Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historyjka studencka. Jeden z przedmiotów, na jaki miałem (nie)przyjemność uczęszczać, prowadziła pewna…

Historyjka studencka.

Jeden z przedmiotów, na jaki miałem (nie)przyjemność uczęszczać, prowadziła pewna Piekielna pani doktor.
Przedmiot klasyfikuje się w hierarchii pomiędzy 'może kiedyś w życiu mi się przyda' a 'zapchajmy studentom plan coby się nie nudzili'. Podobnie oceniony był prawdopodobnie przez 'górę', gdyż przydzielono mu jedynie 15h ćwiczeń oraz wykłady na 'zalkę'.

I tutaj wkracza Piekielna pani doktor. Jej ego zostało poważnie naruszone przez fakt, iż jej przedmiot jest tylko na 'zal'. Uznała go za tak ważny i niezbędny, iż zrobi nam z niego zaliczenie. Niby nic piekielnego, ma prawo - z tym, że materiał do nauki jaki nam narzuciła, był na oko dwa razy obszerniejszy niż materiał na najważniejszy przedmiot w semestrze. Cóż, bywa.

1. Szanowna Piekielna zarządziła zaliczenie w dniu, w którym mieliśmy od X czasu zaliczenie z jednego z ważniejszych przedmiotów - takiego, którego w przypadku oblania trzeba by powtarzać rok. Próby zmiany terminu bezskuteczne. Wobec tego wiadomo, na czym skupiła się większość studentów.

2. 'Egzaminu na zal' nie zdała blisko połowa. (nadmienię, że czasu dała tyle, żeby ledwo polecenia przeczytać, a sporo pytań otwartych tam było). Przydałby się termin poprawkowy, skoro Piekielna traktuje swój przedmiot jak wymagający egzaminu. Co ona na to? Terminy poprawkowe przysługują tylko w przypadku egzaminów, na 'zal' nie jest to przewidziane. W skrócie - płacić i latać za mną w przyszłym roku, mnie to nie obchodzi.

3. Rok kolejny. Ego pani Piekielnej nie zostało wystarczająco połechtane. W tym roku 'zabrania' wystawiać oceny ćwiczeniowcom. Robi jeszcze obszerniejszy egzamin z materiału wykładów oraz ćwiczeń, z którego będzie wystawiać oceny. Słowem - powtórka z rozrywki, z jeszcze większą partią materiału.

Ktoś prawdopodobnie zrobił małą burzę i w końcu ostro opier..dzielił Piekielną. Na tydzień przed terminem wystawiania ocen poinformowała, że "łaskawie pozwala" poprawiać oceny u ćwiczeniowców. Jeśli będzie pozytywna, zalki też wpisze. Ci mieli pytać niby również z materii wykładów oraz ćwiczeń, ale że to już normalni ludzie znający wagę przedmiotu - można było się z nimi dogadać.

Jedynym problemem byli warunkowicze z zeszłego roku. My mogliśmy podejść wyłącznie na 'starych' zasadach - materia z wykładu, jeden termin. Zdała go znów - niecała połowa warunkowiczów, mimo że dużo bardziej przyłożyli się do nauki.

Nie jestem studentem pt. "wykładowców chyba powaliło, że myślą że na studia to my się uczyć przyszliśmy". Jednak są przedmioty bardziej i mniej ważne oraz takie, na które nie powinno się tak naprawdę tracić czasu. Wygląda jednak na to, że sporej grupce przyjdzie bujać się z tym przedmiotem do końca swojej edukacji na tej uczelni.

by Mishon
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar NiePyskuj
8 8

To, że każdy profesor uważa, że to jego dziedzina nauczania jest najważniejsza nie jest niczym dziwnym. To, że nie pozwoliła wam poprawić, jest prawdopodobnie niezgodne z regulaminem studiów (polecam się tym zainteresować).

Odpowiedz
avatar themistborn
10 10

@NiePyskuj: Tylko najgorsze jest to, że tacy wykładowcy często ustawiają pod siebie jakieś zasady. Szkoda takiej skoczyć, bo może Cię u****dolić i po zabawie. Chyba, że dziekan albo prodziekan od spraw studenckich jest ogarnięty i może ją wziąć krótko.

Odpowiedz
avatar NiePyskuj
3 3

@themistborn: Fakt, na uczelniach zazwyczaj są kółka wzajemnej adoracji i jak jednemu podpadniesz, to możesz mieć ciężko do końca studiów. Nie wiem dokładnie jak wygląda procedura, bo u nas na szczęście wszyscy profesorowie przestrzegają przepisów (nawet niektórzy organizują więcej poprawek niż 1). Jednak nie możecie siedzieć i płacić, skoro poprawka wam się należała.

Odpowiedz
avatar Mishon
0 2

@NiePyskuj: poprawka właśnie według regulaminu studiów nam się nie należała. W regulaminie wyraźnie opisana jest liczba terminów poprawkowych dla egzaminów, ewentualnie zaliczania na ocenę - o terminach 'egzaminów na zalkę' w regulaminie mowy nie ma, toteż wszystko zależy od jej dobrej woli. niestety.

Odpowiedz
avatar NiePyskuj
0 0

@Mishon: Rozumiem. U nas nie ma takiej sytuacji, bo jeżeli jakiś przedmiot jest na zaliczenie, to albo jest prowadzony w formie ćwiczeń (właściwie tylko języki), albo zaliczenie za obecność (BHP, coś tam o wartości intelektualnej, takie 1-2 spotkania). Tak właściwie gdzie jest problem na egzaminie? Głównie za mało czasu? Czy jeszcze jakieś problemy? I byliście zobaczyć swoje prace?

Odpowiedz
avatar Mishon
1 1

@NiePyskuj: hm. za mało czasu było na pewno bardzo istotne - podejrzewam, że nikt na sali nie wyrobił się w czasie i nie napisał tyle ile chciał. drugim problemem był ogrom materiału, jak w historii - więcej niż na najważniejsze przedmioty w semestrze. Na marginesie na samym egzaminie niektóre pytania jeszcze spokojnie wykraczające poza ten zakres. Pracy osobiście nie widziałem - rok wcześniej wolałem nie zaogniać sytuacji, bo krążyły pogłoski że zrobi jeszcze termin poprawkowy. Odwidziało jej się. W tym roku mi się udało, więc już też się nie interesowałem - wiem że kilka osób pisało maila do niej, jednak w odpowiedzi otrzymali tylko informację że nie zdali i koniec.

Odpowiedz
avatar anonimek94
0 6

A ja nie rozumiem sensu zapychaczy na studiach. Ktoś mi wytłumaczy ten pomysł? U mnie czegoś takiego nie ma, albo coś jest potrzebne albo nie.

Odpowiedz
avatar inga
2 2

@anonimek94: Są co najmniej dwa powody: 1. wykładowca potrzebuje godzin do pensum 2. na każdym kierunku musi być jeden przedmiot niezwiązany bezpośrednio z tematyką studiów. Taki "odchamiacz", którym często bywa np. filozofia ;) Niestety, studenci niekiedy określają tym mianem także przedmioty, które w rzeczywistości są im potrzebne, choć jeszcze o tym nie wiedzą.

Odpowiedz
avatar anonimek94
-1 1

@inga: Ja nie uczę się w Polsce i może są inne zasady, ja miałam tylko te wykłady które były związane z moim kierunkiem i wszystko z określonego powodu. Jeśli, ktoś nazywa tak przedmioty które są potrzebne to tylko jego problem, chociaz szkoda że nie można takich wcześniej weryfikować.

Odpowiedz
avatar Imnotarobot
2 2

@anonimek94: Chyba tylko po to by nauczyciel dostał pieniądze a student marnował czas na uczenie się przedmiotu, który jest a. nieprzydatny i b. zapomni go po sesji.

Odpowiedz
avatar maggie
3 3

Moje doświadczenia z magistra pokazują iż najgorszymi wykładowcami są.. właśnie magistrzy. Strasznie wredni, uważający swój przedmiot za super ważny i mega nadgorliwi. Okropni ludzie.

Odpowiedz
avatar inga
0 0

@maggie: Też mi się tak wydaje. Z jednej strony czują się półbogami, bo wreszcie przeszli na drugą stronę barykady i mogą odpytywać młodszych kolegów. Nierzadko od razu "zapominają", że byli z nimi na ty. Ale z drugiej strony mają jeszcze bardzo słabą pozycję, zerowe doświadczenie i panicznie boją się, że studenci wejdą im na głowę, więc zgrywają groźnych. Z tego samego powodu bywają nadmiernie przywiązani do regulaminu. Jak profesor przymknie na coś oko, włos mu z głowy nie spadnie, ale jak magister coś zawali, może mieć kłopoty. Zresztą teraz doktorant to ni pies ni wydra, zarazem student, zmuszony do chodzenia na zajęcia i wykładowca, który sam je prowadzi. Bardzo często za darmo (czyli +10 pkt do frustracji i wredności).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@maggie: @inga Wszystko zależy od uczelni. Na mojej politechnice magistrowie byli właśnie zdecydowanie najlepsi, profesorowie (z jednym tylko wyjątkiem) byli wybitnymi mózgami i wybitnymi Ludźmi (przez bardzo duże L). Połowa doktorów za to, to były takie chamy i idywidua, że odechciewało się wszystkiego. To właśnie przez tę śmietankę zrezygnowałem z pracy naukowej w Polsce, nie chciałem pracować z takimi typami.

Odpowiedz
Udostępnij