Pracowałam kiedyś w sklepie odzieżowym. Marka nie istotna, ale nie była to żadna sieciówka więc towar z tych droższych.
Kilka razy przychodził do nas pewien Pan za każdym razem mierząc te same rzeczy. Zapamiętałam go, bo ubrania które mierzył bardzo mi się podobały, zestawione w dany sposób. Widać było, że i jemu bardzo się podobały jednak mimo to nie kupował. Chyba nawet się zastanawiałam dlaczego (może nie miał tyle pieniędzy).
Wyjaśniło się podczas kolejnej jego wizyty. Szłam akurat na zaplecze i jak to bywa w sklepach jest ono zaraz przy przymierzalniach. Usłyszałam jak Pan rozmawia przez telefon i chcąc nie chcąc oczywiście o czym rozmawia. Szło to mniej więcej tak:
- Kochanie no prrrrrooooszę, bo ten sweterek jest taki ładny i z tą koszulą tak fajnie pasuje. No proszę zgódź się... No ale, proooooszę nooo.... (itd. błagalnym tonem).
Jakoś tak mi się go zrobiło strasznie żal tego dnia. :/
sklepy
Nie Pan tylko mąż, i to pantoflarz.
Odpowiedz@Rak77: Wykastowała go....
Odpowiedz@Rak77: mentalnie
Odpowiedz@pinka1519: Jak w Indiach!
Odpowiedz@Rak77: Może nie pantoflarz, a utrzymanek? Wszystko możliwe.
OdpowiedzCzłowiek bez charakteru nie musi ładnie wyglądać, jeszcze by jakaś kobieta mogła uznać go za godnego uwagi i zmarnować swój cenny czas.
Odpowiedz@htmzor: nigdzie nie jest napisane, że to kobieta była. Może po drugiej stronie słuchawki był chłop mówiący: "Stefan, zbieramy na emigrację do Holandii, ogarnij się!!"
OdpowiedzHm,może pan małżonek lubi wydawać dużo, zbyt dużo pieniędzy na piękne sweterki i porządne spodnie, bez względu na to czy tego potrzebuje, czy nie, może szanowna małżonka czy tam partnerka w znacznej części finansuje domowy budżet i stąd pytanie jej o zdanie... wbrew pozorom, bywa że to panie są z tych rozsądniejszych, a facet wyda ostatnie oszczędności na nową grę, zapominając że dzieciom przydałaby się wyprawka do przedszkola.
Odpowiedz@Sintra: Idealny opis mojego domowego budżetu :) zawsze ja trzymam władzę nad pieniędzmi, bo mam w głowie wbudowany kalkulatorek i zawsze dokładnie wiem, jakie wydatki za mną, jakie przede mną, ile mam pieniędzy "na zabawę" a ile potrzebuję na jedzenie. Mąż nie ma do tego głowy, więc od początku zdał się na mnie i większe wydatki najpierw ze mną konsultuje, czy przypadkiem na koniec miesiąca nie będziemy jeść tynku, bo np. zapomniał o OC. Ale panu z historii trzeba przyznać, że ma upór ;) i pewnie czeka aż żonie się skończy cierpliwość ;)
Odpowiedz@Ajsza: Normalnie jak japońska shufu :)
OdpowiedzDla mnie to historia nie na ten portal, bo to smutne, że człowiek pozwala na to, żeby się zniewolić.
Odpowiedz@razzor91: Dla mnie koleś miał po prostu piekielną żonę. Bo domyślam się że rozmawiał właśnie z żoną.
Odpowiedz