Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Wynajmuję miejsce w pokoju dwuosobowym w mieszkaniu studenckim. Mieszkam tam od pół…

Wynajmuję miejsce w pokoju dwuosobowym w mieszkaniu studenckim. Mieszkam tam od pół roku i zamierzam zostać dłużej pomimo pewnych niedogodności, ponieważ cena jest śmiesznie niska. Mieszkanie jest w świetnej lokalizacji, doskonale skomunikowane z całym miastem, a właścicielem jest przemiły staruszek, który mieszkanie "trzyma dla wnuczka" i dlatego nie zależy mu za bardzo na zarobku, a bardziej na tym "żeby ogrzewane było i nie zapleśniało" - jak to sam mówi. Co prawda, za dużo na tym mieszkaniu i tak zarobić by nie mógł, bo standard jest proporcjonalny do ceny - wystarczy wspomnieć, że drzwiczki do szafek w kuchni już dawno poodpadały, a przykręcić się ich nie da, bo same szafki są już tak stare, że też lada chwila mogą się rozsypać. No i przedwczoraj odpadł od ściany cały rządek kafelek, a pralka (chyba starsza ode mnie) piorąc robi taki hałas, jakby rakieta kosmiczna startowała. Ponieważ nie stać mnie na nic innego, to mieszkam tu nadal. A razem ze mną mieszkają 3 inne dziewczyny: jedna ze mną w pokoju i dwie pozostałe w pokojach jednoosobowych. To był wstęp, a teraz przejdźmy do piekielności:

1. Pokój mój i współlokatorki ma kształt litery L - drzwi są na wierzchołku litery, okna na dolnej kresce. Moje łóżko, biurko i szafa znajduje się właśnie w takiej wnęce za zakrętem, meble współlokatorki wzdłuż najdłuższej ściany. W pokoju z sufitu i ścian sypała się łuszcząca farba, dlatego zaproponowałam współlokatorce żebyśmy złożyły się na farbę i zrobiły z tym porządek. Odmówiła mówiąc, że jej to nie przeszkadza i tak w ogóle to nie będzie płacić na remont cudzego mieszkania. Dobra, skoro nie chce, to jej nie zmuszam, ale zapytałam, czy gdybym sama chciała malować za swoje pieniądze to mogę, odpowiedziała, że nie ma problemu, bo i tak wyjeżdża na weekend. Pozostałe lokatorki powiedziały, że też wyjeżdżają „więc se maluj jak chcesz”. O to samo zapytałam właściciela, który też się zgodził. Aczkolwiek na farbę nie było mnie tymczasowo stać (duże wydatki - kaucja, czynsz itp.) toteż korzystając z tego, że rodzice mieli w piątek przyjechać i przywieźć mi resztę moich rzeczy poprosiłam, żeby przywieźli też resztki białej farby, która została po remoncie u babci i folię do przykrycia podłogi, co też zrobili. Cały pokój przykryłam folią i przystąpiłam do malowania, jednak dość szybko się okazało, że farby jest dość mało i starczyła tylko na pomalowanie tej mojej wnęki.

Gdy po weekendzie wszyscy wrócili zostałam zapytana, czy malowałam pokój czy nie, odpowiedziałam, że tylko część, bo na resztę nie miałam farby. Współlokatorka jak burza wpadła do pokoju i równie szybko z niego wypadła drąc się na mnie, że jestem egoistką, myślę tylko o sobie i jej część też powinnam pomalować, bo przecież „to dla mnie niekomfortowe mieszkać w takich warunkach”. Gdy jej wypomniałam, że deklarowała, że jej to nie przeszkadza, to mnie zwyzywała i przestała się do mnie odzywać na około tydzień, po czym jak gdyby nigdy nic z powrotem zaczęła się zachowywać wobec mnie normalnie. Ponieważ zależało mi na tym tanim mieszkaniu też udawałam, że nic się nie stało i nie roztrząsałam kłótni.

2. Z lodówki ginęło mi jedzenie, i to w dużych ilościach, praktycznie ponad połowa z tego co kupowałam. Groszem nie śmierdzę, więc postanowiłam porozmawiać na ten temat z lokatorami, na co usłyszałam „sorki, to się nie powtórzy”, ale nic się nie zmieniło – jedzenia jak ubywało, tak nie przestało. Rozmów było kilka, a efekt taki sam, czyli żaden. Zrewanżować się nie miałam jak, bo ich jedzenie składało się praktycznie z samych rzeczy, których nie lubię. Tak więc przestałam kupować i zostawiać jedzenie w mieszkaniu i ze sklepu przynosiłam tylko tyle co na jeden posiłek i zaraz to zjadałam. Obiady też rzadko gotowałam, tylko stołowałam się w tanich barach mlecznych na mieście, gdyż opłacało się to bardziej niż kupowanie jedzenia, które i tak wyje mi ktoś inny.

Podobnie było z papierem toaletowym, czasami potrafiła mi zniknąć dopiero co otwarta rolka w ciągu pół dnia, kiedy mnie nie było w domu. Rozmowy nic nie dawały, więc zaczęłam kupować szary papier uznając, że nawet jak wezmą, to nie szkoda, bo tani. Ale jego nie ruszyły mi ani razu.

3. U dziewczyn mieszkających w jedynkach często pojawiali się ich chłopacy. Hałasu zbytniego nie robili, bałaganu też, łazienki nie blokowali. Niestety mieli pewne mnie denerwujące nawyki: jeden chodził po mieszkaniu w samych majtkach lub nawet bez, a drugi głośno pierdział będąc w kuchni (tylko jeśli nie było przy nim jego dziewczyny). Obaj gdy ich upominałam przepraszali i obiecywali poprawę, ale potem zachowywali się dalej tak samo. Rozmowy z ich dziewczynami też nic nie dały.

4. Coś się wydarzyło i dziewczyny z jedynek zaczęły toczyć między sobą wojnę. Czepiały się siebie nawzajem o byle pierdoły i urządzały dzikie awantury o każdej możliwej porze dnia. Nie dało się ich wtedy uspokoić, a na sugestie, żeby spróbowały być trochę ciszej rozchodziły się do swoich pokoi, ale jakieś 10 minut później, gdy tylko spotkały się w części wspólnej mieszkania, awantura zaczynała się na nowo. Zaopatrzyłam się w korki do uszu i przywiozłam z domu rodzinnego wygłuszające słuchawki, które niegdyś służyły podczas cięcia piłą łańcuchową.

5. Gdy dziewczyny opanowały trochę emocje i przestały walczyć tak otwarcie, zaczęła się między nimi zimna wojna. Polegała ona na tym, że jedna drugiej podjadała jedzenie i zużywała kosmetyki z łazienki, a także robiły sobie nawzajem „psikusy”. Nie ruszyło by mnie to, gdyby nie fakt, że rykoszetem oberwało się i mi. Pewnego dnia moje włosy po umyciu stały się czarne jak smoła! Awanturę zrobiłam taką, że aż sąsiedzi wpadli nas uspokajać, bo było po godz. 22.
Otrzymałam „przeprosiny” od winowajczyni „Sorry, bo ja to myślałam, że to szampon tej suki, ale ty się nie martw, to szamponetka, więc niedługo zejdzie”. No jakoś mnie to nie pocieszyło, bo przy mojej bladej cerze wyglądałam z takimi włosami jak postać z horroru przez najbliższe 2 miesiące.

Przygód było oczywiście więcej, ale te są chyba najbardziej denerwujące. Mam nadzieję, że nie zdarzy się już nic takiego, co by skłoniło mnie do napisania drugiej części. Pozdrawiam.

stancja

by HamaHamanska
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar ZjemTwojeCiastko
25 25

Podziwiam Twoją cierpliwość. Serio. Jak znam siebie i swoją nieco choleryczną naturę, to za takie numery panny szukałyby kryjówki na mój widok.

Odpowiedz
avatar Awanturka
0 0

@ZjemTwojeCiastko: to znaczy, co konkretnie byś zrobiła?

Odpowiedz
avatar Czarnechmury
10 16

ile czasu trzymasz szampon na głowie, że szamponetka zdążyła zafarbować ci włosy na czarno?

Odpowiedz
avatar HamaHamanska
6 10

@Czarnechmury: Spłukuję od razu po wyszorowaniu. Nie wiem jakim cudem to cholerstwo tak szybko załapało.

Odpowiedz
avatar SzatanWeMnieMocny
7 7

@Czarnechmury: Jeśli to czarna szamponetka na blond włosach to może bardzo szybko załapać ;)

Odpowiedz
avatar Alien
8 10

@SzatanWeMnieMocny: Ale bez przesady... Jestem w stanie uwierzyć, że mniej lub bardziej toto "przybrudziło" włosy, ale nie w głęboką czerń...

Odpowiedz
avatar HamaHamanska
15 15

@denaturat: Na chwilę obecną mam 96,34 zł do końca miesiąca, także tego...

Odpowiedz
avatar Cyrkiel
17 17

@denaturat: Może i warto, ale nie zawsze się ma te dwie stówy więcej :)

Odpowiedz
avatar EireneK
12 12

@denaturat: Nie zawsze więcej kasy za wynajem pokoju oznacza normalnych współlokatorów. Jakieś półtora roku temu wynajmowałam pokój za prawie 600 zł miesięcznie, a mieszkałam z takim świrem (był to właściciel mieszkania), że potrafił się czepić, że po zmywaniu naczyń nie wytarłam do sucha zlewu ręcznikiem papierowym. Hitem była sytuacja gdy się wyprowadziłam i posprzątałam pokój, a on położył się na podłodze i pokazywał mi, że od chodzenia powstały na podłodze "mikrorysy", więc z 700 zł kaucji odda mi tylko 200 z hakiem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 9

oj,podkradanie kosmetyków,jak dobrze to znam. Szampon i mydło chowam u siebie w pokoju pod komodą. Siostra podpiernicza mi też kawę,dlatego puszkę włożyłam do pojemnika i zasypałam mąką.Nawet jeżeli będzie mi szabrować po półce to i tak tego nie znajdzie.Od tygodnia,oficjalnie,nie ma kawki i ani jej się śni ją kupić. Wczoraj pytała się mnie dlaczego nie kupiłam bo ona cały czas zapomina....taaa. O tytoniu nawet nie wspominam,jakby mogła to wypaliłaby mi całą paczkę w ciągu jednego dnia. Wiecie,kawa czy ten głupi płyn do kąpieli nie są jakoś specjalnie drogie,ale gdyby tak sobie to wszystko podliczyć...

Odpowiedz
avatar Locust
3 3

@Day_Becomes_Night: Ja bym wolała pójść na swoje, niż bawić się w takie wojny podjazdowe. Czy to nie ty pisałaś, ze dziecko siostry wyjada cie słodycze?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

@Locust: nie stać mnie na własne mieszkanie. A na pokôj nie pójdę,bo pewnie trafię na świrów. Wiele o wynajmach już słyszałam,nie tylko z piekielnych. Już wolę taką wojnę podjazdową i ewentualnie coś siostrze podpieprzyć w akcie zemsty,niż mieszkać z psychopatami.A tutaj o takich ludzi nietrudno,uwierz mi

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@Day_Becomes_Night: moze masz jakas fajna kolezanke z ktora moglabys wynajac mieszkanie? ja mialam ogromne szczescie, ze znalazlam kolezanke z ktora sie super dogaduje, nie jestesmy pedantkami i bardzo szanujemy swoja prywatnosc. Wczesniej w Polsce przez 8 lat wynajmowalam pokoje w roznych miejscach i roznie sie dogadywalam z lokatorami, wiec naprawde mam szczescie. Gdyby nie kolezanka to nadal tulalabym sie gdzies po pokojach, a w Londynie wynajac cos samemu to z moja dosc dobra pensja nie ma najmniejszy szans.

Odpowiedz
avatar Locust
2 2

@Day_Becomes_Night: A gdzie mieszkasz? Wariaci wszędzie się trafiają :P W moim mieście ceny wynajmu kawalerek lub jednopokojowych mieszkań nie są tak tragiczne, z jednej wypłaty spokojnie można się utrzymać. W pokoju tez bym nie chciała mieszkać. Co do mieszkania z koleżanką, to ja własnie w ten sposób się nacięłam. Osoba, z którą świetnie się wcześniej dogadywałam, okazała się koszmarną współlokatorką i po pol roku miałam na tyle dość, ze znalazłam sobie mieszkanko i przysięgłam sobie nigdy nie brać współlokatorów.

Odpowiedz
avatar Armagedon
3 3

@Locust: Bo jest takie bardzo mądre ludowe porzekadło. "Dobra Agnieszka - kto nią nie mieszka".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@nursetka: takowej nie posiadam. A nawet jeśli zamieszkam z w sumie ovcą osobą,kto wie co z tego wyniknie? Mieszkanie ze współlokatorami nie wchodzi w gre

Odpowiedz
avatar Locust
1 1

@Day_Becomes_Night: Ale gdzie konkretnie :P Ja tez w Anglii. W naszym średnio małym miasteczku ceny są w miarę niskie, ale w najbliższym wielkim mieście nie takie znowu wysokie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@Locust: u nas jest universytet,co automatycznie winduje ceny. W niektórych ogłoszeniach jest zaznaczone,że oferty tylko dla studentów. A teraz,właśnie przez studentów,raczej nic nie znajdę. Pozatym,w tym mieście mi dobrze i jak na razie nie chcę się stąd ruszać.

Odpowiedz
avatar Locust
12 12

Ja wolałam wynająć samodzielnie mieszkanie, niż użerać się z dziwnymi współlokatorami. No ale pozostaje aspekt finansowy, pracowałam i było mnie stać. Polecam sprawić sobie małą szafeczkę na kluczyk, i tam trzymać swoje kosmetyki i inne przybory. Skoro nawet szamponu nie możesz być pewna...

Odpowiedz
avatar Pani_i_Wladczyni
10 10

Jeśli któraś z dziewczyn z jednoosobowego pokoju będzie się wyprowadzać postaraj się wskoczyć na jej miejsce- zawsze to jeden "problem" mniej ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@Pani_i_Wladczyni: tylko koszty większe

Odpowiedz
avatar clubber84
-3 7

Jeśli cena za wynajem tego pokoju jest śmiesznie niska, to dlaczego wylewasz żale na piekielnych? Jeśli chcesz mieć spokój, to wynajmij pokój bez współlokatorki. To jest właśnie cena za "śmiesznie niski czynsz", więc po co się za taką "cenę" męczyć i denerwować? Pozdrawiam

Odpowiedz
avatar GlaNiK
4 4

@clubber84: Może nie każdego stać? A niski czynsz powinien być odwzorowanie standardu lokum a nie współlokatorów. Można mieszkać tanio ale z normalnymi ludźmi.

Odpowiedz
avatar Redmotivator
1 1

@clubber84: Jeśli jest się zależnym w kwestii finansowej od rodziców to nie jest prosta sprawa od tak pozwolić sobie na obciążanie ich większymi kosztami.

Odpowiedz
avatar pinka1519
2 2

Przypomniały mi się czasy w żeńskim internacie. :) było tak samo tylko ja miałam w pokoju najpierw 7 dziewczyn a potem 5. No i okolo 50 w całym budynku. Było wesoło.

Odpowiedz
avatar Redmotivator
0 0

Jeju jakbym czytała siebie i swoje przygody z moją współlokatorką. Masakra.. Doskonale Cię rozumiem i współczuję bo naprawdę wiem jak to jest.. Mam jedną piekielną ale uwierz.. Nie życzę mieszkania z nią nikomu.

Odpowiedz
avatar bazienka
4 4

ja byym im do jedzenia mojego zostawionego dodala srodka na przeczyszczenie oduczylyby sie momentalnie

Odpowiedz
avatar HamaHamanska
-4 4

@bazienka: Trochę bez sensu wtedy ja też przecież nie mogłabym zjeść tego jedzenia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

@HamaHamanska: i tak nie możesz, bo zjadają. Najlepiej zaopatrz się w takie 25% taniej i do wszystkich dosypuj ;).Na allegro na pewno są takie naklejki.

Odpowiedz
avatar bazienka
2 2

@HamaHamanska: acha, a jak ci wyzerali to niby moglas?

Odpowiedz
avatar Carima
3 3

Polecam mimo wszystko sprawdzać różne oferty pokoi co jakiś czas. Mi się cudem trafił pokój za taką samą cenę jak w "p***dolniku" jak nazywam pewien prywatny "dom studenta", gdzie zamiast studentów powprowadzał się margines społeczny w różnym wieku, bo śmiesznie tanio. Teraz za zaledwie 5zł więcej mieszkam w świetnej lokalizacji, co prawda dalej od uczelni, ale piechotą do centrum, węzeł komunikacyjny i przynajmniej dwójka z trójki współlokatorów naprawdę w porządku. Jeden pokój wolny, to jeszcze nie wiadomo co los przyniesie w październiku, ale jestem dobrej myśli :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Koniecznie rozglądaj się za nowym lokum, a w międzyczasie obejrzyj sobie film "Amelia", znajdziesz tam inspirację jak "umilić życie" współlokatorkom.

Odpowiedz
avatar marius
3 3

Dlatego polecam szukać mieszkania nie ze studentami, a z osobami pracującymi (nie liczę tu dorabiających studentów). Mogą się trafić i młodzi pracujący, co (niekoniecznie na studia) przyjechali do większego miasta się spod matczynej spódnicy wyrwać. Obecnie większość studenciactwa życia nie zna i stąd takie numery. Wydaje im się, że to akademik, albo że na swoim są, u siebie. Mieszkam już ponad 3 lata "na pokoju" - wyłącznie pracujący ludzie na etacie, którzy nie potrzebują całego mieszkania opłacać. Nie raz mi ginęły rzeczy z lodówki, wracały następnego dnia, czasami w powiększonym opakowaniu (np. 5 piw za wypite 4).

Odpowiedz
Udostępnij