Dawno nie pisałam, ale niżej opisana sytuacja tak mnie zirytowała, że postanowiłam się z wami podzielić.
Mieszkam w małej miejscowości i prowadzę scholę kościelną. Gram na gitarze a dzieciaczki z pobliskiej szkoły śpiewają. Rodzice są zachwyceni bo dzieciaki mają jakieś hobby, coś robią, są proszone o występy itp. Ludzie w kościele też zadowoleni bo wiadomo - zawsze milej posłuchać małej Arki Noego, niż organisty, który (może tylko u nas) strasznie rozwleka każdy utwór.
Do tej pory mieliśmy próby u nich w szkole, ale w związku z nowym rokiem akademickim zmienił mi się plan i nie mam już kiedy jeździć do szkoły po ich zajęciach. Doszłam więc do wniosku, że skoro nie dam rady w szkole, to żeby rodzicom dzieciaczków było łatwiej, to próby zrobię od razu po mszy w niedzielę. Pozostało tylko zorganizować miejsce, bo w samym kościele jest stanowczo za zimno żeby siedzieć tam kolejną godzinę. I tu zaczął się problem.
Pomyślałam, że skoro śpiewamy w kościele, to może ksiądz jakoś pomoże. W związku z całą tą sytuacją postanowiłam zwołać zebranie rodziców dzieciaczków w zakrystii, żeby wszystko załatwić za jednym zamachem. Rodzice stwierdzili, że żadnego problemu nie ma, próby mogą być w niedziele po mszy, a co na to ksiądz?
- Nie ma takiej możliwości. - Tyle. Nawet się chwilę nie zastanowił, nie stwierdził że popyta i pokombinuje. Wszystko na mojej głowie.
Niestety na moje nieszczęście w zakrystii była też kobieta, która organizuje wyjazd na grób naszego poprzedniego księdza, który zmarł parę lat temu. Otóż zostałam POINFORMOWANA, że schola jedzie wtedy a wtedy, o tej i o tej godzinie. Pomijam fakt, że po prostu bezczelnie mi przerwała rozmowę z rodzicami, to nie zapytała czy możemy. To było stwierdzenie. Ja byłam już zirytowana faktem, że nie mam gdzie ćwiczyć, więc zapytałam czy możemy na ten temat porozmawiać później, bo chcę dokończyć jedną sprawę, na co ona odparła do rodziców:
- Schola jedzie w niedzielę za dwa tygodnie do Piekielnic, o godzinie 12 wyjeżdżamy. Pani Shirea zrobi listę osób które jadą.
Rodzice zbici z tropu, bo nic wcześniej na ten temat nie wiedzieli i zdawali sobie sprawę z tego, że ja też nie i zaczęły się pytania do mnie (mimo że o sytuacji dowiedziałam się w tym samym momencie co oni):
- A długo to będzie?
- A można jechać z dziećmi?
- A ile trzeba zapłacić?
Ogólnie moja rozmowa na temat miejsca została zrzucona na drugi plan. A skąd moje zdenerwowanie? Nikt mnie nie zapytał czy mam czas jechać w tamtym terminie, a beze mnie dziewczyny nie zaśpiewają, nikt z osób, które wymagają od nas obecności na mszy, nie zainteresował się tym, że nie mamy gdzie robić prób. Ja nie biorę pieniędzy za prowadzenie scholi, robię to co lubię, ale śpiewamy w kościele dla innych i sądzę, że gdyby nie rodzice i ich zaangażowanie do tej pory zastanawiałabym się gdzie robić próby z tymi dzieciakami.
Pewnie zaczną się teraz stwierdzenia, że skoro się podjęłam czegoś takiego, to powinnam sama to organizować, tylko czemu mam robić cokolwiek dla ludzi, którzy w momencie kiedy potrzebuję czegokolwiek, udają że mnie nie słyszą?
ksieza
Może trzeba było to załatwić z księdzem w 4 oczy a nie przy wszystkich, nie znam się, ale wolałabym by mnie nie postawiono pod ścianą.
Odpowiedz@maat_: też się nad tym zastanawiałam ale stwierdziłam że lepiej będzie jeśli będą przy mnie rodzice, myślałam że wtedy potraktuje sprawę poważniej :/ może rzeczywiście mój błąd ale po prostu mnie zbył
Odpowiedz@Shirea: A nie da się wybrać jeszcze raz z misją negocjacyjną? Nie masz tam jakiegoś ważnego albo ogólnie poważanego rodzica czy coś? Weź jednego takiego i idźcie negocjować. Warto spróbować. tylko najpierw ustal z tym rodzicem strategię żeby sie z czymś nie wyrwał. Na początek, żeby księdza nie wystraszyć powiedz, ze może tylko na czas zimy albo żeby ksiądz pomógł negocjować miejsce na próby w pobliskiej szkole lub świetlicy, tak żeby poudawać,z ę sa inne opcje
OdpowiedzU mnie też była schola, rodzice zadowoleni, bo dzieci coś robią. Prowadziły dwie zakonnice, naprawdę mega fajne. Były konkursy, jasełka, dni matki, andrzejki (było wróżenie). Ksiądz, gbur, zadowolony, bo msza była ładna,organista zadowolony, bo i tak mu płacą, a sobie odpocznie po sobocie (śpiewał na weselach). Kto ciągle jojczył? Starsze panie. Bo msza zamiast 40 minut trwała 45,bo tyle dzieci w kościele i nie ma gdzie usiąść i czemu tak wesoło? Ksiądz się nasluchał.
OdpowiedzGorzej, że młodych nikt nie zapytał, czy w ogóle mają ochotę jechać.
OdpowiedzMoja droga. Tego księdza to ja nawet rozumiem. Przecież to chyba nie on latał za tobą błagając, żebyś zajęła się zorganizowaniem tej scholi. To był pewnie twój pomysł, a on się tylko zgodził, bo odmówić nie wypadało. Ale może chórki dziecięce na mszy ani go ziębią, ani grzeją. A ty pewnie liczyłaś na to, że z entuzjazmem udostępni wam na próby w niedziele swoją plebanię? A on, na przykład, ogólnie dzieci nie lubi, a będąc "u siebie" potrzebuje spokoju i prywatności. Reasumując - to tobie zależy bardziej, a jego uszczęśliwiłaś cokolwiek "na siłę". No i sprawa tego wyjazdu. Był jakiś obowiązek żeby jechać? Może trochę więcej asertywności? Co to niby znaczy, żeby jakaś baba tonem nieznoszącym sprzeciwu decydowała za wszystkich? A wszyscy uszy po sobie i już kombinują jak jej dogodzić? "-Schola jedzie w niedziele za dwa tygodnie do Piekielnic o godzinie 12 wyjeżdżamy. Pani Shirea zrobi listę osób które jadą." Po pierwsze - schola nigdzie nie pojedzie, bo nie ma gdzie ćwiczyć, po drugie - Shirea nigdzie nie pojedzie, bo w tym terminie akurat coś jej wypadło, a po trzecie - pani Shirea żadnej listy robić nie będzie, bo jej się nie chce, a zmuszać do wyjazdu nikogo nie zamierza. Moja droga. Bardzo ci się chwali, że coś robisz, angażujesz dzieciaki, organizujesz im czas, przy okazji realizujesz się sama. Ale raczej drugiej Arki Noego nie stworzysz. Chyba masz za małą "siłę przebicia" i za mało wsparcia. Niemniej - próbuj.
Odpowiedz@Armagedon: Widocznie ksiądz ma wszystko gdzieś, aby kasa leciała. Nikt nie żądał udostępniania plebanii. A co z byłą salą katechetyczną? A co ze szkołą? W małej miejscowości, jeśli ksiądz zażyczy sobie udostępnienia sali w szkole, to dostaje ją z pocałowaniem ręki. A jemu nic się nie chce.
Odpowiedz@Armagedon: rozumiem że myślisz że nie jestem asertywna ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Pomyśl proszę jak to wygląda w małych miejscowościach i jak ludzie wtedy reagują kiedy ktoś się nagle postawi. Moi rodzice są nauczycielami w tej właśnie miejscowości i cokolwiek zrobie ja odbija się na nich. Gdyby chodziło tylko o mnie to bym się zbuntowała ale chodzi też o ich wizerunek, a nauczyciele nie mogą sobie pozwolić na jakiekolwiek plotki na ich temat typu " skoro nie potrafili wychować własnej córki to jak maja wychowywać nasze dzieci". Zdaje sobie sprawe z tego że nie wszyscy orientują się w takim środowisku ale tu akurat nie miałam wyjścia
Odpowiedz@Shirea: No tak! Bo "co ludzie powiedzą?". Smutne.
OdpowiedzCzłowiek sie stara. Robi coś społecznie. A tu mu jeszcze kłody pod nogi rzucają. A rzuciłbym tą scholę w cholerę... Tylko dzieci by mi było szkoda.
OdpowiedzPo takiej akcji ja na twoim miejscu bym po prostu oświadczył, że od teraz rezygnuję z dalszego prowadzenia scholi i to już problem księdza i tej kobiety, co z tym dalej zrobią. Ja wiem, pewnie ci żal dzieci... ale jednak tak trzeba było zrobić, bo oni pomiatają w ten sposób nie tylko tobą, ale i tak samo tymi dziećmi.
Odpowiedz