Historia pokazująca, jak zabójcza może być rutyna.
Ładnych parę lat temu odbyłam kurs skoczka spadochronowego. Przy okazji miałam możliwość zdobyć uprawnienia na składanie spadochronów (typ skrzydło). Na kurs pojechałam z ojcem mojej córki (gwoli wyjaśnienia, był to początek naszego związku i wtedy wydawał mi się normalny). Skoki zaliczyliśmy, byłemu się spodobało i chciał więcej, ja zadowalałam się składaniem spadochronów. Psycholog na badaniach lotniczych mi powiedział, że skoczek nigdy nie będzie dobrym pilotem, bo kto przy zdrowych zmysłach wysiada ze sprawnego samolotu ;-) Tak więc moja przygoda ze skokami skończyła się na kursie, ale chętnie przyjeżdżałam na lotnisko poskładać. Za każde złożenie dostawałam niewielką kasę.
Pewnego dnia postanowiłam zrobić byłemu niespodziankę. Pojechaliśmy na lotnisko. Umówiłam się z koordynatorem skoków, że poskładane przeze mnie spadochrony wymienię na jeden skok byłego. Oprócz mnie były jeszcze dwie osoby składające, mające dość spore doświadczenie nie tylko w składaniu, ale też w skokach. Można więc było się po nich spodziewać jakiegoś profesjonalizmu. Tymczasem wyglądało to tak, że w czasie, kiedy ja złożyłam 2 spadochrony, oni robili po 5-6. Nie traktowałam tego jako wyścigi. Spokojnie robiłam swoje, rozplątywałam linki, dokładnie układałam czaszę i upychałam ją do paczki.
Drobne wyjaśnienie dla osób niezorientowanych w skokach "na linę", na środku czaszy na krótkiej lince znajduje się pilocik. Jest to taki jakby mały spadochronik, który wyciąga czaszę z paczki podczas spadania. Przywiązuje się go na tzw. zrywkę do liny desantowej. Lina zostaje w samolocie, zrywka pęka podczas wyskoku po wyciągnięciu pilocika, dalej spadochron wychodzi sam.
Pamiętałam, które spadochrony składałam i obserwowałam przez lornetkę jak się otwierają. Z żadnym nie było problemu. Były dowiedział się, że ma skakać przy kolejnym wylocie, więc już się cieszył, ale powiedział, że nie weźmie "mojego" spadochronu, bo będzie mieć do mnie żal, jeśli coś będzie nie tak, a ja wyrzuty sumienia. Zmienił zdanie po tym, co zobaczył.
Skoczkowie hopsali jeden za drugim. Złożone przeze mnie skrzydła ładnie się otwierały. Moją uwagę przykuła jednak osoba trochę zbyt szybko opadająca. Zdziwiło mnie to, bo pamiętałam, że ten konkretny spadochron wzięła dziewczyna. Była najlżejsza z całej skaczącej ekipy, na dodatek wyszła na końcu, więc niemożliwym było, żeby się tak rozpędzała w dół. W pewnym momencie otworzyła zapas, a główny spadochron poleciał na ziemię. Dziewczyna wylądowała przerażona i na jakiś czas odechciało jej się skoków.
Co się stało? Któryś "geniusz" (na pewno nie ja), przypiął dziewczynie karabińczyk od liny desantowej BEZPOŚREDNIO do pilocika. Resztę można sobie wyobrazić... Lina wyrwała pilocik z czaszy, a z taką dziurą nie da się bezpiecznie wylądować. Dobrze, że dziewczyna zorientowała się, że spada za szybko w porównaniu do cięższych od niej chłopaków i się wypięła otwierając czaszę zapasową.
Cała piekielność polegała na tym, że sprawę zamieciono pod dywan. Zaproszono jedynie znajomego z uprawnieniami do składania spadochronów zapasowych (mało jest takich osób w Polsce). Nie wezwano odpowiednich służb, nigdzie nie odnotowano powyższego zdarzenia, a osoby odpowiedzialne dalej skaczą i składają.
Popełnienie błędu wynikającego z rutyny jestem w stanie zrozumieć, ale nigdy w przypadku, gdy od tego błędu mogłoby zależeć czyjeś życie. Nieważne czy chodzi o składanie spadochronów, czy o setną z kolei operację wycinania wyrostka robaczkowego.
skoki spadochronowe
...mam rozumieć, że teraz już składacz się nie podpisuje na złożonym spadochronie ??
Odpowiedz@SirCastic: Nie. Ja swoje po prostu zapamiętywałam. Podejrzewam, że oni je składali "taśmowo", więc ciężko było dojść, które z nich ten spadochron złożyło.
Odpowiedz@Nieniecierpliwa: to bardzo dziwne biorąc pod uwagę obowiązujące przepisy: http://prawo.legeo.pl/prawo/rozporzadzenie-ministra-transportu-budownictwa-i-gospodarki-morskiej-z-dnia-26-marca-2013-r-w-sprawie-wylaczenia-zastosowania-niektorych-przepisow-ustawy-prawo-lotnicze-do-niektorych-rodzajow-statkow/zal4/rozdzial-8_sprzet-spadochronowy/
Odpowiedz@Nieniecierpliwa: a nie jest cały czas tak, że na karcie sprzętu spadochronowego, uprawniony mechanik sprzętu spadochronowego, datowanym podpisem, dopuszcza spadochron do skoku?? Po co byłyby twoje uprawnienia na składanie?? Żeby cie do układalni wpuścili ?? HELOŁ !?
Odpowiedz@SirCastic: podpis i pieczątka jest tylko na zapasie, to rigger jest tym mechanikiem spadochronowym, natomiast do składania czaszy głównej wystarczy przeszkolony układacz. Chociaż powinno się po każdej układce podpisywać na kartach układania, to nie wszędzie jest to skrupulatnie przestrzegane.
Odpowiedz@nvm: @xpert17: Na lotnisku, na którym skakałam, nie było to w ogóle przestrzegane.
OdpowiedzBujda, i to tylko i wyłącznie ze względów technicznych. Sam jestem układaczem i skaczę. Lina desantowa z z jedej strony jest zakończona karabińczykiem, a z drugiej jak sama określiłaś "zrywką". O ile uwierzę że ktoś mógłby przez pomyłkę podpiąć linę do pilocika karabińczykiem, o tyle niemożliwe jest by osoba z tak złożonym spadakiem wyskoczyła, gdyż przed startem samolotu (bądź podczas lotu) instruktor podpina drugi koniec liny desantowej właśnie tym karabińczykiem do liny w samolocie, gdyż tylko podpięta lina może wyciągąć pilocik. A Ty twierdzisz, że istruktor nie tylko nie zauważył że ma zły koniec liny desantowej to jeszcze niby zawiązał na supeł koniec zakończony zrywką do liny w samolocie? Nie ma takiej opcji.
Odpowiedz@nvm: Lina desantowa może być zakończona karabińczykiem na obu końcach i takie właśnie mieliśmy. Instruktor sprawdzał tylko czy skoczek ma dobrze założoną uprząż. Nikt się nie spodziewał, że ktoś mógłby przypiąć linę do pilocika. Tak więc jest taka opcja, kolego spadochroniarzu :-) Ja po tym zdarzeniu zmieniłam lotnisko.
Odpowiedz@Nieniecierpliwa: Jeśli masz gdzieś zdjęcia bądź opis takiego systemu to z chęcią bym zobaczył. Nie spotkałem się nigdy z takim rozwiązaniem. Karabińczyk od strony pilocika musiałby się różnić, przy czym z przyczyn jego zadania musiałby się jakoś odpinać po skoku, co w przypadku gdyby był podpięty odwrotne to przy wyskoku lina nie wyciągnęłaby paczki, czy tam pilocika (zależnie od systemu) a zatem czasza główna by została w kontenerze i nie miałoby co na ziemię opaść. Miło by było, gdybyś na pw podesłała jaka to strefa chociaż, bo podejrzewam, że ksywy instruktora to już raczej nie podasz ;)
Odpowiedz@nvm: ten karabińczyk na pewno nie był po to, żeby go bezpośrednio do czaszy przyczepiać, skoro przywiązywaliśmy go na zrywkę :-) Któryś z układaczy się pomylił i z rozpędu go przypiął. A dziewczyna i tak miała szczęście, że nie pociągnęło jej za samolotem, tylko oderwało jej kawałek czaszy.
OdpowiedzPoza tym, na linie znajduje się pin/drucik zamykający lupa. Musi być on przy odpowiednim końcem liny, gdyż dłuższa jej część opina pokrowiec, więc to też zasadniczo utrudnia, bądź uniemożliwia odpowiednie podpięcie liny
Odpowiedzjak ja nie lubie okreslenia "ojciec mojej córki". lepiej by brzmialo "czlowiek, ktorego wybralam na ojca mojej corki"
Odpowiedz@mruk: Autorka przy każdej historii hejtuje na byłego ile wlezie. Nie wiem czy stara się wyprzeć fakt, że kiedyś go wybrała i dobrowolnie mu się oddała, czy to tak ogólnie z niechęci do facetów.
OdpowiedzA najlepiej "mój były partner":)
OdpowiedzFomalhaut, mruk: Też tak mówię. Nauczyła mnie tego koleżanka, która również miała przemocowy związek za sobą. To podobno normalna reakcja. A co do tego wybierania - przemocowcy się kryją, i to bardzo dobrze. Na ojca mojej córki wybrałam mężczyznę, który mnie kochał, rozpieszczał i przysięgał, że na całe życie
Odpowiedzcd: A potem okazało się, że jestem z jakąś nędzną imitacją mężczyzny, dla którego podstawowym argumentem jest pięść i który nie pamięta, co kiedyś mówił (materiał na osobną historię). To nie był ten sam człowiek.
Odpowiedz@Fomalhaut: A czy w powyższej historii widzisz jakiś hejt? Ludzie się dziwią, że kobiety wpadają w takie patologiczne związki, a ci faceci na początku są normalni. W czasie, kiedy ta historia się wydarzyła był czuły, wrażliwy i nie powiedziałbyś/nie powiedziałabyś, że po kilku latach będę mieć robioną obdukcję przez to, że mnie pobił :-) Nie czuję niechęci do facetów. W ogóle nie patrzę na nich przez pryzmat jednego patologicznego przypadku.
Odpowiedz@Fomalhaut: Pierwszy raz spotykam się z takim określeniem. Na moją siostrę mówiłam"córka moich rodziców" jak się kłóciłyśmy, to tak :D
OdpowiedzStara zasada: swój spadochron zawsze składam sam. znajdź mi pilota , który tego nie wyznaje. trudno? może dlatego, że większość nie żyje...
OdpowiedzCiężar nie ma wpływu na prędkość spadania. Jeżeli już to gruby wielki facet będzie spadał wolniej od szczupłej dziewczyny bo stawia większy opór powietrza...
Odpowiedz@Kefir33: ciężar ma wpływ na prędkość spadania. Nie trzeba być orłem z fizyki, żeby we wzorze na prędkość graniczną dostrzec masę :-)
Odpowiedz@Kefir33: ....to według ciebie największe grubasy mogą bez spadochronu skakać ??!!
Odpowiedz@Kefir33: ciężar obiektu NIE ma wpływu na prędkość spadania, kształt i owszem (opór powietrza). Galileusz to udowodnił.
OdpowiedzKtoś tutaj chciał błysnąć doświadczeniem fizycznym z podręcznika do fizyki z szóstej klasy podstawówki, a wyszło jak zwykle...
OdpowiedzWiesz o tym ,że swoją historię możesz spokojnie skrócić o jakieś 3/4 ,a nadal będzie miała sens? Nie rozumiem po co piszesz tutaj o swoim byłym i jeszcze jakiś komentarz o nim. Jest to kompletnie bezsensowne przedłużanie historii. Spokojnie mogłabyś ją zamknąć w 10 zdaniach.
OdpowiedzA kto zapłacił za naprawę spadochronu?
Odpowiedz