Miejsce - Administracja jednego z miasteczek w niemieckiej westfalii.
W tym że przybytku do 3.06.2016 pracowało 6 Rosjan oraz 3 Polaków.
Dziś został tylko jeden Rosjanin. Powód? Biedni uchodźcy.
No ale do rzeczy, dnia 3.06.2016 każdy z nas dostał w firmie wypowiedzenie umowy, z pieczątką urzędu miasta. Wszyscy zostaliśmy zwolnieni z powodu "reorganizacji oraz pomocy ludziom dotkniętych katastrofą wojenną w rodzinnym kraju"
W skrócie. Miasteczko żeby być na czasie i nie wyjść na wroga cesarzowej Merkel, zastąpiło nas biednymi uchodźcami. Został tylko Siergiej bo jest technikiem, którego nie da się zastąpić biednym uchodźcą bez wykształcenia. A nas już tak, bo byliśmy tanią siłą roboczą.
Skoro to "państwowa reorganizacja oraz pomoc ludziom dotkniętym katastrofą wojenną w rodzinnym kraju" to i tak byśmy nic nie ugrali więc pogodziliśmy się z tym. W sumie praca i tak nie była z tych najlepszych, ale miała swoje plusy.
W każdym razie, dnia 6.06.2016 godzina 9 dostaję telefon z dawnej pracy, mam przychodzić natychmiast bo ŻADEN z tych "biednych ludzi dotkniętych katastrofą wojenną w rodzinnym kraju" się w pracy nie stawił :)
Taki telefon dostał każdy z nas, oczywiście wszyscy odmówili. Teraz każdy z nas ma pracę w prywatnych firmach, a z relacji Siergieja wiemy, że w administracji nadal starają się zatrudnić tych "biednych ludzi dotkniętych katastrofą wojenną w rodzinnym kraju" ale do dnia dzisiejszego bezskutecznie :)
Siergiej też na dniach odchodzi i tylko się zastanawia, czy wśród tych "biednych ludzi dotkniętych katastrofą wojenną w rodzinnym kraju" znajdzie się wykształcony technik na jego miejsce.
Oczywiście mieszkańcy miasteczka na forach czy portalach społecznościowych wyrażają swoje niezadowolenie, bo wielu rzeczy nie da się załatwić bez personelu, ale to nie nasz problem.
zagranica praca niemcy
Historia jest, delikatnie mówiąc, niezbyt wiarygodna. Nikt nie zatrudniłby w urzędzie osoby, która nie zna języka petentów.
Odpowiedz@JaNina: Hmm a gdzie tu jest podane że nie zna? Chodzi o tych mitycznych uciekinierów? Mogli podać że znają język na poziomie Native :) nie takie cyrki się widziało na CV, a że potrzebowali to wzięli od ręki 7 CV z brzegu... jak widać do tej pory szukają kolejnych chętnych :)
Odpowiedz@JaNina: Znajomy był wolontariuszem w jednym z takich obozów dla bojowników ISIS w Kalifacie niemieckim, formularze był wypełniane często niezgodnie z prawdą, bo ci biedni uchodźcy mocno agresywni są.
Odpowiedz@JaNina: chyba że myśli perspektywicznie- niedługo większość petentów będzie mówiło językiem zatrudnionego ;]
Odpowiedz@JaNina: Nie sądzę, żeby chodziło o pracowników urzędu jako takiego, gdzie jest styczność z petentami. Skoro Sergiej jest technikiem to podejrzewam, że raczej chodzi o jakąś "komórkę" urzędu np. remontowo - budowlaną, pielęgnacja terenów zieleni czy coś podobnego.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 czerwca 2016 o 13:14
@JaNina: Niekonicznie. Zależy jakie stanowisko. Np. administracja pod którą podlega moje mieszkanie z uporem maniaka zatrudnia dozorców (tzw Hausmeister) tylko ze Wschodniej Europy. Prawie żaden z nich nie mówi po niemiecku, a jeśli już to tylko podstawowe zwroty potrzebne do pracy. Dla mnie to nie problem - po słowacku, chorwacku czy czesku jakoś się dogadam, ale zastanawiam się jak reagują starzy Niemcy, którzy w dużym stopniu stanowią moje sąsiedztwo. Po drugie - Niemcy to na tyle różnorodny, gdzie mieszka tak wielu obcokrajowców, którzy nie mówią po niemiecku, że czasem znajomość określonych języków obcych jest większą zaletą niż sam niemiecki. Ja, co prawda, pracuję w gastronomii, więc interesuje mnie ta branża, ale nieraz widziałam ogłoszenia typu: "Szukamy kelnerki, wymagany włoski/grecki/chorwacki/arabski, znajomość niemieckiego w stopniu komunikatywnym będzie zaletą"
OdpowiedzHistoria - niewatpliwie zmyslona. Miasteczko, czyli nawet nie miasto, mialo w pracy w administracji (czyli malym urzedziku) az dziewieciu wschodnioeuropejczykow i to Polakow/Rosjan (a nie Niemcow, z pochodzenia zagraniczniakow). Urzedy miejskie niewatpliwie zatrudniaja na pisemna umowe, a w takiej nie istnieje wypowiedzenie w trybie natychmiastowym ("fristlose Kündigung") z powodu "reorganizacji oraz pomocy ludziom dotkniętych katastrofą wojenną w rodzinnym kraju". Kazdy sad pracy zaraz by skazal to miasto. Uchodzcy nie maja przez dlugi czas zadnego prawa do podejmowania pracy zarobkowej, nie mowiac juz o ich wielkich brakach jezykowych. Owszem umowa o prace moze byc rozwiazana z zachowaniem okresu wypowiedzenia z waznych powodow, ale te nie moga byc tylko humanitarne, zeby kogos innego na to same miejsc zatrudnic. Cala bajka wyssana z palca. Tylko dlaczego???
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: bo za hejt na leniwych muslimów można dostać sporo punktów i nawet Historię na Głównej. Co daje +30 do fejmu. Pytaniem jest tylko dlaczego Autor nie zarejestrował konta? Mógłby wtedy expić dalej.
Odpowiedz@vonKlauS: Bo autor nie ma pojecia o realiach w Niemczech, bo niby PIEKIELNI we wszystko uwierza, a tu - NIE. Trzezwo patrzac, narrator nie ma pojecia, jak to naprawde w Niemczech jest i jak "wielu" obcokrajowcow (Rosjan - czyli nie obywateli UE, oraz Polakow, czyli nie Niemcow), male miasteczko zatrudniloby sobie w administracji.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: A najlepsze, że taka bzdurna historia znalazła się na głównej... Nie jestem zwolenniczką przyjmowania ludzi jak leci, są o wiele lepsze i rozsądniejsze sposoby pomocy (z mniejszym potencjałem sprowadzenia terrorystów), ale wrzucanie wszystkich do jednego wora też mnie bardzo denerwuje.
Odpowiedz@ZaglobaOnufry: hmm po powtónym przeczytaniu muszę przyznać rację historia podejrzana To ze jest zatrudnionych sporo obcokrajowców to akurat możliwe (zależy co się kryje pod pojęciem miasteczko, mnie bardziej zastanowiło czy w Niemczech nadal są w obiegu pieczątki? Ja pamiętam taką anegdotę z Irlandii, firma chciała zarejestrować działalność na terenie Polski, żeby nie było duża międzynarodowa korporacja z siedzibą europejską na zielonej wyspie. I to wszystko się rozbiło o typową urzędniczkę (taka pani Halinka) przypięła się że nie "tak nie można bo nie ma firmowej pieczątki" na jakiś ważnych dokumentach. Ludzie w centrali zdębieli, bo firma nie ma czegoś takiego jak "pieczątka' owszem jest logo, papier firmowy itp, ale nie ma pieczątek. Sprawa została rozwiązana tak że po prostu lokalnie pracownik poszedł i wyrobił za rogiem urzędu:) jedyną w swoim rodzaju - raz użytą :)
OdpowiedzMało wiarygodna historia... Czyli że jak, zatrudnili uchodźców bez znajomości języka, prawa lokalnego, zwalniając wyszkolonych i sprawdzonych pracowników? Serio? Jaki to urząd, czym zajmowała się komórka? Ciekawe czy autor się wypowie...
Odpowiedz@duzy_minionek: autor ma w nosie komentarze i pytanie komentujących to najlepiej świadczy o wiarygodności historii...
OdpowiedzI wszyscy zwolnieni 3 dni później już znalezli zatrudnienie...
OdpowiedzTak się doszukujecie dziury, itp, a przecież " A nas już tak, bo byliśmy tanią siłą roboczą. " Autor mógł tam byc zatrudniony do koszenia trawy cyz zamiatania chodników i wcale nie dziwne, że do takiej roboty przyjmują obcokrajowców bez jezyka.
OdpowiedzSiostra mieszka w Berlinie od 25 lat. Wprawdzie w dzielnicy, w której mają dom, brudasów jest mało (nie mylić z prawdziwymi uchodźcami), ale już w okolicy miejsca pracy plenią się jak wszy. Dla uściślenia: Siora zajmuje dość wysokie stanowisko w berlińskiej centrali Mercedesa. We wrześniu jakiś ciemnoskóry świr chciał się chyba wysadzić w salonie firmowym, ale był słabo przeszkolony, bo zamiast wielkiego BUM gościu się podpalił. Jakoś go ugasili (nie wiem po co) i wiecie co się okazało? Je*any chciał się wysadzić, bo kierownik salonu odmówił mu podarowania jednego z aut będących na stanie. Za darmo. Bo mu się należy.
OdpowiedzFake jak stąd na Kamczatkę.
Odpowiedz