Przypomniała mi się pewna sylwestrowa historia sprzed kilku lat.
Dostaliśmy zaproszenie na Sylwestra organizowanego przez naszego dobrego znajomego. Znajomy cierpiał wówczas na wybitny brak asertywności (na szczęście z upływem lat mu przeszło). Problem objawiał się brakiem umiejętności odmówienia komukolwiek czegokolwiek, w obawie by nikogo nie urazić. Takim sposobem nastąpiło cudowne pomnożenie liczby gości. Początkowo mniej lub bardziej znani goście byli wpuszczani do środka, jednak po jakimś czasie dwóch kolegów zaoferowało się jako "bramkarze" i odsyłali z kwitkiem grupy nikomu nieznanych osób. Wszystko poszło względnie gładko (nie licząc zaczepek słownych, szturchania i fali najwymyślniejszych przekleństw), toteż można było zacząć przygotowania do powitania Nowego Roku.
W tym momencie zaznaczam, że bawiącemu się towarzystwu bliżej było wiekowo do 30. niż 20. Ludzie, wydawałoby się, dojrzali, kończący studia, pracujący, mający już własne rodziny. Pozory mylą, i to bardzo.
Towarzystwo jakoś się ze sobą dogadało, niektórzy zawarli nowe znajomości, jednym słowem udany wieczór. Około północy standardowe wyjście na zewnątrz w celu podziwiania fajerwerków puszczanych przez sąsiadów, pocałunki, życzenia, czyli nadal sielanka.
Około 3-4 nad ranem niektórzy towarzysze byli już mocno wstawieni, co powodowało zaczepki. Jeden z imprezowiczów, który dostał się na przyjęcie jako piąte koło u wozu jakichś znajomych znajomego, postanowił podbudować swoją samoocenę, podchodząc do każdej kobiety stojącej w zasięgu jego wzroku i nagabywać niewybrednymi tekstami. Atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, gdyż gość był już mało kontaktowy, a jego "komplementy" stawały się coraz bardziej agresywne, głośne i okraszone próbami nawiązania kontaktu cielesnego. Partnerzy tychże dziewczyn zaczynali tracić cierpliwość, zaczęły się przepychanki, jedna z dziewczyn dała delikwentowi w twarz. Widząc to, razem z narzeczonym i grupką znajomych, postanowiliśmy usunąć się z pola rażenia wychodząc przed dom na papierosa. Po kilku minutach usłyszeliśmy krzyki, tłuczone szkło, a z domu wypadł awanturnik, któremu zebrało się na amory. Rzeczony jegomość okazał dużą dezaprobatę dla podjętych wobec niego działań, toteż wykrzyczał bełkotliwie w bliżej nieokreśloną przestrzeń, że "on się zemści, tu i teraz".
Zataczając się, podszedł do zaparkowanych na podwórku samochodów, a za cel obrał sobie niebieską Skodę zaparkowaną najbliżej niego. Najpierw doszło do starcia awanturnik vs grawitacja, po której znokautowany zawodnik ledwo pozbierał swoją osobę z maski samochodu. Następnie przystąpił on do regularnej masakry auta. Kluczami rysował drzwi, kopał reflektory, uderzał w szyby. Jedną nawet wybił, a pod wpływem emocji zwrócił zawartość żołądka do wnętrza auta. Kilka osób rzuciło swoje papierosy i pognało do domu ściągając całe towarzystwo na zewnątrz. Scena wyglądała dość kuriozalnie, awanturnik dewastuje biedną Skodę, reszta się patrzy, część osób wyjęła telefony i nagrywała całe zajście.
Zapytacie, dlaczego nikt nie zareagował, nikt mu nie przeszkodził? Otóż właścicielem auta był nie kto inny... tylko pan awanturnik we własnej osobie. Gdy już opadł z sił, stwierdził ze szczerą satysfakcją:
- No! Należało się ch.. pier...! Ma za swoje złamas jeb...!
Jego słowa zostały nagrodzone gromkimi brawami i wiwatami całej widowni. Awanturnik szybko zaległ przy kołach swojego "dzieła" i tak spał snem umęczonego wojownika.
Łatwo można wyobrazić sobie armageddon, jaki rozpętał się rano, gdy "gwiazda wieczoru" zbudziła się i zlustrowała dzieło zniszczenia. Wszyscy zostali postawienie na nogi donośnym słowem "k...!!". Dopiero po dłuższych pertraktacjach, okraszonych żądaniem odszkodowania i groźbami karalnymi ze strony jegomościa, zgodził się on obejrzeć filmiki ze swoim występem. Komentarza dla "fanów" nie udzielił żadnego, a jedynie czerwony jak burak wsiadł do swojej zdewastowanej Skody i odjechał. Na szczęście od tamtej pory go nie spotkaliśmy i mam nadzieję, że tak pozostanie.
zabawa sylwestrowa
Gość po całonocnym chlaniu do odcięcia rano wsiadł i bez czyjejkolwiek reakcji odjechał. Ot polska odpowiedzialność.
Odpowiedz@Sharp_one: Kilka osób oponowało, nawet kluczyki chcieli mu zabrać, jednak delikwent odepchnął kilkoro z nich i niemal biegiem dopadł do samochodu. Wielu imprezowiczów spało, inni nie mieli fizycznie siły na przepychanki ze wściekłym dryblasem.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: już nie ściemniaj wiem jak wyglądają te wasze "kilka osób oponowało". - Ej ale piłeś - Sp*erdalaj - No to ja swoje zrobiłem szerokiej drogi Telefonu też nikt nie miał, bramy zamknąć się nie dało etc. etc. Wymówki, wymówki, wymówki. Typowe polskie TO NIE MÓJ PROBLEM, ale jak coś się stanie to DLACZEGO NIKT NIE REAGOWAŁ?!
OdpowiedzNaprawdę zasnął w styczniu na zewnątrz i obudził się jak gdyby nic? Cała historia jest zmyślona.
Odpowiedz@dyndns: Nie jest zmyślona. Nie pamiętam dokładnie który to był rok, ale na pewno nie było wtedy śniegu. Facet miał na sobie bluzę a i wypite procenty musiały go rozgrzać. Nie znam się na procesach biologicznych zachodzących w ciele człowieka po spożyciu alkoholu, jednak faktem jest że zasnął oparty o samochód, a rano rozpoczął kłótnię z każdym kogo spotkał na drodze. Powiem szczerze: nie wiem co działo się w międzyczasie przez tych kilka godzin, gdyż sama już wtedy spałam.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: to musiało być naprawdę ciepło, bo alkohol rozgrzewa tylko chwilowo. Alkohol powoduje rozszerzanie naczyń krwionośnych – uczucie ciepła przychodzi bardzo szybko, ale wręcz ekspresowo następuje jego utrata. Dlatego zimą tak wiele osób pijanych zamarza na dworze.
Odpowiedz@Eko: O zamarzających pijanych słyszałam, ale jak już mówiłam: nie wiem co działo się odkąd awanturnik legł przy samochodzie do momentu, aż nie zaczął awantury rano. Mógł równie dobrze obudzić się, wejść do domu i ponownie zasnąć.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: nie twierdzę, że tak nie było. Wręcz przeciwnie, gościu musiał spać pod dachem, bo nawet w bardzo ciepłym styczniu temperatura w nocy musiała być niewiele powyżej 0. Przypuszczam nawet, że ktoś rozumny go do domu wniósł, bo sądząc po jego zachowaniu sam już nie byłby do tego zdolny. Odniosłam się do tego co napisałaś:" Nie znam się na procesach biologicznych zachodzących w ciele człowieka po spożyciu alkoholu".
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: Alkohol to pomógłby mu jedynie zamarznąć. Alkohol jak napisał @Eko rozgrzewa chwilowo. Dlatego przypadki zaśnięcia na dworze w zimie po alkoholu w 99% kończą się śmiercią.
Odpowiedz@dyndns: za to ja się trochę znam na procesach fizjologicznych. Alkohol powoduje rozszerzenia naczyń krwionośnych, zwłaszcza splotu naczyniowego pod skórą, co powoduje zwiększoną wymianę temperatury z otoczeniem i w konsekwencji obniżenie temperatury ciała (wytracenie ciepła przez krew, która wędruje do reszty organów, oziębia je...). Głównym producentem ciepła jest wątroba (ok. 40C). I mamy wyziębienie.
OdpowiedzFilmik nagrywany w nocy, na którym można rozpoznać konkretnego człowieka, też mi podpada.
Odpowiedz@Candela: Fimików było kilka, niektóre nagrywane z lampą. Poza tym dom był oświetlony kinkietami. Akurat konkretne postacie można było rozpoznać po ubiorze, zwłaszcza, że auto, które stało się obiektem dewastacji stało tuż przy domu.
OdpowiedzFejk aż miło :)
OdpowiedzSmieszne ale. 1) Nie wierzę ze ktokolwiek jest tak pijany, i moze sie ruszac zeby nie zorientował sie ze to jego auto. ladna, fajna, falszywa historia. 2) Nie mogl spac na zewnatrz, bo by nie wstał 3) Mial znajomych, oni nic nie zrobili? 4) Narąbany po uszy wstaje i jedzie? Serio? Nie bylby w stanie...
Odpowiedz@SirVimes: No to spieszę z tłumaczeniami. Ludzie po pijaku nie takie głupoty robią. Nie siedziałam w jego głowie, więc nie wiem na jakiej podstawie nie rozpoznał swego samochodu. Po drugie, już pisałam wyżej, że nie wiem co działo się w ciągu tych kilku godzin, od momentu jego zaśnięcia do porannego jazgotu, gdyż sama spałam. Prawdopodobnie albo wszedł do domu sam, albo ktoś mu pomógł. Znajomi znajomymi, ale z tego co pamiętam to z nikim się nie "trzymał", a jedynie lawirował od jednej grupki osób do drugiej. Co do ostatniego punktu, sytuacja poranna miała miejsce około południa. Wszyscy odsypiali całonocną zabawę, niektórzy byli mniej lub bardziej przytomni w zależności od "zaprawienia w boju". A wstać i odjechać jak widać był w stanie; niektorzy znajomi, którym urwały się filmy, a którzy wymiotowali podczas imprezy rano budzili się z bólem głowy ale szybko dochodzili do siebie.
OdpowiedzFajna historia, chociaz bardzo trudno uwierzyc, ze ktos moze byc zdolny do tak przeciez wielce wyczerpujacego fizycznie czynu, jak dokladnie opisano, a rownoczesnie na tyle pijany, ze nie poznaje, ze dewastuje WLASNE auto.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: no cóż- mój znajomy spędzał kiedyś sylwestra u dziewczyny, dość mocno się upił a fajki palili przed blokiem. i jak za którymś razem wyszedł na fajkę- to nie wrócił. okazało się, że właśnie taki pijany, kiedy nikt nie widział- poszedł do swojego domu. reszcie osób- reszta nocy upłynęła na szukaniu kolesia. a on rano się obudził we własnym łóżeczku.
Odpowiedz@hulakula: ja po pijaku w nowym mieście, kiedy tę trasę pokonywałam jedynie autobusem, a jakoś specjalnie nie wpatrywałam się przez okno wróciłam do domu. Autobus tam jechał 25 minut. Wróciłam inną trasą. Nie wiem jak.
OdpowiedzUjmę to tak. Historia fajna, nawet śmieszna i mogłaby być realna. Problem z nią jest taki, że słyszałem tą historyjkę (dokładnie identyczne zdarzenie) już jako 20 latek a obecnie mam 43
Odpowiedz@Iceman1973: Jakoś nie jest mi trudno uwierzyć, że w skali 40-sto milionowego kraju, na przestrzeni kilkudziesięciu lat, znalazło się dwóch, czy nawet więcej typków, którzy zachowali się w taki sposób.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: rozwiązanie jest trywialne - podrzuć linka do filmu, kawałka filmu, kilku klatek filmu - natychmiast zamkniesz gęby niedowiarkom.
Odpowiedz@SirCastic: Nie jestem w posiadaniu, któregokolwiek z nagrań, z tego co wiem to do sieci nikt ich nie wrzucił. Nie mam fizycznej możliwości, by załączyć tu filmik, choć patrząc po komentarzach, niewątpliwie by się to przydało.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: kilka osób nagrywało scenkę, gdy pijany gość masakruje swoje auto i nikt tego nigdzie nie zamieścił? Nie przesłał? W XXI wieku? No co za ludzie... najwyraźniej sami dyskretni i wyrozumiali.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: A te filmiki to pewnie po to nagrywali żeby na starość sobie w samotności popatrzeć i uronić łezkę "jak to drzewiej bywało..."
Odpowiedz@SunnyBaby: Bardziej po to by mieć dowód, że to nikt inny, tylko sam piekielny zniszczył ten samochód i bardzo słusznie zrobili, bo awanturnikowi w głowie się nie mieściło, że sam sobie zdewastował auto i wszystkim naokoło groził pozwami o zniszczenie mienia. Nie wiem czy ktoś zasilił internet tym popisem, w każdym razie ja nie natrafiłam nigdy na to nagranie.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: i tylko dlatego ten filmik nagrywała CHMARA osób? Co jeszcze wymyślisz, że po to, aby się upewnić, żeby ktoś przypadkiem nie skasował?
Odpowiedz@SirCastic: I co teraz powiesz? Ja uważam, że to fejk. Pani @ZjemTwojeCiastko zasłyszała tą historyjkę i postanowiła napisać "piekielną historię". Chmara osób kręciła i w necie pustka, chmara osób kręciła i filmik nie rozprzestrzenił się drogą "ej stary, prześlij mi to przez bluetooth". Wszyscy kręcili wyłącznie po to by mieć dowód, że "to nie ja zniszczyłem auto". No proszę!!!!
Odpowiedz@Iceman1973: Jak już pisałam: nie wiem czy filmiki trafiły do sieci. Zdecydowaną większość tych ludzi widziałam wtedy pierwszy i ostatni raz w życiu. Nie jestem jasnowidzem by wiedzieć czy filmiki rozeszły się po ich znajomych czy może w ogóle zostały usunięte.
Odpowiedz@ZjemTwojeCiastko: Aj...impreza u dobrego znajomego, kilka osób kręciło, z tego część z fleszami, a teraz nie wiesz... nie znasz się... nie orientujesz się..
Odpowiedz@SirCastic: Co ma fakt, że pamiętam kręcenie tych filmików do tego, że były one kręcone przez osoby dla mnie obce? Masa gości przyszła powiadomiona pocztą pantoflową, niektórych nawet gospodarz nie znał. Nie mnie oceniać to, że ich wpuścił. Powtórzę się: nie jestem jasnowidzem. Nie wiem co stało się z tymi nagraniami, gdy wszyscy się rozeszli. Ludzi, którzy byli tam obecni, w większości nie znałam i nie miałam z nimi kontaktu po tym Sylwestrze.
OdpowiedzNie rozpoznał swojego samochodu? Doprawdy? W czasach akademickich zdarzało mi się bardziej popić, nigdy na tyle bym nie rozpoznała swojej kurtki czy torebki, a mowa tu o SAMOCHODZIE. Dla faceta auto to jak dla kobiety para szpilek z najnowszej kolekcji.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 6 lipca 2016 o 20:19
Historia zmyślona na bank. Wpiszcie sobie na youtube Ziomek RBK - nocny krzyk.
Odpowiedz