Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że naprawdę bardzo lubię dzieci. Jestem dosyć młoda,…

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że naprawdę bardzo lubię dzieci. Jestem dosyć młoda, ale od kilku lat działam w świetlicy i pracuję z najróżniejszymi dziećmi, więc mogę stwierdzić, że już odrobinę się znam na postępowaniu ze szkrabami, oprócz tego dorabiam sobie na udzielaniu korepetycji, więc kontakt z dziećmi mam niemal codziennie.

Każdego roku dla wychowanków świetlicy organizowane są kolonie, wychowawców jest naprawdę sporo, więc każdy z nas może mieć pod opieką dosłownie kilkoro dzieci, panuje tam rodzinna atmosfera, wszyscy się znamy i lubimy. W tym roku był mój debiut w roli wychowawcy, wcześniej byłam animatorką. Zrobiłam stosowny kurs i w te wakacje postanowiłam poszukać kolonii również w biurach podróży, co na pewno stanowiło wyzwanie, bo i dzieci, i kadra całkowicie obcy. Piekielności z różnych stron było naprawdę sporo, ale dzięki kreatywności wychowawców i przepięknej pogodzie udało nam się spędzić całkiem mile czas. Po tym przydługim wstępie chciałabym tylko napisać kilka rad dla rodziców, którzy wysyłają dzieci na obozy czy inne wyjazdy, podczas których ktoś inny będzie się nimi zajmował.

Zaczynamy oczywiście od pakowania pociechy:
To, że dziecko jedzie w góry nie oznacza, że nie potrzebuje kremu z filtrem. Słońce potrafi nieźle przygrzać nie tylko podczas smażenia się na plaży. Mało który maluch był przygotowany na taką ewentualność, wychowawca może poratować swoim kremem, ale to jest wyłącznie jego dobra wola. Na plaży trzeba smarować się wszędzie. Miałam sytuację, że dziecko przychodziło prosić o posmarowanie pleców. Za oczywiste uznałam, że resztę samo kremuje, jednak cały czerwony brzuch zbił mnie z tropu. Zapytałam, czy pamięta o reszcie ciała, na co odrzekło, że mama kazała prosić panią o posmarowanie pleców, a o reszcie nie wspomniała. Z dziećmi czasem trzeba łopatologicznie, choćbyście mieli mówić najoczywistsze oczywistości, to naprawdę warto, choćby po to, by uniknąć takich niedomówień.

Koniecznie coś z kapturem. Co z tego, że zaopatrzymy latorośl w kilka wełnianych swetrów, kurtek z adidasa czy tam innych znanych marek, skoro żadna z nich nie ma kaptura, a warunki pogodowe bywają różne.

Jeśli wasze dziecko ma chorobę lokomocyjną, błagam, dajcie mu na czas pobytu tyle tabletek, by nie musiało ich oszczędzać. Jedna, na sam powrót, to zdecydowanie za mało. Jeśli jest na tyle śmiałe, żeby zgłosić brak leku, to jakoś tam się go skombinuje, ktoś pożyczy, czy nawet wychowawca ma przy sobie awaryjną pastylkę. Niestety gdy siedzi cichutko w autokarze, a później uraczy współpasażerów wymiocinami we wszystkich kolorach tęczy, sprawa obiera bardziej kłopotliwy obrót. Sama nauczyłam się również, by jasno przekazywać polecenia. Przed wyjazdem na wycieczkę zapytałam moich lokomocyjnych, czy wzięli swoje lokomotivy czy inne specyfiki. Odpowiedź twierdząca, no to okej, do autokaru i jazda. Nie minęło 10 minut i od pewnego jegomościa dostaję radosny komunikat o treści "niedobrze mi". Dopytałam, czy na pewno wziął tabletkę. Owszem, wziął, ale schował do plecaka zamiast zażyć. Polecenie wykonane, czego się tutaj czepiać, jazda trzymając worek napełniony jego troszkę przetrawionym śniadaniem nauczył mnie, by wyrażać się jak najjaśniej.

Za hajs matki baluj, czyli kieszonkowe na wyjazd.
Tutaj trochę ciężko jest ustalić złoty środek, ale mogę powiedzieć na pewno, że dawanie dziecku 500 zł na 10 dni wywczasu to gruba przesada. Ono ma dyskomfort, że posiada tyle gotówki i może zostać okradzione, a i właściwie nie ma na co tego wydawać. Wydaje mi się, że 25 zł na dzień w zupełności wystarczy. Miejmy na uwadze, że jeść i pić dostanie, a jeśli jest w posiadaniu zbyt dużej sumy, to przepuści w największej mierze na niezdrowe jedzenie, co owocuje bólami brzucha i innymi takimi. Drugą kwestią jest rozsądne dysponowanie pieniędzmi, jeśli wasz Jasiu jest jeszcze za mały, by wiedzieć, że wydając połowę pieniędzy w dwa dni, przez resztę pobytu będzie musiał zacisnąć pasa, po prostu oddajcie jego finanse do dyspozycji wychowawcy, zaznaczając określoną kwotę, jaką szkrab ma codziennie otrzymywać.

Choroby i inne uwagi
Od tego są karty kolonistów, by tam to zapisywać. Nie liczcie, że opiekun zapamięta to, co powiecie na odchodne przy autokarze. Mamy pod opieką kilkanaścioro dzieci i w momencie przejmowania ich nie mamy pojęcia jak wasze dziecko ma na imię i nie zapamiętamy, że np. nie umie pływać i trzeba na nie uważać. Takie informacje należy wpisać do karty, my na spokojnie po przyjeździe poczytamy i dostosujemy się. Wyjątek stanowi choroba lokomocyjna, bo to informacja potrzebna na cito.

Zachowanie dziecka
Moja gorąca prośba, przekażcie swoim dzieciom, że należy słuchać "pani". Jeśli wasza mała Karolcia uwielbia czipsy, ale ogólnie ustaliliśmy, że dzieci nie mogą ich kupować, to oznacza, że dla Karolci nie będzie wyjątku i powinna się dostosować. Czas kolonii to dla dziecka wakacje i każdy z nas ma to na uwadze, ale panują pewne zasady, do których dziecko musi się zastosować. Zdaję sobie sprawę, że w domu na pewno jest inaczej, może ma większe rygory albo większą swobodę, jednak z całym szacunkiem, ale niezbyt mnie interesuje, że w domu mama pozwala kłaść się o północy, tutaj musi być w pokoju o godzinie ciszy nocnej i nie jest to moja złośliwość. Naprawdę ciężko jest ogarnąć większą grupę dzieci, jeśli nie chcą słuchać. Nie dzwońcie też non stop, zwłaszcza o późnych porach. 22:00 to godzina, gdzie dzieci powinny się wyciszać i powoli zasypiać. Na wychowawców czeka papierkowa robota, na którą nie było czasu podczas dnia, omawianie planu na dzień następny, a i pospać odrobinkę by się przydało. Szczerze mówiąc trochę nie rozumiem, jak można kompletnie niesamodzielnego malucha posłać na kolonie. Nie potrafi się umyć? Nie umie złożyć ubranek? Nie trzyma się grupy i łatwo się rozprasza? Dla jego własnego bezpieczeństwa powinno jeszcze rok czy dwa wstrzymać się z tego typu wyjazdami, głównie ze względów bezpieczeństwa. Wiadomo, że na takie dziecko musimy zwracać szczególną uwagę, ale nie możemy się w całości mu poświęcać, bo nasza grupa liczy jeszcze sporo dzieci. Ponadto, maluszek, który tęskni za rodzicami i musi z nimi gadać przez telefon podczas 90% pobytu naprawdę nie czerpie radości z wyjazdu.

Wydawać by się mogło, że te opisane przeze mnie rzeczy są oczywiste, ale wcale nie. Kolonie to naprawdę fajna sprawa, i dla nas, i dla naszych podopiecznych, ale dziecko musi być należycie przygotowane, inaczej może być ciężko. Oczywiście wychowawcy też nie są święci, biura podróży nastawione wyłącznie na zysk tym bardziej, ale o tym może innym razem, bo już wystarczająco się rozpisałam jak na pierwszą historyjkę. Wszystkim, którzy dotrwali do końca gratuluję, bo mi by się nie chciało tyle czytać ;)

kolonie

by magiii5
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
8 12

Fajnie napisane, chętnie poczytam więcej

Odpowiedz
avatar orthia
10 12

Też jestem wychowawcą, więc jeśli ktoś wpadnie poczytać komentarze, miałam ciekawą sytuację z chorobą lokomocyjną. U mnie po kilku dniach stała się ona "fajna", więc dzieciaki ją symulowały i zabierały naprawdę cierpiącym na tę dolegliwość dzieciom tabletki. Razem z innymi wychowawczyniami dałyśmy każdemu symulującemu dziecku (w drodze na kolonie nic im nie było) reklamówkę "w razie czego" i wmówiłyśmy im, że często pomaga wypicie gazowanej wody przed jazdą i wymyśliłyśmy kilka powodów. Dolegliwości przeszły jak ręką odjął, nawet kilkorgu "zdiagnozowanym" :)

Odpowiedz
avatar GlaNiK
0 0

@orthia: Co do choroby lokomocyjnej, to w przypadku braku tabletek można bardzo małymi łyczkami popijać pepsi/coca-cole. Sprawdzone przez moją żonę (zasugerował to przewodnik na wycieczce). Poza tym, zamiast truć się tabletkami, można kupić opaski na chorobę lokomocyjną. Taka elastyczna opaska z kulką/koralikiem na nadgarstek. Kulka lekko uciska okolice nadgarstka po wewnętrznej stronie przedramienia. Mojej żonie pomaga.

Odpowiedz
avatar Malibu
5 5

Z niecierpliwością czekam na historyjkę z piekielnościami wychowawców i biur podróży:)

Odpowiedz
avatar Owocowa
4 6

Historia fajnie opisana, ale jako wychowawca z długim stażem, muszę się przyczepić do kilku rzeczy. Rozumiem, że poprzez tę historię chciałaś trafić tutaj do rodziców, którzy być może popełniają wymienione przez Ciebie błędy, ale po to są organizowane spotkania przedkolonijne (nawet po kilka takich spotkań), żeby rodzice dowiedzieli się dokładnie o wszystkim, łącznie z tym, jak mają spakować swoje pociechy. Po drugie leki - temat rzeka. To, że dzieciaki nie mają przy sobie kremów do opalania jest normą. Ale to, że nie ma go pielęgniarka, i to w takiej ilości, żeby wystarczyło dla wszystkich, jest już niedopuszczalne. Po drugie, według przepisów, dziecko nie ma prawa mieć przy sobie ŻADNYCH leków, nawet przeciwbólowych czy na chorobę lokomocyjną. Rodzice są o tym informowani i wszelkie lekarstwa niezbędne ich dziecku mają obowiązek przekazać pielęgniarce (ew. wychowawcom, którzy później dają je pielęgniarce). Jak wiadomo, pielęgniarka jest zazwyczaj jedna, a dzieci dużo, więc to niestety obowiązkiem wychowawcy jest zatroszczenie się, czy podopieczni wzięli co trzeba. Rozumiem, zmęczenie, obowiązki, ale w tym aspekcie akurat nie ma dyskusji i niestety, jeśli tego nie dopilnujemy, możemy być później skazani na niemiłe sytuacje. Co do dzieci niedostosowanych do przebywania na koloniach to też nie jest wszystko czarno - białe. Wiele z tych dzieciaków jest na takim długim wyjeździe po raz pierwszy, więc wcześniej rodzice nie mieli okazji przekonać się jak to wszystko będzie wyglądało (oczywiście nie mówię tu o rożnych przypadkach dysfunkcji, tylko o zdrowych, prawidłowo funkcjonujących dzieciach, które po prostu mają problem z funkcjonowaniem w nowej rzeczywistości). To normalne, że takim podopiecznym musimy przeznaczać więcej uwagi niż reszcie, co też jest normą na koloniach. A z historii o piekielności wychowawców, kierowników, pielęgniarek, ratowników, przewodników, biur podrózy a nawet organizacji religijnych mogłabym napisać książkę:)

Odpowiedz
avatar Jorn
-3 9

@Owocowa: Jak to "historia fajnie opisana"? Przecież tu nie ma żadnej historii, tylko instrukcja obsługi wysyłania dziecka na kolonie.

Odpowiedz
avatar Owocowa
1 5

@Jorn: Ok. historie. Kilka zdarzeń, które przytrafiają się na koloniach. Fajnie opisane, bo na pewno prawdziwe.

Odpowiedz
avatar Morog
-1 5

Ja też bardzo lubię dzieci, najlepsze są duszone w śmietanie.

Odpowiedz
avatar Gbursson
-2 2

@Morog: właśnie popełniłeś grzech.

Odpowiedz
avatar Wciazsiedziwie
1 1

Karta kolonisty czyli radosna twórczość nauczyciela, pedagoga i rodzica. Najlepsze jest hasło: nie sprawiający (większych) kłopotów wychowawczych/ oznacza ni mniej, ni wiecej jak to, ze bedziesz mieć z delikwentem roboty od cholery. Co do chorób? Zero informacji nt lunatykowania, brania lekow czy uczuleń. Raz podczas rozmowy na plaży z wychowanka dowiedziałam sie, ze ma chora tarczyce i bierze na to leki. W karcie zero wzmianki Zaopatrzenie dzieci na kolonie? Pamietam rodzenstwo. Chłopiec miał 2 przeogromne walizy, siostra - mały dziecięcy plecaczek (z tych na prawde małych), jedna kurteczkę i za małe baleriny... Jednak nic nie przebije dziecka z zespołem aspergera na zwykłej koloni. Chłopiec przejawiał większość objawów ze spektrum zaburzenia. Moim zdaniem najgorsze wakacje dla niego

Odpowiedz
avatar Kacek3city
2 2

Akurat jadę po kolonistów :) No cóż dzieci nie można winić za wiele rzeczy, rodzicom często nie chce się myśleć lub zwalają to na nas. Praca ciężka ale dzieciaki potrafią się czasem odwdzięczyć najpiękniej :)

Odpowiedz
avatar InuKimi
-1 1

25 złotych na dzień dla dzieciaka? To i 10 w zupełności wystarczy... Kupi mniej śmieciowego żarcia, po którym będzie bolał brzuch. Już nie wspominając o nauce rozporządzania pieniędzmi. :)

Odpowiedz
Udostępnij