Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Parę dni temu napisał do mnie zleceniodawca z prośbą o dokonanie jak…

Parę dni temu napisał do mnie zleceniodawca z prośbą o dokonanie jak najszybszej korekty książki, bo musi ona niebawem pójść do druku (podejrzewam, że w jakimś wydawnictwie self-publishingowym). Wprawdzie proponował cenę zaledwie 2 zł za stronę, ale zapewniał solennie, że chodzi jedynie o przejrzenie tekstu i przeredagowanie dosłownie kilku miejsc. Postanowiłam zaryzykować.

Otrzymałam tekst. Wystarczyło mi rzucić na niego okiem, żeby wiedzieć, że tego tekstu przejrzeć się nie da. Już w pierwszym akapicie (3 linijki) znalazłam 20 błędów i to bynajmniej nie interpunkcyjnych. Dalej było już tylko gorzej. Zleceniodawca chciał mieć sprawdzony rozdział już na następny dzień, więc napisałam, że rezygnuję, ponieważ poprawianie go zajmie mi z pewnością o wiele więcej czasu, a ja akurat przygotowuję materiał do druku dla innego zleceniodawcy i zwyczajnie się nie wyrobię.

Przez następne dwa dni moja skrzynka była bombardowana wiadomościami typu: "Proszę wysłać tyle, ile pani zrobiła", "Proszę sprawdzić tyle, ile będzie pani w stanie", "Naprawdę mi zależy" i tak dalej. Pomyślałam więc, że mogłabym wobec tego ponegocjować cenę, w końcu mam pochylić się nad tekstem, który będzie wymagać większej ilości pracy. Napisałam więc, że nie ma problemu - mogę się tego zlecenia podjąć, ale na pewno nie za taką stawkę. Co ważne, była to odpowiedź na wiadomość, którą otrzymałam dosłownie chwilę wcześniej. Na reakcję nie musiałam długo czekać - okazało się, że tekst jednak magicznie został już sprawdzony (pewnie się inni korektorzy zabijali o to zlecenie), a moja propozycja wyższej stawki jest niepoważna.

Cóż, przynajmniej moja skrzynka pocztowa jest mi za to wdzięczna.

pracs

by Fisstech
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar ZaglobaOnufry
-5 15

Jaka placa - taka praca (albo i odwrotnie). Przynajmniej powinno zawsze tak byc. Ale czasem wolny rynek ma inne wymogi i propozycje, to mozna sie dostosowac, albo i nie. OBOWIAZKU przyjecia kazdej pracy nie ma. Kto chce, moze probowac negocjacji, moze sie uda. Albo jakis jelen skorzysta glupio z pierwszej lepszej oferty, to po co przeplacac. Czasem za to samo mozna zaplacic bardzo niska (albo wysoka) cene. Szukajcie, a znajdziecie!

Odpowiedz
avatar konto usunięte
22 22

No nie, jak mogłaś spodziewać godziwej zapłaty za swoją pracę? Przecież powszechnie wiadomo, że tłumaczenia i korekty robią się same.

Odpowiedz
avatar Meliana
25 25

Hmmm, to już chyba wiem, dlaczego mam ochotę kilka książek, z bykami podkreślonymi na czerwono, poodsyłać do wydawnictw... Jeśli tak obecnie wygląda korekta (w sensie "przeglądnij za 2 złote"), to ja nie mam więcej pytań.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 17

@Meliana: puścić do druku książkę z bykami,to kompromitacja dla wydawnictwa.Ale czegoś nie rozumiem.Autor nie pisze ręcznie swojej książki,tylko na komputerze.Nie może zainstalować korekty czy coś? Bo błędy stylistyczne,etc etc to trochę inna bajka.

Odpowiedz
avatar Fisstech
15 15

@Meliana: W dużych wydawnictwach tak to niestety wygląda. Znajoma ostatnio odrzuciła ofertę znanego wydawnictwa, które proponowało... 1 zł za stronę.

Odpowiedz
avatar Meliana
21 21

@up: Kompromitacja to jedno - wychowałam się w czasach, kiedy to właśnie książki wykształcały w człowieku orientację w ortografii, interpunkcji i stylistyce wypowiedzi. Nie trzeba było znać reguł gramatycznych, jak się dużo czytało, to intuicyjnie człowiek błędów nie popełniał. Jeszcze gorsze jest dla mnie to, że zewsząd słychać jazgot, jak to czytelnictwo leży, jak sprzedaż coraz mniejsza, książki kosztują po 40-50zł, więc tanie nie są, a w środku takie cuda można nieraz znaleźć, że dziwię się, że redaktor z korektorem się pod tym własnym nazwiskiem podpisali...

Odpowiedz
avatar Rammsteinowa
-5 13

@Meliana: Dokładnie. Rzadko, bo rzadko, ale zdarzyło mi się czytając książkę, siedzieć przy niej z korektorem i długopisem, bo nie mogłam zdzierżyć literówek i błędów...

Odpowiedz
avatar glan
9 9

@Meliana: Ciekaw jestem czy reklamacja takiej książki zostałaby uznana. :) W końcu kupując książkę płacisz za produkt, po którym spodziewasz się, że będzie spełniał swoje zadanie. Zadaniem książki jest poprawne przekazywanie informacji.

Odpowiedz
avatar ampH
-3 5

@Day_Becomes_Night: Nie czytam może jakiejś bardzo oszałamiającej liczby książek, bo jakieś trzy do pięciu sztuk miesięcznie i powiem Ci, że znaleźć książkę bez błędów to cud. Naprawdę. Mówię oczywiście o w miarę nowych publikacjach, bo jeszcze nawet przed 2012 rokiem korekta stała na wysokim poziomie w większości przypadków. A teraz? Nawet największe wydawnictwa mają korektę w głębokim poważaniu. Błędy interpunkcyjne to najmniejszy problem. Gorzej jak są zjedzone końcówki słów albo i całych zdań.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@ampH: mogłabyś podać przykład? Nie wyobrażam sobie książki z takimi niespodziankami

Odpowiedz
avatar Golondrina
7 7

@Day_Becomes_Night: Polecam "Dobrą dziewczynę" Larsa Billa Lundholma, wydawnictwo bodajże Filia. O ile dobrze pamiętam, są tam wymienione z nazwiska osoby odpowiedzialne zarówno za redakcję, jak za korektę, ale naprawdę nie wiem, za co im zapłacono :/ Tłumaczka może i zna język szwedzki, ale o języku polskim nie ma pojęcia (kwiatki w rodzaju "niedaleko parku leżał wieżowiec"), a wydawnictwo po prostu to olało.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 sierpnia 2016 o 17:36

avatar ampH
0 0

@Day_Becomes_Night: Jasna sprawa, się robi. Na pierwszy ogień jedna z moich ulubionych książek - ostatnia część trylogii "Przeglądu Końca Świata", a więc "Blackout". W drugiej połowie książki sporo baboli. Kolejnym przykładem może być "Pustka: Sny" (i to Mag puścił tyle baboli, aż dziw bierze) - błąd na błędzie, dosłownie. Ta książka pod tym względem zapadnie mi na długo w pamięci - chociaż wszystko od strony autora naprawdę godne polecenia. Kolejny przykład to "PS Kocham Cię" - wydanie "Świata Książki" z 2009 roku. Mnóstwo przecinków w niewłaściwych miejscach. Pierwsze z brzegu trzy, które dokładnie pamiętam, ponieważ dużo tych błędów było. Za dużo jak na wypuszczenie książki do obrotu. Nie były to też jakieś pierwsze egzemplarze dla recenzentów tylko pełnoprawne książki wrzucone na półki. Pamiętam, że Novae Res też miało kilka pozycji z mnóstwem błędów, które miałem okazję przeczytać. Co ciekawe jeśli dostaję do rąk książkę jakiegoś małego, mniej znanego wydawnictwa to zazwyczaj nie można się absolutnie do niczego przyczepić.

Odpowiedz
avatar timo
16 16

Mam wrażenie, że niedługo książki będą pisane językiem internetowo-podwórkowo-gimnazjalnym. Jestem przerażony tym, co znajduję nawet w pozycjach wydanych przez - wydawałoby się - renomowane wydawnictwa. Pomijam już interpunkcję, która leży i kwiczy, ale zdarzają się błędy ortograficzne, a składniowe są na porządku dziennym. Ponadto autorzy mają najwyraźniej problemy z logiką, bo zdania potrafią zaprzeczyć same sobie lub zdaniu poprzedniemu. Poziom korektorsko-edytorski literatury jest gdzieś w okolicach rynsztoka. Autorka przynajmniej wyjaśniła, skąd taki stan rzeczy się bierze.

Odpowiedz
avatar archeoziele
0 0

@timo: Są już takie. Miałam ostatnio "przyjemność" recenzować "Historię bez cenzury"... język specyficzny (kto oglądał filmy ten wie), do tego fatalna korekta i taka ilość błędów rzeczowych, że aż przykro się robiło. Podobno zbliżony poziom prezentowało lansowane niedawno w internecie "Polskie imperium", ale nie miała okazji tego jeszcze czytać.

Odpowiedz
avatar Dasiamru
8 8

A niech mnie! Mocno Ci współczuję. Miałam podobnie. Zwróciło się do mnie malutkie wydawnictwo z mojej okolicy. Miałam za "aż" 50 zł "tylko" dokonać korekty i zrecenzować książkę XD Jej autorem był mój nauczyciel historii z dawnej szkoły. Męczył mnie przez parę miesięcy, nawet nachodził moją babcię i wciskał jej kity, że "wnuczka nie kocha miasta i nie przykłada się do jego rozwoju". Uznałam - co mi szkodzi? Książka nieduża, ok. 150 stron. Przewodnik po mieście. Trochę faktów historycznych, sporo informacji o atrakcjach. Miliardy błędów wszelkiego rodzaju. Szczytem było to, że jedną wieżę nazwano basztą, a gdy zwróciłam na to uwagę, współpracę zakończono. W moim mieście tak się jakoś przyjęło, że wieżę pozostałą po murach obronnych błędnie nazywa się basztą. I poradnik dla zwiedzających chce używać złego określenia, bo "ludzie tak mówią". No tak, to może od razu powinnam pisać "włanczać", bo ludzie tak mówią? W finale kasy nie dostałam, a przewodnik wydano... bez mojej korekty. Bez NICZYJEJ korekty. Cóż, przestaje mnie dziwić, że trafiają się książki (i to nie tylko z vanity press), które nie przeszły prawie żadnej korekty. Spotkałam się już z wieloma przypadkami: interpunkcja, ortografia... Jedno wydawnictwo wydaje głównie azjatyckie komiksy, ale ma na swoim koncie dwie książki. Ło panie, czego to tam nie było... albo za dużo, albo za mało przecinków, ortografia... No ciężko użyć znaku "-", przez co nagle opis sytuacji zmienił się w dialog. W tej samej linijce... Przyznaję, że sama nigdy nie uczyłam się gramatyki w szkole. Wszystkiego nauczyłam się, czytając książki. Gdybym teraz miała się uczyć poprawnej pisowni taką metodą, grammar nazi by mnie zaciukali :D

Odpowiedz
avatar Golondrina
6 6

@Dasiamru: Też się nauczyłam poprawnej pisowni poprzez czytanie, świetna metoda :) Czytam mnóstwo, to dla mnie najlepsza rozrywka na świecie, ale ostatnio tak często podczas czytania szlag mnie trafia, że chyba się przerzucę na seriale. Kiedyś spotkałam szefa wydawnictwa, które wydało książkę składającą się niemal wyłącznie z błędów. Miałam ją przy sobie, pokazałam mu i nic to nie dało - facet twierdził, że pisze się np. "nie prawda", "nie ważne" itp., a w ogóle to jest czepianie się głupot, bo przecież nikt na to nie zwraca uwagi. I tyle...

Odpowiedz
avatar Dasiamru
2 2

@Golondrina: To mnie bardzo irytuje. Rozumiem, że szef wydawnictwa to biznesmen, może też pasjonat, ale niekoniecznie ktoś, kto opanował poprawnej pisowni - i spoko, od tego są korektorzy. Niech oni się zajmują błędami, on nie musi. Ale niech ma tych korektorów i ich słucha, a nie upiera się jak osioł :/ A w moim mieście powstała książka, która ma ludzi w pewnym stopniu uczyć. Zamiast przekazać wiedzę - powiela błędy. To dla mnie kpina, zwłaszcza że w wykonaniu nauczyciela.

Odpowiedz
avatar m_m_m
1 1

@Dasiamru: " kto opanował poprawną pisownię" ;)

Odpowiedz
avatar Golondrina
0 0

Ludzie, którzy kupią ten przewodnik, a mają jakąś wiedzę o mieście, zapewne się zdziwią...

Odpowiedz
avatar archeoziele
0 0

@Dasiamru: Nie wiem gdzie mieszkasz, ale element miejskich lub zamkowych murów obronnych to zazwyczaj baszty. No chyba że nie wystaje poza obrąb murów.

Odpowiedz
avatar Noob
0 0

Ludzie już tak się nasłuchali o tyn, jak to "bynajmniej" się źle stosuje, że widząc to słowo, chyba z automatu zakładają, że jest źle użyte. Już drugi raz widzę bezpodstawne czepianie się tego słowa.

Odpowiedz
avatar scandalum
-2 2

Fragment "znalazłam 20 błędów i to bynajmniej nie interpunkcyjnych" równa się ze znalezieniem przez autorkę 20 błędów, na pewno nie nie interpunkcyjnych. Czyli interpunkcyjnych. :)

Odpowiedz
avatar lady0morphine
1 1

@scandalum: Raczej "znalazłam 20 błędów i to WCALE nie interpunkcyjnych".

Odpowiedz
avatar margotek
0 0

@Golondrina: to może zacytujmy ten słownik, gdyż nie każdemu się chce tam zajrzeć: "bynajmniej" - partykuła wzmacniająca przeczenie zawarte w wypowiedzi. Przykłady: "Partykuła bynajmniej występuje najczęściej w połączeniu z "nie" (przykład 1)(...): 1) Przegrał, bynajmniej nie w wyniku spisku. " Po resztę tłumaczenia zapraszam do Słownika Języka Polskiego w internecie. Scandalum nie ma racji, to nie podwójne "nie", a wzmocnienie tego słowa.

Odpowiedz
avatar archeoziele
0 0

@scandalum: O tym, że w języku polskim funkcjonuje podwójne zaprzeczenie nie słyszałeś?

Odpowiedz
avatar Eloe
3 3

Z czystej ciekawości, ile wynosi taka przyzwoita stawka od strony za pełną korektę, tzn. nie samo przejrzenie tekstu?

Odpowiedz
avatar timo
2 2

@Eloe: Z doświadczenia powiem, że przeczytanie 20-25 tys. znaków na godzinę (nie mówię o czytaniu książki, która już została sprawdzona - bo zapewne zaraz ktoś będzie komentował, jak to on szybko czyta książkę, tylko surowego tekstu prasowego w drugim rzucie - wstępnie adiustowanego) to maksimum, jeśli chce się czytać uważnie i wyłapać większość błędów, także logicznych - oczywiście można czytać szybciej skupiając się wyłącznie na ortografii i interpunkcji, pomijając logikę i wartość merytoryczną. Mówię o czytaniu na monitorze, czyli tzw. ekranówce, na papierze idzie nieco szybciej. W dodatku 8 godzin takiej pracy znacznie obniża wydajność (z każdą godziną czyta się wolniej) i spostrzegawczość (więcej błędów zostaje). Nikt z pojęciem raczej nie podejmie się tego poniżej 40-50 zł/h, więc te 3-4 zł za stronę (znormalizowanego maszynopisu) to absolutne minimum. Podejrzewam, że stawka rośnie wraz z kwalifikacjami i doświadczeniem korektorskim.

Odpowiedz
avatar Eloe
1 1

@timo: dzięki za odpowiedź.

Odpowiedz
Udostępnij