnych, że skurcze non stop. Zaraz się zacznie, niech ktoś przyjdzie. Dostaję odpowiedź, w porządku niedługo ktoś będzie.

Wracam do lubej, skurcze już praktycznie co moment. Luba mówi, kochanie nie podchodź chyba kupę zrobiłam. Patrzę a tam krew, wielka plama. Ponownie wracam i mówię, że żona urodzi w przeciągu kilku minut, niech ktoś będzie. Odpowiedź standardowa, grono siedzi przed komputerem.

Jestem w pokoju i nie wiem co robić, kontaktu z rodzącą żadnego, biała cała, stoi przy fotelu. Wrzask non stop.
Wybiegam z pokoju i z drzwi krzyczę "niech ktoś k..a przyjdzie"
Wpadło zacne pogotowie komputerowe, 4 stało i patrzyło bladych (w tym lekarz). Najstarsza położna podbiegła, sprawdziła. "Jest główka".
Następne 15 sekund wygląda jak w bajkach Disneya. Wszyscy biegają, po ręcznik, po pojemnik na dziecko. Generalnie nic nie było przygotowane. Rzeczy lecą na podłogę, ludzie się potykają w tym wszystkim.
Dziecko wyszło, udało się, zdrowe, ładne i całe.

Rozdział IV
Najstarszej położnej czy to ja i moje słowo na K się nie spodobało czy co innego nie wiem.
Wyszło łożysko, wygląda mniej więcej jak wielka wątróbka. Położna kładzie pół metra ode mnie i zaczyna gderać i sprawdzać czy ok, zerkając na mnie czy tatuś już zemdlał. Nie podziałało, ok to wymyślimy co innego.
Przy pierwszym porodzie żona była zszywana po miejscowym znieczuleniu, nawet tego faktu nie zanotowała.
Teraz położna kilka minut po porodzie z dzieckiem na piersi zaczyna swoje sadystyczne na żywca. Krzyk jakby drugie dziecko miało być, żona do dzisiaj twierdzi, że to zszywanie bardziej bolało od porodu.


Żeby nakreślić jak szybko to się działo, córeczka pojawiła się o 19:39.
Sam nie wiem, jakby mnie nie było, poszedłbym na papierosa czy po prostu siusiu. Dziecko walnęłoby głową w podłogę, nie wiem po jakimś czasie ktoś by przyszedł. Z pokoju rodzącej nie było słychać praktycznie nic na wyspie szefowych. Trzeba było wyjść i otworzyć drzwi.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.


Mam nadzieję, że nie wyszła z tego zbyt długa epopeja.
Obie córeczki zdrowe, wesołe i kochane :)

porodówka

by Izim
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Bryanka
26 30

Dla mnie to jest straszne. Jak bardzo trzeba mieć na*ebane w głowie, żeby tak upodlić kobietę. Bo to jest upodlenie, przecież rodząca jest w tym momencie bezbronna i bezsilna. W głowie się nie mieści...

Odpowiedz
avatar didja
8 10

@Bryanka: Upodlenie - pikuś. Zgodnie z obowiązującym prawem unijnym nieuśmierzanie bólu podczas zabiegów medycznych i nieleczenie bólu w chorobach zostało uznane za tortury medyczne.

Odpowiedz
avatar InuKimi
6 8

@Bryanka: W naszym (i nie tylko naszym) kraju kobiety upadla się od lat i proceduje się by upodlić je jeszcze bardziej... Ogólnie to mamy przerąbane. :/ Porodówki to tylko szczyt góry lodowej (niestety).

Odpowiedz
avatar ewilek
1 1

@didja: Dokładnie tak. Pozwolono a wręcz zmuszono kobietę do cierpienia które można było uniknąć. Zlekceważono procedury ryzykując zdrowie czy życie dziecka nie mając żadnego dozoru nad rodzącą. Ciekawe czy autor to zostawił czy też próbował coś z tym robić? Jak choćby oficjalna skarga do dyrektora szpitala i NFZ z żądaniem wyjaśnień?

Odpowiedz
avatar Monomotapa
16 18

Czy skarga poszła?

Odpowiedz
avatar Izim
-5 17

@Monomotapa: Na początku chciałem pisać, później wyszli ze szpitala. Jakoś obowiązki przy dwójce dzieci wzrosły, rozeszło się. Najbardziej ciekawy tego szycia jestem. Czy jest jakaś procedura czy to od dobrej woli zależy podanie znieczulenia. Przy obu porodach na żonę krzywo patrzyli lekarze bo w planie porodu nie wyraża zgody na oksytocynę. Przy pierwszym lekarka do ordynatora dzwoniła za drzwiami, żeby na siłę dać, ale szybko poszło :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
13 15

@Izim: co do szycia, to powinien szyć lekarz.

Odpowiedz
avatar Monomotapa
25 27

@Izim: mimo wszystko nie nagłaśniając tego, daliście przyzwolenie na kontynuowanie takich praktyk.

Odpowiedz
avatar anonimowa94
-1 3

Ja pierwszy porod wspominam gorzej niz drugi. Ale obsluga byla na poziomie.

Odpowiedz
avatar unana
0 0

Ja tez byłam szyta na żywca. Znaczy, niby dostałam jakiś zastrzyk (byłam pewna, że to znieczulenie) ale po wyciągnięciu igły od strzykawki lekarka natychmiast zaczela szyć. Dali mi córkę do trzymania przy persi, wiec na niej skupiałam się żeby nie gryźć, nie kopać i nie drzec się z bólu. Przy drugim porodzie miałam założony jeden szew "na sluzowke" bo ponoć nic nie pękłam. Oczywiście bez znieczulenia ale może dwa razy w biła igłę i tyle. Jakiś czas po pierwszym porodzie gdzieś przeczytałam, że przy zszywaniu krocza nie można dawać znieczulenia jak przy np wyrywanie zęba. Juz nie pamiętam dlaczego i jaki to typ znieczulenia ale po prostu nie można dawać takiego które faktycznie by znieczulilo i kropka.

Odpowiedz
avatar unana
0 0

Kurcze, moja odpowiedź miała być ogólnie do historii, a nie tego konkretnego komentarza. Moja pomyłka i nie widzę możliwości skasowania go z komorki.

Odpowiedz
avatar crazypingui
-2 2

@unana: to jest bzdura, sama pękłam i to sporo dostałam chyba ze dwa zastrzyki albo to jeden na dwa razy dali jakoś tak. Przy szyciu NIC nie czułam, więc to bzdura. Tylko, że nie rodziłam w ośrodku tortur tylko w publicznym szpitalu we Francji taka różnica.

Odpowiedz
avatar Rollem
-1 1

Mam wrażenie, że przy drugim podejściu do sali "pielęgniarek" czy "lekarzy" w takiej sytuacji i takim ich zachowaniu to skończyłoby się na 25-letnim wyroku za wielokrotne zabójstwo.

Odpowiedz
avatar atheo
-1 1

Brrrr... To mi przypomina najgorsze chwile z porodu. Wszędzie szyją na żywca - mnie też szyli. Ale ja miałam dobrą położną i chyba tylko dzięki temu poród wspominam nie najgorzej, mimo iż rodziłam 36 godzin.

Odpowiedz
avatar Nunnally
1 1

Sama nie rodziłam, ale siostra już tak. Z jej opowieści wynika, że lekarze i pielęgniarki przywykli do dłuższych i dosyć pobłażliwie reagują na słowa, że kobiety w rodzinie szybko rodziły (u siostry od odejscia wód do urodzenia Młodego minęło około 4-5h). Potem wszystko na szybko i dzieje się podobnie jak wyżej napisanej historii.

Odpowiedz
Udostępnij