Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dwa szejki! Dzisiaj będzie o tym, jak brzydkie są relacje międzyludzkie. Niby…

Dwa szejki!

Dzisiaj będzie o tym, jak brzydkie są relacje międzyludzkie.
Niby pierdoła, a praca przez to bardziej gorzka i smutna. Czasem wręcz nieprzyjemna.

Wyobraźcie sobie, że chcecie coś kupić. O, lody na przykład ;) Podchodzicie do budki i zamawiacie: "Dzień dobry! Poproszę dwa lody włoskie".
Miło, krótko, precyzyjnie. Normalne zdanie, prawda? No... nie.

Niestety, taki scenariusz spotyka mnie na tyle rzadko, że, uwaga, daję za to rabaty/bonusy i firma jeszcze nie poszła z torbami. Średnio? Dwa - trzy razy dziennie.

Są ludzie, których jeszcze zrozumiem, taka moda dziś nastała, że to nie ten, co właśnie przyszedł mówi pierwszy "dzień dobry" (choć tego wymaga etykieta), a pierwszy wita się sprzedawca. Ok, miło ze strony ludzi, jeśli odpowiadają.

Ale krew się we mnie gotuję, uśmiech momentalnie znika z twarzy, kiedy na moje grzeczne i wesołe "dzień dobry", słyszę odpowiedź:
- Dwa szejki.

Czasem wróci mi wiara w człowieka, jeśli osoba była zamyślona, robi takie "łłyyyuu... dzień dobry, dzień dobry, to te dwa szejki bym prosił".

Ale większość tylko stoi i czeka, zadowolona z siebie.

Mamy bardzo bogate menu. Każdy deser ma swoją nazwę. Nie będę pisała o ludziach, którzy tych dwu/trzy sylabowych nazw nie potrafią przeczytać - chociaż to też klasyczny przykład niechcemisizmu - ale skupmy się na jednym temacie.

Szczyt grzeczności i komunikacji osiągnął facet, lat około 60. Podszedł do okienka, rzucił we mnie dychą i mówi:
- Dwa!
?!? Gusz mnie wziął, włączyła mi się pani z dziekanatu. Tym samym tonem, bez "dzień dobry", bez uśmiechu, bez emocji.
- Co "dwa"?
- Małe.
- Jakie?
- Zwykłe.
- Sześć.
- Co "sześć"?
- Złotych, proszę pana.

Jako, że nie dowiedziałam się, co chciał, skasowałam za dwa amerykany i wydałam śmietankowe. Test na wróżkę chyba zdany śpiewająco, bo po prostu poszedł.

Tak, zgadza się, to są pierdoły. Nie, jeszcze nikt od tego nie umarł, choć może się zdarzyć, bo jak ludzie się będą tak komunikować z dyspozytorem na pogotowiu, to marny ich los.

Ja po prostu drastycznie odczułam tę przepaść, gdzie jeszcze pięć lat temu pracowałam w wiejskim sklepie i tam się nie zdarzało, by ktoś się nie przywitał! Teraz widać w ludziach to spłycenie, ten minimalizm. Ten wstrętny niechcemisizm.

I takie pytanie mi chodzi po głowie...
Jak daleko to się posunie?

komunikacja_międzyludzka

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Rollem
1 5

Żyjemy w dobie minimalizmu i oszczędzania. Oszczędzania wszystkiego - wystarczy spojrzeć na chaty internetowe czy komunikatory tekstowe, gdzie skróty pokroju "nw" "k" "jj" są nie tylko codziennością, ale nałogiem. Ma to swoje zalety, zwłaszcza jeśli używane jest to w środowisku, które jest do tego przyzwyczajone. Faktem jest jednak, że takie oszczędności czasu, myślenia, siły rozchodzą się na ogół społeczeństwa w wielu sferach i nie da się tego zwalczyć, trzeba się przyzwyczaić. Gdyby w latach '70 nie popularyzowano kalkulatorów mikroprocesorowych to teraz liczylibyśmy wszystko w pamięci, na papierze lub używając dużych, niewygodnych i wolnych kalkulatorów mechanicznych, na których łatwiej o pomyłkę - wszystko się zmienia, a jeśli jest to dobrowolna zmiana, a nie narzucona, to zazwyczaj jest dobrą zmianą (bez polityki, keep peace, proszę), do której w końcu się przyzwyczaimy i w pewnym momencie nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie funkcjonowania bez tej zmiany.

Odpowiedz
avatar esthle
19 23

,,Nie zna życia ten, kto nie pracował w gastro.'' Miałam kiedyś podobną sytuację - pracowałam wtedy za barem. Poranek spokojny, w sumie to bardziej stałam w miejscu i nudziłam się rysując coś na karteczce, gdy do baru wkroczyła grupka młodzieży, której przewodziła była panna w galaktycznych legginsach. - Dwa lane. - Powiedziała panna i wielkopańskim gestem rzuciła złożonym na pół, dziesięciozłotowym banknotem na ladę. Zirytowało mnie to. Ani ,,dzień dobry'', ani ,,proszę'', nawet nie wysiliła się na to, żeby sprecyzować KTÓRE z trzech lanych piw chciałaby wypić. I jeszcze w dodatku rzuciła mi pieniędzmi w tak chamski sposób... - Dowód - powiedziałam twardo. Panna galaktyczne legginsy odwzajemniła moje spojrzenie. Zabrała pieniądze z lady. I wyszła.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 lipca 2016 o 13:56

avatar konto usunięte
14 18

@esthle: I tak miałaś dobrze, że tylko na pół ten banknot był złożony ;) Ja czasem dostaję takie kieszeniowe origami, że bardzo długo zajmuje mi rozwijanie tych rulonów tak, aby ich nie zniszczyć. A tata mnie od wczesnego dzieciństwa uczył: "Podawaj pieniądz ładnie wyprostowany i tak żeby było widać nominał. Wygląd twoich pieniędzy dużo o tobie mówi."

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 19

@Candela: to akurat prawda. Ja zawsze podaje banknot z delikatną smugą krwi i zawsze jestem obsługiwany szybciej, grzeczniej i bez problemów.

Odpowiedz
avatar Muireade
0 0

@Sharp_one: Mocne XD

Odpowiedz
avatar Luthien
17 17

Może trochę z innej beczki, ale skojarzyło mi się, bo też kiedyś dorabiałam w budce :) Przychodzi klientka do budki z lodami, kobitka elegancko ubrana, zadbana, widać młoda businesswoman. Zamawia: [K]lientka: Poproszę sajk. [J]a: Słucham? [K]: No sajk. [J]: ??? Ta, wywróciwszy ostentacyjnie oczami, wyraźnie zdegustowana moimi brakami w znajomości języków obcych tłumaczy: [K]: Pisze się SHAKE! :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 12

@Luthien: Mój tata zawsze prosi o Shreka :D

Odpowiedz
avatar krystalweedon
10 10

Tak ti wszedzie jest. Czytaj w myslach. Bardzo duzo osob ma problem, aby wyrazic swoje potrzeby.

Odpowiedz
avatar szafa
8 8

To samo na mięsie: Klient:... Ja: Dzień dobry. K: Szynkę. J: Którą? K: Tę. J: Domową? K:Nie, tę! J: Od Szwagra? K:Nie, przecież pokazuję, że tę. J: Ile? K: mphghrhadzieścia J: 20 deko? K: Tak (po ukrojeniu) K: Przecież mówiłem, że 30/przecież chciałem cienko/grubo/inną szynkę I teraz pomyślcie, o ile sprawniej i szybciej byłoby, gdyby klient po prostu powiedział jedno zdanie: "Poproszę 30 deko szynki kniazia cienko pokrojonej". A później płacz, ile to się stoi w kolejce. O "Dzień dobry" nie wspominając

Odpowiedz
avatar razzor91
3 3

Pracuje od lat w galerii handlowej jak i wielu moich znajomych, mogę się podpisać pod twoimi słowami. Dodam od siebie, że jako, iż galeria w której pracuje jest w takim miejscu, że trzeba jechać specjalnie do niej (nie ma nic po drodze) to w tygodniu klienci są normalni, kulturalni itd. (w większości). Natomiast w weekendy to przyjeżdża bydło jeszcze gorsze niż opisane przez Ciebie.

Odpowiedz
avatar daroc
4 8

Ja kiedyś często nie mówiłem "dzień dobry", bo wyobrażałem sobie jak bardzo to musi być wkurzające jak taki człowiek w sklepie (czy np. wykładowca mijany na uczelni) musi 1000 razy dziennie odpowiadać "dzień dobry", więc skracałem rozmowę, pomijając powitanie. Dopiero czytając Piekielnych dowiedziałem się, jak wiele osób brak powitania denerwuje (i od tego czasu się witam). Więc to nie kwestia "niechcemisizmu". Po prostu jeden uważa, że witanie się jest obowiązkowe, a drugi uważa to za coś poniekąd zbędnego.

Odpowiedz
avatar Pierd
3 3

Widziałem kiedyś coś takiego gdzieś w internetach, nie wiem na ile to prawdziwe - "Kawę" - 6 zł "Kawę poproszę" 5zł "Dzień dobry, kawę poproszę" - 4zł Ogólnie to sporo lat przepracowałem (nadal pracuję) w zawodach gdzie mam bezpośredni kontakt z klientem i całe szczęście, że wyraziłaś po prostu zdanie, że "miło się pracuje jak klient też jest miły" ale nie zapominaj - żaden z nich nie ma takiego obowiązku. Natomiast Ty masz obowiązek zawsze wykonywać swoją pracę tak, jak Ci szef przykazał, nawet jeśli masz do czynienia z gburem. Niestety klient ma zawszę rację.

Odpowiedz
avatar Yona
1 1

Albo można wyłożyć lachę i robić dalej swoje. Kto reformowalny, temu może jakaś synapsa drgnie, kto nie... kijem Wisły nie cofniesz. Po co się stresować głupkiem, który przyjdzie i pójdzie?

Odpowiedz
Udostępnij