Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przygody kelnerki mikado188. Przez pół roku pracowałam w sieci pizzerii na D,…

Przygody kelnerki mikado188.

Przez pół roku pracowałam w sieci pizzerii na D, która ostatnimi czasy zmieniła nazwę na dwuczłonową. Chciałabym wymienić moje ulubione typy klientów nawiedzających knajpę:

1.Czy ja się tym najem? Czy mnie to będzie smakować?

Wierzcie lub nie, ale takie pytania padały bardzo często – mnie i kolegów kelnerów wtedy najczęściej krew zalewała – przychodzi gość do knajpy i domaga się od dziewczyny obsługującej wiedzy, czy dana potrawa będzie w jego guście. To, że ja widzę faceta/kobietę pierwszy raz na oczy nie ma znaczenia – ja mam wiedzieć i już.

Próba tłumaczenia, że smak i ilość jedzenia sprawiającego, że będzie się sytym jest subiektywna, najczęściej spotykała się ze świętym oburzeniem i totalnym brakiem zrozumienia ze strony gości. Miałam klientów, którzy najadali się dwoma kawałkami pizzy, a miewałam panów, którzy zjadali ich osiem, zapijali kuflem piwa i jeszcze kawkę strzelali na dobry rozruch i dopiero wtedy byli kontenci.

Raz jak przytoczyłam w/w tłumaczenie (akurat w kolejnej pracy, restauracji sushi), usłyszałam, że jestem nieprzygotowana do pracy. Zaczęłam z czasem po prostu wymijająco podawać gramaturę, składniki, średnicę itp. Niestety ludzka głupota jest nieskończona:

Przychodzi kobieta, padają w/w pytania – staram się wybrnąć, opowiadam, co najczęściej zamawiają klienci, polecam pastę spinaci, opisuję dokładnie składniki (makaron, szpinak, kurczak, czosnek). Pani łaskawie się zgadza, składa zamówienie. Niestety widać, że kobiecie nie smakuje, dziobie w talerzu, minę ma nie tęgą, żąda usunięcia makaronu z rachunku. Dopytuję - czy może przesolone? Kurczak przypalony? Nie, klientka odpowiada: „A bo wie Pani, ja to w zasadzie nie lubię szpinaku…”

2.Brak czytania ze zrozumieniem/oburzenie, czemu tu tak drogo.

Nie jest prawdą, że czytać ze zrozumieniem nie potrafi tylko młodzież. Z najbardziej spektakularnymi przykładami miałam do czynienia obsługując ludzi 30-40-letnich. Nie były to również wyjątki – około 1/3 gości nie była w stanie przeczytać menu. Nie raz zdarzało się, że zamawiało się pizzę, napoje, przystawki, podwójne sery, grube ciasta i był szok, bo posiłek dla dwóch osób wyniósł ponad 80 zł. Czyja wina? No pewne, że moja, przecież nie ma możliwości, że pan i władca po prostu bezmyślnie zamawiał, nie patrząc na ceny. Nie raz przychodzili pod bar oburzeni klienci, mówiąc wulgarnie „z pyskiem” do mnie, że dlaczego ja im nie powiedziałam, że 0,5 l pepsi kosztuje 5,90? Normalnie mieli podane menu, gdzie jak wół była napisana cena za pepsi. Ich zdaniem najwyraźniej, powinnam przy składaniu zamówienia wcinać się w słowo zakrzykując gromko „ale to kosztuje tyle i tyle!”

Najbardziej jaskrawy przykład z mojej kariery: Przychodzi kobieta - zamówiła średnią capricioze z sosem. Podaję, zjadła wraz z mężem i córką. Wklepuję rachunek, przynoszę i szok! Bo pani powinna zapłacić mniej! Podaję menu - jak wół stoi średnia capi 26,90 +sos 2,99. (Tu trzeba opisać wygląd menu – w lokalach obowiązywała promocja, że przy zakupie dwóch pizz obowiązuje niższa cena za jedną – cena w promocji była pod ceną normalną, zakreślona w pętelkę i z gwiazdką). Co się okazało? Jaśnie Pani wzięła cenę ze średniej margarity, pięć pozycji wyżej. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie jest normalne, że ceną dla danej pizzy jest cena równoległa do nazwy pizzy. Niestety dla pani nie było to oczywiste.

Tu wyjaśniam niezachwianą logikę klientki: capricioza jest na piątej pozycji? Niechybnie ceną jest piąta pozycja od góry! A to, że co druga cena jest ceną promocyjną dla innej pizzy x, y, z itd. nie ma znaczenia. Walić pętelki i gwiazdki, pewnie są dla ozdoby. Do tej pory śmiać mi się z tego chce, bo z logiki pani wychodzi, że cena do capriciozy byłaby dobre 4 cm powyżej nazwy pizzy. Co więcej, próbowała się kłócić, że pytała mnie o cenę pizzy - przy składaniu zamówienia powiedziała „poproszę średnią capriciozę za 19,90”. Tak, moi drodzy wg klientki, to jest PYTANIE ILE KOSZTUJE PIZZA. Zarzuciła mi, że powinnam znać cenę każdej pizzy w menu – tu już nie wytrzymałam poziomu absurdu i ją wyśmiałam (mieliśmy 32 rodzaje pizzy w 4 rozmiarach, do każdej inna cena). Adnotacji o sosie to w ogóle nie dostrzegła, mimo że była w dwóch miejscach na stronie. Czyja wina? No pewno, że moja, bo powinnam się domyślić, że kobieta lat trzydzieści parę nie potrafi czytać.

3.Przyszedłem wydać 20 złociszy, masz mi paść do stóp.

Zawsze starałam się utrzymać dobry standard obsługi. Niestety niektórzy uważali, że skoro przyszli wydać 30 zł na obiad, powinnam zajmować się tylko nimi, nabijać na rachunek nienależne im zniżki itp, a kiedy odmawiałam, następowała obraza majestatu.

Przykład - przyszły dwie kobiety około 50 lat. Podaję menu, pytam czy coś do picia na początek. Wtem jedna z nich wtyka mi podane przed chwilą menu i żąda, bym im przeczytała całe menu na głos, to one sobie coś wybiorą. Odmówiłam mówiąc, że mam siedem innych stołów do obsługi i nie ma możliwości, bym stała przy nich 20 lub więcej minut i była lektorką. Nastąpiło w tym momencie skrzywienie. No bo jak to tak, one są klientkami i płacą. Ponownie odmawiam, mówię co mogę polecić. Panie pytają o promocje, żadna z wymienionych nie pasuje do nich, mówię o niższej cenie za jedną pizzę, gdy zamówią dwie. Panie zamawiają jedną pół na pół i zadowolone, że mają dwie pizze. Odmawiam nabicia zniżki tłumacząc, że to nie są dwie pizze. Ponowne skrzywienie. To one jednak zjedzą gdzie indziej, bo tu się źle traktuje klientów.

4. Znaj mą hojność, masz 20 groszy.

Rzecz w której przodują Hiszpanie. Nie ma obowiązku dawania napiwków. Sama wolałabym mieć ludzką stawkę za godzinę pracy – typu 9/10 zł za godzinę i nie mieć napiwków, niż zarabiać od pracodawcy 5 zł i dorabiać z tipów. Rzecz absolutnie wyprowadzająca z równowagi to zostawienie kelnerowi 5 gr, 20itp. Po prostu – otwierasz płatnik po wydaniu reszty i widzisz tam te grosiki. Hiszpanie mają wtedy święte przekonanie, że zachowali się światowo.

5.Przynoszenie własnego jedzenia.

Zdarza się częściej niż się wydaje, przodują w tym studenci. Przychodzi chłopak, mówi (dosłowny cytat) „Ja zjem calzone, a dziewczyna sałatkę, ma pani coś przeciwko?”. Wytrzeszczyłam oczy „Nie, czemu miałabym mieć coś przeciwko?” Chłopak odpowiada: „Nigdy nie wiadomo”. Podaję menu, dziewczyna odkłada swoje na bok, myślałam, że się rozmyśliła i nie będzie zamawiać tej sałatki. Przyjmuję zamówienie od chłopaka, przynoszę wybranego calzone. A wtem dziewczyna wyjmuje SWOJĄ sałatkę i zaczyna jeść. Machnęłam ręką. Notorycznie wywalałam z lokalu studentów przynoszących swoje piwo lub napoje gazowane.

gastronomia

by mikado188
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar mikado188
19 33

@Poluck: Bo restauracja jest działalnością gospodarczą i czerpie zyski i utrzymuje się ze sprzedaży. Restaurator płaci za lokal, personel, za zezwolenie na sprzedaż alkoholu itp. Jak nie sprzeda nie zarobi, chyba logiczne?

Odpowiedz
avatar xpert17
17 23

@Poluck: a czy tak samo dziwne jest dla Ciebie, że nie wolno przynosić własnego jedzenia?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 16

@Poluck: Restauracja Polucka - sprzedajemy sam wrzątek. Resztę klient przynosi sam.

Odpowiedz
avatar glan
34 38

@Poluck: Tak, ZMUSZAJĄ biednych klientów do wchodzenia do restauracji i przepłacania za pepsi. Zmuszają... ochroniarz łapie na ulicy przechodniów i siłą zmusza ich do wejścia do restauracji. Kelnerka chodzi z nożem i zmusza do zamawiania pepsi pod groźbą obcięcia języka. Potem dzwoni do swojego brata, który na chwilę wyskakuje z pobliskiej siłowni aby przy płaceniu zapytać klienta "masz jakiś problem?". Ale świat się zmienia! Niedawno trafiłem na restaurację, gdzie można wejść bez zmuszania, zamówić co się chce. Byłem w szoku! Zupełnie nowe doświadczenie ale podobno to teraz w modzie.

Odpowiedz
avatar mesing
23 25

@Poluck: Dlaczego nie można własnego picia przynosić? Odpowiem ci bardzo prosto. Jeśli dojdzie do zatrucia i (na szczęście tylko) odpłyniesz w lokalu, kontroler sanepidu nie będzie dociekał skąd pochodził trunek, który raczyłeś wypić, tylko z góry założy, że go kupiłeś na miejscu. Pamiętaj, że właściciel lokalu odpowiada za zdrowie klienta. Co do alkoholu, tu już reguluje to stosowna ustawa, a konkretnie Art. 43(1) pkt 1 i 2 Ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Co do cen to mikado188 już Ci udzieliła odpowiedzi. Mi w lokalu paru klientów płakało, że piwo mam za drogie i w ABC za rogiem jest po 2,10, a ja mam po 5 zł? Po takim pytaniu zawsze odsyłam delikwenta do ABC i zalecam spożycie piwa pod chmurką połączone z odrobiną ryzyka w postaci mandatu za spożywanie w miejscu niedozwolonym. Najczęściej kończy się to zamówieniem na barze :)

Odpowiedz
avatar inga
9 13

@obserwator: Masa zakazów, a samemu odpowiadasz za naruszenie? Przecież to kraj, w którym klient może pozwać restaurację, jeśli oparzy się kawą! I nadal nie rozumiem, na czym miałaby zarabiać restauracja, pozwalająca klientom przychodzić z własnym jedzeniem i piciem.

Odpowiedz
avatar mesing
7 7

@Poluck: Rozróżniasz pojęcie restauracja od sklep? Do sklepu przychodzisz, kupujesz i wychodzisz. Koniec, kropka. Do restauracji przychodzisz, siadasz przy stole, zamawiasz, przynoszą Ci do stolika zamówiony posiłek, konsumujesz go płacisz i wychodzisz. W pierwszym przypadku w cenę towaru jest wliczona obsługa sklepu i magazynowanie towaru. W drugim przypadku masz wliczone: magazynowanie, przygotowanie posiłku i obsługa na którą się składa: przyjęcie zamówienia, doniesienie do stołu, posprzątanie po Tobie i przygotowanie stolika dla kolejnych gości. Płacisz też za klimat. To tak samo jak z ceną piwa. W podrzędnej spelunie piwo kosztuje 3,50, w pubie z klimatem zapłacisz za to samo piwo już 5 zł, a w restauracji w Mariocie 15 zł. Jak chcesz zjeść tanio to sam kupujesz potrzebne półprodukty i przygotowujesz obiad w domu. Tylko, że wtedy nie płacisz sobie za czas poświęcony na przygotowanie posiłku. W przypadku restauracji jest trochę więcej wydatków. Pamiętaj, że do posiłku w restauracji masz wliczony czynsz (w tzw. dobrej lokalizacji to kilka tysięcy miesięcznie), wszystkie media (woda, prąd i gaz to też wydatek kilku tysięcy miesięcznie), pensje pracowników (to kolejne kilka tysięcy do kilkunastu tysięcy w większych restauracjach), zarobek właściciela (on też nie jest instytucją charytatywną), wszystkie podatki które musi uiścić właściciel. Tego klienci restauracji najczęściej nie zauważają. Restauracja to luksus, a za luksus się płaci.

Odpowiedz
avatar Mavra
2 4

@Poluck: całkowicie rozumiem co masz na mysli bo sama miałam podobny dylemat co mam zrobić. Ulubiona pizzeria a w niej tylko kawa , herbata (było goraco wiec raczej odpada) a reszta gazowane napoje ktorych w tym czasie miałam zakaz pić ze wzgledow zdrowotnych. No owszem moglam ewentualnie czekac az herbata wystygnie ale w upalne dni duzo czasu to by trwało. Na szczescie nie bylo problemu , obsluga po wyjasnieniach nie miala nic do mojej niegazowanej wody.

Odpowiedz
avatar Poluck
2 10

@mesing: Widzę, że ta rozmowa jest jak ze ścianą, ale w tym przypadku to ja nią jestem. Ja pracuję w branży usługowej w przemyśle ciężkim, dlatego nie rozumiem, dlaczego odkręcenie butelki I nalanie zawartości do szklanki tyle kosztuje. Wiem, że restauracja to luksus I te wszystkie usługi są wliczone w koszta, ale akurat w napojach gazowanych, towarze raczej fast-foodowym niż restauracyjnym, ich koszt wynosi ponad 300% wartości towaru podczas gdy w obiedzie na talerzu spada do jakiś 25-50% przy dużo większym nakładzie pracy. Aha, I to nie jest mój kolejny argument, po prostu tak jest I ja tego nie zrozumiem. Szkoda strzępić klawiatury, lepiej się herbaty napić, bo ciśnienie może skoczyć.

Odpowiedz
avatar obserwator
-2 4

@inga: Ano np. jest w muzeum kolejnictwa zakaz wspinania się na eksponaty. W praktyce znaczy to tyle, że wdrapujesz się na własną odpowiedzialność. Obyty z taborem nie bałem się wejść na maszynę. A kompromis jest bardzo prosty: Spożywać swoje, ale tylko w połączeniu z zakupionymi w lokalu. Choćby dokupić piwo czy herbatę do kanapek. Inna para kaloszy, że w eleganckiej restauracji zwyczajnie Nie Wypada.

Odpowiedz
avatar Supervillain
3 3

@Poluck: a picie wody to jest coś poniżej godności człowieka? to chyba jestem dziwna, bo zawsze biorę wodę właśnie...

Odpowiedz
avatar Fithvael
0 0

@Poluck: Imho jeśli chodzi o kwestię napojów - jak najbardziej masz rację. Zawsze irytował mnie ten dziwaczny zwyczaj, pozbawiony jakiegokolwiek logicznego uzasadnienia - poza robieniem przyjemnie restauratorom, jako, że pozwala im dowalać do tych pozycji w menu kilkusetprocentowe marże bez racjonalnego powodu. Jedyne dwa w miarę sensowne kontrargumenty, jakie znalazłem we wszystkich powyższych wypowiedziach, to argument o prestiżu lokalu (o ile faktycznie ten prestiż istnieje - pizzeria-"sieciówka" nie ma prawa się w ten sposób bronić, bardzo mi przykro) - oraz ten o sanepidzie... Aczkolwiek nawet z tym drugim można łatwo polemizować, jako że treść złożonego zamówienia jest łatwa do zweryfikowania - czy to w systemie już po dokonaniu zapłaty, czy choćby w formie zeznań i zapisów pracownika, który to zamówienie przyjmował, jeśli do zapłaty jeszcze nie doszło. Resztę "argumentów" można właściwie sparafrazować jako "Hurr, durr, nie chcesz dać się biednemu restauratorowi nachapać na bezsensownej marży, to masz iść gdzie indziej". Powyższe mógłbym zrozumieć w sytuacji, gdyby klient nie zamówił zupełnie nic - tylko przyszedł do restauracji zajmować miejsce. Ale czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego klient zamawiający dużą pizzę bez niczego do picia jest okej - natomiast klient, który zamówi identyczną dużą pizzę, identycznie bez niczego do picia, jedynie w trakcie jej późniejszego spożywania wyciągając swoją butelkę z napojem i popijając z niej - powinien zostać wyrzucony z lokalu? Tylko błagam, niech to będzie jakaś merytoryczna argumentacja, a nie kolejne "nie podoba się to won"... I ewentualnie jeszcze drugie pytanie, jeśli powyższe jest za proste: mamy obecnie całą masę możliwości zamawiania jedzenia z dostawą do domu - również z restauracji. I tak, również w tym przypadku restauracje usiłują sprzedawać napoje z chorymi marżami. Czy zatem jeśli zamówię jedzenie bez napojów, wiedząc, że w domu posiadam coś swojego do picia - to również popełniam nietakt?

Odpowiedz
avatar mikado188
16 28

@Sierpek12: Wiem jak jest przyrządzona potrawa i z czego się składa, znam gramaturę, przyprawy itp. Ale absolutnie nie będę się uczyć 128 cen. I to tylko pizza w regularnej cenie. Mieliśmy wtedy 4 rodzaje promocji na pizze, co daje 512 cen. Do tego dochodzą napoje, calzone, pasty, lazanie, sałatki, desery, kawy,przystawki. Spokojnie wychodzi 600 cen. Chyba na głowę upadłeś myśląc, że jakakolwiek kelnerka, czy nawet menager zna je wszystkie na pamięć.

Odpowiedz
avatar NieWiemJakiMamLogin
-4 24

@mikado188: Dramatyzujesz. Pracowałam dawno temu w pizzeri, która też miała kilka promocji. I nie pamiętałam cen ale orientowałam się mniej więcej i wiedziałam np., że pizza z 6 skladnikami kosztuje więcej jak margarita. I gdyby jakaś babka mi powiedziała, że chce pizze z dołu menu i dodała do tego jakąś śmiesznie niską cenę, to jednak bym zareagowała, albo chociaż się upewniła po odejściu od stolika. Poza tym ceny się powtarzają, nie musisz znać 600 różnych cen.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
21 27

@Sierpek12: Daj dziewczęciu spokój - to pizzorzutnia, nie zaś restauracja z gwiazdkami miechelina, gdzie kelnerowanie jest na poziomie obsługi wielkiego zderzacza hadronów.

Odpowiedz
avatar mesing
6 18

@Bestatter: Każdy klient restauracji po otrzymaniu Menu do ręki ma możliwość zapoznania się z ofertą o raz obowiązującym cennikiem, więc zadawanie pytań typu: ile kosztuje ... po czym czyta nazwę produktu z Menu gdzie obok ma napisaną cenę jest raczej nie na miejscu. Co innego gdyby w menu były tylko nazwy dań, w tym przypadku zadawanie takich pytań było by zasadne. Analogiczna sytuacja by była w Twoim biznesie. Przychodzi klient, obchodzi całą wystawkę na placu, gdzie na każdym wystawionym eksponacie jest kartka z ceną, po czym idzie do biura i pyta się: Ile kosztuje nagrobek z białego marmuru, ten koło płota. Widzisz tu analogię do sytuacji przedstawionej w historii?

Odpowiedz
avatar mesing
8 12

@NieWiemJakiMamLogin: No patrz. W markecie na jakieś 20000 pozycji też pewnie cenowo pokrywa się jakieś 30% do 40% towaru. Ale tam nikt nie żąda znajomości cen od pracowników obsługujących poszczególne alejki. Cena każdego artykułu jest wystawiona przy nim na półce. W restauracji jest sytuacja analogiczna. Po to klient dostaje Menu do ręki z wyszczególnionymi potrawami i ich cenami aby nie zadawać dziwnych pytań.

Odpowiedz
avatar Jorn
3 3

@mesing: Często trafiam na restauracje, gdzie w menu są wymienione tylko potrawy, a napoje to jedna wielka niewiadoma (nie wykluczam, że mają osobne menu napojów, tylko niekompetentny kelner mi go nie podał). Wtedy muszę dopytać. Bardzo mnie to irytuje i na ogół do takich lokali już nie wracam.

Odpowiedz
avatar InessaMaximova
-3 11

#4 opisuje to ciekawie Kabaret Smile. "Pięćdziesiąt groszy napiwku ci daję, młody Pomyśl, na co je wydasz. Tylko nie na głupoty!" Kabaret Smile - Dom Kultury

Odpowiedz
avatar Jorn
7 7

@InessaMaximova: W niektórych krajach taki jest zwyczaj. Nie daje się pięciu czy dziesięciu procent kwoty rachunku, tylko zaokrągla się kwotę w górę do pełnego euro. Jeśli kwota rachunku wyniesie 9.95 EUR, klient zostawia 10 EUR i mamy napiwek w zawrotnej wysokości pięciu centów czyli dwudziestu paru groszy.

Odpowiedz
avatar szafa
6 8

@Jorn: A ja naprawdę nie rozumiem problemu :/. Jakby u mnie w sklepie każdy klient zostawiał po 50 groszy napiwku, to na pewno parę stów miesięcznie by wpadło i ja bym się tam cieszyła.

Odpowiedz
avatar mikado188
0 0

@szafa: Tja, od czego tu zacząć... Np może od tego, że nie każdy klient zostawia napiwki, więc nie wiem skąd Ci się wzięło, że każdy klient sklepu zostawi Ci pięćdziesiąt groszy. Po drugie, pracując w supermarkecie na kasie dostawałam 7,50 netto, a jako kelnerka 5 zł. Skończmy na tym, że mam około 80 rachunków dziennie, a sprzedawczyni w kasie 200-300.

Odpowiedz
avatar rahell
14 16

Kobieta zamawiająca szpinak, która potem jest bardzo niezadowolona przywodzi mi na myśl inną rzecz, o której często się tu czyta ma piekielnych ;) to trochę tak jak klienci np. operatorów telefonicznych, którzy cierpliwie czekają aż im konsultant przedstawi ofertę telefonu, internetu, telewizji, biorą, a potem są oburzeni bo im to jest niepotrzebne i nie wiedzieli że będzie tyle kosztować.

Odpowiedz
avatar mikado188
7 9

@Candela: Wtedy płacili 5 zł na godzinę. Zrezygnowałam po pół roku i przeniosłam się do hotelu, gdzie mi płacili 10 zł/h.

Odpowiedz
avatar kertesz_haz
15 33

Historia prawie cała piekielna, gdyby nie twoje zdanie o napiwkach. Napiwek to wyraz uznania klienta za dobrą obsługę. Gościa nie obchodzi jaką masz stawkę godzinową jeśli jest zadowolony to daje napiwek, ale nie musi tego robić. Z moich obserwacji wynika, że w takich miejscach trudno o dobrą obsługę, bo większość ludzi to nie osoby po technikum kelnerskim, a dorabiający studenci, nawet z dobrymi chęciami, ale managerowie to też często osoby bez przygotowania gastronomicznego i brakuje im standardowej wiedzy, nie wiedzą zatem jak odpowiednio przyuczyć personel i tym sposobem jak w takiej pizzerii zdarza się ktoś kto poprawnie poda napój to jest to niemal cud.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 listopada 2016 o 18:38

avatar konto usunięte
4 20

Napiwki w żółtakach zawsze mnie wkurzały. Jak ktoś chce sobie wyczyścić portfel, niech to zrobi gdzieś indziej - mnie 9 groszy nie ratuje, można dać je żulowi/wrzucić do fontanny "na szczęście". Takie kwoty, to kpina ze sprzedawcy, nie napiwek. Doprawdy, grzeczniej jest nie dać wcale. Inna sprawa, jeśli np. jest cena 19,91 zł, klient da banknot dwudziestozłotowy i powie "bez reszty". Aczkolwiek już ja osobiście z dwudziestogroszówek się nawet cieszyłam, bo miałam na kserówki. Podsumowując: zostawienie napiwku w postaci monet 5 gr, 2 gr, 1 gr i 1 gr, jest buractwem, nie wyrażeniem uznania.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 8

@Candela: a czym jest nie zostawienie żadnego napiwku?

Odpowiedz
avatar mikado188
6 16

@hotchilli: A jak odpowiesz na pytanie "czy mi to będzie smakować?" "Tak"? A co jak klientowi nie będzie smakować i będzie miał do mnie pretensje? Myślisz, że takich klientów nie ma? A ja jestem wróżką i zgadnę czy panu X akurat to zasmakuje? Nie mam 20 minut - nie, nie mam. Kelner ma zazwyczaj 6-8 stołów do obsługi, gdzie każdego trzeba zapytać czy smakuje, jeśli nie trzeba z kucharzem wyjaśniać dlaczego.Trzeba podać napoje, wbić zamówienie, uzupełnić samowar, ekspres do kawy, umyć naczynia w zlewie, wypolerować szkło i sztućce, uzupełnić sosy, przywitać kolejnych gości, uzupełnić lodówkę, cukierniczki itp. To kelner robi sam w ciągu zmiany kilkakrotnie przez 12 godzin zmiany. I zaskoczę Cię w porażającej większości knajp tak jest i nie jest to nic oburzającego. Nikt nie będzie dwóm dorosłym kobietom czytał menu jak dobranocki, bo mogą to same zrobić. A co do napiwków - jak mówiłam nie są obowiązkowe. Nie jesteś zadowolony z obsługi - nie zostawiaj ich, a nie rzucasz żółciaki.

Odpowiedz
avatar mikado188
13 15

@nursetka: Czym jest niezostawienie żadnego napiwku - odpowiadam - niczym. Nie są obowiązkowe. Ja jako klient zostawiam napiwek w wysokości 10-15% rachunku, tak jak jest przyjęte zwyczajowo, albo w ogóle. Miedziaki to kpina z kelnera.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
4 12

@hotchilli: Mam nadzieję, że to sarkazm. Bo jak nie to współczuję kelnerom co się Tobą zajmują.

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
6 10

@kertesz_haz: chryste, serio? Miło by Ci było, gdyby ktoś uznał, że Twoja grzeczność warta była 2 grosze?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@Jorn: no chyba żartujesz. Jeżeli coś polecam, to znaczy, że ja to lubię/mi smakowało, ludzie sobie chwalą. Co nie zmienia faktu, że osoba, której to polecam może mieć zupełnie inny gust.

Odpowiedz
avatar Jorn
-5 7

@tysenna: Oczywistym jest, że każdy ma inny gust i to, co jednemu smakuje, drugiemu nie musi. I naprawdę wszyscy (OK, prawie wszyscy) o tym wiedzą, a takie sformułowanie pytania wynika z tego, że gdybyśmy zawsze i wszędzie chcieli być w 100 % dosłowni i precyzyjni, gadalibyśmy jak wczesne komputery z bardzo ubogim zasobem słów, a większość rozmów byłaby męką dla rozmawiających.

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
2 2

@Jorn: what if I told you that właśnie bogaty zasób słów pozwala się wypowiadać precyzyjnie.

Odpowiedz
avatar Teelix
-1 9

@hotchilli: Dokładnie. Kelner MA OBOWIĄZEK obsłużyć klienta i być miły. Lekarz MA OBOWIĄZEK leczyć pacjenta. Listonosz MA OBOWIĄZEK przynieść mi przesyłkę. Sprzedawca MA OBOWIĄZEK obsłużyć mnie przy kasie. Każde z nich OTRZYMUJE ZA TO WYNAGRODZENIE. Niby z jakiej racji mam im płacić za to, że raczyli wykonać dobrze to, co jest ich pracą i obowiązkiem? Bo byli mili? Tak, byli, bo TO ICH OBOWIĄZEK, dodatkowo pewnie część była miła, bo liczyła na napiwek właśnie... A tutaj "miedziaki to dla mnie obraza". O rany. To wywieś kartkę "Płaćcie mi za to, za co mi już płacą i co jest moim obowiązkiem, ale pamiętajcie, przyjmuję TYLKO banknoty! I to najlepiej takie po 100 złotych!". Wstyd.

Odpowiedz
avatar dziqs1987
0 0

@Teelix: debil. Tak, miedziaki to obraza. Ja daję napiwki ponieważ wiem, że własciciele takich restauracji to janusze i wydaje im się, że człowiek z napiwków wyżyje. To WŁAŚCICIEL powinien dobrze płacić, a nie klienci

Odpowiedz
avatar egow
1 1

@Teelix: to kwestia kulturowa. W Japonii nie oczekuja ani jena za bycie grzecznymi i uprzejmymi dla klientów - podobno sugestia nagradzania za coś takiego można kelnera obrazic.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 9

Fajnie się czytało, poproszę więcej

Odpowiedz
avatar Habiel
11 13

Rozumiem zakaz wnoszenia własnych napoi, ale wtedy kiedy jest ich wybór. Gdy byłam na przymusowej diecie nosiłam ze sobą wodę i piłam ją w lokalu, bo on oferował same wysokosłodzone/gazowane/alkoholowe napoje, a nie miał najprostszej niegazowanej wody, bo cytując kelnerkę "się nie opłaca".

Odpowiedz
avatar didja
11 21

"A to, że co druga cena jest ceną promocyjną dla innej pizzy x, y, z itd. nie ma znaczenia. Walić pętelki i gwiazdki, pewnie są dla ozdoby" Zrezygnujcie z gwiazdek, pętelek, druku fontem rozmiar 4, sztuczek pt. cena 11 dużymi cyframi, obok 99 miniaturowymi, akrobacji z promocjami, tycie napisiki na marginesie, prostopadle do głównego druku, i wydrukujcie czytelne menu, to klient nie będzie się gubił. Jak widzę wołami i czerwienią wydrukowane Kup pizzę za 19,90, druga gratis!, to guzik mnie obchodzi miniaturowy druk, którego nie przeczytam: *cena przy zamówienie dwóch małych pizz, ** cena dotyczy tylko pizzy do 3. składników, *** w dni nieparzyste, **** między 11:08 a 11:13, ****** tylko dla osób w krawatach, bo klient w krawacie jest mniej awanturujący się.

Odpowiedz
avatar glan
0 18

@didja: brakuje jeszcze: ****** tylko na cieście cienkim jak wypłata kelnerki ******* konsumpcja musi zmieścić się w 15 minutach żeby nie blokować lokalu dla prawdziwych klientów ******** obowiązkowy napiwek w wysokości 50% zamówienia

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
5 13

@didja: Są ludzie, którzy nawet gdyby mieli jedno danie i cenę na jednej karcie to i tak nie zrozumieją. A w ogóle to nie jest jakimś wielkim wyczynem ogarnięcie menu bo nawet z promocjami itp. nie są one skomplikowane. Wystarczy czytać ze zrozumieniem a w razie problemów spytać kelnera. No ale widać z historii, że lepiej się czepiać kelnera bo to jego wina, że klientowi brakuje szarych komórek.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 9

@Imnotarobot: Nie czepiałabym się kelnera, tylko osoby, która układała menu. Jeśli idę do restauracji, to chcę coś zjeść, a nie wziąć telefon na abonament i szukać, które oferty się najlepiej ze sobą łączą. Nie raz menu jest tak skomplikowane, że naprawdę nie wiem, co zamówić, za dużo pokombinowanych tych promocji. Zanim to ogarnę, to szybciej wyjdę z knajpy i kupię sobie bułkę w Biedronce.

Odpowiedz
avatar Jaro
3 23

Rozpoczne gówno burzę, ale... Sorry, klienci tacy są, pyta Cię z czym dana potrawa jest albo jak smakuje lub czy tym się naje to obowiązkiem kelnera jest coś odpowiedzieć (np. proszę pani to jest takie a takie i ja się najadam rozmiarem średnim zaś rozmiar duży uważam za taki na dwie osoby). 4 lata szkolilem takie osoby jak Ty, i Tobie też przydałoby się szkolenie jak się zachować. Taki zawód - nie każdy musi go wykonywać i nie każdy się do niego nadaje...

Odpowiedz
avatar mikado188
7 17

@Jaro: Proszę czytać ze zrozumieniem - tłumaczyłam klientom, że smak i sytość jest subiektywne, z czasem zaczęłam mówić o gramaturze, polecać, mówić co zamawiają inni klienci. Skoro tego nie widzisz w tekście to może nie powinieneś szkolić.

Odpowiedz
avatar LesnyPan
2 12

@Jaro: Faktycznie, nie każdy się nadaje do tego, żeby być popychadłem, sługą i lizodupem.

Odpowiedz
avatar SirChmiel
4 4

@Cosinka: kochany pamiętniku: a w grudniu po południu było jeszcze weselej... Jakby Ci kelner napluł przy stoliku do zupy, bo wylałaś na niego tą ciepłą lemoniadę, może kogoś by to zainteresowało, ale wtedy osobną historie polecam, a tak komentarz kompletnie nie potrzebny.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 22 listopada 2016 o 12:39

avatar ziobeermann
4 4

No co, zwykły dzień w gastronomii.

Odpowiedz
avatar Fressa
4 10

"poproszę średnią capriciozę za 19,90" rzeczywiście nie było to pytanie ale nie wyprowadziłaś klientki z błędu, więc tu akurat miała trochę racji

Odpowiedz
avatar mikado188
-1 5

@Fressa: Nie wyprowadziłam, bo nie wiedziałam, że jest błąd. Stałam przy odbieraniu zamówienia po drugiej stronie stołu i nie widziałam menu. Jak pisałam w historii i później w komentarzach nie znałam wszystkich cen, a do głowy mi nie przyszło, żeby przeczytać menu w sposób w jaki przeczytała klientka.

Odpowiedz
Udostępnij