Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem pielęgniarką, pracuję w Anglii. Przed chwila odmówiłam bycia po raz kolejny…

Jestem pielęgniarką, pracuję w Anglii.

Przed chwila odmówiłam bycia po raz kolejny darmowym tłumaczem.
Dlaczego?

Parę lat temu, gdy zaczynałam w obecnym szpitalu, byłam jedyna polska pielęgniarka w szpitalu. W sezonie przyjeżdża mnóstwo Polaków do pracy w polu- truskawki itp. Poza tym w moim mieście jest sporo Polaków - może nie olbrzymie ilości, ale wystarczająco, żeby za każdym razem na zakupach usłyszeć parę soczystych przekleństw w ojczystym języku.

Zawsze, ale to zawsze jak byłam proszona o tłumaczenie, szłam bez problemów, czasami w ramach przerwy, czy po pracy. Nigdy nie było problemów, aż do momentu, kiedy zaczęłam być "sławna" i byłam proszona o tłumaczenie w przychodni, agencji pracy itp. Tak, ludzie potrafili przychodzić pod szpital, na mój oddział i prosić/wymagać tłumaczeń.

To, że to nie moja praca, że są darmowe linie z tłumaczem - nie docierało. Nie, mam iść i już. Jestem wystarczająco asertywna, żeby powiedzieć "nie" w jasny i dobitny sposób. Nie podoba się - trudno, książki skarg i zażaleń nie mam. Zdarzyło się nawet raz, że otrzymałam rozbawiony telefon ze szpitalnego działu skarg, że wpłynęła na mnie skarga że nie chcę tłumaczyć w moim prywatnym czasie... Napisana nota bene tak tragicznym angielskim/ponglish, że musiałam iść tam i przetłumaczyć o co dokładnie chodzi, bo biedacy wyłapali tylko moje nazwisko i 'complaint' (skarga).

Otrzymałam telefon z naszego odpowiednika SORu, czy mogłabym przyjść i tłumaczyć dla kobitki, która angielskiego ni chu- chu, ale trzyma się za serce i pojękuje. Nie ma problemu, zawsze pomogę w takiej sytuacji.
Wchodzę na oddział, witam się ze znajomą pielęgniarką, która po mnie dzwoniła i proszę o krótki opis sytuacji - wyniki badan itp.

W międzyczasie słyszę zza zasłony:
- No, k*rwa, kiedy ta pi@da przyjdzie, nie mam ty k@rwa czasu czekać, mam nadzieję że to nie ta k@rwa co ostatnio, bo ta ci@a nie chciała mi później tłumaczyć w agencji, co za k@rwa, co ona k@rwa ma innego do roboty... - i w tym stylu gadka. Z braku drugiego głosu w konwersacji wnioskuję, że przez telefon. Nie powiem, podniosło mi to trochę ciśnienie.... Przeczuwając gruby przekręt, włączyłam w telefonie dyktafon. Nie wiem czemu tak... Nigdy tego wcześniej nie robiłam... A okazało się, że bardzo dobrze zrobiłam.

Wysłuchałam historii od koleżanki, wchodzę za zasłonkę - zmiana o 180 stopni.
- O siostro, jak to dobrze, że siostra już jest, mamy problemy z agencją i się zdenerwowałam i mnie zaczęło tu tak gnieść, wie siostra, mi nie ma kto tłumaczyć, i to tak ciężko, ale jakby siostra mogła pomóc...
I wyciąga z reklamówki papiery z agencji pracy i podaje mi do ręki!

(Ja) - To ma pani te bóle w klatce piersiowej czy nie?
(P)acjentka - No w sumie nie, ale tak pomyślałam, ostatnio siostra mi pomogła, to może i teraz...
J - pomogłam, bo był medyczny problem, a nie dam z siebie robić debila i chodzić tu tłumaczyć dokumentów, bo to nie moja praca. Mam na oddziale pacjenta, zeszłam tu pomóc z dobrej woli. Jeśli nic panią nie boli, przekażę to siostrze prowadzącej...
(P) - Ja cię zniszczę! Ja zgłoszę, że chciałaś łapówkę za pomoc! Że mnie olałaś! Że nie chciałaś dla mnie tłumaczyć, a mnie boli!
(J) - No peszek, bo mam wszystko nagrane - i pokazuje telefon - więc tylko spróbuj... Wiesz, że teraz cię mogę udupić za próbę oszustwa? Nie wzywaj mnie nigdy więcej...
Przekazałam pielęgniarce opiekującej się nią że 'chorej' nic nie jest i żeby mnie do niej już nie wzywać...

I teraz siedzę i myślę... Czy naprawdę warto było jej się tak upokarzać? Mnie - po początkowym okresie wzburzenia - wszystko jedno, i tak będę chodzić i tłumaczyć, ale taka bezczelność się mi w głowie nie mieści. I jak dobrze, że jednak włączyłam ten dyktafon...

słuzba_zdrowia

by AJYSYT
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar fursik
22 22

Zawsze mnie to dziwi - jak strasznym ignorantem trzeba być, by mieszkać na stałe ileś czasu w danym kraju i nawet podstaw języka się nie nauczyć?

Odpowiedz
avatar PaniPatrzalska
5 9

@fursik: To zależy. Z angielskim akurat tak, bo w dzisiejszych czasach wszyscy się z nim codziennie stykamy, więc każdy coś tam kojarzy od małego. Po przyjeździe na Wyspy wystarczy niewiele wysiłku, żeby stopniowo coraz więcej ogarniać, na dobrą sprawę kilka tygodni spędzania czasu z tubylcami powinno załatwić sprawę, praca w angielskojęzycznym środowisku chociażby. Na początku jest ciężko, ale każdy powinien być w stanie dojść do poziomu komunikatywnego. Podobnie, chociaż na mniejszą skalę, wygląda sprawa z niemieckim, francuskim czy hiszpańskim. Ale spróbuj przenieść się do kraju, w którym obowiązuje jakiś bardziej nietypowy język. O, choćby fiński czy węgierski. Nauczenie się (od samego początku!) nawet podstaw potrzebnych do dwustronnej komunikacji (żeby nie tylko poprosić o chleb w sklepie, ale jeszcze zrozumieć odpowiedź, że chleba już nie ma, ale następna dostawa będzie za godzinę) jest czasochłonne i wymaga sporo pracy. A jeśli jeszcze ktoś w tej przykładowej Finlandii pracuje w angielskojęzycznym środowisku, w sklepie bez problemu dogada się po angielsku, ze znajomymi dla ułatwienia mówi po angielsku, to może mieć spore problemy z motywacją, żeby wkładać dodatkowy wysiłek, żeby fińskiego się uczyć. Wtedy język wpada do głowy dużo, dużo wolniej...

Odpowiedz
avatar Meliana
11 11

@fursik: W mojej miejscowości jest taki Niemiec - siedzi w Polsce od bez mała 20 lat, a dopiero od jakichś 3 odpowiada polskim "dzień dobry" na "dzień dobry" zamiast "guten Tag"... O dziwo, jakoś Kameruńczyk nasz język opanował bardzo szybko i obecnie już nawet akcentu prawie u niego nie słychać - obaj mają żony Polki, więc jak widać wszystko jest kwestią chęci...

Odpowiedz
avatar mijanou
3 3

@fursik: oj zdziwiłabyś się. Mi też się to wydawało niemożliwe, że ktoś siedzi w Anglii kilka lat i ani me ani be ani kukuryku po ichniemu nie mówi. Ale już mnie to nie dziwi. No bo w sklepie włoży do koszyka co tam chce albo pokaże palcem i zapłaci (o dziwo, liczyć funty umie dokładnie). A do załatwienia najprostszej urzędowej sprawy lub na wizytę lekarską prosi tlumacza.

Odpowiedz
avatar AJYSYT
7 9

@Papa_Smerf: przepraszam, ze wszystkich polskich liter akurat 'a-z-ogonkiem' nie mam na swojej klawiaturze.

Odpowiedz
avatar Papa_Smerf
-5 7

@AJYSYT: http://www.spolszcz.pl/- polecam. Sama używałam, gdy na służbowym komputerze nie mogłam zainstalować polskiej klawiatury. Wydawało mi się, że to jakaś moda językowa, coś w stylu pisanie "ja chce" zamiast "ja chcę". Cieszę się, że tak nie jest.

Odpowiedz
avatar AJYSYT
6 6

@Papa_Smerf: dzięki, spróbuję. Zawsze staram się używać polskich 'ogonków' tylko to nieszczęsne 'a-z-ogonkiem' nie wchodzi.... A używanie w zastępstwie 'à' mnie po prostu mierzi....

Odpowiedz
avatar konto usunięte
16 16

Ja sama znam osoby,które siedzą tu po 10 lat i nie potrafią powiedzieć "dzień dobry" po angielsku,ale tu wystąpiła taka bezczelność,szczypiące w oczy cebulactwo,że nie chce mi się w to wierzyć. Jak można przyjść do szpitala i truć dupę pielęgniarce o przetłumaczenie jakiś jeb...papierów z agencji? Po pierwsze,wypełnianie takich papierów to niezbyt skomplikowana sprawa,wystarczy translator w telefonie i założę się,że w dużych miastach są agencje z polskimi pracownikami,którzy przy tej papierologii pomogą. Po drugie,nie przyszło tej durnej babie do łba że może w tym momencie,zajmujesz się bardziej potrzebującymi pacjentami lub ratujesz im życie? Krul ma rację. Większość społeczeństwa to idioci.

Odpowiedz
avatar Lynxo
6 8

(Brak polskich znakow, sluzbowy laptop) Od 10 lat mieszkam w Irlandii, tlumaczyc przestalem jakies 5 lat temu. Dlaczego? Bardzo czesto tlumaczylem w sadach, komisariatach, adwokatach itp. Do tego stopnia ze duza czesc funkcjonariuszy znala mnie i mowila po imieniu. Zauwazyla to pewna grupa sebixow. W ramach wdziecznosci za tlumaczenia ktore kiedys sie dla nich odbyly zastalem moje auto bez lusterek i bocznej szyby. Ot taki wyraz podziekowania.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 czerwca 2016 o 12:35

avatar Locust
2 2

Co za baba! No rzeczywiście, co taka pielęgniarka może mieć do roboty, w szpitalu pije kawę, a po pracy pewnie nic nie robi, bo się leni. Ale tak to jest, zrób komuś przysługę, a zostanie zaliczona do twoich obowiązków. Odnośnie języka, jest naprawdę spora grupa Polaków na Wyspach, którzy uważają, ze angielski nie jest im do niczego potrzebny. Są polskie sklepy, polscy pracownicy w wielu instytucjach polskie fryzjerki, kosmetyczki, w pracy tez ktoś mówi po polsku... Wiec po co ten angielski? A w sytuacjach kryzysowych jest własnie takie żebranie o pomoc, bo nawet tego, ze chcą tłumacza, nie umieją powiedzieć.

Odpowiedz
avatar Nissa
4 4

Pozwoliłaś sobie wejść na głowę. Tłumaczę tylko w obecności personelu i zawsze jest to pomoc związana wyłącznie ze stanem zdrowia. Żadnych najść w miejscu pracy w prywatnych sprawach. Ludzie to mają tupet.

Odpowiedz
avatar miishq
4 4

Moja żona ma w pracy dokładnie takie same sytuacje, pracuje z nią około stu innych kobiet z Polski, dogadać potrafi się może około 3-5%. Co więcej, osoby te siedzą w Niemczech już od ładnych paru lat (3-5, a nawet i 10!), po niemiecku nie potrafią wymówić nawet swojego numerka (dwucyfrowego). Obracają się tylko w języku polskim, TV po polsku, lekarze po polsku. Ostatnio jedna nawet chciała, aby moja żona była jej tłumaczką podczas wizyty u ginekologa :)

Odpowiedz
avatar mesing
3 3

To może inaczej spróbuj. Wyznacz cenę za swoje usługi, oczywiście nic na gębę tylko na kwicie (wiem podatki dojdą, ale pokryje je zleceniobiorca). I co najważniejsze usługa płatna z góry. Wyceń swoją godzinę pracy np. na 25 funtów. Na pieniaczy to cena zaporowa a jak ktoś naprawdę będzie potrzebował pomocy to i tak przyjdzie i zapłaci z pocałowaniem rączki.

Odpowiedz
avatar conrad_owl
2 2

Tak... W czwartek miałem telefon od faceta, który kiedyś pracował ze mną. Niby, że internet nie działa, zadzwonić trzeba. Nie miałem czasu. W piątek SMS czy mam czas - raczej nie. Kogoś innego znalazł. Super. Facet odezwał się po roku, a kiedyś jego żonę zapraszałem z nim na kawę. Inny troje mi, że trzeba mu Windows przeinstalować. Spoko. Niby kolega to był, ale gdy mnie nie zaprosił na kawalerskie to jakoś nie chce mi się tracić czasu. Tacy ludzie zawsze są - pomóc raz i mają cię w d... dopóki znów pomocy nie zechcą.

Odpowiedz
avatar pierdut
-3 3

Polacy za granicą to jqbana zaraza, najgorsze co można spotkać będąc na urlopie czy w sprawach biznesowych. Po tej historii widać jacy nieudacznicy tam wyjechali bez wykształcenia, ludzkie śmieci, wrzody na dupie i karaluchy społeczeństwa

Odpowiedz
avatar lotos5
0 0

@pierdut: Wypraszam sobie

Odpowiedz
Udostępnij