W 3 gimnazjum miałam usuwany woreczek żółciowy.
Pewnego wieczoru strasznie rozbolał mnie brzuch, zbladłam i zrobiło mi się słabo. Pojechałam z mamą na SOR żeby mnie zbadano. Po dość długim czekaniu, przyjął mnie ordynator i zaczął badać. Uciskał brzuch i ignorował to że mówię przez łzy, że mnie to boli. Stwierdził, że udaję i nie chcę do szkoły chodzić (tak, jasne w ferie...) Mama powiedziała, że wie kiedy udaję i w takim razie ona prosi o podpis lekarza i stwierdzenie, że wszystko ze mną jest ok. Lekarz stwierdził, że w takim razie położy mnie na oddziale, ale na odpowiedzialność mojej mamy. Zgodziła się na to.
Nikt się nie spytał mnie czy na coś choruje, czy biorę jakieś tabletki, czy mam na coś alergię. Nikt. Musiałam sama się upomnieć o wywiad. Gdy brałam leki wieczorem, zostałam zwyzywana przez lekarzy, że biorę coś bez ich wiedzy. Co z tego, że oni zapomnieli, że choruje i muszę je brać i wiedzieli o nich...
Na obchodzie był ordynator i studenci. Podeszli do mnie i lekarz mówi, że brzuch boli i wczoraj przyjechałam. To studenci na to, że podstawowe badania i moczu, krwi, usg. A lekarz co na to? Symulantom nie będzie robione usg w jego szpitalu. I poszedł dalej.
Dostawałam tabletki na spanie, bo cały czas się skarżyłam na ból brzucha. Jeden lekarz się zlitował i zrobił mi usg, ale powiedział, że nie może tego nigdzie wpisać, bo zostanie zwolniony. Okazało się, że mam dużo małych kamyczków w woreczku i potrzebny jest zabieg. Tego samego dnia ordynator mnie wypisał, pisząc, że jest poprawa i stan dobry.
Poszłam do Pani lekarz rodzinnej, która użyła swoich znajomości i po 2 miesiącach miałam zrobiony zabieg w szpitalu w innym mieście...
I teraz hit. Mama wystosowała pismo, że wypisali mnie z zagrożeniem zdrowia (mogłam mieć przez nich żółtaczkę). Co szpital odpisał? Ordynator w tym czasie był na urlopie, więc jest niemożliwe i może szpitale pomyliłam. Ale oni i tak przepraszają, że w ogóle taka sytuacja miała miejsce.
Brak mi na to słów. Wiem, że niektórzy z was mogli mieć bardziej piekielne historie, ale dla mnie to jest piekielne...
słuzba_zdrowia
Po prostu nie wierzę...
OdpowiedzOrdynator był, ale go równocześnie nie było? Ciekawe, nie wiedziałam, że opanowaliśmy sztukę teleportacji.
Odpowiedz@InessaMaximova: Też o tym nie wiedziałam. Już myślałam, że tylko ja taka zacofana jestem.
Odpowiedzściema, że ja pierdziele. Wywiad robią pielęgniarki NIEZALEŻNIE od widzimisię lekarza.
Odpowiedz@Arcialeth: Nie w tym szpitalu. Byłam w różnych i ten jest najgorszy. Pielęgniarki powinny również zmierzyć ciśnienie, temperaturę i inne takie, a jednak tego też nie zrobiły. Powinny mierzyć je o określonej godzinie jak i leki rozdawać. Przechodziły tylko wieczorem z pomiarami. Już nie wspomnę jak były traktowane osoby które miały trudności z poruszaniem się.
Odpowiedz@Chonotu: "W tym" znaczy w którym? I nie, nie muszą mierzyć ciśnienia i temperatur regularnie, a tylko wtedy jeśli jest powód ku temu..
Odpowiedz@Rollem: Nie mogę powiedzieć, który dokładnie jest to szpital, ponieważ jest on w małej miejscowości. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jest w Wielkopolsce. I we wszystkich innych szpitalach mierzyli mi ciśnienie oraz temperaturę codziennie
Odpowiedz@Arcialeth: @Rollem: Małolactwo powiedziało co wiedziało. A było małolactwo kiedy w szpitalu? Wywiad robi pielęgniarka? Oj, bo się popłaczę ze śmiechu... Wywiad zawsze robi tylko i wyłącznie lekarz! A temperaturę i ciśnienie mierzy się CODZIENNIE rano i wpisuje w kartę. Takie są procedury. A w razie potrzeby - robi się to częściej.
Odpowiedz@Armagedon: jestem pielęgniarką i przy przyjęciu na oddział masz robiony wywiad przy przyjęciu na sorze, wywiad lekarski i przy układaniu na łóżku wywiad pielęgniarki, słowem masz 3!! wywiady tępa dzido. I NIE MOŻE być żadnej odskoczni od tego (nawet jak pacjent jest agresywny to wywiad robi się z rodziną pacjenta, bądź pisze "wywiad niemożliwy do przeprowadzenia" i opisuje się co widzi. Lekarz swój, pielęgniarki swój, ratownicy swój. Więc nie ma, że "nie zrobili, nie chcieli, takie widzimisię" pielęgniarkiw dupie mają lekarzy jak mają iść do prokuratury za 1500 zł. Opamiętajcie się bo te frazesy z piekielnych to się na komiks nadają, a nie jakąkolwiek prawdę.
Odpowiedz@Arcialeth: studiuję ratownictwo i potwierdzam - studenci w małej miejscowości w Wielkopolsce w której na KSORze ordynator przyjmuje i bada pacjentów będąc na urlopie, nie robiąc podstawowych badań, bo dziecko udaje i nie chce iść, więc dziewczynka w wieku ~15 lat domaga się zebrania od niej wywiadu od ordynatora (serio, tylko ordynator, lekarz od usg i studenci w tym szpitalu?), w międzyczasie będąc na coś chora i biorąc jakieś dziwne leki o których nic nie pisze, nikt nic nie wie? Acha.
OdpowiedzNiektóre elementy historii wydają mi się tu trochę mało wiarygodne. Lekarz nie może ot tak sobie wykonać USG i nigdzie go nie wpisać, bo jest rozliczany z wykorzystywania aparatu. Ordynator też raczej nie może oświadczyć ze danego dnia go nie było, jeśli prowadził zajęcia dla studentów medycyny, bo odnotowała by to i ich i szpitalna dokumentacja ( ewidencja czasu pracy to się ładnie nazywa ).
Odpowiedz@czaron: Nie wiem jak to wygląda ot tej strony. Wiem tylko tyle, że lekarz zrobił mi to usg, nie dostałam żadnego wydruku ani nic, tylko pokazał, że mam kamienie. A co do ordynatora to dostaliśmy takie pismo, że w tym czasie ten lekarz był na urlopie. Nie odwolywalismy się i nie poglebialismy tej sprawy, ponieważ coś innego w tamtym momencie było ważniejsze niż pisma
OdpowiedzLekarz niby po cichu zrobił USG i mialaś kamyki, mimo to wypisano Cię i wszystko, a tak Cię bolało i zabieg mialaś w innym mieście dwa miesiące później. To się kupy nie trzyma.
Odpowiedz@Flygravity: Tak, miałam zabieg dwa miesiące później, w Poznaniu. Do tego czasu dostawałam silne leki przeciwbólowe, po których mogłam w miarę normalnie funkcjonować. Zwolnienie z wf-u dostałam od rodzinnej, więc o żadnym bieganiu czy ćwiczeniach nie było mowy.
OdpowiedzTaa a juz na pewno lekarza wyrzuca z pracy bo zdiagnozowal kamienie w pecherzyku zolciowym, Niezle bajki.
OdpowiedzGimbusowi się nudzi, to i wymyśla rożne rzeczy.
OdpowiedzI przez dwa miesiące chodziłaś z bolącym brzuchem?
Odpowiedz@FlyingLotus: Ludzie potrafią chodzić i trzy, cztery, pięć i więcej miesięcy, licząc że "samo minie" ( bo po prawdzie dolegliwości zazwyczaj są tymczasowe ). Rekordzistka jaką widziałem na SoR-e w którym pracuję powiedziała Lekarzowi że ma bóle od 20 lat, ale leczyć się zaczęła dopiero teraz.
Odpowiedz@FlyingLotus: Moja matka z kamieniami w woreczku 10 lat chodziła. Jak bolało, to brała jakieś leki przeciwbólowe. Da się. Niestety, skończyło się nowotworem.
Odpowiedz@maktalena: A wiedziała, że je ma? Bo raczej to inna sytuacja jak ktoś wie i wypisują go ze szpitala, a potem chodzi sobie z tym jeszcze jakiś czas. Skoro dało się zrobić wojnę i położyć "zdrowego" człowieka to na pewno dało się też wygrać wojnę o USG i leczenie (chociaż w sumie racja, że lepiej w innej placówce, bo kto wie czy w ogóle to potrafią wyleczyć).
OdpowiedzZaraz, mała miejscowość i studenci? Takie feudalne stosunki panują jeszcze w niektórych klinikach i w małych szpitalach, ale studenci tylko w klinikach (chyba, że wakacje) A oddział dla dorosłych czy dziecięcy? Chirurgia czy wewnętrzny? Trochę to wszystko dziwnie wygląda, choć niestety zdarzają się takie "święte krowy" nie do ruszenia mimo ewidentnych braków kompetencji lub błędów... A największym zagrożeniem w kamicy pęcherzyka jest zablokowanie dróg żółciowych prowadzące do zapalenia trzustki.
OdpowiedzWoreczek żółciowy... Boże, widzisz a nie grzmisz... W woreczku to możesz sobie buciki trzymać. Żółciowy jest pęcherzyk!
Odpowiedz@ejbisidii: Obie formy są poprawne
OdpowiedzGdybyś rzeczywiście miała kamicę to brzuch by Cię nie bolał, a uniemożliwiał funkcjonowanie! Na pewno ze szpitala by Cię nie wypuścili, bo pęcherzyk może się wylać jeśli pojawiają się intensywne bóle. Każde USG musi być wpisane do "dziennika" i do dokumentacji. Nie wierzę w nic, a nic w tej historyjce.
Odpowiedz@Habiel: Wszystko zależy od wielkości kamieni. U mnie w rodzinie problem genetyczny. Matka nie cierpiała jakoś specjalnie, od czasu do czasu czuła kłucie, jej brat - odczuwał stałe lekkie bóle przemieszczające się, moja siostra - nie była w stanie funkcjonować. Diagnoza ta sama i pamiątka w postaci kamieni (fu) zatrzymana.
OdpowiedzUżytkownicy tego serwisu to kretyni. 2/3 ocen negatywnych, a historia jest piekielna i napisana bez zbędnej grafomanii. Jak widać najlepiej przyjmują się "hehe śmieszne" zmyślone historyjki z błyskotliwymi, zabawnymi zwrotami akcji. Gdyby tą historię wysłała Carrotka, Candela albo inna tutejsza piȥda której wszyscy liżą stopy i odbyt to by ta historia natychmiast znalazła się na głównej.
Odpowiedz@Herbata: Problem w tym, że to wygląda, co prawda nie jak "hehe śmieszne" zmyślone historyjki, tylko jak "uh uh piekielne" zmyślone historyjki.
OdpowiedzPrawdę mówiąc, od razu wiedziałam, że nikt ci nie uwierzy. Fakt, że trochę tu niejasności jest. Z drugiej strony, z doświadczenia wiem, że pan ordynator w szpitalu to jest car i bóg. Szczególnie w niedużym szpitalu. Osobiście uważam, że historia prawdziwa, może troszkę "podrasowana".
Odpowiedz@Armagedon: nieduży szpital i studenci? zabawne. Nie słyszałam o uniwersytecie medycznym w małym miasteczku, a ty?
Odpowiedz@Olsea: Też nie słyszałam. Ale gimnazjalistka nie musi odróżniać studentów od stażystów, tym bardziej, że pan ordynator pewnie traktowałby ich identycznie. A może to w ogóle byli młodzi rezydenci?
OdpowiedzOd kiedy to ordynator przyjmuje na SORze? Nie ma od tego asystentow? "Dostawałam tabletki na spanie, bo cały czas się skarżyłam na ból brzucha", zebys ten bol niby przespala? Masz dwa miesiace straszne bole, a dopiero wtedy operuja? Mimo, ze napewno zwijasz sie w kolce zolciowej? Przy tak jasnej diagnozie? Dodatkowo caly ogrom niescislosci, bezsensownych z punktu widzenia fachowego. Kurcze, zmyslasz na poczekaniu, liczac na nasza naiwnosc, ale przeliczylas sie bardzo, bo cala historyjka nie trzyma sie kupy.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: cała ta historyjka jest śmieszna i zmyślona, chciała dziewczyna zabłysnąć, ale się nie udało. Ta cała historia brzmi jak cześć, przyszłam do szpitala, zły Pan nie chciał mnie badać, wrzucili mnie gdzieś w klitkę, dali środki nasenne i przespałam całą wizytę, a potem wróciłam do domu", zapomniała napisać, że zabrali jej przez ten czas nerkę i piątą klepkę.
OdpowiedzCzęść osób krytykuje autorkę nie mając pojęcia o kamicy żółciowej. Ja też teraz "chodzę z kamieniami" mając za sobą wizytę na SOR, gdzie podają tylko leki przeciwbólowe i rozkurczowe + USG. Jeżeli pęcherzyk nie wykazuje cech zapalnych na USG, nie zrobią operacji "na ostro" - trzeba umówić się i czekać na zabieg planowany. Do tego czasu jakoś sobie radzić dietą i lekami objawowymi.
Odpowiedz@naija: Mam pojęcie o kamicy-sama ją miałam. I dlatego sądzę, że to bujda na rysorach.
Odpowiedz@Habiel: Ty, a co to są RYSORY?
Odpowiedz@naija: Nie przejmuj się. Idiotów nie brakuje. Będą ci wmawiać, że wiedzą lepiej nawet to jak się nazywasz. Babcia mojej koleżanki również miała kamicę żółciową. KILKANAŚCIE lat. Nawet podczas jednego z ataków zabrano ją do szpitala. Nie wykonano operacji, gdyż pani była w zaawansowanym wieku i miała słabe serce. Podano antybiotyki, leki rozkurczowe, jakieś kroplówki i po tygodniu wyszła do domu. A w tej rodzinie kamica to "normalka". Mama tej samej koleżanki pierwszy atak kamicy miała w wieku 25. lat. Następny dopiero po czterdziestce. I wtedy już wykonano operację, bo zrobił się poważny stan ropny zagrażający życiu.
OdpowiedzTo niemożliwe. Studenci są w dużym mieście. Upomnieć się o wywiad w 3 gimnazjum? Zabawne. Ordynator nie bada na SOR. Bajki! Historia do usunięcia, użytkowniczka do zbanowania.
OdpowiedzZaraz, zaraz.... na początku piszesz, że w gimnazjum miałaś usuwany pęcherzyk żółciowy, po czym kontynuujesz historię, że pewnego dnia rozbolał Cię brzuch i okazało się, że masz kamienie w woreczku. Ale jakim? Tym wcześniej usuniętym? Chyba czegoś tu nie rozumiem...
OdpowiedzJa wiem, że się źle człowiekowi nie życzy, ale mam nadzieję, że ten śmieć zdechnie na raka gdzieś pod płotem, bo wszyscy zgodnie uznają, że symuluje. W Polsce brakuje ciężkiego bata na konowałów. Gdyby jeden z drugim musiał sprzedać dom, samochód i całą resztę, by zapłacić odszkodowanie, to skończyłoby się cwaniakowanie.
OdpowiedzPowiem tylko tyle. W dupie mam co zrobił szpital, bo to jest norma. Ty i twoja matka to zwykłe p1zdy. Kompletne, skrajne p1zdy, na które szkoda "szczempić" ryja. Na was, szkoda mi słów. A do tego typu lekarzy już przywykłem. Trza się nauczyć sobie radzić z takimi "specjalistami".
Odpowiedz