Moja córka była chora. Była jeszcze malutkim dzieciątkiem, gdy pierwszy raz trafiła do szpitala. Na samym wstępie lekarka zapytała czy będziemy potrzebować mleka, wody, itp. Odpowiedziałam, że potrzebna mi będzie tylko ciepła woda. Ok, nie ma problemu - zapisane, po wodę proszę się zgłaszać do pokoju pielęgniarek.
Po wodę do pielęgniarek chodziłam cały dzień (nie było żadnego pokoju na rodziców, w którym byłby czajnik). Siedziały, gadały, zbywały mnie "za chwilę", a dziecko głodne. (W końcu wodę przyniosła jedna z nich, z fochem, po godzinie i trzech przypomnieniach ). Potem za jakiś czas znów proszenie i znów odlewanie. W czasie podawania obiadu, który nas nie dotyczył, bo dziecko za małe, udało mi się złapać panią salową\kucharkę i ją poprosiłam, to wodę dostałam od razu (na oddziale te panie były tylko w czasie posiłków). Dziecko z gorączką, płacze, chce pić, a tu nawet o wodę się doprosić nie można (pielęgniarki miały czajnik w pokoju, więc nie musiały nigdzie iść). Ale szczyt dopiero nastąpi.
Po dniu walki poprosiłam męża, aby nam przywiózł termosy z wodą (i w ten oto sposób rano przed pracą i wieczorem brał termosy i jeździł do domu po świeżą wodę). A pielęgniarki? Po dwóch dniach nieproszenia o wodę przyszły zrobić nam rewizję, czy nie ukrywam czajnika elektrycznego lub grzałki, bo cytuję "skądś musimy wodę mieć".
PS. Interwencja u lekarza dyżurnego nic nie dała, bo gdy opowiedziałam o problemie, stwierdził tylko, że pielęgniarki mają swoje obowiązki i zajmą się wodą jak tylko będą mogły.
PPS. Sala, w której leżała córka, bezpośrednio sąsiadowała z pokojem pielęgniarek, więc doskonale słyszałam co to były za "obowiązki".
słuzba_zdrowia
Po takim stwierdzeniu lekarza dyżurnego to się idzie wyżej, a nie zastanawia co robić. Jak syn znalazł się w podobnej sytuacji to własny czajnik miałem w pokoju za godzinę. Owszem piguły buźki wydarły, tylko spytałem się czy chcą na ten temat porozmawiać z dyrekcją szpitala. Niestety nie chciały.
Odpowiedz@sutsirhc: czyli w sumie nigdzie tego nie zgłosiłeś?
OdpowiedzPo co? Postawiłem na swoim i miałem prywatny czajnik w pomieszczeniu. Najlepsza była ordynator, zażądała opłaty za prąd inaczej wypisu nie dostanę, po lekkiej dyskusji z dyrektorem szpitala wypis prawie w ząbkach przyniosła
OdpowiedzI potem takie pielęgniarki idą z innymi strajkować...
Odpowiedz@FlyingLotus: Pielęgniarka też człowiek. Jak długo pamiętam a wizyt w szpitalu miałem trochę to na pielęgniarki nie miałem się co skarżyć.Za to na lekarzy mógłbym "Wojnę i Pokój" napisać.
Odpowiedz@FlyingLotus: Bo, jak wiadomo, kilka osób z jednego oddziału idealnie charakteryzuje wszystkie pielęgniarki w Polsce. Gdyby ktoś mi kazał robić tyle, co przeciętna pielęgniarka za ich płacę, to bym go personalnie wyśmiał w twarz.
OdpowiedzWłaśnie tak ciężko pracują pielęgniarki... Od tylko potrafią narzekać, że mają za mało płscone za oglądanie seriali i olewanie pacjentów...
OdpowiedzCzęściowo masz rację. Nie wszystkie i nie na wszystkich oddziałach
OdpowiedzPielęgniarki pielęgniarkom nierówne. Tak samo lekarze. Wszystko zależy od ordynatora i od przełożonej pielęgniarek. Jak oni zarządzają mocną ręką i porządnie to cały oddział potrafi chodzić jak w zegarku, a jak oni mają w nosie, to cały oddział łazi jak chce i wówczas są takie kwiatki. Dlatego nie można uogólniać, ale takich przypadkach walczyć o swoje.
Odpowiedz"Pokoju na rodziców"? :D
Odpowiedz@KowalskiV2: pokój socjalny czy coś w tym rodzaju. Jak byłam z dzieckiem na 3 tyg.rehabilitacji w szpitalu dziecięcym, to na oddziale był właśnie taki pokój (podpisany właśnie pokój rodzica), w którym stał czajnik, zlew i mała lodówka na oddział. Dzięki temu rodzice zarówno sobie, jak i dzieciom mogli spokojnie zrobić herbatę, kawę, przechować w lodowce jakiś drobiazg nie angażując w to pielęgniarek ani salowych.
Odpowiedz@menevagoriel: tylko ze "pokój na rodziców" brzmi jakby przechowywano w nim rodziców... Jak miotly w schowku. O to chodzi @Crook, a nie o to czym jest pokój DLA rodziców.
OdpowiedzJa się tak tylko zastanawiam o co chodzi :( Jak pracowałem na WOKU (Śląskie Centrum Chorób Serca) to nie było kiedy zrobić herbaty, kawy itd. Jak pacjent prosił to zawsze dostawał, czasem od razu czasem po godzinie, ale dostawał. Jak nowy pacjent był roszczeniowy, że nie miał czegoś na czas podanego (nie chodzi o leczenie tylko o jakieś drobiazgi) to inni go naprostowywali - zobacz jak się ludzie po oddziale kręcą - kiedy mają Ci zrobić/przynieść itd. Tak, sami pacjenci Nas bronili przed innymi. Jako pielęgniarz nigdy nie mówiłem NIE, jak coś nie wymagało ode mnie mocnego zaangażowania a ułatwi to życie pacjentowi - to jak najbardziej. Coś takiego - jak zagrzanie wody w czajniku czy np - jakaś dodatkowa porcja z obiadu - zawsze była. Odnośnie dodatkowych porcji - szlag mnie zawsze trafiał na moje koleżanki z pracy gdy wszystko WYWALAŁY do kosza - to co zostało po obiedzie! Zwłaszcza dwie salowe w tym przodowały - bo one muszo gary zmywać, a tak w ogole to co ce...!!! Więc pokazałem "co ja ce" - wziąłem dwa mniejsze gary i do jednego nalałem zupy, do drugiego zapakowałem drugie danie - ziemniaki itd. Pacjenci byli w SZOKU, po 20 minutach zazwyczaj było czyste wszystko. Sytuacja oczywiście dotyczyła porcji w jednym garze nalewanych przez salowe na talerze. Jak pracowałem potem przy obiadach kateringowych to już nie było takiej możliwości :(
OdpowiedzA może autorka historii karmiła dziecko mlekiem modyfikowanym i potrzebowała na już wody? Ma głodzić takie malutkie dziecko, bo pielęgniarki mają czas na głupoty? Sama pracuje w szpitalu i wiem jak wygląda praca na niektórych oddziałach.
Odpowiedz