Jestem listonoszem Poczty Polskiej.
Tym razem piekielnie o... zapachach.
Doświadczenia nie tylko moje ale też kolegów.
Wiadomo, chodzimy po domach, mieszkaniach. W każdym jest inny zapach. Dlatego też ponoć psy tak nas nie lubią - nosimy na sobie zapachowy koktail. Większość mieszkań po prostu pachnie neutralnie. Są jednak takie gdzie... no właśnie.
Uprzedzam będzie bardzo niesmaczne.
Babcia zbierała wszystko jak leci. To już była choroba umysłowa. Mieszkanie to był jeden wielki labirynt że śmieci ułożonych po sufit. Korytarze między stertami prowadziły do wyjścia, kuchni, ubikacji i sypialni. Smród stęchlizny, grzyba i jeden Bóg raczy wiedzieć czego.
Dziadek, weteran. Cały dzień w jednym miejscu przed ryczącym TV. Wstawał chyba tylko do ubikacji. Spał tam gdzie siedział, czyli rozłożona wersalka. Do tego dym z tanich papierosów i opary wiecznie otwartego alkoholu. No i kilkanaście kotów, kanarków, papug i innych żyjątek. Grudzień czy lipiec mieszkanie szczelnie zamknięte jak okręt podwodny. Taki miks smrodu, że wchodziło się na wdechu.
Małżeństwo w domku. Ci przynajmniej latem mieli otwarte okno. Ale nic to nie dawało. Czasem trzeba też powierzchnie przetrzeć mokra szmatką. Ci Państwo do tego etapu nie dotarli. Kleiło się wszystko i wszędzie, nawet buty do podłogi. Z brudnych naczyń na szafkach, stole, zlewie wylewa się pleśń, albo jej kolejny etap ewolucyjny. Latem, przy otwartych oknach szło wytrzymać. Zima była ciężka.
Mieszkanie w bloku. Babcia, miłośniczka zwierząt. Stado psów i kotów. Tylko nie było komu wychodzić na spacery z tą całą ferajną. Smród na całej klatce.
Dziadek, chyba ze średniowiecza, bo też tylko na Wielkanoc brał kąpiel. Dla niego brało się osobny długopis i gdy już podpisał to już ten długopis zostawał. Nie było ochoty, aby dotykać coś dotkniętego przez tego człowieka.
Mieszkanie w secesyjnej kamienicy. Pokój. Zero mebli. W jednym kącie jakiś barłóg, na środku pokoju palenisko ogniska (sic) w drugim kącie "ubikacja" - nie, to za dużo powiedziane. Po prostu tam srali, bezpośrednio na podłogę i gazetami przykrywali.
Za to w piątki na każdej klatce pachnie smażoną rybą :-)
Może jestem dziwna, ale nie rozumiem. Naprawdę ludzie wpuszczają listonosza do domu? Bo z twoich opisów wynika, że w wielu przypadkach masz okazję zwiedzić całe mieszkanie. Może głupio pytam, ale nie wyobrażam sobie wpuszczenie listonosza czy kuriera do swojego domu, ani nie znam osoby która by tak robiła.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: pomyśl tak: dotyczy to głównie starszych ludzi, a oni mają inne podejście. Tym bardziej, jeśli pracuje długo, wzbudza zaufanie. W bloku moich rodziców listonoszka czasem robiła sobie przerwę na kawę u kogoś, nie musiała się wpraszać. Także to mnie nie dziwi.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: Nie wypłacam pieniędzy na klatce czy przy płocie.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: Listonoszowi nie wolno wypłacać pieniędzy na zewnątrz
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: ja też nie zapraszam listonoszy ani kurierów do domu, ale faktycznie patrzymy na to z perspektywy człowieka który korzysta tylko z usług listowo-paczkowych ;-) Też zapomniałam o tym, że to przecież listonosz zwiastuje na Matki Boskiej Pieniężnej ;-)
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: Mój dziadek zawsze zapraszam do domu listonosza, zwyczajnie miał problemy z kolanami i artretyzm w dłoniach nie mógł w pozycji stojącej pokwitować odbioru. Osobiście nigdy nie wpuszczam, w ciągu dnia jestem sama z dzieckiem i bałabym się. Raz się nieźle wystraszyłam. Otworzyłam drzwi a tu kurier z paczką za pobraniem odwróciłam się by wziąć portfel z komody a ten już w mieszkaniu i drzwi zamyka. Zamarlam. Tyle się mówi by krzyczeć czy chociaż wyprosić z mieszkania a ja jak ta guła stałam i nie mogłam nic z siebie wydusić. Aż mnie ten kurier ponaglił, ze trzeba zapłacić. To mnie dopiero ocknęło. Paskudne doświadczenie
Odpowiedzsmród smrodem ale po autorze historii widac znieczulice.. dlaczego sanepidu chociazby nie wezwał do tych mieszkan? może sąsiedzi sa tacy sami i juz np nie "czuja" tych smrodów, sanepid chociazby zleciłby sprzatanie takiego mieszkania gdzie sa śmieci.. ta znieczulica.. eh..
Odpowiedz@timka: Komu niby zleciłby sanepid to sprzątanie? I na jakiej podstawie miałby się dostać do prywatnego mieszkania?
Odpowiedz@timka: Wolnoć Tomku w swoim domku. Nic mi do tego kto co ma w domu, jak często się myje czy pali albo ile i jakie żyjątka trzyma. Wiem, że w niektórych przypadkach sąsiedzi interweniowali u administracji czy zarządcy bloku ale tamci też mieli związane ręce. Poza tym, tak jak wspomniałem na początku, są to też doświadczenia kolegów po fachu, nie tylko moje.
Odpowiedz@timka: Jasne nie dość że listonosz ma dość własnej roboty za marne pieniądze to jeszcze ma robić informatora różnych instytucji i jak sobie wyobrażasz wejście takich instytucji do prywatnych domów czy mieszkań ?
OdpowiedzI pomyśleć, że oni mają prawo głosu...
OdpowiedzPewnie i tak nie głosują, bo to dla nich za trudne, skoro nawet posprzątać po sobie nie umieją
OdpowiedzTeż jestem listonoszem i już przywykłam, że do niektórych mieszkań trzeba wchodzić na wdechu, niektórzy ludzie wyglądają jak wyglądają, zapachy zapachami. No cóż takie życie, taka praca
Odpowiedzw sytuacjach moze poza 3 jesli wiedzialabym o zwyczajach adresatow, zwyczajnie nie podejmowalabym proby wejscia do mmieszkkania ze wzgledu na wlasne zdrowie i bezpieczenstwo ( normalni ci panstwo pewnie nie byli) i pisala awizo nie bede ryzykowac odruchu wymiotnego, bo ktos umyc sie czy posprzatac/wywietrzyc nie potrafi
OdpowiedzSkad u polakow brudakow takie uczulenie na brud? Chyba tylko warszawiacy zachowuja jako tako czystosc
Odpowiedz