Sporo poczytałem piekielnych historii aż nadszedł czas na dodanie swojej. Uprzejmie proszę o wyrozumiałość, bo to mój pierwszy raz.
Historia miała miejsce w jednym z warszawskich szpitali. Jest to taki szpital, który składa się z wielu budynków a mieści się obok takiego miejsca, dzięki któremu mieszkańcy miasta mają czystą wodę. Siedzimy sobie w bazie, nic się nie dzieje, dyspozytor zamknął się w swoim buduarku. Ogólnie cisza i spokój.
W pewnej chwili sielanka się kończy - trzeba na "cito" przewieźć pacjenta z jednego oddziału na dializy. Dlaczego "na cito"? Bo ktoś zapomniał zadzwonić do dyspozytora wcześniej i zamówić transport. Zgodnie z dyspozycją pacjent leżący z tlenem.
Jadę razem z koleżanką: ja - kierowca, ona - ratownik. Nauczeni doświadczeniem "profilaktycznie" oprócz noszy i tlenu zabieramy ze sobą monitor. Wjeżdżamy na oddział, miła pani pielęgniarka informuje nas, że pacjent jest na sali, dajmy na to, "7". Super. Wpadamy na salę, a tu zonk - pacjenta nie ma. Wracam do pielęgniarek i informuję, że w sali nikogo nie ma. Tu wielkie zdziwienie, bo przecież pan leżący i podłączony do tlenu, więc w sali MUSI BYĆ. Wróciłem do sali razem z pielęgniarką.
I tu zaczyna się rozmowa: J- ja, P - pielęgniarka, K - koleżanka.
P: No przecież przed chwilą tu był!
K: Nie wiem, co było przed chwilą. Teraz go nie ma.
P: W takim razie na pewno poszedł do łazienki.
K: Leżący z tlenem?
Pielęgniarka nic nie odpowiedziała i pogoniła szukać zguby w łazience. Po chwili wraca.
P: W łazience go nie ma. W ogóle nie ma go na oddziale!
J: To może zróbmy tak. Jak się wasz leżący pacjent z tlenem odnajdzie, to dajcie nam znać.
Zebraliśmy z koleżanką nasze graty i zwinęliśmy się z oddziału. Wychodzimy przed budynek. Obok drzwi stoi sobie jegomość w szlafroku i pali papieroska. Koleżankę tknęło przeczucie:
K: Czy pan piekielny?
piekielny: Ja. A o co chodzi?
K: To pan jest leżący z tlenem i na papieroska pan sobie wychodzi? BIEGIEM do karetki!!!
Nie wnikałem, co jeszcze piekielny usłyszał od koleżanki, ale jak ją znam, na pewno sporo.
I tu ciekawostka. Pacjent sam jest lekarzem.
słuzba_zdrowia
Norma. Widziałam lepszą akcję - pan menel, któremu COŚ było prócz upojenia (i upodlenia) leżący sobie pod tlenem też postanowił sobie zapalić. Z tą różnica, że jemu nie chciało się z łóżka wyjść. Miał farta ( i nie tylko on), że ktoś usłyszał strzykanie zapalniczki, która iskry nie łapała...
OdpowiedzKazdy, kto w dzisiejszych czasach pali, to bezdenny idiota. A lekarz, ktory pali, to juz absolutne dno bez mozgu. Trudno uwierzyc, ale sa tacy pierdo*eni wariaci z branzy medycznej, nawet plucniczej, kurzacy na potege, chociaz wlasnie oni powinni lepiej wiedziec. Znam nawet takich samobojcow osobiscie. Ale jednak bywaja zli kowale wlasnego losu i jak chca koniecznie zdychac, to wolna droga.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: Większość ludzi, mających zaszczyt poczuć na studiach zniewalającą woń formaliny, zaczyna palić.
Odpowiedz@Candela: Czułam nie takie zapachy a mimo to papierosów nie tknę.
Odpowiedz@Poziomeczka: Dlatego nie napisałam, że wszyscy.
Odpowiedz@LPHusarz: Formalina śmierdzi, a nie ma "ładny zapach". :)
OdpowiedzProponuję udać się na oddział "płucny" dowolnego szpitala. Zawsze znajdzie się tam taki odosobniony, boczny korytarzyk, po przejściu którym obowiązkowe pranie ubrań gwarantowane. Bo tak człowiek przesiąknie dymkiem :)
OdpowiedzTaa... W pewnym specjalistycznym szpitalu na oddziale dziecięcym przebywałam prawie dwa miesiące. Po dwóch tygodniach leżenia w "pralni" moje ulubione buty były tak niesamowicie przesiąknięte dymem, że nawet mega silna dezynfekcja nic by nie zdziałała.
OdpowiedzPsychiatryk na Nowowiejskiej?
Odpowiedz@Kumbak: Przeczytałam na "Wiejskiej". Co w sumie też by się zgadzało...
OdpowiedzJa widziałam jak pół personelu z położnictwa szukało rodzącej, która zniknęła z sali porodowej. Panika bo może w szoku, skoczy z dachu (17latka drugie dziecko rodzila) a dziewczyna przed szpitalem na papierosku.
OdpowiedzPrzewieźć* popraw szybko, bo gdy historia trafi na główną, to ludzie będą się czepiać.
Odpowiedz@KowalskiV2: Dzięki, już poprawione.
OdpowiedzA słyszeliście o pacjencie z tracheotomią, który papierosa przystawiał (na szczęście filtrem)... właśnie do wlotu do tchawicy?
OdpowiedzJak ktoś jest z lublina może kojarzy - pod kardiochir. jest torokochirurgia, a do oddziału kardiochirurgicznego przynależy taras. Dzień w dzień ok 6 wychodziła procesja palacyz na ten tarasik. Sporo czasu spędzałem na tym tarasie i w sumie zawsze było co najmniej 50 palaczy :D
OdpowiedzTrochę lat temu zdarzyło mi się przeleżeć w szpitalu. Zaczęło się od tego że trafiłem na oddział oddychając jak ryba i ledwie łapiąc powietrze. Efekt to m.in. dwa tygodnie pod tlenem, astma oskrzelowa i już na zawsze branie leków astmatycznych. Na oddziale był pacjent mający obustronne zapalenie płuc. Traf chciał że lekarz przyłapał go palącego papierosa w ubikacji. Trudno mi się było dziwić że od razu pan pacjent wylądował poza oddziałem z wypisem ze szpitala. Nie mogło być inaczej.
Odpowiedz